Celem niniejszego tematu jest wykazanie, że buddyzm jest lucyferianizmem (satanizmem) i w związku z tym jest filozofią wrogą chrześcijaństwu, całkowitym jego zaprzeczeniem. Moją analize będę opierac na tekście utworu rapera Jimson Nie ma Boga:
Utwór zaczyna się w następujący sposób:
Wstęp się urywa na Powiedział...
Kto powiedział? Powiesz, Budda, rzecz jasna. No tak. Ale kim jest Budda – tym dobrym głosem, czy tym złym? Bogiem czy szatanem?
Sięgnijmy do Biblii:
Czy ten przekaz Buddy nie przypomina wam kuszenia węża? Wąż wie, że Bóg jest dla Adama i Ewy autorytetem, więc żeby zrealizować swój niecny plan zwabienia ich do grzechu, musi najpierw uderzyć w same fundamenty – w wiarę w autorytet Boga. Przekładajac na naszą sytuację: wszystkie głosy, które namawiają do bycia sceptycznym w stosunku do tradycji, religii, przekazu świętych ksiąg, naturalnych inklinacji, autorytetów (Kościół, kapłani, rodzice, ludzie sędziwi) oraz wiary podzielanej przez ogół społeczeństwa, są tak naprawdę odpowiednikami tego biblijnego kuszenia człowieka przez szatana.
Qunique mial nosa, bo kilkukrotnie (na róznych forach) zwracal uwage na to, ze ten przekaz Buddy jest falszywy i bezsensowny, poniewaz sam Budda przemawia jako autorytet i zeby łyknac te gadke Buddy najpierw trzeba uznać go za autorytet. Otoz, w chrzescijanstwie podkresla sie, ze szatan działa w czlowieku poprzez pyche, a wiec przekonanie, ze sam czlowiek najlepiej wie, co jest dobre dla niego, a co jest zle. On sam jest dla siebie autorytetem. Uznanie siebie samego za autorytet jest równoznaczne z uznaniem za autorytet szatana. Są tylko dwie opcje: albo słuchasz się Boga, albo szatana. Autorytetow moralnych albo siebie samego.
I dalej leci zwrotka, która mówi właśnie o tym, jak podmiot liryczny buduje swoją własna swiatynie, zrywa z Bogiem, odtąd zyje na wlasna reke:
Dalej podmiot liryczny zwraca uwage na hipokryzje, zlo jakie dostrzega w religii, co zapewne było powodem odwrotu od wiary. Skoro Bóg jest dobry, to czemu ci, którzy go maja na ustach, nie są dobrzy? I tutaj dotykamy sedna. Każdy buntujący się ateuszek wypiera się dziedzictwa grzechu pierworodnego, którego owocem jest grzeszność, niedoskonałość wpisana w naturę człowieka. A chrześcijanin ma przed sobą to trudne zadanie, żeby zaakceptować to, że nigdy nie będzie doskonały. Że żaden człowiek, którego spotyka na świecie nie jest doskonały. A co za tym idzie, nawet ci kapłani, te autorytety religjne, od których spodziewalibysmy sie nieskazitelnej moralnosci, nie sa idealni. W filmie „Kler” Smarzowskiego z ust jednego z kapłanów pada zdanie (cytuje z pamieci): „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”. I kiedy człowiek to zrozumie i zaakceptuje, to wiara, jaką pokłada w autorytety wypowiadajace sie w imieniu Boga, jest podszyta ta swiadomoscia. Nie odrzuca Kościoła, religii, bo nie są idealne. Nie unosi się pychą:
W ostatnim fragmencie podmiot liryczny uzasadnia swoja postawe przedkładaniem logiki nad wiarę. Chrześcijaństwo opiera sie na zasadzie „fides et ratio”(wiara i rozum). Dla chrześcijanina, te dwa aspekty muszą byc ze sobą w harmonii. Ateista/agnostyk pragnie, aby wszystko bylo poznawalne rozumowo, jest pyszny, chce jak pierwszy człowiek poznać dobro i zło, żeby być jak Bóg. Nie godzi sie na Tajemnice w swoim zyciu. Wszystko ma byc jasne, oczywiste, jak 2 + 2 = 4.
Podsumowując, ten racjonalistyczny, odarty z metafizyki system filozoficzny zwany buddyzmem (nie mówie o buddystach uprawiających tradycyjną religijność), jest w istocie przekazem lucyferiańskim, w którym biega o to, żeby od świata odsunąć Boga (aspekt nadprzyrodzony, transcendentny), a w tym celu redukuje się człowieka do istoty racjonalnej, a świat do natury, którą można od początku do końca racjonalnie uzasadnić. Natomiast buddyjska metafizyka jest tak naprawdę „psychoterapią”, ucieczką od cierpienia, tego wszystkiego, co człowiekowa otwiera na aspekt nadprzyrodzony. Buddysta nie cierpi, buddysta obserwuje ból, który przechodzi przez jego umysł, ciało, ale bezpośrednio go nie dotyka, największym grzechem buddysty jest zaangażowanie. Dlatego nieraz pewnie słyszeliscie, jak buddysta pierdzieli, ze prawdziwa milosc to jest nieuwarunkowana. Buddysta kocha bez przywiązania. Buddysta odrzuca świat iluzji (nietrwałości) na rzecz tego co trwałe – a więc Pustki (czystego umysłu). Tej pustki doświadczyć sie nie da, jest tylko ideą do której buddysta daży, z którą chce się utożsamic, żeby nie zmierzyć się ze skutkami grzechu pierworodnego. Buddysta żyje tak, jakby człowiek nigdy nie został wypędzony z raju.
Utwór zaczyna się w następujący sposób:
Cytat:Nie wierz jakiejś rzeczy, dlatego, że jest kolportowana
dlatego, że jest przedmiotem tradycyjnej wiary
dlatego, że takie jest zdanie większości
dlatego, że można ją znaleźć w świętych tekstach
dlatego, że odpowiada ona twoim inklinacjom
dlatego, że jest autorytetem
lub, że jest przyodziana prestiżem twego mistrza
Powiedział
Wstęp się urywa na Powiedział...
Kto powiedział? Powiesz, Budda, rzecz jasna. No tak. Ale kim jest Budda – tym dobrym głosem, czy tym złym? Bogiem czy szatanem?
Sięgnijmy do Biblii:
Cytat:1 A wąż1 był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: «Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?» 2 Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, 3 tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli». 4 Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! 5 Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło».
6 Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. 7 A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski.
8 Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. 9 Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: «Gdzie jesteś?» 10 On odpowiedział: «Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się». 11 Rzekł Bóg: «Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?» 12 Mężczyzna odpowiedział: «Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem». 13 Wtedy Pan Bóg rzekł do niewiasty: «Dlaczego to uczyniłaś?» Niewiasta odpowiedziała: «Wąż mnie zwiódł i zjadłam». 14 Wtedy Pan Bóg rzekł do węża:
«Ponieważ to uczyniłeś,
bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych;
na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia.
15 Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę,
pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej:
ono zmiażdży2 ci głowę,
a ty zmiażdżysz2 mu piętę».
16 Do niewiasty powiedział: «Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą».
17 Do mężczyzny zaś [Bóg] rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść -
przeklęta3 niech będzie ziemia z twego powodu:
w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie
po wszystkie dni twego życia.
18 Cierń i oset będzie ci ona rodziła,
a przecież pokarmem twym są płody roli.
19 W pocie więc oblicza twego
będziesz musiał zdobywać pożywienie,
póki nie wrócisz do ziemi,
z której zostałeś wzięty;
bo prochem jesteś
i w proch się obrócisz!»4
20 Mężczyzna dał swej żonie imię Ewa5, bo ona stała się matką wszystkich żyjących.
21 Pan Bóg sporządził dla mężczyzny i dla jego żony odzienie ze skór i przyodział ich. 22 Po czym Pan Bóg rzekł: «Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; niechaj teraz nie wyciągnie przypadkiem ręki, aby zerwać owoc także z drzewa życia, zjeść go i żyć na wieki»6. 23 Dlatego Pan Bóg wydalił go z ogrodu Eden, aby uprawiał tę ziemię, z której został wzięty. 24 Wygnawszy zaś człowieka, Bóg postawił przed ogrodem Eden cherubów i połyskujące ostrze miecza, aby strzec drogi do drzewa życia7.
Czy ten przekaz Buddy nie przypomina wam kuszenia węża? Wąż wie, że Bóg jest dla Adama i Ewy autorytetem, więc żeby zrealizować swój niecny plan zwabienia ich do grzechu, musi najpierw uderzyć w same fundamenty – w wiarę w autorytet Boga. Przekładajac na naszą sytuację: wszystkie głosy, które namawiają do bycia sceptycznym w stosunku do tradycji, religii, przekazu świętych ksiąg, naturalnych inklinacji, autorytetów (Kościół, kapłani, rodzice, ludzie sędziwi) oraz wiary podzielanej przez ogół społeczeństwa, są tak naprawdę odpowiednikami tego biblijnego kuszenia człowieka przez szatana.
Qunique mial nosa, bo kilkukrotnie (na róznych forach) zwracal uwage na to, ze ten przekaz Buddy jest falszywy i bezsensowny, poniewaz sam Budda przemawia jako autorytet i zeby łyknac te gadke Buddy najpierw trzeba uznać go za autorytet. Otoz, w chrzescijanstwie podkresla sie, ze szatan działa w czlowieku poprzez pyche, a wiec przekonanie, ze sam czlowiek najlepiej wie, co jest dobre dla niego, a co jest zle. On sam jest dla siebie autorytetem. Uznanie siebie samego za autorytet jest równoznaczne z uznaniem za autorytet szatana. Są tylko dwie opcje: albo słuchasz się Boga, albo szatana. Autorytetow moralnych albo siebie samego.
I dalej leci zwrotka, która mówi właśnie o tym, jak podmiot liryczny buduje swoją własna swiatynie, zrywa z Bogiem, odtąd zyje na wlasna reke:
Cytat:Klęcząc w tej świątyni zbudowanej przeze mnie
swój tryptyk jak neptyk znów spędzam bezsennie
niemal jak tetryk zgorzkniały do snu granic
obojętny zamilkł obrzezany z wiary znów za nic
jak mam nie ranić? rzucam tekst, komunikat
sami znów, ja i Bóg, czytaj ekskomunika
pura veritas, ale nie wołam o pomoc
jak będę tonąć sami powiecie ortodoks
spisuję donos, nie ma Boga, są klony
trzy lata temu ponoć on dzwonił do Łony
ale Olimp jest pusty, mój zmysł szósty ustał
to któryś rok jak do krzyża przykładam usta
zero empatii, a bóstwa ubliżam
plugawym jak fakir sam pośród kurtyzan
i zbliżam się w realizm, to przestroga
lepiej sam sprawdŹ, może już nie masz Boga
Lewitując na parkietach wyobraźni jak derwisz
snuję nietakt, z którego chcesz drwić
może wierzysz, może to puste słowa
lepiej sam sprawdŹźmoże już nie masz Boga
Lewitując na parkietach wyobraźni jak derwisz
stwierdzam, że nie ma Boga, nie ma
wiara w życie po śmierci tworzy zamęt
Dalej podmiot liryczny zwraca uwage na hipokryzje, zlo jakie dostrzega w religii, co zapewne było powodem odwrotu od wiary. Skoro Bóg jest dobry, to czemu ci, którzy go maja na ustach, nie są dobrzy? I tutaj dotykamy sedna. Każdy buntujący się ateuszek wypiera się dziedzictwa grzechu pierworodnego, którego owocem jest grzeszność, niedoskonałość wpisana w naturę człowieka. A chrześcijanin ma przed sobą to trudne zadanie, żeby zaakceptować to, że nigdy nie będzie doskonały. Że żaden człowiek, którego spotyka na świecie nie jest doskonały. A co za tym idzie, nawet ci kapłani, te autorytety religjne, od których spodziewalibysmy sie nieskazitelnej moralnosci, nie sa idealni. W filmie „Kler” Smarzowskiego z ust jednego z kapłanów pada zdanie (cytuje z pamieci): „Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni”. I kiedy człowiek to zrozumie i zaakceptuje, to wiara, jaką pokłada w autorytety wypowiadajace sie w imieniu Boga, jest podszyta ta swiadomoscia. Nie odrzuca Kościoła, religii, bo nie są idealne. Nie unosi się pychą:
Cytat:Nie wiem jak można przejść od gwałtów w ekumenizm
nie istnieje tam Bóg, bo by ten fanklub zmienił
i wyplenił tych, co dzieciom krwawią katechizm
ej, co to za wiara, że ślepi uczą ślepych?
siedziba świętych, gdzie? to filia
wasz Bóg was nauczył, co to pedofilia?
ten piach w oczy to ofiara
moi bliscy, przyjaciele, w nich wiara
bowiem tak łatwo ogłosić się Bogiem
jednym słowem, potem opaść wzdłuż bloku okien
albo powiedzieć, że bez wiary świat jest mniejszy
tym samym wierzyć w drugie życie, a to pierwsze spieprzyć
wielorakość bogów, powiem bożków
sto pięćdziesiąty kościół i stu pięćdziesięciu ojców
dość już, przez religię ten świat wybuchnie
nie pomogą nam w tym nawet te perfidne podwójne
W ostatnim fragmencie podmiot liryczny uzasadnia swoja postawe przedkładaniem logiki nad wiarę. Chrześcijaństwo opiera sie na zasadzie „fides et ratio”(wiara i rozum). Dla chrześcijanina, te dwa aspekty muszą byc ze sobą w harmonii. Ateista/agnostyk pragnie, aby wszystko bylo poznawalne rozumowo, jest pyszny, chce jak pierwszy człowiek poznać dobro i zło, żeby być jak Bóg. Nie godzi sie na Tajemnice w swoim zyciu. Wszystko ma byc jasne, oczywiste, jak 2 + 2 = 4.
Cytat:W pewien splot ujmę to i przypomnę
nie jestem ateistą, bo sam widzisz, że wątpię
mów mi Jimson, jeśli czujesz grunt pod stóp parą
moje życie to triumf logiki nad wiarą
Podsumowując, ten racjonalistyczny, odarty z metafizyki system filozoficzny zwany buddyzmem (nie mówie o buddystach uprawiających tradycyjną religijność), jest w istocie przekazem lucyferiańskim, w którym biega o to, żeby od świata odsunąć Boga (aspekt nadprzyrodzony, transcendentny), a w tym celu redukuje się człowieka do istoty racjonalnej, a świat do natury, którą można od początku do końca racjonalnie uzasadnić. Natomiast buddyjska metafizyka jest tak naprawdę „psychoterapią”, ucieczką od cierpienia, tego wszystkiego, co człowiekowa otwiera na aspekt nadprzyrodzony. Buddysta nie cierpi, buddysta obserwuje ból, który przechodzi przez jego umysł, ciało, ale bezpośrednio go nie dotyka, największym grzechem buddysty jest zaangażowanie. Dlatego nieraz pewnie słyszeliscie, jak buddysta pierdzieli, ze prawdziwa milosc to jest nieuwarunkowana. Buddysta kocha bez przywiązania. Buddysta odrzuca świat iluzji (nietrwałości) na rzecz tego co trwałe – a więc Pustki (czystego umysłu). Tej pustki doświadczyć sie nie da, jest tylko ideą do której buddysta daży, z którą chce się utożsamic, żeby nie zmierzyć się ze skutkami grzechu pierworodnego. Buddysta żyje tak, jakby człowiek nigdy nie został wypędzony z raju.