To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Mimowolny celibat
żeniec napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek).
Mam doświadczenie z siłowniami, a w zasadzie siłownią, bo chodziłem do takiej "niewypindrzonej". Chociaż większość populacji tam, to byli kibole i koksy, to była też nadreprezentacja dziwnych i inteligentnych indywiduów. Warto spróbować, bo a nuż a widelec? Nie wiem jak jest w bardziej mainstreamowych siłowniach. Jak byłem kilka razy, to miałem wrażenie, że jest tam więcej ludzi, którzy siedzą ze słuchawkami w uszach, ograniczają interakcje do minimum i przez większość czasu okupują ławeczkę do wyciskania na klatę scrollując smartphone'a.
A to wiadomo, że pakują i ćwiczą też inteligentni ludzie. Uśmiech W końcu Sokrates chyba pakował i chwalił tężyznę fizyczną. Do głowy przychodzi mi też Testoviron i... mój młodszy brat. Duży uśmiech
Choć w sumie ciężko byłoby mi kogoś zagadać w siłowni. Moja wstydliwa niezręczność doprowadziłaby pewnie do tekstów typu "cześć, też tu... ćwiczysz?" lub "tak, ćwiczymy, bo zdrowe jest... zdrowe, tak". No i jednak jest mała szansa, że jakiś zagadany akurat do mnie, by pasował.
Kiedyś na siłownię wziął mnie współlokator, ale on miał kuratora nad sobą i nieironicznie jarał się mafiozami, więc to słabe klimaty były. Uśmiech

żeniec napisał(a): W nomenklaturze randkowania tzw. warm approach jest chyba najlepszy, czyli wchodzenie w interakcje gdy ma się naturalne do nich powody z powodu okoliczności, np. w liceum/na studiach będąc w jednej grupie. Członkowanie w tej samej organizacji pod to podpada, a jest jeszcze ten plus, że stanowi od razu preselekcję.
Przez Internety może i można przesiać tysiące profili, ale czy właśnie nie jest to definicja powierzchowności? Jak dogłębnie można je przeanalizować, jeśli ma się taki przerób? No i w takich miejscach (portale randkowe) też jest preselekcja, ale nie taka, jakiej byś pewnie chciał, na co sam już zwróciłeś uwagę (seksy i fetysze, a nie "normalne" związki).
Ja akurat nie mam problemu z relacjami z Internetu. Oszczędzają dużo zachodu. Można iść do internetów i rzec wszem i wobec:
"Jestem taki i owaki. Chcę tego i tamtego. Moim głównym celem jest związek, ale i przyjaźnią lub koleżeństwem nigdy nie pogardzę. Nie chcę seksu bez zobowiązań".
Dziwię się, że tak mało osób daje w internetach bardziej rozbudowane opisy siebie i swych celów. Moje profile nigdy nie były powierzchowne. Mam pretensje do bycia pisarzem i jestem skłonny do introspekcji, więc z łatwością opisywałem swe główne pasje, cele, tendencje charakteru itd.. W rozmowie też wyłuszczałem różne sprawy. Nie wiem. Może jestem jakoś szczególnie otwarty do "wiwisekcji" własnej.

żeniec napisał(a): EDIT: Dodając do bert04owego, że studia to dobry rynek matrymonialny - pewien profesor na UWr na otwarciu semestru miał zwyczaj mówić, że wie, że chłopaki przyszli tu po to, by wymigać się od wojska, a dziewczyny, by znaleźć męża, a jego zadaniem jest odfiltrować tych, co przyszli studiować matematykę ;-)
A to akurat studia skończyłem kilka miesięcy temu. Język No i na nich gadałem prawie wyłącznie z dwójką przyjaciół, z którymi porozumiewam się w dużej mierze za pomocą abstrakcyjnych memów. Są hetero, wiadomo. Jeden z nich zauroczył się koleżanką z klasy, ale nie miał odwagi zagadać nigdy. Duchy z "Dziadów" go teraz mogą prześladować. Oczko


bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Już odpowiadam. Uśmiech
Szukam związku prawie wyłącznie przez Internet. Dwa razy miałem małe zauroczenia w realu co do facetów, którzy wysyłali sprzeczne sygnały, ale, koniec końców, okazywali się heteroseksualni, a ja się tylko łudziłem.

A może jeszcze byli heteroseksualni?
Tu chyba chodziło o coś innego. Po prostu miałem w sobie romantyczne potrzeby i moje wnętrze szukało kogoś, na kim może zogniskować uwagę. A że wokół było słabo, to uczepiałem się emocjonalnie kogoś, kto dawał jakiekolwiek, nawet liche, nadzieje na dobry związek. Te zauroczenia bywały nawet bardzo mocne, ale szybko mijały, gdy znajdowałem nowy "obiekt westchnień" lub, gdy stary mnie jakoś szczególnie rozczarował, albo zniknął z mego pola uwagi na dłużej. Raz się uczepiłem faceta, który ogółem był jakiś wrażliwy, artystyczny i intelektualny, ale w relacjach romantycznych był płytkim głupcem, który w kobietach szukał głównie zgrabnego ciała, bladej skóry i blond włosów, więc pakował się w głupie relacje.

Te sprzeczne sygnały, o których pisałem, były raczej pewnymi podobieństwami do mnie, które nabierały mnie na zasadzie:
"No jeżeli jest tu i tu podobny do mnie, a ja nie jestem hetero, to on też może nie być".
Te sprzeczne sygnały mogły być też ich sposobami, by otrzymywać ode mnie troskliwą uwagę. Albo czasem nawet jakimiś desperacjami...

bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Lepiej sobie nie robić takich nadziei za bardzo.
Moja okolica to duże, postępowe polskie miasto. Miałem na studiach kilku znajomych gejów, ale nie pasowałem do nich w ogóle.

Studia to chyba najlepsza aukcja matrymonialna, najszerszy wybór i najwięcej kontaktów. Ale może to jeszcze nie był odpowiedni wiek?

No właśnie ja na studiach zrobiłem kontaktów bardzo mało, ale za to są one bardzo silne. Zawsze pakowałem się w projekty z dwoma przyjaciółmi. Duży uśmiech Takie papużki-nierozłączki na studiach. Klasyczne drużynowe trio jak z "Harry'ego Pottera" czy "Blok Ekipy". Tak mało zwracałem uwagi na innych, że nie nauczyłem się do końca studiów imion wszystkich koleżanek z klasy.

bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Dyskoteki z tęczą? Hmm... Ja ogółem nie jestem dyskotekowy. Nie moje klimaty. Na żywo bardziej wstydzę się zagadywać. No i nie słyszałem o takich miejscach. Są gejkluby, ale tam chodzi głównie o sam seks.

W dyskotekach hetero też sporo kręci się wokół seksu, ale znam jeden bardzo trwały związek który się od poznania na parkiecie zaczął.

Parkiet nie jest dla mnie. Zawsze podpierałem ściany na dyskotekach szkolnych lub na nie nie przychodziłem. Już śpiewanie (które mi wychodzi nawet) kosztuje mnie dużo wstydu, ale tańczenie to już za dużo. Litości. Język

bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek). Poza tym prawie wszyscy geje, jakich znam, ma awersję np. do piłki nożnej (ja nie mam). (...)

No właśnie, to znasz już jednego, który nie ma awersji. Zresztą bardziej chodziło mi o jakieś koła Yogi, treningu fitness, może jakieś wschodnie sztuki walki. Być może szansa na spotkanie tam geja, który nie wypełnia stereotypów, są tam większe?

Są pewnie jeszcze jakieś, nie wiem, kółka malarskie czy muzyczne, może tam prędzej trafisz na faceta, który nie tylko względem sztuki odbiega od stereotypu. Sorry, jeżeli sam pojechałem stereotypem.

No z piłkarzy to chyba Cristiano Ronaldo i Adrien Rabiot nie są hetero, ale takich jest mało i tak.
Yoga, fitness, sztuki walki... Nie wiem. Wolny czas spędzam raczej na rozmyślaniach, internetach, spacerach w pojedynkę i rozmowach z bliskimi. Takie przedsięwzięcia trochę nie pasują do mojego trybu domyślnego, ale pomyślę nad nimi.

bert04 napisał(a): No to właśnie znajdujesz się w tym samym dylemacie co incele (co to nie mogą znaleźć żadnej laski) czy kobiety "po przejściach" (które dziwią się, że wszyscy faceci to świnie, ale dziwnym trafem nadal szukają ich tylko w barach i dyskotekach - tak, napisałem "dyskotekach"). Nie chcesz zmienić taktyki szukania partnera w życiu a będziesz dalej marudził nad tego nieskutecznością. No niestety, dopóki polskie portale randkowe dla gejów nie wyjdą poza tinderowe sex-spotkania, twoją jedyną szansą jest właśnie rozszerzenie tych płytkich znajomości. Jeżeli nie, to nadal będziesz rybakiem, który narzeka, że w Bałtyku nie pływają szczupaki. Kurde, idź nad jezioro i tam czekaj z wędką. Najlepiej nad wiele jezior.
Racja.
Einstein rzekł, że:
„Tylko głupiec robi wciąż to samo i oczekuje innych rezultatów".

bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Biedroń i Śmiszek (dobra para, z tego co widzę) poznali się chyba w jakiejś organizacji społecznej przeciw homofobii. Może to dobry trop. W końcu w takich organizacjach siedzą aktywiści, którzy chcą pomagać innym ludziom, a nie tylko wzmacniać orgazmy somą z "nowego wspaniałego świata". Może tam kiedyś zajdę. Sporo takich facetów też może siedzieć w Lewicy i troszkę jeszcze w KO. Ale z drugiej strony nie wytrzymałbym przy takim Dawidzie Dobrogowskim, który nawalałby, że "libki" jak Macron mu homofobią życie zniszczyły. Język

Być może w internetach są jakieś grupy wsparcia LGBT, gdzie przynajmniej mógłbyś poznać jakichś sensownych gejów, dla których istnieją też inne ważne sprawy oprócz seksu właśnie. Nawet jak tam nie znajdziesz, to może dzięki temu, tym "płytkim kontaktom" znajdziesz jakiś kontakt głęboki?
Tak. Jakieś grupki na Facebooku mogą być. Dobry pomysł. Duży uśmiech
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a): A to wiadomo, że pakują i ćwiczą też inteligentni ludzie. Uśmiech W końcu Sokrates chyba pakował i chwalił tężyznę fizyczną. Do głowy przychodzi mi też Testoviron i... mój młodszy brat. Duży uśmiech
Zapomniałeś o mnie.
Odpowiedz
Stoik napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): A to wiadomo, że pakują i ćwiczą też inteligentni ludzie. Uśmiech W końcu Sokrates chyba pakował i chwalił tężyznę fizyczną. Do głowy przychodzi mi też Testoviron i... mój młodszy brat. Duży uśmiech
Zapomniałeś o mnie.
Mój zbiór nie miał pretensji do zupełności. Język
Sam kiedyś pakowałem, ale to przez to, iż byłem w patologicznym środowisku i chciałem być silniejszy, by przetrwać. Teraz jestem wątły i się z tym czuję dobrze.
Mam niestety skłonności do brutalnego hartowania siebie.

PS
No i Zełeński pakuje w trybie wojennym.
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a): Mój zbiór nie miał pretensji do zupełności. Język
Sam kiedyś pakowałem, ale to przez to, iż byłem w patologicznym środowisku i chciałem być silniejszy, by przetrwać. Teraz jestem wątły i się z tym czuję dobrze.
Mam niestety skłonności do brutalnego hartowania siebie.

Są alternatywy do "brutalnego hartowania". Chodzę aktualnie na pewną wschodnią sztukę walki i ciągle nie mogę wyjść z wrażenia, jak skuteczne bywają techniki. Kiedy pierwszy raz rozłożysz murzyna większego od ciebie o pół głowy z muskulaturą dziesięcioboisty na łopaty, bo wiesz jakie dźwignie stosować, to od razu poczucie wartości własnej przebija sufit. A jak się okazuje, że przy okazji też hartujesz ciało, ale inteligentnie, nie brutalnie, no to już jesteśmy w domu.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
bert04 napisał(a): Chodzę aktualnie na pewną wschodnią sztukę walki i ciągle nie mogę wyjść z wrażenia, jak skuteczne bywają techniki.
A jaka to sztuka walki?
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
bert04 napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a): Mój zbiór nie miał pretensji do zupełności. Język
Sam kiedyś pakowałem, ale to przez to, iż byłem w patologicznym środowisku i chciałem być silniejszy, by przetrwać. Teraz jestem wątły i się z tym czuję dobrze.
Mam niestety skłonności do brutalnego hartowania siebie.

Są alternatywy do "brutalnego hartowania". Chodzę aktualnie na pewną wschodnią sztukę walki i ciągle nie mogę wyjść z wrażenia, jak skuteczne bywają techniki. Kiedy pierwszy raz rozłożysz murzyna większego od ciebie o pół głowy z muskulaturą dziesięcioboisty na łopaty, bo wiesz jakie dźwignie stosować, to od razu poczucie wartości własnej przebija sufit. A jak się okazuje, że przy okazji też hartujesz ciało, ale inteligentnie, nie brutalnie, no to już jesteśmy w domu.

Akurat moje hartowanie to bardziej pokonywanie siebie niż innych. No i o przyzwyczajanie się oraz wytrzymywanie. O uczynienie z siebie "maszyny".
Ogółem jestem w dobrym stanie. Dzięki tej metodzie dałem radę z mocnymi problemami zdrowotnymi. Nie zamierzam jej zmieniać, póki działa.
Odpowiedz
Iselin napisał(a):
bert04 napisał(a): Chodzę aktualnie na pewną wschodnią sztukę walki i ciągle nie mogę wyjść z wrażenia, jak skuteczne bywają techniki.
A jaka to sztuka walki?

Hapkido. Koreańska sztuka walki przypominająca ju-jitsu (nie aikido mimo podobieństwa nazw i pewnych elementów), nie jest dla nadwrażliwców, gdyż oscylowanie na granicy bólu jest tam normą. Ale widziałem już 14-letnią dziewczynę kładącą na łopaty dorosłą kobietę, i jej mina potem była pewnie podobna jak moja, pełna dumy i zadowolenia.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
bert04 napisał(a): Hapkido. Koreańska sztuka walki przypominająca ju-jitsu (nie aikido mimo podobieństwa nazw i pewnych elementów), nie jest dla nadwrażliwców, gdyż oscylowanie na granicy bólu jest tam normą. Ale widziałem już 14-letnią dziewczynę kładącą na łopaty dorosłą kobietę, i jej mina potem była pewnie podobna jak moja, pełna dumy i zadowolenia.
Brzmi ciekawie.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Iselin napisał(a): Brzmi ciekawie.

A żeby nawiązać do tematu wątku, jedna para, która się poznała właśnie tutaj, jakiś miesiąc temu wzięła ślub. Nie wiem jak tam inni, ale dla mnie dojang stał się jednym z kręgów socjalnych. I widzę sporo innych ludzi rozmawiających ze sobą, którzy poza tym miejscem by nigdy się nie spotkali. Ale to też zasługa mistrza, który stara się o miłą atmosferę tak na hali jak i poza nią. A, na marginesie, odstawiłem kompletnie pigułki na "chandry" od kiedy tu chodzę. Jeżeli więc incelstwo też ma jakiś związek ze stanami około-depresyjnymi, to i na to byłby tu środek.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a):Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek). Poza tym prawie wszyscy geje, jakich znam, ma awersję np. do piłki nożnej (ja nie mam). Na wuefie grali tak, żeby odbębnić (m.in. stąd dziwiono się, gdy dowiadywano się o mojej orientacji). No i nie chadzam na siłownię. Wolę samemu biegać, rozmyślając.


Po pierwsze: jako gej również nie lubiłem i nie lubię piłki nożnej. Nie tylko grać w nią, lecz również i oglądać. Przepraszam, ale dla mnie to straszne nudziarstwo. Lubię za to piłkę ręczną - to dopiero dynamiczna gra, gdzie ciągle coś się dzieje i pada dużo bramek. Piłki nożnej nie lubię jeszcze z jednego powodu: kibolstwa. Nie kibicowania, lecz kibolstwa właśnie. Nigdy nie rozumiałem tej idei wzajemnej nienawiści między klubami, że jako chorzowianin (nieurodzony tamże) mam nie lubić GKS-u Katowice, tych bójek między kibolami, niszczenia mienia, stadionów itd. Jesteś kibicem klubu X? Ok, idź na stadion z szalikiem swojego klubu, wrzeszcz tam, zdzieraj gardło, ale przepraszam (do kurwy nędzy) nie niszcz ławek, nie atakuj innych ludzi tylko dlatego, że są z innego klubu. Ktoś mnie wytłumaczy dlaczego? Gdzie tu sens i logika? Ja lubię GKS Katowice Oczko za klub siatkarski właśnie.
,
Po drugie: ze względu na bardzo słaby wzrok i cienką siatkówkę nie mogę chodzić na siłownię (ryzyko odklejenia siatkówki, co może prowadzić do ślepoty).

Po trzecie: jak wiecie albo i nie, lubię pływać i robię to dość często, a pływam bardzo dobrze kraulem i grzbietowym, prawidłowego pływania żabką się będę musiał nauczyć o motylku nie wspominając.
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
Nonkonformista napisał(a):
Mustafa Mond napisał(a):Siłownie i kluby sportowe? Raczej nie ciągnie mnie do sportowców, tylko do intelektualistów (choć, rzecz jasna, bycie sportowym świrkiem nie wyklucza intelektu - idzie o statystyki przeciętnych jednostek). Poza tym prawie wszyscy geje, jakich znam, ma awersję np. do piłki nożnej (ja nie mam). Na wuefie grali tak, żeby odbębnić (m.in. stąd dziwiono się, gdy dowiadywano się o mojej orientacji). No i nie chadzam na siłownię. Wolę samemu biegać, rozmyślając.

Po pierwsze: jako gej również nie lubiłem i nie lubię piłki nożnej. Nie tylko grać w nią, lecz również i oglądać. Przepraszam, ale dla mnie to straszne nudziarstwo. Lubię za to piłkę ręczną - to dopiero dynamiczna gra, gdzie ciągle coś się dzieje i pada dużo bramek.

Kapuję, o co chodzi. Faktycznie piłka nożna jest wolną grą, ale za to ją lubię. Jestem bowiem emocjonalny i się łatwo "przegrzewam" emocjami. Stąd dynamiczne sporty jak piłka ręczna, koszykówka czy siatkówka mnie męczą. Lubię spokojniejsze sporty jak piłka nożna, snooker, curling czy bowls. Ten ostatni sport to dla mnie hicior. W UK oglądają go na hali prawie wyłącznie siwe staruszki, a sponsorami są często zakłady pogrzebowe.
Odpowiedz
Mustafa Mond napisał(a): Już śpiewanie (które mi wychodzi nawet) kosztuje mnie dużo wstydu.

Nie rozumiem. Wstydzić się byś mógł, gdybyś fałszował, ale jak umiesz śpiewać i dobrze Ci to wychodzi, to nie ma się czego wstydzić. Ludzki głos jest najwspanialszym i najpiękniejszym instrumentem muzycznym moim zdaniem.
"Każdej nocy nawiedza mnie Yeszua i szarpie za kuśkę." /pisownia oryginalna/.
Komentarz pod jednym z filmów na youtube. Rozbawił mnie.
Odpowiedz
Stoik napisał(a): Kiedy ktoś nie ma oporów przed sypianiem z przypadkowymi ludźmi między związkami, to co go powstrzymuje od robienia tego w trakcie związku? Dane słowo? Nie żyję długo, ale wystarczająco by się przekonać, że ludzie nie są słowni. A nawet jeśli (w nieformalnych związkach), to jest jeden sprytny sposób na dotrzymanie słowa i oddanie się swoim zwierzęcym żądzom: zerwanie. To wyjaśnia ten fenomen:
Spoiler!
Taka myśl mnie naszła, że ten fenomen nie istnieje, a przynajmniej nie w przedstawionej formie. Zależność na obrazku jest liniowa, podczas gdy naprawdę wygląda tak:
[Obrazek: wolfinger-sex-partners-divorce-figure-1-1.png]
Jak to interpretować? Po pierwsze, jako dowód na wyjątkowość dziewic i niebezpodstawność pragnienia wiązania się tylko z nimi (wbrew mącicielom). Różnice między niezerowymi, jednocyfrowymi liczbami byłych partnerów a dwucyfrowymi są mniejsze niż 0-1. Po drugie, jako wzrost ich wartości z czasem. W latach 80. ryzyko przekraczało 10%, a 20 lat później zmniejszyło o połowę. Jest ich coraz mniej, bo pokus coraz więcej. Zostają te z silną wolą albo te, które zwyczajnie nie mają chęci służenia tuzinowi obcych typa rocznie jako kubły na spermę. Mimo że możliwości są, a konsekwencji żadnych, wszak nie brakuje kolesi gotowych wytłumaczyć krytykantom jak bardzo to nie ma znaczenia, i jak bardzo świadczy o kompleksie małego siusiaka posiadanie jakichkolwiek obiekcji wobec takiego stylu życia.
[Obrazek: wolfinger-sex-divorce-table-1.png]
Odpowiedz
Stoik napisał(a): Po pierwsze, jako dowód na wyjątkowość dziewic i niebezpodstawność pragnienia wiązania się tylko z nimi
Pytanie tylko, czy rzeczywiście nierozwodzenie się powinno być naszym priorytetem. Bo to przecież nie jest oczywiste.

Cytat:(wbrew mącicielom)
No cóż. Jeśli słowo „mąciciel” definiujesz jako „osoba, która próbuje robić coś, żeby Stoik przestał być nieszczęśliwy”, to masz rację — jesteśmy mącicielami.

Cytat:Zostają te z silną wolą albo te, które zwyczajnie nie mają chęci służenia tuzinowi obcych typa rocznie jako kubły na spermę.
Przecież takich kobiet w Twojej statystyce jest niewiele.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
zefciu napisał(a):
Stoik napisał(a): Po pierwsze, jako dowód na wyjątkowość dziewic i niebezpodstawność pragnienia wiązania się tylko z nimi
Pytanie tylko, czy rzeczywiście nierozwodzenie się powinno być naszym priorytetem. Bo to przecież nie jest oczywiste.

Wydaje mi się, że takie pytanie jest nieco tendencyjne. Dla Stoika widocznie nierozwodzenie jest ekwiwalentem szczęścia małżeńskiego, dla innych* nie. Statystyka mimo to wygląda zgrabnie. Mnie tylko zastanawia dosyć krótki okres badania, 5 lat po ślubie. Niby liczba taka jak każda inna. Z drugiej strony pamiętamy, że ilość partnerów zależy też od wieku, w innych statystykach Stoika było, jak ta granica przesuwa się w dół. Uwzględniając to na końcu dnia może się okazać, że najwięcej kobiet rozwodzi się z facetami w wieku X (niech będzie, 35 lat), a mężczyzna który poślubił dziewicę to jeden z tych, którzy kierują się (też) granicą legalnego wieku przy doborze.

Druga uwaga do pierwszej tabelki jest taka, że nie widzę tam jakiegoś rozróżnienia między kobiety a mężczyzn, nie widzę też, jak uwzględniono związki z różnicami w ilości partnerów. Gdyby na przykład Stoik wziął ślub z Mią Kalifą, to czy w statystyce widniałoby jego (domniemany) niski czy jej (potwierdzony) wysoki bodycount. Czy jakaś średnia? Generalnie tabelka zbyt ładna i gładka, trzeba by przeczytać materiał źródłowy, żeby powiedzieć więcej.

(*przykładowo, kobiet, które jako dziewice wzięły ślub z facetem w wieku ojca i teraz są uwiązane w związku pełnym przemocy psychicznej i/lub fizycznej ta kwestia może wyglądać inaczej)

Cytat:No cóż. Jeśli słowo „mąciciel” definiujesz jako „osoba, która próbuje robić coś, żeby Stoik przestał być nieszczęśliwy”, to masz rację — jesteśmy mącicielami.

Mi tam akurat szczęście prywatne Stoika jest całkowicie obojętne, bardziej się martwię o szczęście prywatne tych, dla których jeszcze nie jest za późno, a którzy mogą iść na takie incelskie klimaty.


Cytat:
Cytat:Zostają te z silną wolą albo te, które zwyczajnie nie mają chęci służenia tuzinowi obcych typa rocznie jako kubły na spermę.
Przecież takich kobiet w Twojej statystyce jest niewiele.

Jeżeli zdefiniować ten typ jako "10+" to zgodnie z drugą statystyką takich kobiet jest obecnie 18%, a kiedyś było 2%. Co do dziewic, kiedyś 21%, dziś 5%. Nawet uwzględniając błąd na to, że kiedyś może kobiety przyznawały się jeszcze rzadziej niż dziś, to jednak jest przesunięcie wagi z początku na, może nie koniec ale środek skali.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
zefciu napisał(a): Pytanie tylko, czy rzeczywiście nierozwodzenie się powinno być naszym priorytetem. Bo to przecież nie jest oczywiste.
Jeśli czyimś priorytetem jest uniknięcie chorób wenerycznych, niańczenia cudzych bękartów, kobiet z historią aborcji i żółtymi papierami, to nadal powinien szukać w tym samym miejscu.
zefciu napisał(a): No cóż. Jeśli słowo „mąciciel” definiujesz jako „osoba, która próbuje robić coś, żeby Stoik przestał być nieszczęśliwy”, to masz rację — jesteśmy mącicielami.
Moje preferencje w tym zakresie są irracjonalne i nie zależą od prawdziwości żadnych wykresów, tabelek i słupków, ale jeśli ktoś nie jest w stanie jej podważyć to raczej nie pomaga.

bert04 napisał(a): Druga uwaga do pierwszej tabelki jest taka, że nie widzę tam jakiegoś rozróżnienia między kobiety a mężczyzn, nie widzę też, jak uwzględniono związki z różnicami w ilości partnerów. Gdyby na przykład Stoik wziął ślub z Mią Kalifą, to czy w statystyce widniałoby jego (domniemany) niski czy jej (potwierdzony) wysoki bodycount. Czy jakaś średnia? Generalnie tabelka zbyt ładna i gładka, trzeba by przeczytać materiał źródłowy, żeby powiedzieć więcej.
Tylko kobiety. https://ifstudies.org/blog/counterintuit...-stability Mężczyźni są mniej skłonni do rozwodów, złapania syfa, kiły i mogiły (ciekawostka na dziś: >20% kobiet z >5 partnerami ma opryszczkę), jak komuś zmajstrują dziecko to częściej uciekają, a aborcje miewają co najwyżej transmężczyźni, więc nawet jeśli korelacje szmat tyczą się również szmaciarzy, to pewnie nie są tak wyraźne. Z kolei między prawiczkami i dziewicami może nie być żadnej symetrii, bo to pierwsze to nie jest żadna wartość (słyszał ktoś kiedyś o mężczyźnie, który sprzedał swoją "cnotę" za grube $?) i zwykle nie podlega kontroli samych zainteresowanych. Przypominam w jakim temacie piszemy.
Odpowiedz
Stoik napisał(a): Jeśli czyimś priorytetem jest uniknięcie chorób wenerycznych, niańczenia cudzych bękartów, kobiet z historią aborcji i żółtymi papierami, to nadal powinien szukać w tym samym miejscu.
Jako incel do śmierci unikniesz wszystkich tych problemów. Więc w sumie masz rację — rozwiązałeś problem toksycznych związków — nie wiązać się w ogóle.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
bert04 napisał(a): Zeby było jasne, nie chodzi o to, żeby chodzić na przykładowo Yogę, żeby poznać jakiegoś fajnego geja podczas wspólnego wykonywania pozdrowienia słońca. Chodzi o to, żeby poszerzać kręgi znajomych poza ten zamknięty krąg. Najgorsze, co się może stać to to, że przy okazji nauczysz się gotować bezglutenowo, będziesz się znał na literaturze prowansalskiej czy chociażby wyciśniesz 200 kg.

Masz rację. Przecież nie muszę od razu "tańcować" jak na tym teledysku:

Jest masa innych możliwych aktywności. Uśmiech Dzięki wielkie za rady. Sam w sumie dawałem kiedyś podobne rady ludziom, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, by samemu tak robić. Trz'a być konsekwentnym. Nie chcę przecież uczyć się na błędach ludzi, którzy słuchają moich rad. Język
PS
W sumie to w samej młodzieżówce partyjnej poznałem dwóch gejów i jednego gościa, który mógł być gejem. Dwóch z nich to nie były moje klimaty moralne, powiedzmy (jeden się "seksił" w necie, a drugi był wredotą). Trzeciego wziąłem na piwo w romantycznej scenerii, a potem do kina na "Diunę", by mu pokazać jeden z moich ulubionych filmów. Postawiłem bilet, ale jakoś nie "pykło". Może oczekiwał, że będą nonstop inicjował kontakt, albo nie spodobała mu się mu moja teoria o Fremenach. Oczko W sumie nie tęsknię w ogóle.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości