ZaKotem napisał(a): Jeśli brać na serio tę wikipedyczną definicję, to prowadzi to do absurdu jaki sam opisałeś: że rynek, na którym wolno kraść, jest bardziej wolny od takiego, na którym nie wolno kraść, bo wszak zakaz kradzieży jest egzekwowany przez podmiot zewnętrzny pod przymusem. Jeśli definicja prowadzi do absurdu, to jest gópia i używać jej nie należy. Ja wolny rynek rozumiem następująco: wolny rynek jest wtedy, gdy każdy dysponuje swoją własnością zgodnie z własną wolą. Zgodnie z tą definicją wszystkie ograniczenia dotyczące dysponowania swoją własnością są szkodliwe dla wolnego rynku, a wszystkie ograniczenia dotyczące dysponowania cudzą własnością są pożyteczne.
No Ok, ale jeśli posiadam pistolet i zgodnie ze swą wolą idę kogoś obrabować, to jest to zgodne z twoją definicją wolnego rynku, czy nie?
Zwróć też uwagę, że nie zamierzam nikogo zabić i go okraść. Zawsze pozostawiam wolna wolę obrabowywanemu. Zawsze to on decyduje, czy go zabije czy nie. Załóżmy także, że jestem bandytą uczciwym i gdy ktoś wybiera śmierć zamiast rabunku, to po zabiciu go nie obrabowuje delikwenta, czyli szanuje jego wolną wolę.
ZaKotem napisał(a): Zgodnie z tą definicją wszystkie ograniczenia dotyczące dysponowania swoją własnością są szkodliwe dla wolnego rynku, a wszystkie ograniczenia dotyczące dysponowania cudzą własnością są pożyteczne.No dobra, ale ktoś mógłby pomyśleć, że wolny rynek jest dla Ciebie wartością autoteliczną, a nie sądzę by tak było.
Dla mnie jakakolwiek metoda organizacji gospodarki (w tym wolny rynek) jest wartością jedynie jeśli pomaga realizować inne wartości. Dobrze byłoby więc zdefiniować te wartości i zobaczyć czy wolny rynek summa summarum faktycznie pomaga je realizować, czy w realizowaniu ich szkodzi.