znaLezczyni napisał(a): Ja w ogóle nie wiem, o czym ty piszesz. Zacytowałam ostatnie zdanie, ale cały wywód z postu 16 jest dla mnie niejasny.
Nie wiem, czym jest i czy jest kultura obijania się w pracy. Nie wiem, czy jest powszechnie przyjęta (jest? skąd to wiesz?).
Uważam natomiast, że nie sprzyja stabilności politycznej i reszcie wymienionej przez ciebie.
Jeśli jednak ktoś w czasie swoje pracy bawi się, siedzi w necie, wychodzi pięć razy na papierosa, spędza kwadranse na pogawędkach, oznacza to, że jest w tej pracy niepotrzebny. Firma marnuje pieniądze, które mogłaby przeznaczyć na swój rozwój czy podwyżkę pensji. Skoro towarzyski.pelikan wykonuje swoją pracę w ciągu czterech godzin, oznacza to, że firma przepłaca. Powinna być zatrudniona na pół etatu.
Ale jeśli pelikan byłaby zatrudniona na pół etatu, to pracowałaby na ćwierć etatu. Musi być zatrudniona na cały etat, aby wykonała pracę możliwą do wykonania w 4 godziny, bo taki ma styl pracy. Oczywiście można by było zatrudnić kogoś, kto ma inny styl pracy, i pracę pelikana wykonuje będąc zatrudnionym na pół etatu. Mówiąc krócej, za pół ceny. No pewnie, że by się opłacało kupować za pół ceny, tylko że może nikomu nie opłaca się sprzedawać za pół ceny, bo gdyby się komuś opłacało, to ten ktoś by miał tę pracę, a pelikan nie.
Cytat:Zauważyłam wpadanie ze skrajności w skrajność: jeszcze kilka(naście) lat temu pozwalano pracodawcom na oszukiwanie pracowników. Było na to powszechne przyzwolenie. Kilka razy mówiąc komuś, że powinien/ powinna pójść do sądu pracy, słyszałam: to nie ma sensu. Teraz jest zwrot o 180 stopni. Powszechne (jak twierdzisz) przyzwolenie na oszukiwanie pracodawców.
Temat jest o etyce pracy. Czy coś takiego jeszcze w Polsce istnieje? Pytam o Polskę, bo u siebie w pracy wielokrotnie ten termin słyszałam.
Etyka pracy zależy od ekonomii i psychologii. Nieuwzględnianie jednego z tych czynników prowadzi do niezrozumienia. Ekonomia rządzi prawami popytu i podaży pracy, i kształtują się one podobnie jak popyt i podaż towarów i usług. W zależności od koniunktury, praca jest bardziej lub mniej pożądana, i w związku z tym droższa lub tańsza. Gdyby człowiek był czymś w rodzaju kalkulatora, jak wyobrażają sobie teoretyczni ekonomiści, to byłoby dokładnie tak: w okresie dobrej koniunktury pracownicy zarabialiby dużo, a w okresie złej mało, i poza tym zupełnie nic by się nie zmieniało. Ponieważ jednak człowiek różni się wieloma szczegółami od kalkulatora, w rzeczywistości fluktuacje ceny pracy mierzonej w pieniądzach wcale nie przedstawiają się tak, jakby to wynikało z czystej ekonomii. A to dlatego, że cena pracy mierzy się też w innych rzeczach, trudnych do dokładnego zmierzenia: godności osobistej, samopoczucia, poczucia dominacji lub poddaństwa. Aby zilustrować, co mam na myśli, przedstawię to za pomocą profesjonalnego wykresu:
Pracownik obijający się w pracy nie jest żadnym oszustem, tak samo jak nie jest nim właściciel niewolników. Wszystko odbywa się zgodnie z zasadami. Etyka pracy nie neguje ekonomii, ale jest jej uzupełnieniem. Nie znaczy to wcale, że w każdym społeczeństwie o danym poziomie bogactwa musi być taka sama. Etyka pracy to, najogólniej mówiąc, sposób mierzenia wartości pracy. Wybór, na ile będzie ona mierzona wysokością wypłaty, a na ile czymś innym (np. ogólnym luzem w pracy). Jest to wybór ekonomicznie równoważny, bo większy luz w pracy dla pracodawcy oznacza koszty takie same jak podwyżka wynagrodzenia, a to, na jakie koszty może sobie pozwolić, reguluje już "niewidzialna ręka rynku". Tylko że ta ręka jest podłączona do niewidzialnego serca rynku, które decyduje o tym, jakie metody wynagrodzenia są bardziej pożądane przez ludność. I teraz uzasadniam, dlaczego moim zdaniem pewna ilość niepieniężnej gratyfikacji jest lepsza od podwyżek:
Weźmy model, który ty postulujesz: Pracownik robi "z całych sił", a pracodawca uczciwie mu płaci i przestrzega praw pracowniczych. Wygląda to bardzo uczciwie na chłopski rozum, tylko nie bierze pod uwagę niestabilności ceny pracy. Kiedy na skutek dobrej koniunktury cena pracy wzrasta, w twoim modelu pracownicy dostają podwyżkę - no i fajnie. Natomiast gdy na skutek złej koniunktury cena pracy maleje... powinni dostać obniżkę. A ludzie tego nienawidzą i to jest po prostu niewykonalne politycznie. Ale obniżka jest koniecznością ekonomiczną, dlatego dokonuje się w sferze niepieniężnej - poprzez obniżenie standardów pracy. Najczęściej przez różne niepłatne nadgodziny i ogólne przeciążanie pracownika. Czyli jest tak:
W sytuacji przeciętnej pracownik nie obija się, jest dobrze traktowany i uczciwie zarabia.
W sytuacji dobrej pracownik nie obija się, jest dobrze traktowany i zarabia nieprzyzwoicie dużo.
W sytuacji dobrej pracownik nie obija się i zapierdala pod kierownictwem sadystycznej małpy.
A teraz weźmy sytuację postulowanej przeze mnie etyki obijania się. Według niej traktujemy lenistwo pracownika jako normę. To oczywiście oznacza niższe płace niż w sytuacji twojej etyki, bo cudów nie ma i cena jednostki pracy musi być taka sama. Ale przecież pieniądze zarabia się po to, żeby dawały szczęście, a skoro szczęście można mieć za niższe pieniądze, to się to tak samo opłaca. Jest wtedy tak:
W sytuacji przeciętnej pracownik obija się, jest dobrze traktowany i zarabia tak sobie.
W sytuacji dobrej pracownik obija się, jest dobrze traktowany i uczciwie zarabia.
W sytuacji złej pracownik nie obija się, jest dobrze traktowany i zarabia tak sobie.
Uważam że ten model jest lepszy, bo zawiera lepsze zabezpieczenie psychologiczne na wypadek kryzysu. Najgorsze, co może się stać w złej koniunkturze (a może trwać dekadę albo i więcej, to nie jest jakieś tam drobne losowe wydarzenie) to redukcja czasu na obijanie się. Nie powoduje zaś poczucia niesprawiedliwości, które może łatwo prowadzić do zwycięstwa populistycznych ideologii. Dlatego właśnie uważam, że obijanie się jest gwarantem praw człowieka.
lumberjack napisał(a): Bardzo ładny intelektualny wygibas, który jednak niezgodny jest z życiową praktyką. Pracowałem kiedyś w kilkunastoosobowej grupie stachanowców przy montażu systemu tryskaczy przeciwpożarowych. Praca na akord, każdy zapierdalał i jeden ganiał drugiego, bo nie byliśmy rozliczani z akordu jako jednostki tylko jako cała grupa. Dobra kasa, ale taki zapierdol, że nawet jak dla mnie to było za dużo.No widzisz, nawet ty nie wytrzymałeś, a co dopiero normalny człowiek? Zresztą wydaje mi się, że tego typu pracę zazwyczaj wykonuje się na zlecenie, a nie jako stałe zatrudnienie. Czy ten, kto wam płacił, spodziewał się, że ktokolwiek będzie pracował parę lat na takich zasadach?
Cytat:Nieprawda. Praca na akord jest najuczciwszym podejściem. Nigdy w życiu, pracując u kogoś w firmie i mając stawkę godzinową, nie zarobiłem tyle co na akordzie, na własnej działalności.To zupełnie co innego. Będąc jednoosobową działalnością gospodarczą nie pracujesz na akord, tylko wykonujesz zlecenia. W takim tempie, jakie uznasz za słuszne aby osiągnąć pożądaną przez siebie wypłatę w danym czasie. Powoduje tobą chciwość, co jest oczywiście dobre i korzystne dla ogółu. Kapitalizm opiera się na dwóch cnotach ludzkich: chciwości i lenistwie. Gdyby ludzie nie byli chciwi, nikt by nic nie sprzedawał, bo każdy zadowalałby się własnoręcznie skrobaną rzepką. Ale gdyby ludzie nie byli leniwi, nikt by nic nie kupował, bo każdy wolałby sobie sam zbudować chatę z patyków i krowich kup (nic innego wszak by nie było, bo nikomu nie opłacałoby się produkować desek i cegieł, o zajebistych płytkach łazienkowych nawet nie wspominając). Chciwość i lenistwo muszą się wzajemnie harmonizować, aby był rozwój i postemp. A ponieważ cnoty te różnie są w ludziach rozłożone, konieczny jest sprawiedliwy podział. Ludzie chciwi powinni być przedsiębiorcami, zapierdalać z wywieszonym jęzorem i zarabiać kokosy, a ludzie leniwi powinni być ich pracownikami i obijać się, zarabiając zwyczajnie na życie. Zmuszanie wszystkich do chciwości prowadzi do katastrofy, tak samo jak zmuszanie wszystkich do lenistwa.