To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pracowitość, bezrobocie i socjal a mentalność i kultura
Sebrian napisał(a): Ale póki mogą jeździć, to jeżdżą i niejeden mechanik mi mówił, że z tego względu wielu ludzi woli inwestować w kilkunastoletnie auta niż kupować nowsze. Nasze ma jeździć do samego końca - jego czy naszego Oczko

Też się spotkałem z tą opinią.

Ostatnio mechanik opowiadał mi, że jego znajomy kupił za grube pieniądze używane (chyba dwu lub trzy letnie) audi Q8. W tym audi jest jednak jakiś problem z komputerem, który powoduje, że wyłączany jest napęd i samochód się zatrzymuje. Nikt nie potrafi tego naprawić. W efekcie znajomy tego mechanika boi się jeździć tym audi i używa swojego starego auta, do którego ma zaufanie. Poza tym lampa do takiego Q8 kosztuje podobno 5 tys. złotych.
Odpowiedz
Slup napisał(a): Masz rację, że świadczy. Jednak lubię swój (już prawie pełnoletni) samochód z prostym silnikiem benzynowym i tanimi częściami. Ma wszystko, czego mi trzeba

No nie wiem. Mam dwa pełnoletnie auta i zaczynają się powoli sypać. I naprawy i części jednak zżerają trochę kasy...

Teraz to chyba najlepiej takie 10-letnie auta kupować. Bo te nowsze są robione na 5 lat działania.

Mój kumpel oszczędził prawie 40k i chciał po raz pierwszy w życiu wziąć zupełnie nowe auto z salonu (oczywiście z dobraniem kredytu) to po wielu wojażach po salonach poddał się. Zwykłą kię ceed zaoferowano mu za 120k, a np. w takim salonie Forda jego kolega tam pracujący powiedział mu tak: "jak zamierzasz wziąć ten model, to sprzedaj go po 2 latach, bo zacznie w nim szwankować to, to i to". I ogólnie te nowe auta są wszystkie z jakimiś śmiesznymi silniczkami od kosiarki które przy 200k przebiegu dokonają żywota swego.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Nie wiem czy ma Cię pocieszyć, ale podatki to normalna sprawa. Zresztą zrób sobie eksperyment myślowy. Państwo Ci nic nie zabiera, ale też absolutnie nic nie oferuje. Policz ile miesięcznie byś w ten sposób zyskał na rękę i zastanów się czy wystarczyłoby to chociaż na opłacenie czesnego w prywatnej szkole dla wszystkich Twoich dzieci.

Wiesz, myślę że jak państwo nie zajmowałoby się edukacją, to ilość prywatnych szkół i wysokość czesnego byłyby inne.

DziadBorowy napisał(a): No nie. Ceny wszystkiego nie są europejskie. Niektóre rzeczy są takie same lub droższe, ale ogólne koszty życia są u nas mniejsze. W porównaniu na przykład do krajów skandynawskich dużo mniejsze

A ile benzyny możesz sobie kupić za te same pieniądze w Niemczech i w Polsce?

DziadBorowy napisał(a): Ale nowe auto jako wyznacznik bogactwa też jest bez sensu.

Jak to nie? W Polsce jeździmy autami które w Niemczech poszłyby na szrot.

Niemcy są bogate a my na wiecznym dorobku. Przypadeg? Nie somdze.

DziadBorowy napisał(a): Nic nie mam do pełnolenich aut - jeżeli są zadbane i sprawne to ich utrzymanie jest nawet tańsze niż tych nowych. Zresztą dawniej silniki spokojnie wytrzymywały po 500 tysięcy kilometrów. Teraz większość pewnie o tym może pomarzyć. Bo założenie jest takie, żeby nowe auto zmieniać co 5 lat. Bo musi być wzrost PKB.

Dobrze, zgadzam się, że te najnowsze są jakościowo gówniane, ale takie ok. 10-letnie autko które jeszcze się nie załapało na downsizing silnika będzie mniej problematyczne niż 19-letnie.

Moje ma super duper wytrzymały silnik, ale już ze starości musiałem powymieniać wszystkie sprężyny, amortyzatory, poduszki. W zeszłym miechu posypał się ręczny, wcześniej jeszcze ze starości przeciekł przewód z płynem od sprzęgła, a w samochodzie żony tak bardzo rdza zeżarła podwozie, że jedno koło praktycznie odpadło i trzeba było całą tylnią belkę wymienić. A mój samochód teraz po raz ostatni przeszedł przegląd bo progi ruda zeżarła bardzo mocno. Także czeka mnie jeszcze jeden wydatek z wymianą progów. Także ten... idzie trochę kasy na te auta...

DziadBorowy napisał(a): Jest coś takiego jak inflacja trybu życia. Im więcej zarabiasz tym więcej wydajesz, im więcej wydajesz tym więcej musisz zarabiać. Wiele osób twierdzi, że jakby miało jeszcze te 2,3,4 tysiące więcej to by im wystarczyło na wszystko, ale wielu jak tą kasę dostają to dalej im brakuje.

Nie wiem, może w przypadku części ludzi to pasuje. Ja niby jako tako dobrze zarabiam ale tego kompletnie nie odczuwam. Od lat nie kupuję nowych ubrań, nie jeżdżę na wakacje, nie chłam, nie palę. Nie wiem kurwa jak to możliwe. Chyba te dziecioki sporo kosztują. Auta, jedzenie. Nie wiem, dla mnie to masakra, że zapierdalam i zarabiam, a starcza po prostu na normalne, albo dla niektórych - nienormalne życie.

DziadBorowy napisał(a): Ale to jest standardowy przykład "pracuj mądrze a nie ciężko". Twój tata pracował w kraju z dużymi zarobkami i transferował pieniądze do kraju z niskimi kosztami życia. Gdyby nie wyjechał za granicę, to ta ciężka praca dałaby znacznie mniejsze efekty.

Ale on tam zagramanicą ciężko pracował. A może dajesz fałszywą alternatywę? Może pracuje się mądrze i ciężko...

DziadBorowy napisał(a): Nie no świetne rozwiązanie. Likwidujemy etaty i każdy niech założy swoją firmę lub JDG to będzie dobrobyt

No na pewno wydajność jest większa na jdg niż na etacie. Możesz się z tego śmiać ale ludzie wykonywaliby więcej usług lub dóbr/produktów.

Sebrian napisał(a): W moim poście bardziej chodziło, że mimo zdrowego prowadzenia się i tak mam już pierwsze, dotkliwe problemy zdrowotne, których np. mój ojciec nie miał.

Ok, rozumiem. No różnie w życiu bywa. No ale to jakieś pojedyńcze przykłady.

Sebrian napisał(a): No pewnie, że mają. Nawet moja urzędowa praca niesie, wbrew pozorom, zagrożenia fizyczne Ot, choćby psuje wzrok, kręgosłup, sprzyja hemoroidom, a w czasach powszechnego kserowania to czasami już mnie ciągnęło od smrodu tonera. No ale mam z drugiej strony takich np. brukarzy, którzy całymi dniami klęczą w słońcu, to ich zdrowie na pewno dostaje w dupę bardziej od mojego. Nie stawiałbym więc linii podziału między etatowcami, a osobami na JDG, bo można być fizycznym etatowcem i umysłowym JDG-owcem.

Masz sporo racji, ale jakieś tam różnice i tak są niezależnie od tego czy się jest fizycznym czy umysłowym - raczej na pewno na jdg pracuje się sporo więcej niż na etatowych 8h dziennie.

Sebrian napisał(a): . I jestem pewien, że spora część tych przypadków była spowodowana przemęczeniem.

No tak. Może tak być i zapewne tak się dzieje. Osobiście póki co trzymam fason i jeszcze nigdy nic mi się nie stało chociaż raz drabina aluminiowa pękła pode mną i runąłem na ziemię.

Sebrian napisał(a): Prędzej czy później trzeba je będzie zmienić, bo albo się rozsypią, albo z jakiś obiektywnych czynników nie zostaną dopuszczone do ruchu. Ale póki mogą jeździć, to jeżdżą i niejeden mechanik mi mówił, że z tego względu wielu ludzi woli inwestować w kilkunastoletnie auta niż kupować nowsze. Nasze ma jeździć do samego końca - jego czy naszego

Ja np. muszę inwestować w stare bo w razie czego zawsze mam te parę tysięcy na naprawę, a nigdy nie mam 30k-40k żeby kupić jakieś nowsze, porządne auto.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Wiesz, myślę że jak państwo nie zajmowałoby się edukacją, to ilość prywatnych szkół i wysokość czesnego byłyby inne.

Nie sądzę. Po pierwsze w tym biznesie raczej nie ma redukcji kosztów wraz ze wzrostem skali. A po drugie obecnie szkoły prywatne konkurują głównie z darmowymi szkołami publicznymi, co dodatkowo ogranicza ceny.


Cytat:A ile benzyny możesz sobie kupić za te same pieniądze w Niemczech i w Polsce?

Za 100 złotych w Polsce kupisz 16,5litra E95 a w Niemczech 13,6 litra
https://www.e-petrol.pl/notowania/rynki-...try=polska


Cytat:Jak to nie? W Polsce jeździmy autami które w Niemczech poszłyby na szrot.

https://fleet.com.pl/wiadomosci/polska-n...-w-europie
Niemcy jeżdżą autami średnio 4,5 roku młodszymi niż Polacy.

A auto jako wyznacznik bogactwa to na prawdę wujowy wyznacznik bogactwa.
Bogatsi od nas Czesi jeżdżą jeszcze starszymi autami. Dodatkowo średni wiek pojazdów w Polsce jest prawdopodobnie zawyżony, bo w systemie są wciąż ujęte auta, których w rzeczywistości już dawno nie ma.
https://www.master1.pl/blog/cepik-strasz...i-duszami/

Cytat:Niemcy są bogate a my na wiecznym dorobku. Przypadeg? Nie somdze.

W innym wątku już padło to pytanie. Jak długo jeszcze będziemy używać wymówki, że jesteśmy na dorobku i co musi się stać abyś uznał, że już się dorobiliśmy. Obecnie poziom życia w Polsce jest gdzieś pomiędzy Portugalią i Hiszpanią. (chociaż wydaje mi się że Hiszpanię też już przegoniliśmy - bo dane w artykule są z 2022)

https://www.money.pl/gospodarka/podnosi-...8592a.html



Cytat:Nie wiem, może w przypadku części ludzi to pasuje. Ja niby jako tako dobrze zarabiam ale tego kompletnie nie odczuwam. Od lat nie kupuję nowych ubrań, nie jeżdżę na wakacje, nie chłam, nie palę. Nie wiem kurwa jak to możliwe. Chyba te dziecioki sporo kosztują. Auta, jedzenie. Nie wiem, dla mnie to masakra, że zapierdalam i zarabiam, a starcza po prostu na normalne, albo dla niektórych - nienormalne życie.

Zrób sobie przez dwa, trzy miesiące dokładny bilans wydatków. Po prostu notuj wszystko na co wydałeś kasę i wrzucaj je do poszczególnych kategorii. Będziesz wiedział, czy faktycznie masz takie koszty czy też czy kasa gdzieś po prostu wycieka.

Cytat:No na pewno wydajność jest większa na jdg niż na etacie. Możesz się z tego śmiać ale ludzie wykonywaliby więcej usług lub dóbr/produktów.

Czyli najbogatszym państwem na świecie jest obecnie Niger?
https://x.com/tomlasocki/status/1859900051457466687
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): A ile benzyny możesz sobie kupić za te same pieniądze w Niemczech i w Polsce?

Źle sformułowane pytanie. Wszakże Niemcy zarabiają średnio 2.5 razy więcej.
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Zrób sobie przez dwa, trzy miesiące dokładny bilans wydatków. Po prostu notuj wszystko na co wydałeś kasę i wrzucaj je do poszczególnych kategorii. Będziesz wiedział, czy faktycznie masz takie koszty czy też czy kasa gdzieś po prostu wycieka.
Nie wydaje mi się, żeby lumber zarabiał jakoś szaleńczo więcej niż ja, a mnie starcza na w miarę wygodne życie pojedynczej osoby i pewne szaleństwa, ale nie mam dzieci ani kredytu. Podejrzewam, że lumber jest megaracjonalny.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Nie sądzę. Po pierwsze w tym biznesie raczej nie ma redukcji kosztów wraz ze wzrostem skali.

Dlaczego? To dziwne. Zawsze jest efekt skali. Im więcej nauczycieli i szkół tym większa między nimi konkurencja o ucznia, a tym samy w efekcie końcowym cena usługi powinna być korzystniejsza dla ucznia.

DziadBorowy napisał(a): A po drugie obecnie szkoły prywatne konkurują głównie z darmowymi szkołami publicznymi, co dodatkowo ogranicza ceny.

Nie ma darmowych. Płacimy na nie w podatkach przez co nie mamy pieniędzy na szkoły prywatne, których nie jest zbyt wiele bo praktycznie monopolistą są państwowe "darmowe". To jest niestety błędne koło, które będzie ograniczało możliwość zmian na lepsze.

DziadBorowy napisał(a): Za 100 złotych w Polsce kupisz 16,5litra E95 a w Niemczech 13,6 litra
https://www.e-petrol.pl/notowania/rynki-...try=polska

Hans Żydenstein napisał(a): Źle sformułowane pytanie. Wszakże Niemcy zarabiają średnio 2.5 razy więcej.

No więc właśnie chciałem o tym napisać. Za tę samą ilość pieniędzy możemy kupić prawie że taką samą ilość paliwa tyle tylko, że u szwabów ludzie zarabiają sporo więcej, czyli mogą kupić sporo więcej paliwa oraz wielu innych rzeczy.

DziadBorowy napisał(a): Niemcy jeżdżą autami średnio 4,5 roku młodszymi niż Polacy.

No, a jak się te auta robią odpowiednio stare, to idą na szrot w sensie, że do tureckich komisów, z których to już skupują i sprowadzają je do naszej ojczyzny Polacy. Cofnie się licznik i od razu samochód lepiej jeździ.

DziadBorowy napisał(a): Bogatsi od nas Czesi jeżdżą jeszcze starszymi autami. Dodatkowo średni wiek pojazdów w Polsce jest prawdopodobnie zawyżony, bo w systemie są wciąż ujęte auta, których w rzeczywistości już dawno nie ma.

No to Czechów w takim razie nie rozumiem. Może lubią jeździć do mechaników.

Co do zawyżonego wieku pojazdów, to mam nadzieję, że masz rację.

DziadBorowy napisał(a): W innym wątku już padło to pytanie. Jak długo jeszcze będziemy używać wymówki, że jesteśmy na dorobku i co musi się stać abyś uznał, że już się dorobiliśmy. Obecnie poziom życia w Polsce jest gdzieś pomiędzy Portugalią i Hiszpanią. (chociaż wydaje mi się że Hiszpanię też już przegoniliśmy - bo dane w artykule są z 2022)

No to dobrze, cieszę; chociaż tego osobiście nie odczuwam. Wiem tylko tyle, że za rządów PiSu z 500k Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie teraz zrobiło się 1.700k.

DziadBorowy napisał(a): Zrób sobie przez dwa, trzy miesiące dokładny bilans wydatków. Po prostu notuj wszystko na co wydałeś kasę i wrzucaj je do poszczególnych kategorii. Będziesz wiedział, czy faktycznie masz takie koszty czy też czy kasa gdzieś po prostu wycieka.

No nie wycieka. Idzie na potrzebne rzeczy. Po prostu co mogę to odkładam na tą jebaną kotłownię aby spełnić mokre sny ekologów, żeby uratować nasz świat.

Iselin napisał(a): Nie wydaje mi się, żeby lumber zarabiał jakoś szaleńczo więcej niż ja, a mnie starcza na w miarę wygodne życie pojedynczej osoby i pewne szaleństwa, ale nie mam dzieci ani kredytu. Podejrzewam, że lumber jest megaracjonalny.

Myślę, że jak się wyciągnie średnią z lepszych i gorszych miesięcy to wyjdzie mi koło 7k na rękę. Źle nie jest, no nie narzekam, ale szału też nie ma. Da się przeżyć, ale kurde nie za wiele się odkłada. A wcale nie jestem typem rozpierdzielacza kasy.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Dlaczego? To dziwne. Zawsze jest efekt skali. Im więcej nauczycieli i szkół tym większa między nimi konkurencja o ucznia, a tym samy w efekcie końcowym cena usługi powinna być korzystniejsza dla ucznia.

Po pierwsze większa liczba uczniów to większa liczba potrzebnych nauczycieli. Przecież nauczyciel nie rozdwoi się i nie będzie jednocześnie uczył w dwóch różnych klasach. Po drugie gdyby zlikwidować publiczne szkolnictwo mielibyśmy olbrzymi wzrost popytu na usługi prywatne. A wzrost popytu to wzrost ceny. W obszarze usług "niezbędnych" tak jak edukacja czy opieka zdrowotna działanie konkurencji jest mocno ograniczone poprzez konieczność wykupienia usługi. Z Netflixa można zrezygnować, ale dzieciaka do szkoły jednak trzeba posłać.


Cytat:Nie ma darmowych. Płacimy na nie w podatkach

Lumber - to nie jest forum "Miłośnicy Korwina - do 13 lat" Ja wiem jak działają podatki. Uśmiech


Cytat: przez co nie mamy pieniędzy na szkoły prywatne, których nie jest zbyt wiele bo praktycznie monopolistą są państwowe "darmowe".

Publiczne szkolnictwo w Polsce jest względnie tanie. Na jednego ucznia wydajemy rocznie 13-18 tysięcy złotych. Weźmy, że średnio jest to 15 tysięcy.
Czyli jakieś 1,2 tysiąca na miesiąc. Przy dwójce dzieci wychodzi 2,4 tysiąca złotych na miesiąc. Załóżmy teraz, że obydwoje rodzice zarabiają średnią krajową, czyli każdy z nich ma jakieś 6 000 złotych na rękę. Podatek potrącany z ich pensji to około 550 złotych miesięcznie - czyli razem 1100 złotych (składki na ZUS i NFZ tu nie wliczamy bo to idzie na inne cele niż szkolnictwo)

Czyli po pierwsze nawet całkowita likwidacja podatku PIT nie pokryłaby im kosztów edukacji w państwowej oświacie. Po drugie za 1,2 tysiąca złotych na miesiąc ciężko byłoby znaleźć przyzwoitą szkołę prywatną, zwłaszcza w większym mieście. (w mniejszych może być taniej ale zarobki też są przecież tam mniejsze) Po trzecie oni nie mają 1200 złotych więcej na dzieciaka do wydania. Oni mają jedynie 550 złotych więcej.

Cytat: To jest niestety błędne koło, które będzie ograniczało możliwość zmian na lepsze.

A potrafisz znaleźć przykład rozwiniętego kraju, który bazuje głównie na prywatnym szkolnictwie? Może właśnie ta wyśmiewana zdobycz cywilizacyjna w postaci publicznej nieodpłatnej edukacji jest właśnie "tym lepszym" rozwiązaniem. Chociażby dlatego, że w systemie prywatnym biedny zawsze będzie skazany na gorszej jakości edukację, a system publiczny chociaż częściowo to niweluje.



Cytat:No więc właśnie chciałem o tym napisać. Za tę samą ilość pieniędzy możemy kupić prawie że taką samą ilość paliwa tyle tylko, że u szwabów ludzie zarabiają sporo więcej, czyli mogą kupić sporo więcej paliwa oraz wielu innych rzeczy.

Ale przecież ja nie mówię, że jesteśmy bogatsi od Niemców. Z tym, że oni więcej zarabiają a mniej zapierdalają. Jak to możliwe? Tu dochodzimy do sedna tego co chcę Ci wytłumaczyć. W dużym uproszczeniu jest tak, że Niemiec projektuje samochody, daje je do zmontowania Polakowi a następnie je sprzedaje. Polak zapierdala na taśmie i coś tam z tego ma, ale Niemiec przy mniejszym nakładzie pracy ma z tego o wiele więcej.


Cytat:No, a jak się te auta robią odpowiednio stare, to idą na szrot w sensie, że do tureckich komisów, z których to już skupują i sprowadzają je do naszej ojczyzny Polacy. Cofnie się licznik i od razu samochód lepiej jeździ.

No tak. Tylko, że to nie jest tak jak większość uważa, że przeciętny Niemiec jeździ 5 letnim mercedesem.



Cytat:No to Czechów w takim razie nie rozumiem. Może lubią jeździć do mechaników.

Inna mentalność. U nas samochód wciąż jest wyznacznikiem statusu. Często kupowany jest na zasadzie "zastaw się a postaw się" Oni mają to w dupie.
Zresztą z tymi kosztami jest różnie. Mamy w domu dwa auta jedno z 2011 drugie z 2005 roku. I to drugie jest tańsze w utrzymaniu i naprawach. Chociaż fakt, że mniej nim się jeździ. Ale ostatnio w obu musiałem wymienić rozrząd i w tym starszym wyszło 30% taniej. Podobnie było jak w 2018 wymieniłem 18 letnie auto na 7 letnie wówczas auto. Koszt napraw tego nowego od początku był jakieś 50% większy, co praktycznie od razu zjadło cały zysk z mniejszej częstotliwości awarii. Co ciekawe ta sama marka, ten sam model - tylko jego nowsza wersja. Ci sami mechanicy. A jak rozmawiam ze znajomymi, którzy mają nowe auta to oni za naprawy i części płacą jeszcze więcej. A już rekordy "taniości" bije mój braciak, który ma Fiata Pandę z 2008 roku. Jak on mi pokazuje ile zapłacił za części i robotę u mechanika to mi się wydaje, że te ceny są sprzed 10 lat. Tylko on do zakupu podszedł po czesku uznając, że auto ma jeździć i być tanie a nie, że ma wyglądać i robić wrażenie na sąsiadach.

Cytat:No to dobrze, cieszę; chociaż tego osobiście nie odczuwam. Wiem tylko tyle, że za rządów PiSu z 500k Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie teraz zrobiło się 1.700k.

Inflacja sięgająca w porywach prawie 20% zrobiła tu niestety swoje.

Cytat:No nie wycieka. Idzie na potrzebne rzeczy. Po prostu co mogę to odkładam na tą jebaną kotłownię aby spełnić mokre sny ekologów, żeby uratować nasz świat.

Raczej ponosisz konsekwencje ulegania postulatom lobby węglowego bo "wyngla mamy na 500+ lat"



Cytat:Myślę, że jak się wyciągnie średnią z lepszych i gorszych miesięcy to wyjdzie mi koło 7k na rękę. Źle nie jest, no nie narzekam, ale szału też nie ma. Da się przeżyć, ale kurde nie za wiele się odkłada. A wcale nie jestem typem rozpierdzielacza kasy.

No to przy dwójce dzieci i kredycie faktycznie zbyt wiele na koniec miesiąca może nie zostawać. Nawet uwzględniając 800plusa. Z tym, że zazwyczaj coś można zoptymalizować. Gdzieś w okresie wakacji żona zmęczona chujową jakością pieczywa w sklepach zaczęła piec chleb na zakwasie (który swoją drogą jest zajebisty, normalnie jak z tych drogich piekarni rzemieślniczych) i nagle okazało się, że oszczędzamy na tym miesięcznie jakieś 400 złotych. Jak to próbowałem policzyć to wyszło mi, że jakieś 200 złotych na samym pieczywie a drugie 200 złotych bierze się stąd, że rzadziej do sklepu wychodzę. A wiesz jak to jest, wejdziesz po bułki i zawsze coś tam w sklepie dodatkowo kupisz, bo na przykład promocja a i tak Ci to potrzebne. Byłem pewien, że wydaję kasę racjonalnie a okazuje się, że te dodatkowe 200 złotych po prostu przepierdzielałem.

I taka ciekawostka, te 7000 złotych to mniej więcej tyle ile zarabiają dwie osoby za pensję minimalną. Więc skoro za takie pieniądze "da się przeżyć, źle nie jest, ale szału też nie ma" to chyba jednak nie jesteśmy aż tak biednym społeczeństwem jak chcą nam wmówić miłośnicy kultu zapierdolu Oczko
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): No to Czechów w takim razie nie rozumiem.
DziadBorowy napisał(a): Inna mentalność.
Pełna zgoda. Moja żona ma rodzinę w Czechach i mają oni dokładnie takie podejście, jakie przedstawił Dziad. Samochód ma jeździć i być miły w eksploatacji - dlatego jest to Škoda Oczko Podobnie jest u nich np. z ubraniami (uciapałeś sobie błotem marynarkę podczas wesela? Nic se nestalo!) czy cmentarzami (nie mogą wyjść z podziwu podszytego cringem po co my na grobach urządzamy jarmarki). Z drugiej strony, to ich wyluzowane, niespieszne podejście niesie też negatywne konsekwencje - będąc u nas w tym roku na wakacjach sami przyznali, że choćby w kwestii dróg to Polska im, nomen odjechała, odjechała.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Myślę, że jak się wyciągnie średnią z lepszych i gorszych miesięcy to wyjdzie mi koło 7k na rękę. Źle nie jest, no nie narzekam, ale szału też nie ma. Da się przeżyć, ale kurde nie za wiele się odkłada. A wcale nie jestem typem rozpierdzielacza kasy.
Aż wyliczyłam. W zeszłym roku wyszło mi średnio trochę mniej, w tym na razie trochę więcej niż 7 k netto.

Właśnie wrzuciliśmy fajne dane dla OSINT.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Iselin napisał(a): Aż wyliczyłam. W zeszłym roku wyszło mi średnio trochę mniej, w tym na razie trochę więcej niż 7 k netto.

No i jak to odczuwasz? Dla mnie to żaden szał - po prostu można normalnie żyć. Bez żadnych fajerwerków, ale też nie w biedzie.

Dziad pisał o inflacji trybu życia, a ja bym chciał napisać o sile przyzwyczajeń, nawyków i wyniesionym z domu podejściu do życia. A więc kiedy w 2017 nagle przeskoczyłem z 2k do 7k to wcale nie zacząłem żyć jak jakiś wielki Lord Dżonson. Nie zacząłem kupować sobie nowych, markowych ciuchów - moim najczęstszym w życiu ubiorem są robocze zajechane łachmany. Muszę co jakiś czas kupować buty i spodnie robocze, bo się po prostu zużywają. Ani nie zacząłem chlać, ćpać ani jeździć na wakacje. Na pewno sporo kasy poszło w lepsze narzędzia i elektronarzędzia, lasery i inne bajery których jestem pasjonatem i dzięki którym łatwiej i szybciej wykonuje mi się robotę.

Moje dzieci nie mają kupowanych nowych ciuchów - mamy sporo wielkich worów z używanymi ciuchami dziecięcymi od znajomych i rodziny. Rodzice żyli i żyją ekonomicznie i oszczędnie - dla nich szaleństwem i zbytkiem jest to jak widzą, że kupuję przecenione z 20 na 10zł/kg pomidory koktajlowe. Byli zszokowani, że zabrałem rodzinę na dzień do Juraparku. A przecież od lat na żadnych wakacjach nie byliśmy.Także moi rodzice są bardzo oszczędni, Ja w porównaniu do nich, powiedziałbym jestem minimalnie bardziej rozrzutny, a mimo to widzę jak szybko pieniądze spierdalają - jak krew w piach.

DziadBorowy napisał(a): Po pierwsze większa liczba uczniów to większa liczba potrzebnych nauczycieli. Przecież nauczyciel nie rozdwoi się i nie będzie jednocześnie uczył w dwóch różnych klasach. Po drugie gdyby zlikwidować publiczne szkolnictwo mielibyśmy olbrzymi wzrost popytu na usługi prywatne. A wzrost popytu to wzrost ceny. W obszarze usług "niezbędnych" tak jak edukacja czy opieka zdrowotna działanie konkurencji jest mocno ograniczone poprzez konieczność wykupienia usługi. Z Netflixa można zrezygnować, ale dzieciaka do szkoły jednak trzeba posłać.

No to przecież nauczyciele z sektora publicznego przeszliby do prywatnego.

DziadBorowy napisał(a): Lumber - to nie jest forum "Miłośnicy Korwina - do 13 lat" Ja wiem jak działają podatki. Uśmiech

No to dobrze Uśmiech

DziadBorowy napisał(a): Publiczne szkolnictwo w Polsce jest względnie tanie. Na jednego ucznia wydajemy rocznie 13-18 tysięcy złotych. Weźmy, że średnio jest to 15 tysięcy.
Czyli jakieś 1,2 tysiąca na miesiąc. Przy dwójce dzieci wychodzi 2,4 tysiąca złotych na miesiąc. Załóżmy teraz, że obydwoje rodzice zarabiają średnią krajową, czyli każdy z nich ma jakieś 6 000 złotych na rękę. Podatek potrącany z ich pensji to około 550 złotych miesięcznie - czyli razem 1100 złotych (składki na ZUS i NFZ tu nie wliczamy bo to idzie na inne cele niż szkolnictwo)

Czyli po pierwsze nawet całkowita likwidacja podatku PIT nie pokryłaby im kosztów edukacji w państwowej oświacie. Po drugie za 1,2 tysiąca złotych na miesiąc ciężko byłoby znaleźć przyzwoitą szkołę prywatną, zwłaszcza w większym mieście. (w mniejszych może być taniej ale zarobki też są przecież tam mniejsze) Po trzecie oni nie mają 1200 złotych więcej na dzieciaka do wydania. Oni mają jedynie 550 złotych więcej.

No tutej mnie zagiąłeś.

Ale wydaje mnie się, że jednak edukacja byłaby tańsza gdyby było sporo szkół prywatnych i gdyby nie musiały realizować państwowego programu nauczania, który jest moim zdaniem w dużej mierze czystym nieporozumieniem i stratą czasu. Marnotrawstwem zasobów, pieniędzy, czasu.

Szkoły powinny uczyć podstaw tego co jest w życiu potrzebne aby być zaradnym. A nie że każdy jeden człowiek ma przyswoić na jedno i to samo kopyto jakiś mega wielki zasób zbędnych informacji, których i tak się po chwil nie będzie pamiętało.

DziadBorowy napisał(a): A potrafisz znaleźć przykład rozwiniętego kraju, który bazuje głównie na prywatnym szkolnictwie? Może właśnie ta wyśmiewana zdobycz cywilizacyjna w postaci publicznej nieodpłatnej edukacji jest właśnie "tym lepszym" rozwiązaniem. Chociażby dlatego, że w systemie prywatnym biedny zawsze będzie skazany na gorszej jakości edukację, a system publiczny chociaż częściowo to niweluje.

Mój syn chodzi teraz do zerówki i ja już widzę jak działa system państwowy, Na 30 dzieci są dwie nauczycielki, które nie potrafią ogarnąć dzieci. Dodatkowo w każdej grupie dzieci znajduje się po kilka dziecioków z orzeczeniem o ADHD, Aspergerze etc. te dzieci mogą robić co dusza zapragnie. Jedno z tych dzieci totalnie rozpierdala zajęcia, biega/skacze po ławkach kiedy inne dzieci próbują się uczyć/wykonywać zadania. Wszyscy są bezsilni; czasami takie dziecko jest zabierane z sali na godzinę do psychologa i jest na moment spokój. Niektórzy rodzice kombinowali już jak przenieść swoje dzieci do innej grupy, ale w innych grupach też są dzieci z orzeczeniami, które przeszkadzają w zajęciach i którym nic nie można zrobić, bo mają na to papiery.

DziadBorowy napisał(a): Ale przecież ja nie mówię, że jesteśmy bogatsi od Niemców. Z tym, że oni więcej zarabiają a mniej zapierdalają. Jak to możliwe? Tu dochodzimy do sedna tego co chcę Ci wytłumaczyć. W dużym uproszczeniu jest tak, że Niemiec projektuje samochody, daje je do zmontowania Polakowi a następnie je sprzedaje. Polak zapierdala na taśmie i coś tam z tego ma, ale Niemiec przy mniejszym nakładzie pracy ma z tego o wiele więcej.

No masz tu rację.

DziadBorowy napisał(a): No tak. Tylko, że to nie jest tak jak większość uważa, że przeciętny Niemiec jeździ 5 letnim mercedesem.

Ok, też racja. Ale też nie jeździ takimi szrotami, ulepkami jak Polacy.

DziadBorowy napisał(a): nna mentalność. U nas samochód wciąż jest wyznacznikiem statusu. Często kupowany jest na zasadzie "zastaw się a postaw się" Oni mają to w dupie.
Zresztą z tymi kosztami jest różnie. Mamy w domu dwa auta jedno z 2011 drugie z 2005 roku. I to drugie jest tańsze w utrzymaniu i naprawach. Chociaż fakt, że mniej nim się jeździ. Ale ostatnio w obu musiałem wymienić rozrząd i w tym starszym wyszło 30% taniej. Podobnie było jak w 2018 wymieniłem 18 letnie auto na 7 letnie wówczas auto. Koszt napraw tego nowego od początku był jakieś 50% większy, co praktycznie od razu zjadło cały zysk z mniejszej częstotliwości awarii. Co ciekawe ta sama marka, ten sam model - tylko jego nowsza wersja. Ci sami mechanicy. A jak rozmawiam ze znajomymi, którzy mają nowe auta to oni za naprawy i części płacą jeszcze więcej. A już rekordy "taniości" bije mój braciak, który ma Fiata Pandę z 2008 roku. Jak on mi pokazuje ile zapłacił za części i robotę u mechanika to mi się wydaje, że te ceny są sprzed 10 lat. Tylko on do zakupu podszedł po czesku uznając, że auto ma jeździć i być tanie a nie, że ma wyglądać i robić wrażenie na sąsiadach.

Mi też nie imponuje szpanowanie nowymi autami. Dla mnie auto ma służyć do remontu, ma być pakowne i sprawne i tyle. Nie musi wyglądać. Mogę mieć nawet Fiata Multiplę aby tylko sprawna była. I ten mój obecny też jest spoko, ale chciałbym młodszą wersję, bo obecny wchodzi w wiek, w którym coraz częściej coś trzeba robić...

DziadBorowy napisał(a): Raczej ponosisz konsekwencje ulegania postulatom lobby węglowego bo "wyngla mamy na 500+ lat"

Akurat w moim domu nigdy nie polegaliśmy na węglu. Palone jest od zawsze drewnem, najczęściej dębem i brzozą. Także z tym lobby węglowym to proszę do tych co mają piece na ekogroszki etc. Uśmiech

DziadBorowy napisał(a): No to przy dwójce dzieci i kredycie faktycznie zbyt wiele na koniec miesiąca może nie zostawać. Nawet uwzględniając 800plusa.

Ale ja nie mam kredytu. A i tak nie zostaje zbyt dużo. Nie wiem czy pamiętasz, ale pisałem też kiedyś z tobą o imprezach, ślubach chrzcinach etc. Zawsze zdarzy się kilka takich imprez w roku, a w zależności od ważności, pokrewieństwa i relacji jedna koperta potrafi i 1.5k wsysnąć. Kurwa jego mać.

DziadBorowy napisał(a): Jak to próbowałem policzyć to wyszło mi, że jakieś 200 złotych na samym pieczywie a drugie 200 złotych bierze się stąd, że rzadziej do sklepu wychodzę. A wiesz jak to jest, wejdziesz po bułki i zawsze coś tam w sklepie dodatkowo kupisz, bo na przykład promocja a i tak Ci to potrzebne. Byłem pewien, że wydaję kasę racjonalnie a okazuje się, że te dodatkowe 200 złotych po prostu przepierdzielałem.

A mnie się wydaje, że nie przepierdzielasz i właśnie wydajesz racjonalnie. Co by nie gadać o biedrze, to ma ona często dobre promocje na pampersy i mleko dla dzieci. Nawet jak mam tego tyle ile trzeba, a w biedrze jest na to promocja, to wezmę jeszcze wincyj, właśnie na zapas. Na pewno nie pójdzie na zmarnowanie.

A tu są duże oszczędności bo mleko modyfikowane dobrej jakości, które nie wywołuje reakcji alergicznych kosztuje teraz 50 zł, a w promocji masz dwa po 30 zł , więc cóż... ile by tego mleka w domu nie było to i tak zawsze wezmę więcej na tyle na ile pozwala promocja Uśmiech

DziadBorowy napisał(a): I taka ciekawostka, te 7000 złotych to mniej więcej tyle ile zarabiają dwie osoby za pensję minimalną. Więc skoro za takie pieniądze "da się przeżyć, źle nie jest, ale szału też nie ma" to chyba jednak nie jesteśmy aż tak biednym społeczeństwem jak chcą nam wmówić miłośnicy kultu zapierdolu Oczko

No ja myślę, że jak najmłodszy podrośnie i żona pójdzie do roboty, to dopiero wtedy może poczujemy że coś lżej jest.

A co do biedności społeczeństwa wszystko zależy jak zdefiniujesz ową biedę. Ja się czuję biedny, bo chciałbym mieć lepsze, nowsze auto, możliwość oszczędzania pieniędzy wraz z możliwością zabrania rodziny na wakacje, co jest dla mnie teraz i przez najbliższych kilka lat na pewno będzie niemożliwością. No i nie ukrywam, że jestem trochę sfrustrowany, że efekt/owoce pracy nie są mim zdaniem adekwatne do włożonego zapierdolu. Będę musiał próbować znowu podwyższyć stawki.

Iselin napisał(a): Właśnie wrzuciliśmy fajne dane dla OSINT.

Tylko ciekawe czy jacyś OSINTowcy czytają forum Uśmiech
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Szkoły powinny uczyć podstaw tego co jest w życiu potrzebne aby być zaradnym. A nie że każdy jeden człowiek ma przyswoić na jedno i to samo kopyto jakiś mega wielki zasób zbędnych informacji, których i tak się po chwil nie będzie pamiętało.
Pytanie pierwsze: co jest potrzebne do tego by być zaradnym? Bo obawiam się, że jeden Ci powie o matematyce, drugi o historii, a trzeci o dziejach Mojżesza. Jestem zwolennikiem uelastycznienia edukacji w celu nauki dzieci i młodzieży krytycznego myślenia i rozumienia, a nie wkuwania na blachę, ale Lumber, na bogów Olimpu, to co mówisz jest prostą drogą do totalnego rozwarstwienia. Naprawdę, nietrudno sobie w tym modelu wyobrazić szkoły, w których uczy się o płaskiej Ziemi, spisku Żydów i naprotechnologii.

lumberjack napisał(a): Na 30 dzieci są dwie nauczycielki, które nie potrafią ogarnąć dzieci.
lumberjack napisał(a): Niektórzy rodzice kombinowali już jak przenieść swoje dzieci do innej grupy, ale w innych grupach też są dzieci z orzeczeniami, które przeszkadzają w zajęciach i którym nic nie można zrobić, bo mają na to papiery.
Po pierwsze brak etatów (każde dziecko z orzeczeniem powinno mieć nauczyciela wspierającego, takiego anioła stróża - nierealne). Po drugie, poruszyłeś tu inny problem - brak sprawczości nauczycieli, którzy mają związane ręce i nie mogą reagować adekwatnie do wielu sytuacji. Pamiętasz nasze dzieciństwo? Nauczyciele mogli wtedy znacznie więcej i niejednokrotnie przeginali, co było złe, ale teraz wajcha poszła w drugą stronę.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): No to przecież nauczyciele z sektora publicznego przeszliby do prywatnego.

Nie chodzi o to, że nauczycieli by brakowało. Chodzi o to, że jedyną metodą cięcia kosztów na nauczycielach jest zwiększanie liczebności grup. Więc nie widzę tutaj możliwości aby w ten sposób ciąć koszty bez pogarszania jakości nauczania.




Cytat:No tutej mnie zagiąłeś.

Ale wydaje mnie się, że jednak edukacja byłaby tańsza gdyby było sporo szkół prywatnych i gdyby nie musiały realizować państwowego programu nauczania, który jest moim zdaniem w dużej mierze czystym nieporozumieniem i stratą czasu. Marnotrawstwem zasobów, pieniędzy, czasu.

Szkoły powinny uczyć podstaw tego co jest w życiu potrzebne aby być zaradnym. A nie że każdy jeden człowiek ma przyswoić na jedno i to samo kopyto jakiś mega wielki zasób zbędnych informacji, których i tak się po chwil nie będzie pamiętało.

Po pierwsze nie byłoby taniej z powodów, które wymieniłem wcześniej. Po drugie jakieś podstawy programowe muszą być. Czy obecne są optymalne czy też nie to temat na inną dyskusję. Ale standaryzacja nauczania w obecnych czasach jest niezbędna. Bo jak np wyobrażasz sobie studia wyższe gdy się okazuje, że połowa potencjalnych studentów nie umie rozwiązać równania kwadratowego bo połowa szkól prywatnych nie uznała tego za "rzeczy przydatne w życiu". Po trzecie to co jest potrzebne w życiu to takie pitolenie. Jeżeli bierzemy ucznia szkoły podstawowej czy też nawet liceum nie mamy zielonego pojęcia co tak na prawdę w życiu mu się przyda czy nie - więc trzeba go wykształcić ogólnie - a specjalizacja jest w technikum, szkole zawodwej czy też na studiach. Natomiast jeżeli o to słynne "liczą równania a nie umieją rozliczyć podatku" to przecież tego drugiego też jak najbardziej się w szkołach uczy. Tylko, że większość uczniów naukę rozliczania podatku ma tak samo w dupie jak naukę równań. Gdybyś spytał takiego przeciętnego 13-latka co on uważa, że będzie mu w życiu potrzebne to pewnie by Ci powiedział, że jemu wystarczy nauka kręcenia filmików na tiktoka Oczko

Cytat:Mój syn chodzi teraz do zerówki i ja już widzę jak działa system państwowy, Na 30 dzieci są dwie nauczycielki, które nie potrafią ogarnąć dzieci. Dodatkowo w każdej grupie dzieci znajduje się po kilka dziecioków z orzeczeniem o ADHD, Aspergerze etc. te dzieci mogą robić co dusza zapragnie. Jedno z tych dzieci totalnie rozpierdala zajęcia, biega/skacze po ławkach kiedy inne dzieci próbują się uczyć/wykonywać zadania. Wszyscy są bezsilni; czasami takie dziecko jest zabierane z sali na godzinę do psychologa i jest na moment spokój. Niektórzy rodzice kombinowali już jak przenieść swoje dzieci do innej grupy, ale w innych grupach też są dzieci z orzeczeniami, które przeszkadzają w zajęciach i którym nic nie można zrobić, bo mają na to papiery.

Ale nikt przecież nie twierdzi, że publiczna edukacja jest ideałem, który nie posiada wad. Przy tym stopniu jej finansowania jaki mamy i tak nie jest źle. Oczywiście są też przedszkola prywatne -ale one kosztują odpowiednio drożej. Ciężko oczekiwać, że publiczne przedszkole za połowę środków jakie ma przedszkole prywatne zapewni identyczną jakość usług.
W twoim przypadku ewidentnym źródłem problemu jest zbyt duża grupa i brak osoby, która dodatkowo pomagałaby zająć się uczniami z orzeczeniami. Ale gdyby to wprowadzić to byłoby znacznie drożej. Subwencja na to nie wystarcza a samorząd też nie może dopłacać w nieskończoność.




Cytat:Mi też nie imponuje szpanowanie nowymi autami. Dla mnie auto ma służyć do remontu, ma być pakowne i sprawne i tyle. Nie musi wyglądać. Mogę mieć nawet Fiata Multiplę aby tylko sprawna była. I ten mój obecny też jest spoko, ale chciałbym młodszą wersję, bo obecny wchodzi w wiek, w którym coraz częściej coś trzeba robić...

Akurat mutlipla to zajebiście funkcjonalne auto i jej czarna legenda nie jest do końca zasłużona.


Cytat:Akurat w moim domu nigdy nie polegaliśmy na węglu. Palone jest od zawsze drewnem, najczęściej dębem i brzozą. Także z tym lobby węglowym to proszę do tych co mają piece na ekogroszki etc. Uśmiech

Przecież koszty opału są ze sobą połączone. Jak węgiel jest drogi to drożeje też drewno i cała reszta. Do tego energetyka jest uzależniona od węgla więc czymkolwiek praktycznie byś nie ogrzewał - i tak na samym końcu węgiel ma na to wpływ. Wydobycie polskiego węgla jest jednym z najdroższych na świecie. A i tak do jego wydobycia dopłacamy z podatków kilkanaście milionów złotych - dziennie. W ogóle jak sobie o tym pomyślę to jest to chyba przekręt stulecia. "Węgla mamy na lata, więc trzeba go wydobywać, a, że jego wydobycie przynosi straty i jest nieopłacalne do do tego wydobycia będzie dopłacał grubą kasę podatnik" Przecież jakby to dotyczyło jakiejkolwiek innej branży to od razu na takim przekręcie siedziała by prokuratura.


Cytat:Ale ja nie mam kredytu. A i tak nie zostaje zbyt dużo. Nie wiem czy pamiętasz, ale pisałem też kiedyś z tobą o imprezach, ślubach chrzcinach etc. Zawsze zdarzy się kilka takich imprez w roku, a w zależności od ważności, pokrewieństwa i relacji jedna koperta potrafi i 1.5k wsysnąć. Kurwa jego mać.


Współczuję i łączę się w bólu bo też brałaby mnie kurwica gdybym musiał swoje ciężko zarobione pieniądze wydawać na chrzciny, wesela i inne głupoty.




Cytat:A mnie się wydaje, że nie przepierdzielasz i właśnie wydajesz racjonalnie. Co by nie gadać o biedrze, to ma ona często dobre promocje na pampersy i mleko dla dzieci. Nawet jak mam tego tyle ile trzeba, a w biedrze jest na to promocja, to wezmę jeszcze wincyj, właśnie na zapas. Na pewno nie pójdzie na zmarnowanie.

W Biedrze akurat biorę tylko pieluchy dziecięce (kupuję je dla psa). Ogólnie nie kupuję tam w ogóle bo zbyt wiele razy się naciąłem a dodatkowo wcale nie są tacy tani. Często niższa cena wiąże się z mniejszym opakowaniem. Więc tego sklepu unikam jak mogę. Chociaż akurat dzisiaj tam byłem bo faktycznie mieli dobrą promocję na te pieluchy Duży uśmiech
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): No i jak to odczuwasz? Dla mnie to żaden szał - po prostu można normalnie żyć. Bez żadnych fajerwerków, ale też nie w biedzie.
Do szału jeszcze sporo brakuje, chociaż jest większy niż u Ciebie, bo nie mam nikogo na utrzymaniu, ale bieda to z pewnością nie jest. Jeśli się popatrzy na ludzi wokół, to jedni uważają, że to niewyobrażalne zarobki, a inni nie wstaliby z łóżka za takie pieniądze.
Na moje wydatki wpływa to, że kocham odwiedzać dość drogie kraje, a jeżdżenie tam odbywa się kosztem czegoś innego.
I pewnie jako przedsiębiorca znasz ten ból - sprzęt do pracy musimy sobie kupić sami.
lumberjack napisał(a): Tylko ciekawe czy jacyś OSINTowcy czytają forum
Jeśli zainteresują się którymś z nas, to będą Duży uśmiech Natomiast z pewnością potrafią dużo wyciągnąć nawet z tego, co napiszemy o swoim śniadaniu.
Sebrian napisał(a): Pytanie pierwsze: co jest potrzebne do tego by być zaradnym? Bo obawiam się, że jeden Ci powie o matematyce, drugi o historii, a trzeci o dziejach Mojżesza. Jestem zwolennikiem uelastycznienia edukacji w celu nauki dzieci i młodzieży krytycznego myślenia i rozumienia, a nie wkuwania na blachę, ale Lumber, na bogów Olimpu, to co mówisz jest prostą drogą do totalnego rozwarstwienia. Naprawdę, nietrudno sobie w tym modelu wyobrazić szkoły, w których uczy się o płaskiej Ziemi, spisku Żydów i naprotechnologii.
Czego by nie mówić o publicznej edukacji, to jednak jest ona niesamowitym osiągnięciem w porównaniu do tego, co było wtedy, kiedy jej nie było. Żeby być zaradnym we współczesnym świecie, trzeba jednak mieć różne podstawowe umiejętności, na przykład umieć czytać, pisać i liczyć. W krajach bez dostępnej dla wszystkich edukacji wcale nie jest to takie oczywiste.
Poza tym edukacja ma co do zasady przygotować do różnych rzeczy, więc trudno powiedzieć już na tym etapie, co w przyszłości będzie potrzebne. Wykształcenie średnie ogóle powinno dawać kompetencje do studiowana na rozmaitych kierunkach bez konieczności douczania się. Do tego dochodzi jeszcze to, że pewne ćwiczenia służą wykształceniu pewnych umiejętności, które pozostają. Na przykład uczenie się na pamięć, chociażby wiersza, pomaga trenować pamięć. Rysowania szlaczków to ćwiczenie motoryki.
DziadBorowy napisał(a): Natomiast jeżeli o to słynne "liczą równania a nie umieją rozliczyć podatku" to przecież tego drugiego też jak najbardziej się w szkołach uczy. Tylko, że większość uczniów naukę rozliczania podatku ma tak samo w dupie jak naukę równań.
Już od dawna w szkołach są podstawy przedsiębiorczości. Podejrzewam, że jest dokładnie tak, jak mówisz. Zresztą nie tylko z tym. Co jakiś czas słyszę, że nie uczy się o dojrzewaniu i dziewczynki nie wiedzą, co to miesiączka, a osobiście pamiętam takie lekcje ze szkoły podstawowej. Na biologii było.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
lumberjack napisał(a):
Cytat:DziadBorowy napisał(a):
W innym wątku już padło to pytanie. Jak długo jeszcze będziemy używać wymówki, że jesteśmy na dorobku i co musi się stać abyś uznał, że już się dorobiliśmy. Obecnie poziom życia w Polsce jest gdzieś pomiędzy Portugalią i Hiszpanią. (chociaż wydaje mi się że Hiszpanię też już przegoniliśmy - bo dane w artykule są z 2022)

No to dobrze, cieszę; chociaż tego osobiście nie odczuwam. Wiem tylko tyle, że za rządów PiSu z 500k Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie teraz zrobiło się 1.700k

Mała aktualizacja. Z 1.700k właśnie zrobiło się 2.500k Polaków żyjących w skrajnym ubóstwie.

Cytat:Biedańsk - tak poetycko nazwano liczące niemal 2,5 miliona Polaków nieistniejące miasto. Tylu bowiem z nas żyje w skrajnym ubóstwie, to aż 6,6 proc. populacji - wynika z "Raportu o biedzie 2024" przygotowanego przez "Szlachetną Paczkę". W porównaniu z poprzednim rokiem liczba osób żyjących w ubóstwie zwiększyła się o 47 proc. Dane z 2023 roku są najgorsze od roku 2015.


https://next.gazeta.pl/next/7,151003,315...ostwo.html

Także tego... no zajebiście się żeśmy dorobili.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
A jak jest definiowany ten poziom biedy w Polsce?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości