zefciu napisał(a):No właśnie zakaz rozwodów ma wyjątki, więc to nie deontologia. Dlaczego? No bo łatwo można wyobrazić sobie kazusy/sytuacje etyczne, w których zasada miłości mówi "należy się rozwieść", a przecież Jezus jasno wskazał, że zasada miłości jest najwyżej ze wszystkich, więc w sytuacji konfliktu zasady miłości z zakazem rozwodów górę musi brać "konstytucja miłości".Mustafa Mond napisał(a): Deontologię na czysty utylitaryzm zmienił Jezus, który rzekł, że miłość jest najważniejsza i że stare obrządki formalne to takie nico.No właśnie nie do końca. Bo, po pierwsze, jak zwrócił już uwagę kmat — również w ST mamy mniej formalne podejście do religii. Po drugie zaś — w NT mamy np. naukę o rozwodach, która jest deontologiczna (i skutki jej sztywności odczuwamy po dziś dzień).
Każda lekcja moralna od Jezusa, która nie jest "konstytucją miłości", to tylko... wskazówka interpretacyjna. Wskazówka, która ma pomagać w dekodowaniu tego, co w danej sytuacji nakazuje miłość do każdego bliźniego i do Boga. Zatem zakaz rozwodów, nakaz bycia uległym (nadstawianie drugie policzka itd.) i każda inna nauka to tylko wskazówka, a nie sztywna deontologia, której zawsze i wszędzie się trzeba trzymać, bo przecież miłość w danej sytuacji może kazać się rozwieść, nie być uległym itd., a jakieś zachowanie trzeba wybrać (trzeba zawyrokować). Jezus systemowo powiedział zatem co do rozwodów coś na zasadzie:
"Prawie nigdy nie wolno się rozwodzić, bo nieskończona trwałość dobrze owocującego małżeństwa to wspaniała, romantyczna wartość, dzięki której aż mocniej zachciewa się żyć szlachetnym duszom. No ale wiadomo, że wedle miłości są wyjątki - przecież jeżeli Cię małżonek napindala, to wiadomo, że musisz się rozwieść, bo potrzebuję Cię całego, sprawnego, zdrowego i szczęśliwego w moim Królestwie Niebieskim".
A to że niekiedy w ST następowało mniej formalne podejście do religii może po prostu ukazywać, że Bóg miał jakieś wahania, wątpliwości, a czasem próbował nieco innych taktyk. Zbytnim uproszczeniem fabularnym byłoby, gdyby starotestamentowy Bóg w 100% szedł w formalizm. Kiedy jakakolwiek istota idzie w coś w całości? Bardzo rzadko, a jak już to zwykle są to istoty proste, które nie mają wnętrza niczym kalejdoskopowa mozaika, jeszcze od traum popękana. Poza tym jak dla mnie Bóg starotestamentowy się zmieniał pod wpływem czasu.
Co do reszty Twojego postu, to się jeszcze zastanawiam i jak na coś mądrego wpadnę, to napiszę potem.

EDIT
Nawet Jezus swoim życiem pokazywał, że wszystkie jego lekcje moralne, prócz zasady miłości, nie są deontologicznymi regułami bez wyjątków, lecz tylko wskazówkami. Dlaczego? Mówił przecież, że trzeba być cichym, uległym itd., a raz w świątyni się wkurzył i zaczął wywracać stoły. Po fakcie nie przeprosił, ani nie powiedział niczego w stylu: "ja tylko tak mogę robić, a wy już nie".
Nie ma bowiem żadnej sytuacji w życiu, gdy z zasady miłości nie można wyciągnąć tego, co należy uczynić. Miłość zawsze coś nakazuje. Jednakże wyrokowanie na tej zasadzie bywa trudne, więc Jezus dał masę "humanistycznych rad", które mają pomóc w dekodowaniu. Tyle że nawet te rady bywają nieraz ze sobą sprzeczne, no bo co jeżeli ktoś powie: "daj mi swoją suknię i rozwiedź się z żoną"? Zakaz rozwodów mówi jedno, a zasada uległości mówi drugie. Nie można zatem wszystkim wskazówkom czynić zadość zawsze, co tylko potwierdza tezę, że nie są deontologiczne.

Zatem każda lekcja moralna od Jezusa, prócz zasady miłości, zawsze musi być poprzedzona zwrotem: "zgodnie z zasadą miłości raczej...". Etykę jezusową należy pojmować systemowo niczym prawo.