zefciu napisał(a): A konkretnie co sprawiło, że wybrałeś akurat tę denominację? Z ciekawości pytam.Szereg powodów. Najbardziej zgadza się z moim odczuciami, najbardziej mi "leży". Pewnie nie uda mi się tego dokładnie wyrazić, ale spróbuję.
Co tu ukrywać - od razu zaznaczę że najważniejsza jest dla mnie spowiedź ogólna.
Do tego największa zgodność charakterów - mam poczucie że to środowisko najbardziej do mnie pasuje, tudzież że ja do niego. Uczuciowo i intelektualnie. Najbardziej do mnie przemawia.
Byłem już kilka razy na mszy w kościele polskokatolickim (który należy do kościołów starokatolickich). Tam czuję jakby największą miłość. Czasami otwarty jest przedsionek, to przychodzę tam sobie uklęknąć na chwilę.
Czytałem też książkę "W imię Boga przeciw Kościołowi" (Jean Mathieu-Rosay) i to też ze mną "zarezonowało".
Gdy czytałem o transsubstancjacji ostatnio na wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Transsubstancjacja), to też najbardziej do mnie przemawia ichnie podejście: "Kościoły starokatolickie wierzą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, choć nie definiują jej jako „przeistoczenie”. Widzą ją jako uobecnienie ofiary Chrystusa pod znakami chleba i wina."
Generalnie, nie chcę nikogo tutaj urażać, ale w moim odczuciu jest to jedno z "najinteligentniejszych" chrześcijańskich wyznań (jeśli nie najinteligentniejsze) jakie znam.
Spodobała mi się tez osoba księdza [no homo, żeby nie było ].
Generalnie odstręcza mnie od wszelkich wyznań "agresywnych", które odbieram jako aroganckie.
Podoba mi się też odwoływanie się do kościoła niepodzielonego, sprzed wielkiej schizmy.
Podoba mi się też, że jest to kościół skromniejszy. No i czuję się w nim bardziej ceniony. Nie ma tego zatracenia w masie, w tłumie.
I jest bardziej otwarty, ekumeniczny. Kazania też były spoko (nie licząc tego że biskup mówi w taki sposób, że bolą uszy ).
Generalnie, podsumowując, darzę ten kościół największą sympatią i czuję się w nim najlepiej - także pod względem intelektualnym. W KrK miałem taki dysonans i poczucie jakbym był traktowany infantylnie.
Elbrus napisał(a): Najpierw nawróciłeś się na chrześcijaństwo, bo uznałeś prawdę jego kerygmatycznego przesłania, a potem zacząłeś szukać wyznania, które najbliżej się go trzyma, czy od razu zobaczyłeś, że jakiś Kościół jest tym prawdziwym, apostolskim?To bardziej uczuciowa decyzja. To chrześcijaństwo gdzieś tam we mnie zawsze było, ale jakby się od niego odciąłem. Generalnie można też powiedzieć, że "znudził mi się buddyzm". Tzn. zauważyłem, że jednak chrześcijański Bóg daje mi nieporównanie więcej. Jak trwoga to do Boga się zwracam. W tych wszystkich buddyzmach jednak jakaś taka pustka. A tutaj miłość i świętość i wsparcie. Stwierdziłem, że chcę to odnowić. Gdzieś tam się zagubiłem, a teraz odnalazłem z powrotem drogę do Boga.
Aaa, jeszcze - nawróciłeś się, czy jesteś w procesie nawracania? Bo niektórym chrześcijaństwo podoba się z papierka, a co jest po odpakowaniu, to dopiero później dokładnie sprawdzą - dlatego się dopytuję.
Stwierdziłem: chromolić rozum. Odstawiam na bok pychę i wracam do wiary. "Boże, przepraszam i proszę Cię o pomoc". To jest moja najlepsza praktyka duchowa, gdy wszystko inne zawodzi, po którą sięgam w sytuacjach kryzysowych. Generalnie miałem ostatnio kryzys. Wczoraj gorliwie poprosiłem Boga o pomoc i otrzymałem ją w ciągu pół godziny. Wiem, że na Bogu mogę w ten sposób polegać.
Co do apostolskości, to jest wiele kościołów "apostolskich", a starokatolicki jest jednym z nich. I mam poczucie, jakby to własnie on najlepiej realizował naturę Boga, który jest miłością. A zarazem jest w moim odczuciu jakby najinteligentniejszy i najmądrzejszy. A przynajmniej najbardziej do siebie pasujemy.
Elbrus napisał(a): Jeśliś głupi, to pewnie szkód żadnych nie widzisz. Mądry konwertyta rozważy, że za wyznawanie fałszywej religii może trafić do piekła na wieki.Tu już zefciu za mnie odpowiedział
"No ciężko, żeby pod tym względem konwersja z niewiadomoczego na starokatolicyzm mogła być szkodliwa…"
"Konsultuję" (nie wiem jak w tej chwili to lepiej opisać) to z Bogiem , nie mam żadnego lepszego doradcy w tych sprawach. Pewnym przybliżeniem będzie, że idę za głosem serca, inspirowanym w relacji z Bogiem.
Jaką inną religię miałbym wybrać? Islam? Taka decyzja wypływałaby u mnie z "niskich wibracji", ciężkich energii, z takiej depresyjności, zatwardziałości, arogancji, agresji. Z mroku we mnie. Wzmacniałbym swój mrok. Wybieram decyzję wypływającą z lekkości, będącą najbliżej miłości, bo Bóg jest miłością. Sorry za tę poezję.
Elbrus napisał(a): wiecznymi mękami będziesz się martwił po śmierci, racja.Gratuluję poczucia humoru Wieczne męki, czyli że Islam miałby się okazać prawdziwy?
Bóg, który jest sadystą, miałby stworzyć świat, w którym jest tak wiele miłości, spokoju i dobra? Jak Bóg, który jest sadystą, mógłby być źródłem dobra? To mi się nie zgadza.
Oczywiście teoretycznie zawsze mogę się mylić, nigdy nic nie wiadomo. Teoretycznie więc może powinienem na wszelki wypadek podporządkować się lękowi i obstawić złego Boga? Jeśli Bóg jest miłością, to i tak wybaczy, nie? Ale takie podejście jakoś kłóci się z moim systemem uczuciowym. Z moją intuicją. Oczywiście fajnie byłoby gdyby rozum się z nią zgodził. Ale moje doświadczenie jest takie, że rozum jest u mnie z reguły kilka kroków za intuicją.
Boże, proszę Cię o pomoc...
Elbrus napisał(a): Edycja:A, to mi jeszcze zostało z wcześniej. Ale w sumie mogę odnieść.
Właśnie przeczytałem aktualny podpis w stopce.
"Religion is for people who fear hell, spirituality is for people who have been there." - David Bowie
Jak to odnosisz do doktryny o piekle w starokatolicyzmie?
Piekło to nie jest miejsce wiecznych mąk, ale zamknięcie się na miłość, na Boga, na życie. Na przykład jeśli w obliczu niepokoju kieruję się lękiem i chowam się w sobie, to właśnie zamykam się w piekle. A jeśli wybieram wejście w niepokój, w nieznane, to mam radość i wolność. Jeśli zamykam się na miłość, to zamykam się w piekle. Jeśli wybieram miłość, to wychodzę z piekła. Po śmierci zasada jest ta sama. Warto kształtować dobre nawyki.
Piekło jest wieczne, jako możliwość. Ale to nie znaczy że nie można z niego wyjść. Mamy wolną wolę i możemy wybrać. Tylko że za każdym razem gdy wybieramy piekło, psujemy sobie duszę i coraz trudniej nam z niego wyjść. Wzmacniamy niekorzystny nawyk. Zaufanie Bogu pozwala wyjść z piekła.
Osobiście wierzę w możliwość powszechnego zbawienia - wolność nie zostanie nigdy odebrana. Po prostu konsekwencje mogą być takie że droga z piekła do nieba może być utrudniona przez nasze nawyki, które kształtujemy. I w związku z tym może najpierw nawet bardzo długo być cierpienie, płacz i zgrzytanie zębów.
Elbrus napisał(a): A który konkretnie starokatolicyzm? Bo kiedyś było to co innego, później dołączali różni mariawici, polskokatolicy, a teraz jeszcze różne kierunki rozwoju teologicznego i dyscyplinarnego przed starokatolikami są otwarte - dlatego dopytuję.Kościół polskokatolicki jest mi najbliższy.
zefciu napisał(a): Takie „a co mi szkodzi” w istocie dziwnie brzmi. Większość ludzi w czasie konwersji odczuwa „zakochanie” w wierze. Ale przecież takie zakochanie niczego nie gwarantuje. Przeto nie widzę powodów, aby deprecjonować jakoś prawdziwość wyznania neurozy.Takie "zakochanie" też u mnie występuje. Połączone z wdzięcznością, ulgą i radością, że rozwiązałem problem, odnalazłem drogę, tudzież zostałem obdarowany łaską odnośnie czegoś co kiedyś utraciłem/zatraciłem. I że mi się coś zintegrowało, poukładało. Że przebyłem długą drogę, ale odnalazłem coś co zatraciłem przed laty. Wyszedłem, poszedłem na około i wróciłem w pobliże, choć już pod innym kątem, na innych zasadach, na innych warunkach. Aż wzruszenie czuję, gdy o tym teraz myślę. Przeszedłem od tamtego czasu głęboką transformację, więc jakby wracam, ale wszystko jest tak naprawdę inaczej. Nie wiem jak o tym lepiej opowiedzieć w tej chwili.
Choć może nie jest jakieś mega intensywne/euforyczne "zakochanie", bardziej takie subtelne.
"A co mi tam", to taki emocjonalny wyraz. Też nie wiem jak go dokładnie w tej chwili wyjaśnić. Trochę jakby pożegnanie z pychą, ze stawiania rozumu ponad wiarą. Rozum mogę mieć wyrafinowany, ale tak naprawdę to moja wiara jest prosta jak budowa cepa. Po prostu kocham Boga. Reszta to intelektualne wygibasy, które staram się konsultować ze swoją relacją z nim, aby jak najwięcej tej relacji się w nich wyraziło.
"A co mi tam szkodzi" to zarazem w sumie takie zorientowanie się, że tak naprawdę nie ma za bardzo powodów, aby tego nie zrobić. I tak to jest mi bliskie. Takie pozytywne zdziwienie, że przecież w sumie to jest jednak takie łatwe obecnie. Że naprawdę czemu nie.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
May all beings be at ease.
May all beings be happy