ErgoProxy napisał(a): Właśnie tu leży pies pogrzebany. Bo co nas, Polaków, obchodzą jakieś problemy wkoło Renu, gdzie nigdy żadnych Polaków nie było i wskutek tego nie ma sensu uczyć o tym dzieci szkolnych? Co nas w końcu obchodzą błędy cudze, jak Arystoteles każe wyciągać wnioski z błędów własnych?I tu pokazuje się (czasem) mądrość Kościoła, który w czasach gomułkowskich, w czasach żywych jeszcze ran powojennych i straszeniu rewizjonistami z Brukseli, ten, chciałem powiedzieć, z Bonn, potrafił wynieść się ponad to. Należy wspomnieć dla porządku, że nastąpiło krótko to po memorandum zachodnioniemieckiego Kościoła Ewangelickiego, niemniej tak donośność jak i wydźwięk orędzia polskich biskupów, narodu pokrzywdzonego w II WS, był bardziej znaczący.
Cytat:A powinno się to tłuc do oporu: że wojna w Europie jest już co najmniej od półwiecza nieopłacalna. Że po wojnie nie ma nawet z kogo ściągać kontrybucji, tylko trzeba na pokonanych dodatkowo łożyć, żeby doprowadzić swoje rynki zbytu do stanu jako-takiej używalności. I że jak się będziecie, narkopolacy, cięgiem stawiać silniejszym, to w końcu ci silniejsi stracą do was cierpliwość i wy w te wasze ryje narodowe zarobicie. I to tak mocno, że nie będzie czego po was zbierać.
Od półwiecza? Od 1830 roku ani jedno polskie powstanie (EDIT: poza wyjątkiem wspomnianym niżej) się nie opłaciło. Potem na krótki czas przewagę zyskał pozytywizm i praca organiczna. Najbardziej dominował on w Poznańskiem. I patrz, akurat tutaj odbyło się jedyne udane Powstanie Wielkopolskie, zresztą udane z wielu powodów niezależnych od powyższego. Niemniej zbieżność ciekawa. Niestety, romantyzm miał zawsze większą siłę przyciągania niż pozytywizm, a jeżeli już zwyciężał ten drugi, to jak statek osiągnął dno. Nawiązując do "Legendy Zeglarskiej" Sienkiewicza (czym znowu wracamy do tematu wątku).
Cytat:Bo do narkopolaków trafia tylko retoryka; kto - kogo. A retoryka: z kim wspólnie - już nie trafia.
Nie do końca. W tradycyjnej Europie obowiązywała zasada "Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem". Do tego dochodziła niepisana reguła, że każdy sąsiad, z którym nie ma podpisanego rozejmu, jest wrogiem (wojna była przez wieki stanem normalnym, traktaty pokojowe - wyjątkiem, często łamanym). Dlatego sojusze były najczęściej przez dwie miedze: Francja z Polską i z Turcją, żeby nie szukać daleko. Wdawanie się w sojusze z sąsiadem, tym "naturalnym wrogiem", było aberracją. Nielicznym wyjątkiem był tu sojusz Polski i Litwy, choć to też w obliczu wspólnego wroga, niemniej w Europie był to ewenement.
Jeszcze trochę o Unii Europejskiej. Bazuje ona na planach Roberta Schumana. Kto teraz zakrzyknie "O, Niemiec", będzie miał częściowo rację, niemniej ten Luksemburczyk, który wcześniej posiadał niemieckie obywatelstwo, był w interesującym nas okresie... francuskim ministrem spraw zagranicznych. On to wystosował pismo do kanclerza Niemiec, Adenauera, w którym opisywał plan Wspólnoty Węgla i Stali. Sam też nie stworzył tego planu (choć nosi on jego imię), ale zrobił to jego kolega, Jean Monnet. Niemcy początkowo były sceptyczne, zwłaszcza ówczesny minister gospodarki Ludwig Erhardt wyrażał opory wobec gospodarczych konsekwencji. Niemniej kanclerz Niemiec uznał polityczne cele za ważniejsze i godne daleko idących kompromisów. Na koniec podpisano traktat w Paryżu, wówczas przez 6 krajów (FR, DE, IT, + Benelux)
Co do "prekursora", czyli Beneluxu, to datuje się on na lata 1921-32, kiedy najpierw Luxemburg i Belgia, a potem także Holandia założyły pierwszą unię gospodarczą, z celem zniesienia ceł i unii pieniężnej. Przerwany przez II WS, niemniej kontynuowany z pewnymi oporami także po wojnie.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Koh 3:1-8 (edycje własne)
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!