Tak mi jeszcze coś przyszło do głowy. W ST mamy właściwie dwa systemy etyczne, jeden w księgach proroczych, drugi w księgach historycznych. Jahwe Izajasza czy Jeremiasza, któremu obrzydły dymy z całopaleń, bo złe ludzie robią krzywdę wdowie i sierocie (czy jak to szło), jest dużo sympatyczniejszy od Jahwe Mojżesza czy Jozuego, który decyduje, że dziewice Amalekitów można zgwałcić, ale dziewice Kananejczyków to już tylko wyrżnąć. A teraz co jest ciekawe: księgi prorocze są starsze, jeszcze sprzed niewoli babilońskiej, a historyczne młodsze, to dokonane przez kapłanów po powrocie do Judei kompilacje. Ewolucja starotestamentowej religijności to w tym okresie regres (progres widać dopiero w księgach machabejskich).
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.