To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Abstynencja
#21
Bart napisał(a):
pieprzona_lumpenliberałka napisał(a):Tak jak jedzenie gówna nie ma dla człowieka najmniejszego sensu, tak i dla mnie osobiście alkohol znaczy tyle, co ten kał - do sedesu ino spuścić :]

Stawiasz na tym samym poziomie coś, co spożywają tylko ludzie cokolwiek wykrzywieni, z czymś, co spożywa masa całkiem normalnych ludzi Uśmiech To chyba lekkie nadużycie :>
Przeczytaj dokładnie:

dla mnie alkohol=gówno.

El capito? :>
pieprzona_lumpenliberałka (dawniej Maria z Magdali)
***
Jak to możliwe, że tak wielu ludzi skłonnych jest uwierzyć w istnienie głównego bohatera pewnej bardzo starej, wielotomowej sagi, podczas gdy inne opowieści (czasem równie stare) uznają za mitologię lub literaturę fantastyczną i - jedynie jako zwykli ich miłośnicy - poszukują tylko jego odzwierciedlenia w rzeczywistości?
Odpowiedz
#22
Adam napisał(a): Ja uważam, że w odniesieniu do normalnych przypadków (wyłączając byłych alkoholików i osoby uczulone) jak najbardziej masz rację. Choć należy pamiętać że złoty środek leży tu daleko w stronę abstynencji. Alkohol piję:
1) Bo relaksuje.
2) Bo selekcjonuje najsłabsze komórki w mózgu i robi miejsce na rozmnożenie się najsilniejszych.
3) Bo jest zdrowy dla serca, płuc i nerek.
4) Dla towarzystwa.
5) Bo jest smaczny.
Przeglądałem to forum, by znaleźć, czy coś jest o abstynencji i znalazłem. Temat z małą liczbą postów, podśmiechujkami z abstynencji i uważanie jej za zło. Charakterystyczne, że ktoś też pisał, że to niby ideologia, lewactwo, czy co tam ktoś tak nazywa, bo coś mu się nie podoba. Tylko nikt nie zwrócił uwagi, że alkoholizm jest poważnym problemem społecznym w Polsce, takie właśnie pobłażanie dla jego spożywania choćby przez nieletnich /zgroza!/, sprzedawanie go nieletnim /to nie kkap przypadkiem się chwalił, że pił piwo, będąc nieletnim, a to znaczy, że ktoś mu ten alkohol sprzedał, nie żądając dowodu i przy okazji popełniając przestępstwo/, z tego co wyczytałem między wierszami na zlotach ateistów, będąc nieletnim, też alkohol pił /proszę mnie poprawić, bo tu mogę się mylić/. A zatem istnieje przyzwolenie społeczne nie tylko na rozpijanie narodu ale i na jeżdżenie po pijanemu /tej plagi jakoś się wyeliminować nie da..., no ale z takim podejściem do tematu wcale mnie to nie dziwi/.

Całe zło z alkoholem zaczyna się wtedy, kiedy się go pije, będąc nieletnim. Jak wiele razy czytałem/oglądałem różne filmy, gdzie trzeźwy alkoholik mówił, że zaczął pić, będąc niepełnoletnim.

I ta presja społeczna: 'ze mną się nie napijesz'? Gdyby mnie ktoś tak zapytał, odpowiedziałbym: 'nie, się nie napiję'.
Sklepy z alkoholem na każdym rogu /w Polsce łatwiej kupić wódkę niż chleb.../.

Z najnowszych badań wynika także, że nadużywanie alkoholu dotyczy ponad 2,5 mln Polaków. W rodzinach z problemem alkoholowym żyje 3-4 mln osób, w tym 1,5-2 mln dzieci. Z kolei 700-900 tys. osób w naszym kraju jest uzależnionych od alkoholu.

https://stopuzaleznieniom.pl/fakty-o-alk...-alkoholu/

Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, by w ogóle nie pić alkoholu /to przecież trucizna, zdajmy sobie z tego sprawę/, tylko do abstynencji brakuje mi odwagi.

Może zamiast ateistycznych zlotów, gdzie rozpija się nieletnich albo nie reaguje na spożywanie alkoholu przez tychże zorganizować zlot ateistyczny bezalkoholowy. Ktoś by się pisał, jakby co?

Wracając jeszcze do tych pięciu Adamowych punktów:

1. Relaksuje również wiele innych rzeczy, na które nie trzeba wydawać złamanego grosza, o od których uzależnienie nie niesie z sobą żadnych skutków negatywnych - słuchanie muzyki, uprawianie sportu relaksuje.

2. Zabija komórki mózgowe - niszczy je. Skąd pewność, że najsłabsze? Gdy się pije tę truciznę, sika się mózgiem.

3. A to już żart kompletny. Jak trucizna może być zdrowa?

4. Jeśli towarzystwo nie umie z sobą być, bawić się, rozmawiać bez alkoholu to kiepskim zaiste jest towarzystwem.

5. Smaczny? To nie sam alkohol jako związek jest smaczny, ale związki, w których jest rozpuszczony /w winie będą to winogrona, miodzie pitnym sam miód itd./ Gdyby to świństwo było takie smaczne, toby się go piło bez żadnych zagrych, popitek itd.
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#23
Nonkonformista napisał(a): 5. Smaczny? To nie sam alkohol jako związek jest smaczny, ale związki, w których jest rozpuszczony /w winie będą to winogrona, miodzie pitnym sam miód itd./ Gdyby to świństwo było takie smaczne, toby się go piło bez żadnych zagrych, popitek itd.

A co jest smacznego w wódzie? W ogóle nic. Ludzie chleją bo tak się nauczyli.

Mi jest przykro i smutno, że jest tak duże kulturowe przyzwolenie na alkohol, że tego się w ogóle nie postrzega jako narkotyku/narkomanii. Jak się pali marihuanę, to niektórzy reagują jakby człowiek był jakimś najgorszym ćpunem/heroinistą. A jak ktoś się nakurwi alkoholem to wszytko spoko.

Jestem przeciwnikiem abstynencji chociaż z powodu prozy życia codziennego od wielu miesięcy praktycznie wypiłem może ze dwa piwa. Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na luksus jakiegoś smacznego piwerka chociaż ostatnio zawiodłem się, bo kupiłem zawsze dobrego Złotego Bażanta, który obecnie okazał się dosłownie niesmaczny. Teraz pozwoliłem se na luksus piwa za 6 złotych - ciekawe czy Pizdner Urkłel trzyma fason czy też zszedł na psy. Dzisiej se jebnę.

Nonkonformista napisał(a): Może zamiast ateistycznych zlotów, gdzie rozpija się nieletnich albo nie reaguje na spożywanie alkoholu przez tychże zorganizować zlot ateistyczny bezalkoholowy. Ktoś by się pisał, jakby co?

Po alkoholu łatwiej przełamać nieśmiałość i otworzyć się na ludzi. Tylko trzeba bez przesady Uśmiech Na jednym ze zlotów Bart przywiózł śmierć w butelce, jakiś bimber z ostrymi papryczkami i się schlałem jak zwierz do upadłego.

Nonkonformista napisał(a): A zatem istnieje przyzwolenie społeczne nie tylko na rozpijanie narodu ale i na jeżdżenie po pijanemu /tej plagi jakoś się wyeliminować nie da..., no ale z takim podejściem do tematu wcale mnie to nie dziwi/.

Mam nadzieję, że te drakońskie przepisy co do jazdy po alkoholu wejdą w życie jak najszybciej. Są słuszne i to jest jedyne co w polityce PiSu, oprócz dobrej polityki proukraińskiej, popieram.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#24
lumberjack napisał(a): . Raz na jakiś czas można sobie pozwolić na luksus jakiegoś smacznego piwerka chociaż ostatnio zawiodłem się, bo kupiłem zawsze dobrego Złotego Bażanta, który obecnie okazał się dosłownie niesmaczny. Teraz pozwoliłem se na luksus piwa za 6 złotych - ciekawe czy Pizdner Urkłel trzyma fason czy też zszedł na psy. Dzisiej se jebnę.

Jak masz wydawać 6 złotych na koncernówki w stylu Pilzner Uruqel (chociaż to piwo akurat lubię bo ma małą zawartość alkoholu) to lepiej dorzuć już te 2-3 złote i poszukaj czegoś wśród piw rzemieślniczych. (Np wszystko z browaru "Trzech Kumpli" możesz brać w ciemno). Różnica w smaku jest mniej więcej taka jak między zupką chińską z torebki a ramenem z porządnej restauracji.

W tym roku odkryłem np piwa kwaśne (tzw. kwasy). Ależ to jest dobre i orzeźwiające w upalny dzień (zwłaszcza, że często ma mniej niż 4% alkoholu i nie zmula)
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#25
Widzę, że z abstynencji przeszliśmy znowu do picia... :

Ktoś z forum jest abstynentem?

Wysłane z mojego SM-A226B przy użyciu Tapatalka
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#26
Ja mogę po głębokim namyśle stwierdzić, że jestem prawie abstynentem.
Jedno piwo lub szklaneczka wina do posiłku na tydzień lub dwa, to już chyba podpada.
Strasznie zaniżam średnią krajową.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#27
A ktoś poza Sofeiczem, który mało alkoholu pije, jest jeszcze abstynentem na tym forum?
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#28
Ja totalnym abstynentem nie jestem, ale biorąc pod uwagę spożywane ilości to bliżej mi do tej grupy. Raz na miesiąc lampka wina jak odwiedzimy moich rodziców i piwo lub dwa przy jakimś wyjściu ze znajomymi (od święta). Nawet w lato wolę się raczyć smakowymi zerówkami.
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Odpowiedz
#29
Ja prawie w ogóle nie piję. W liceum byłem przez moment straight edge, ale taki ostry dogmat przeszkadzał w relacjach towarzyskich, bo moi przyjaciele i koledzy pili. Zacząłem więc z rzadka pić alkohol razem z nimi. Jak przyszły studia, to piłem samemu około jedno piwo tygodniowo, a z ziomkami kilka piw na tydzień. Potem jednak przestałem samemu pić, bo skapowałem się, że nawet nie lubię smaku alkoholu i nie lubię zniekształcać sobie odbioru rzeczywistości, a kupowałem alkohol, bo... inni też tak robili i stawiałem, że mają rację. Błędny konformizm to był.
Teraz piję kilka piw raz na kilka tygodni przy dłuższym spotkaniu z przyjacielem jednym. Gdyby nie to, to bym w ogóle nie pił, więc jestem prawie abstynentem. Uśmiech
Odpowiedz
#30
Mustafa Mond napisał(a): Ja prawie w ogóle nie piję. W liceum byłem przez moment straight edge, ale taki ostry dogmat przeszkadzał w relacjach towarzyskich, bo moi przyjaciele i koledzy pili. Zacząłem więc z rzadka pić alkohol razem z nimi. Jak przyszły studia, to piłem samemu około jedno piwo tygodniowo, a z ziomkami kilka piw na tydzień. Potem jednak przestałem samemu pić, bo skapowałem się, że nawet nie lubię smaku alkoholu i nie lubię zniekształcać sobie odbioru rzeczywistości, a kupowałem alkohol, bo... inni też tak robili i stawiałem, że mają rację. Błędny konformizm to był.
Teraz piję kilka piw raz na kilka tygodni przy dłuższym spotkaniu z przyjacielem jednym. Gdyby nie to, to bym w ogóle nie pił, więc jestem prawie abstynentem. Uśmiech
Miło to czytać, moi drodzy. Ja też głównie zerówki sobie zapodaję, Sebrianie. Ale są pewnie takie piwa, a ja będę musiał jeszcze troszkę schudnąć - wrócić do diety bezkolacyjnej i soki sobie pić w ramach kolacji.

Wysłane z mojego SM-A226B przy użyciu Tapatalka
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#31
Nonkonformista napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Ja prawie w ogóle nie piję. W liceum byłem przez moment straight edge, ale taki ostry dogmat przeszkadzał w relacjach towarzyskich, bo moi przyjaciele i koledzy pili. Zacząłem więc z rzadka pić alkohol razem z nimi. Jak przyszły studia, to piłem samemu około jedno piwo tygodniowo, a z ziomkami kilka piw na tydzień. Potem jednak przestałem samemu pić, bo skapowałem się, że nawet nie lubię smaku alkoholu i nie lubię zniekształcać sobie odbioru rzeczywistości, a kupowałem alkohol, bo... inni też tak robili i stawiałem, że mają rację. Błędny konformizm to był.
Teraz piję kilka piw raz na kilka tygodni przy dłuższym spotkaniu z przyjacielem jednym. Gdyby nie to, to bym w ogóle nie pił, więc jestem prawie abstynentem. Uśmiech
Miło to czytać, moi drodzy. Ja też głównie zerówki sobie zapodaję, Sebrianie. Ale są pewnie takie piwa, a ja będę musiał jeszcze troszkę schudnąć - wrócić do diety bezkolacyjnej i soki sobie pić w ramach kolacji.

I bardzo dobrze. Szerzmy trzeźwość. Trzeba jak najczęściej odważnie patrzeć na świat takim, jakim jest. Są lepsze rzeczy do roboty niż odurzanie się. Straight edge!
Odpowiedz
#32
Mustafa Mond napisał(a):
Nonkonformista napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Ja prawie w ogóle nie piję. W liceum byłem przez moment straight edge, ale taki ostry dogmat przeszkadzał w relacjach towarzyskich, bo moi przyjaciele i koledzy pili. Zacząłem więc z rzadka pić alkohol razem z nimi. Jak przyszły studia, to piłem samemu około jedno piwo tygodniowo, a z ziomkami kilka piw na tydzień. Potem jednak przestałem samemu pić, bo skapowałem się, że nawet nie lubię smaku alkoholu i nie lubię zniekształcać sobie odbioru rzeczywistości, a kupowałem alkohol, bo... inni też tak robili i stawiałem, że mają rację. Błędny konformizm to był.
Teraz piję kilka piw raz na kilka tygodni przy dłuższym spotkaniu z przyjacielem jednym. Gdyby nie to, to bym w ogóle nie pił, więc jestem prawie abstynentem. Uśmiech
Miło to czytać, moi drodzy. Ja też głównie zerówki sobie zapodaję, Sebrianie. Ale są pewnie takie piwa, a ja będę musiał jeszcze troszkę schudnąć - wrócić do diety bezkolacyjnej i soki sobie pić w ramach kolacji.

I bardzo dobrze. Szerzmy trzeźwość. Trzeba jak najczęściej odważnie patrzeć na świat takim, jakim jest. Są lepsze rzeczy do roboty niż odurzanie się. Straight edge!
Otóż to, Mustafo Mondzie. Upajajżmy się rzeczywistością. Kiedyś popełniłem taki tekst, trochę związany z operą, którą kocham, a trochę z trzeźwością. Oto on:

 TRZEŹWOŚĆ! Przeżyć każdą najmniejszą chwilę życia nieodurzonym takim czy innym świństwem, delektować się każdą sekundą istnienia, oddychać nią. To jest jak muzyka! A chlając czy dając sobie w żyłę, tracicie tych kilka cennych nut, bo ten alkohol, papierosy czy narkotyki, to ci denerwujący szeptacze w operze, którzy muszą przyjaciółeczce półszeptem coś powiedzieć, akurat w momencie gdy tenor wznosi się na wyżyny, gdy sopran śpiewa o tragedii miłosnej, a bas na przykład, że ‘la calunnia e un venticello’, a ja się denerwuję, bo dwie nuty przepadły i są już nie do odzyskania.
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#33
Moja zona jest calkowita abstynentka od lat, kazdy alkohol od dawma powodowal u niej potezne migreny wiec przestala go uzywac jakies 30 kilka lat temu. Ja troche popijalem towarzysko, ale przestalem jako ze kazdy alko, a specjalnie piwo jest niezwykle bogate w kalorie, ktore potem trzeba tracic ciezka praca. Tak ze brak alko jest czescia naszego sposobu jedzenia, a obecnie zycia.
Odpowiedz
#34
Adam M. napisał(a): Moja zona jest calkowita abstynentka od lat, kazdy alkohol od dawma powodowal u niej potezne migreny wiec przestala go uzywac jakies 30 kilka lat temu. Ja troche popijalem towarzysko, ale przestalem jako ze kazdy alko, a specjalnie piwo jest niezwykle bogate w kalorie, ktore potem trzeba tracic ciezka praca. Tak ze brak alko jest czescia naszego sposobu jedzenia, a obecnie zycia.
Tak. Piwo jest bardzo kaloryczne i trzeba potem spalać kalorie. Poza tym, gdy ktoś pije je w ilościach hurtowych, to wyrasta mu potem brzuch piwny.

Wysłane z mojego SM-A226B przy użyciu Tapatalka
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#35
Mustafa Mond napisał(a): I bardzo dobrze. Szerzmy trzeźwość. Trzeba jak najczęściej odważnie patrzeć na świat takim, jakim jest.
Tak po prawdzie, to trzeźwość jest do dupy - ja zaniżam średnią ponieważ:
- jeżdżę samochodem i raczej nie chciałbym głupio wpaść, jak Jerzy S.
- nie mam za bardzo okazji, bo pierdzieleję towarzysko,
- nawet po niewielkich dawkach dopada mnie kolega kac, a tego bardzo nie lubię.
Ale gdyby nie ta abstynencka trójca, to bym chlał i zapominał o ch... rzeczywistości.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#36
@Nonkonformista i jego tekst

Winszuję z soczkiem w dłoni. To sztuka pozytywistyczna, programowa, organiczna. Uśmiech

Ja jestem mocno zrażony do używek też dlatego, że byłem w związku z narkomanem i alkoholikiem. Miałem też kilku kolegów, którym pomagałem się zrazić do alkoholu i innych podobnych uzależnień. Używki kojarzą mi się mocno źle. Ale przynajmniej mam z tym doświadczenie. Najlepszymi sposobami na leczenie uzależnień są jak dla mnie:
- znalezienie lub stworzenie w człowieku pragnienia dużo silniejszego od uzależnienia, które to pragnienie w jaskrawy sposób wymaga rzucenia uzależnienia, a które to pragnienie zarazem jest pełne nadziei, bo zaspokojenie go jawi się jako bardzo możliwe, wręcz na wyciągnięcie ręki, jeżeli się tylko te uzależnienie rzuci,
- doprowadzenie do sytuacji, gdy jest na tyle dobrze, że nie trzeba uciekać w odurzenie, by zdzierżyć rzeczywistość, czyli sprawienie, żeby wolało się odbierać wyrafinowaną, skomplikowaną i sensowną fabułę życia, aniżeli chaotyczne, ekstatyczne podrygi lub monotonny szum uzależnienia.
Może to truizmy, ale działały. Choćby kilka razy wykorzystałem zauroczenia we mnie, by kasować uzależnienia (niestety nie zawsze trwale).

Ale jeżeli ktoś jest uzależniony i nawet sobie wyniszczył mózg złymi substancjami, to to nie jest żaden koniec. Głęboko wierzę, że mózg jest jak antena do odbierania duszy. Samej duszy żadna używka źle nie tyknie. Dusza się liczy na koniec. Korsakow jej nie sięga. Och nie.
Odpowiedz
#37
Mustafa Mond napisał(a): @Nonkonformista i jego tekst

Winszuję z soczkiem w dłoni. To sztuka pozytywistyczna, programowa, organiczna. Uśmiech

Ja jestem mocno zrażony do używek też dlatego, że byłem w związku z narkomanem i alkoholikiem. Miałem też kilku kolegów, którym pomagałem się zrazić do alkoholu i innych podobnych uzależnień. Używki kojarzą mi się mocno źle. Ale przynajmniej mam z tym doświadczenie. Najlepszymi sposobami na leczenie uzależnień są jak dla mnie:
- znalezienie lub stworzenie w człowieku pragnienia dużo silniejszego od uzależnienia, które to pragnienie w jaskrawy sposób wymaga rzucenia uzależnienia, a które to pragnienie zarazem jest pełne nadziei, bo zaspokojenie go jawi się jako bardzo możliwe, wręcz na wyciągnięcie ręki, jeżeli się tylko te uzależnienie rzuci,
- doprowadzenie do sytuacji, gdy jest na tyle dobrze, że nie trzeba uciekać w odurzenie, by zdzierżyć rzeczywistość, czyli sprawienie, żeby wolało się odbierać wyrafinowaną, skomplikowaną i sensowną fabułę życia, aniżeli chaotyczne, ekstatyczne podrygi lub monotonny szum uzależnienia.
Może to truizmy, ale działały. Choćby kilka razy wykorzystałem zauroczenia we mnie, by kasować uzależnienia (niestety nie zawsze trwale).

Ale jeżeli ktoś jest uzależniony i nawet sobie wyniszczył mózg złymi substancjami, to to nie jest żaden koniec. Głęboko wierzę, że mózg jest jak antena do odbierania duszy. Samej duszy żadna używka źle nie tyknie. Dusza się liczy na koniec. Korsakow jej nie sięga. Och nie.
Mustafo: napisałeś o tej pracy u podstaw, pozytywizmie. Tak. Wciąż jesteśmy chyba zaczadzeni romantycznymi mitami, a za mało w nas pozytywizmu, by nie tylko wychowywać naród do trzeźwości, lecz także do porzucenia religii, do uznania jej za kolejną mitologię.

Wysłane z mojego SM-A226B przy użyciu Tapatalka
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
#38
Sofeicz napisał(a): Ale gdyby nie ta abstynencka trójca, to bym chlał i zapominał o ch... rzeczywistości.

Są na to inne metody - IMO znacznie mniej szkodliwe dla zdrowia, ale nielegalne Język
"Gdzie kończy się logika, tam zaczyna się administracja".
Nie cierpię administracji.
Jestem absolwentem administracji.
Chcę zmieniać administrację.
Odpowiedz
#39
Sebrian napisał(a):
Sofeicz napisał(a): Ale gdyby nie ta abstynencka trójca, to bym chlał i zapominał o ch... rzeczywistości.

Są na to inne metody - IMO znacznie mniej szkodliwe dla zdrowia, ale nielegalne Język

Ano są - kiedy dopadła mnie kiedyś rwa kulszowa (nie polecam) pan doktor przepisał mi Tramal, środek z grupy opiatów.
To jest czysta poezja - czułem się po nim, jak młody bóg. Nic mnie nie bolało, miałem energię, dobry humor, mógłbym góry przestawiać.
Na szczęście pan doktor przestrzegł mnie, że nie mogę brać więcej niż tydzień.
I rzeczywiście, po odstawieniu miałem tak wielkiego doła, jak dużą miałem po nim górkę.

Spytam retorycznie - dlaczego Opatrzność bawi się z nami w taką perfidną grę?
Robi nam dobrze, żeby za chwilę kopnąć w d...
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#40
Nonkonformista napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): @Nonkonformista i jego tekst

Winszuję z soczkiem w dłoni. To sztuka pozytywistyczna, programowa, organiczna. Uśmiech
Mustafo: napisałeś o tej pracy u podstaw, pozytywizmie. Tak. Wciąż jesteśmy chyba zaczadzeni romantycznymi mitami, a za mało w nas pozytywizmu, by nie tylko wychowywać naród do trzeźwości, lecz także do porzucenia religii, do uznania jej za kolejną mitologię.

Wysłane z mojego SM-A226B przy użyciu Tapatalka
Sprawa religii i romantyzmu nie jest tak prosta. Nie sądzę, że powinniśmy uznać to za "opium dla ludu" i zamknąć temat, a każdego religijnego człowieka uznać za szura i "ciemnogrodzianina". A jeżeli faktycznie uznajesz religię za opium, to w tej jednej akurat sprawie w "wojnie przeciwko narkotykom" staję po stronie "narkotyków". Język
Oczywiście narkotyki zawsze są złe. Powyżej to taki żarcik.
O co mi chodzi? Napisałem o tych wnioskach w moim wątku "kalkulacje moralne" na tym forum. Kilka lat temu wyszło mi logicznie, wręcz matematycznie (a więc do bólu pozytywistycznie), że powinniśmy całe nasze życia nastawiać na jakąś najbardziej opłacalną wiarę religijną, nawet jeżeli szanse, że ta wiara jest prawdziwa, wynoszą parę promili. Bardziej to dla mnie opłacalne niż liczenie na to, że w życiu doczesnym ktoś sięgnie po wieczne szczęście. To może nieintuicyjny wynik, ale teoria gier może wypluć bardzo nieintuicyjne wyniki, zwłaszcza jak się bierze pod uwagę kwestię wieczności dla czującego stworzenia, której nieistnienia udowodnić nie można. Co ciekawe, Jezus dobrze rozumiał te "matryce", mówiąc, że lepiej stracić rękę i oko, niż zamknąć drogę na wieczne szczęście.
Zatem nawet jeżeli większość religii to bełkot do kwadratu (czemu nie przeczę), to i tak uważam, że moralnie opłaca się w całości poświęcić życie na jakąś religijną strategię. Takim sposobem następuje pewna unia pozytywizmu i romantyzmu - pozytywizm wskazał mi, że romantyzm się opłaca, a do wyboru właściwego romantyzmu warto też używać pozytywistycznych mechanizmów. Zatem nie umieszczam pozytywizmu i romantyzmu na torze kolizyjnym, bo uznaję, że te dwie drogi się uzupełniają, a życie tylko podług jednej z tych dróg jest wybrakowane.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości