To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Homeostaza według Korwina
#41
Cytat:To nie jest ot wkurw, tylko wkurw uzasadniony biologicznie i społecznie, co w sumie na jedno wychodzi, bo społeczeństwo jest biologicznym organizmem.
Nie wiem, jak z tobą rozmawiać. Społeczeństwo nie jest organizmem biologicznym, bo organizm biologiczny, jakkolwiek definiowany, to jest jedna bryła, fizycznie. Jeżeli jakaś formacja biologiczna składa się z wielu oddzielnych brył, to nie jest organizmem. Dlatego cała twoja argumentacja jest oparta o dosłowne potraktowanie rozmytej metafory i stanowi pobredzanie o latających świniach. Po prostu.

Cytat:Ad absurdum.
Nie ad absurdum, tylko Belle Epoque. Wtedy taki pogląd na kobietę stanowił normę i oczywistość nie podlegającą dyskusji. Jeżeli w ogóle ktoś z tobą teraz rozmawia, to tylko dlatego, że kolorowy margines wywalczył dla ciebie pewne prawa w kulturze. I jeżeli teraz nie okazujesz uczciwej wdzięczności kolorowemu marginesowi, to jesteś typem człowieka aspołecznym, który nie wie, jak się w społeczeństwie funkcjonuje, bo nie ma wpojonych odpowiednich odruchów. Rozumiesz? Sama jesteś freakiem i formą dewiacji szkodliwą społecznie. I jeśli traktujesz swoje propozycje poważnie, to powinnaś usunąć się z widoku, raz na zawsze, a nie rozpychać się w głównym nurcie na sposób homoseksualny.

Cytat:Dlatego ja w momencie jak ktoś mnie wyzywa od nazioli, rasistów, cierpliwie tłumaczę, ze zaszło nieporozumienie
A ja ci cierpliwe tłumaczę, że masz ograniczone postrzeganie świata, o historii wiesz tyle co nic i dlatego nawet jeśli jesteś ponadprzeciętnie inteligentna, to i tak płodzisz tylko rozrywkowe kocopoły, zamiast poważnych propozycji filozoficzno-społecznych. Śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu. I tyle.
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always
- Mike Wyzgowski & Sagisu Shiro
Odpowiedz
#42
ErgoProxy napisał(a): nawet jeśli jesteś ponadprzeciętnie inteligentna
To dość okrutne tak żartować Uśmiech
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#43
towarzyski.pelikan napisał(a): Dlaczego uważasz, że taki system jest skuteczny? Na czym ta skuteczność polega? Jakie cele spełnia?

Ach, racja. Myślałem, że było jasne. Skuteczność jest wtedy, jeżeli oddala niebezpieczeństwo rewolucji i innych niepokojów społecznych, które są efektem biedy. Socjalem ograniczamy biedę, a w zależności od formy i kryteriów przyznania, albo nie wszyscy biedni się na nią zaliczają (wnikanie itp), albo zaliczają się i biedni i bliżej nieokreślona liczba kombinatorów (brak wnikania itp). Można się więc tu kłócić o to, czy lepiej dawać wybiórczo czy in dubio pro, czy jest jakiś dopuszczalny poziom biedy czy nie. No a główna wada, nad którą lamentują libaraliści jest taka, że ten system kosztuje, państwo i podatnika.

Zdaje się, że Ty proponujesz inny mechanizm. Biedne osoby mają się wyzbyć żądań roszczeniowych, zabrać do roboty i niczym Munchhausem same za włosy wyciągnąć z biedy. Czy jakoś tak, możesz skorygować. Ten system ma dwa problemy, po pierwsze wymagałby daleki idącej cenzury środowisk roszczeniowych, gdyż jakoś sama propaganda sukcesu, amerykańskiego snu i tak dalej nie sprawi, że tłumy pucybutów zostaną milionerami. Drugi problem jest taki, że ten system zawsze będzie miał jakiś procent biedy. Nawet jak wszyscy zabiorą się do roboty, to nie dla wszystkich znajdzie się miejsce. Nawet na pucybuta.

Cytat:Nie mówimy o relacjach małżeńskopodobnych (konkubinatach) tylko o małżeństwie. Konkubinat jest 100% legalny. Serio. 

Akurat w tym fragmencie pisałem o promocji monogamii w celu likwidacji subkultury. Jeszcze raz, promocji monogamii. Powód: patrz niżej.

Cytat:Nie mam powodów się nie zgadzać, choć nie mam wielkiej wiedzy o subkulturach homo. Zwykłam nie zahaczać o kwestie, co do których nie mam większej wiedzy, stąd mój brak pytań.

No dobra, Twój brak zainteresowania zapewne tłumaczy powody, dla których nie widzisz związku w poprzednim pytaniu. Więc Ci podpowiem, że jednym z ważniejszych argumentów przeciw homoseksualizmowi są statystyki zarażeń wśród homoseksualistów właśnie. Nawet bez wyższej matematyki można założyć, że w społecznościach promiskuitywnych prawdopodobieństwo zarażenia się jest większe, niż w środowiskach monogamicznych.

A ponieważ państwu powinno zależeć na tym, żeby jego obywatele, niezależnie od orientacji, żyli jak najdłużej i płacili podatki jak najdłużej, powinno wspierać te formy współżycia, które to zdrowie i wydajność wspomagają.

Cytat:Adopcje pojedyncze są jak najbardziej dozwolone tam, gdzie system prawny dozwala je dla hetero. Kwestią drażliwą jest status prawny dziecka, a za tym idzie jego zabezpieczenie materialne. Jeżeli ma jednego tatusia, to w razie jego śmierci ląduje z powrotem w sierocińcu. Jeżeli partner tego tatusia umrze, to spadek dostanie siostra tego partnera, a nie on. To wszystko są kwestie, które w heteronormatywnych małżeństwach należą do "pakietu wiązanego", a tutaj trzeba się nad każdą kombinacją pochylać.

Cytat:Tego typu kwestie można rozwiązać prawnie, nie przydając homoseksualistom prawa do małżeństw.

A mianowicie? Drugiej kwestii nie da się rozwiązać w Polsce nie modyfikując prawa spadkowego. A wtedy będzie larum, że krzywdzi się hetero, że zachowek daje się zbokom i tak dalej. W USA (AFAIK) zachowku nie ma, ale w większości państw spadek przynajmniej w połowie rozdziela się według stałego rozdzielnika, niezależnie od testamentów.

Co do pierwszej kwestii, adopcja nie jest kwestią umów cywilno-prawnych. Nawet w USA.

Cytat:No właśnie o to chodzi, ze promocja jakiegoś nienormalnego zjawiska jako normalnego jest nie w porządku. Gdyby poprzestać na tym, żeby tolerować osoby jakoś pokrzywdzone przez los (tutaj z powodu dewiacji), próbuje się dewiację sprzedać jako coś zdrowego, cacy. 

No właśnie różnica między tolerancją a inkluzją polega na tym, że tolerancja to brak karania za jakieś zachowania odbiegające od normy X. A inkluzja to włączanie jednostek i grup odbiegających od normy X, żeby nie były wykluczone z reszty społeczeństwa. W ten sposób inkluzja oznacza wspólne szkoły dla pełnosprawnych i niepełnosprawnych, wspólne ramy prawne współżycia dla hetero-normatywnych i nie-hetero-normatywnych i masę innych rzeczy. Czasem ten proces obejmuje jakieś pojedyncze "promowania", ale i tak nic co obecnie się dzieje w kwestii homosiów nie dorównuje do, przykładowo, parytetów rasowych czy płciowych. To jest pewne wyrównanie tak szans i możliwości, niezależnie od tego, czy dana osoba jest biedna czy bogata, biała czy ciapata, ma 46 chromosomów czy 47, lubi sypiać z płcią przeciwną czy własną.

Tyle co do zasady. Jeżeli odrzucasz tę zasadę, to chyba dalsza dyskusja nie ma sensu. Jeżeli ją przyjmujesz, to można, owszem, dyskutować, czy dane formy inkluzji mają sens czy nie, czy przynoszą więcej pożytku czy więcej szkód. Ale powyższy akapit skłania mnie do sądu, że jednak odrzucasz.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
#44
ErgoProxy napisał(a): Nie wiem, jak z tobą rozmawiać. Społeczeństwo nie jest organizmem biologicznym, bo organizm biologiczny, jakkolwiek definiowany, to jest jedna bryła, fizycznie. Jeżeli jakaś formacja biologiczna składa się z wielu oddzielnych brył, to nie jest organizmem. Dlatego cała twoja argumentacja jest oparta o dosłowne potraktowanie rozmytej metafory i stanowi pobredzanie o latających świniach. Po prostu.
Pojęcie organicyzmu również jest Ci obce?
Cytat:Nie ad absurdum, tylko Belle Epoque. Wtedy taki pogląd na kobietę stanowił normę i oczywistość nie podlegającą dyskusji. Jeżeli w ogóle ktoś z tobą teraz rozmawia, to tylko dlatego, że kolorowy margines wywalczył dla ciebie pewne prawa w kulturze. I jeżeli teraz nie okazujesz uczciwej wdzięczności kolorowemu marginesowi, to jesteś typem człowieka aspołecznym, który nie wie, jak się w społeczeństwie funkcjonuje, bo nie ma wpojonych odpowiednich odruchów. Rozumiesz? Sama jesteś freakiem i formą dewiacji szkodliwą społecznie. I jeśli traktujesz swoje propozycje poważnie, to powinnaś usunąć się z widoku, raz na zawsze, a nie rozpychać się w głównym nurcie na sposób homoseksualny.
Przede wszystkim, nie zrównujmy np. takich sufrażystek, feministek pierwszej (drugiej?) fali, które wywalczyły mi prawo głosu z dzisiejszymi Kaziami Szczukami, które sa pierwsze, zeby mi zamykać usta (albo odmawiać mi kobiecości), kiedy mówię rzeczy, których kobiecie mówić nie wypada. Ja mam szacunek do tych pierwszych, do tych drugich go nie mam. Feminizm trzeciej fali zwrócił się przeciwko feminizmowi pierwszej fali. Pierwsze feministki chciały dorównać mężczyznom, współczesne feministki chcą mężczyzn kastrować, żeby dorównali kobietom. Czujesz różnicę?
Cytat:A ja ci cierpliwe tłumaczę, że masz ograniczone postrzeganie świata, o historii wiesz tyle co nic i dlatego nawet jeśli jesteś ponadprzeciętnie inteligentna, to i tak płodzisz tylko rozrywkowe kocopoły, zamiast poważnych propozycji filozoficzno-społecznych. Śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu. I tyle.
Masz w stosunku do mnie zbyt wygórowane oczekiwania. Nie Ty pierwszy mi sugerujesz, że marnuje swój potencjał. Ale ja nie chcę być poważnym intelektualistą, nie chcę przebywać na salonach, jeść kawioru i popijać go drogim winem (nawet nie wiem, czy takie zestawienie już mnie przypadkiem nie kompromituje w oczach światłych). Uprawiam świadomie i z pasją filozoficzne penerstwo, bo prawdy o swiecie próżno szukać w świecie akademii okupowanym przez oderwanych od rzeczywistości wykształciuchów liżących się nawzajem po swoich...qualiach.
Odpowiedz
#45
towarzyski.pelikan napisał(a): Przede wszystkim, nie zrównujmy np. takich sufrażystek, feministek pierwszej (drugiej?) fali, które wywalczyły mi prawo głosu z dzisiejszymi Kaziami Szczukami, które sa pierwsze, zeby mi zamykać usta (albo odmawiać mi kobiecości), kiedy mówię rzeczy, których kobiecie mówić nie wypada. Ja mam szacunek do tych pierwszych, do tych drugich go nie mam. Feminizm trzeciej fali zwrócił się przeciwko feminizmowi pierwszej fali. Pierwsze feministki chciały dorównać mężczyznom, współczesne feministki chcą mężczyzn kastrować, żeby dorównali kobietom. Czujesz różnicę?
Rozumiem, że według ciebie współczesne kobiety nazywające się feministkami - których nie szanujesz - zdradziły ideały, którymi kierowały się feministki z początku XX wieku, które właśnie szanujesz. Być może masz w tym jakąś rację, ale jeśli tak, to twoja taktyka jest do dupy. Protestanci zbuntowali się przeciwko papistom, bo według nich papiści zdradzili ideały chrześcijańskie. Ale nie nazwali się satanistami, tylko prawdziwymi chrześcijanami i dla udowodnienia swej prawdziwości jeszcze chętniej, niż papiści zaczęli palić czarownice. Dzięki temu zdobyli pół Europy i jeszcze trochę. Myślisz, że zdobyliby cośkolwiek, gdyby zamiast tego wołali "precz z krzyżem, ave satan"? Jak naprawdę uważasz, że feminizm zszedł na suki i chcesz temu przeciwdziałać, to mów, że ty właśnie jesteś prawdziwą feministką (a Kazia, czy kogo tam jeszcze nie lubisz, nie jest) i na dowód tego pal więcej czarownic walcz z nierównym traktowaniem mocniej, niż owe nieprawdziwe feministki.
Odpowiedz
#46
bert04 napisał(a): Ach, racja. Myślałem, że było jasne. Skuteczność jest wtedy, jeżeli oddala niebezpieczeństwo rewolucji i innych niepokojów społecznych, które są efektem biedy. Socjalem ograniczamy biedę, a w zależności od formy i kryteriów przyznania, albo nie wszyscy biedni się na nią zaliczają (wnikanie itp), albo zaliczają się i biedni i bliżej nieokreślona liczba kombinatorów (brak wnikania itp). Można się więc tu kłócić o to, czy lepiej dawać wybiórczo czy in dubio pro, czy jest jakiś dopuszczalny poziom biedy czy nie. No a główna wada, nad którą lamentują libaraliści jest taka, że ten system kosztuje, państwo i podatnika.

Zdaje się, że Ty proponujesz inny mechanizm. Biedne osoby mają się wyzbyć żądań roszczeniowych, zabrać do roboty i niczym Munchhausem same za włosy wyciągnąć z biedy. Czy jakoś tak, możesz skorygować. Ten system ma dwa problemy, po pierwsze wymagałby daleki idącej cenzury środowisk roszczeniowych, gdyż jakoś sama propaganda sukcesu, amerykańskiego snu i tak dalej nie sprawi, że tłumy pucybutów zostaną milionerami. Drugi problem jest taki, że ten system zawsze będzie miał jakiś procent biedy. Nawet jak wszyscy zabiorą się do roboty, to nie dla wszystkich znajdzie się miejsce. Nawet na pucybuta.
Dziękuje za wyjaśnienie. 

Przede wszystkim nie jestem całkowicie przeciwna socjalowi, tzn. jakąś tam formę wsparcia dla najuboższych przewiduję, natomiast sprzeciwiam się rozdawnictwu typu 500 plus, kiedy rozdaje się pieniądze nie tylko tym, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ale również osobom, które jako tako czy nawet świetnie przędą. Oczywiście, tutaj pojawia się ten probem, który opisałeś - system wnikania i kontrolowania jest kosztowny, ale przecież zauważmy, że tylko dlatego tak jest, ponieważ ludzie kombinują. Gdyby tylko naprawdę potrzebujący ubiegali się o w ogóle o zasiłek, to ten system byłby całkiem opłacalny. Tak więc moim zdaniem ten problem należy rozwiązać u samego źródła - trzeba wykształcić odpowiednią etykę w członkach społeczeństwa. Karoniści proponują powrót do katolickiej nauki społecznej, wypracowanie etosu pracy u młodych ludzi. Tylko ja szczerze wątpię w to, czy religia jest w ogóle jakąkolwiek alternatywą. Mam wrażenie, że tego już nikt nie kupi i należy zaczać pracować nad jakimś świeckim jej odpowiednikiem.

Cytat:No dobra, Twój brak zainteresowania zapewne tłumaczy powody, dla których nie widzisz związku w poprzednim pytaniu. Więc Ci podpowiem, że jednym z ważniejszych argumentów przeciw homoseksualizmowi są statystyki zarażeń wśród homoseksualistów właśnie. Nawet bez wyższej matematyki można założyć, że w społecznościach promiskuitywnych prawdopodobieństwo zarażenia się jest większe, niż w środowiskach monogamicznych.


Zgoda, ale monogamii nie trzeba uprawiać koniecznie w małżeństwie, co próbowałam Ci wyperswadować. 

Cytat:A ponieważ państwu powinno zależeć na tym, żeby jego obywatele, niezależnie od orientacji, żyli jak najdłużej i płacili podatki jak najdłużej, powinno wspierać te formy współżycia, które to zdrowie i wydajność wspomagają. 
To już jest dość kontrowersyjna teza, ze państwu ma jakoś szczególnie zależeć na tym, by homoseksualiści żyli jak najdłużej i w pełnym zdrowiu, jako że mają oni stosunkowo niski wkład w rozwój społeczeństwa - brak potomostwa oraz przez to, że żyjąc w monogamicznych związkach (nie zarażając się różnymi syfami) nie odstraszają tak od homoseksualizmu potencjalnych kandydatów na taką orientację. Podczas gdy przy obecnym trendzie homosie sami sobie robią antyreklamę.
Cytat:A mianowicie? Drugiej kwestii nie da się rozwiązać w Polsce nie modyfikując prawa spadkowego. A wtedy będzie larum, że krzywdzi się hetero, że zachowek daje się zbokom i tak dalej. W USA (AFAIK) zachowku nie ma, ale w większości państw spadek przynajmniej w połowie rozdziela się według stałego rozdzielnika, niezależnie od testamentów. 

Co do pierwszej kwestii, adopcja nie jest kwestią umów cywilno-prawnych. Nawet w USA. 
Nie orientuje się, jak społeczeństwo w jego homosceptycznej warstwie odnosi się do takich rozwiązań prawa spadkowego, które zadowoliłyby homosiów, ale mnie osobiscie to by mniej przeszkadzało niż nadanie homosiom statusu małżeństw, bo to drugie poza konsekwencjami prawnymi pociąga za sobą również pewne znaczenie symboliczne/kulturowe.
Cytat:No właśnie różnica między tolerancją a inkluzją polega na tym, że tolerancja to brak karania za jakieś zachowania odbiegające od normy X. A inkluzja to włączanie jednostek i grup odbiegających od normy X, żeby nie były wykluczone z reszty społeczeństwa. W ten sposób inkluzja oznacza wspólne szkoły dla pełnosprawnych i niepełnosprawnych, wspólne ramy prawne współżycia dla hetero-normatywnych i nie-hetero-normatywnych i masę innych rzeczy. Czasem ten proces obejmuje jakieś pojedyncze "promowania", ale i tak nic co obecnie się dzieje w kwestii homosiów nie dorównuje do, przykładowo, parytetów rasowych czy płciowych. To jest pewne wyrównanie tak szans i możliwości, niezależnie od tego, czy dana osoba jest biedna czy bogata, biała czy ciapata, ma 46 chromosomów czy 47, lubi sypiać z płcią przeciwną czy własną. 

Tyle co do zasady. Jeżeli odrzucasz tę zasadę, to chyba dalsza dyskusja nie ma sensu. Jeżeli ją przyjmujesz, to można, owszem, dyskutować, czy dane formy inkluzji mają sens czy nie, czy przynoszą więcej pożytku czy więcej szkód. Ale powyższy akapit skłania mnie do sądu, że jednak odrzucasz.
Jeśli chodzi o homoseksualistów to dopuszczam inkluzję w takim sensie, żeby im prawnie umożliwiśc regulacje spraw spadkowych itp, najlepiej po prostu modyfikując odpowiednio już istniejące prawo, a jeśli to z jakichś powodów jest niemożliwe bądź trudne, to wówczas opowiedziałabym się za sformalizowanymi zwiazkami partnerskimi. Nie dopuszczam natomiast możliwości zawierania małżeństw przez pary homoseksualne (z przyczyn kulturowych/etycznych oraz społecznych - ulgi podatkowe).
Odpowiedz
#47
towarzyski.pelikan napisał(a): Dziękuje za wyjaśnienie. 

Przede wszystkim nie jestem całkowicie przeciwna socjalowi, tzn. jakąś tam formę wsparcia dla najuboższych przewiduję, natomiast sprzeciwiam się rozdawnictwu typu 500 plus, kiedy rozdaje się pieniądze nie tylko tym, którzy ledwo wiążą koniec z końcem, ale również osobom, które jako tako czy nawet świetnie przędą. Oczywiście, tutaj pojawia się ten probem, który opisałeś - system wnikania i kontrolowania jest kosztowny, ale przecież zauważmy, że tylko dlatego tak jest, ponieważ ludzie kombinują. Gdyby tylko naprawdę potrzebujący ubiegali się o w ogóle o zasiłek, to ten system byłby całkiem opłacalny. Tak więc moim zdaniem ten problem należy rozwiązać u samego źródła - trzeba wykształcić odpowiednią etykę w członkach społeczeństwa. Karoniści proponują powrót do katolickiej nauki społecznej, wypracowanie etosu pracy u młodych ludzi. Tylko ja szczerze wątpię w to, czy religia jest w ogóle jakąkolwiek alternatywą. Mam wrażenie, że tego już nikt nie kupi i należy zaczać pracować nad jakimś świeckim jej odpowiednikiem.

Nie chce mi się za bardzo kontynuować tego tematu, więc powiem tyle, że w USA jest bardziej protestancka etyka pracy, teologia sukcesu i tak dalej. Biednyś, to widocznie sobie na to zasłużyłeś, możeś głupi, możeś grzeszny, na jedno wychodzi. Katolicka nauka wspiera jednak zasadę solidaryzmu, to znaczy mocniejsi są zobowiązani wspierać słabszych. Nie jest to tożsame z socjalizmem ani tym bardziej z komunizmem, bogaci mają prawo do bycia bogatymi, ale są zobowiązani do wspierania tych, którzy - z różnych powodów - mają gorzej.

Cytat:To już jest dość kontrowersyjna teza, ze państwu ma jakoś szczególnie zależeć na tym, by homoseksualiści żyli jak najdłużej i w pełnym zdrowiu, jako że mają oni stosunkowo niski wkład w rozwój społeczeństwa - brak potomostwa oraz przez to, że żyjąc w monogamicznych związkach (nie zarażając się różnymi syfami) nie odstraszają tak od homoseksualizmu potencjalnych kandydatów na taką orientację. Podczas gdy przy obecnym trendzie homosie sami sobie robią antyreklamę.

Po pierwsze, państwu zależy na zdrowiu całego społeczeństwa, więc także homoseksualistów. Po drugie, jak pokazuje historia AIDS, ta choroba rozwijała się najszybciej w środowiskach narkomanów i homoseksualistów, ale po przekroczeniu tej bariery "wylała" się na resztę społeczeństwa. Pozwalanie więc na istnienie takich "wylęgarni" chorób w oczekiwaniu, że one tam zostaną, jest polityką niemądrą. Po trzecie, z homoseksualistami jest trochę jak z leworęcznymi, są nadreprezentowani tak na górze jak i na dole, wśród elit jak i wśród nizin społecznych, a rzadziej spotykani w przeciętnej. Ze względu na tych pierwszych, tych Michałów Aniołów, Eltonów Johnów czy Alanów Turingów państwu powinno zależeć na tym, żeby nie stoczyli się przez swoje, pardon, zboczenie i nie zarazili jakimś syfem, hivem czy innym dziadostwem.

Cytat:Nie orientuje się, jak społeczeństwo w jego homosceptycznej warstwie odnosi się do takich rozwiązań prawa spadkowego, które zadowoliłyby homosiów, ale mnie osobiscie to by mniej przeszkadzało niż nadanie homosiom statusu małżeństw, bo to drugie poza konsekwencjami prawnymi pociąga za sobą również pewne znaczenie symboliczne/kulturowe.

W Niemczech tak próbowano, "partnerstwo zarejestrowane" jako taką pośrednią formę, która regulowała sporo spraw majątkowych, spadkowych, podatkowych i cywilnoprawnych, ale bez adopcji i bez zrównania z małżeństwem. Swego czasu też byłem tego zwolennikiem. No ale dziś po latach okazuje się, że to była tylko faza przejściowa.

Moim zdaniem przeciwnicy homo-małżeństw będą teraz wspierać się przykładem niemieckim żeby argumentować, że każda forma pośrednia jest tylko wstępem, otworzeniem furtki, zrobieniem precedensu i przyzwyczajeniem ludzi do tego, co Ty nazywasz nienormalnością. A zamiarem jest od początku homo-małżeństwo. I cóż, nie mogę temu zaprzeczyć. Tym bardziej nie widzę w dzisiejszych czasach miejsca dla form pośrednich. Albo rybka albo pipka, tertium non datur.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
#48
Cytat:Pojęcie organicyzmu również jest Ci obce?
Niekoniecznie, w każdym razie nie na gruncie biologii. Za to jeśli chodzi o społeczeństwo, uważam że jest to coś, czemu należy stawiać bariery, żeby się nie rozwijało. Bo nas zeżre; zmrówczymy się i będziemy bezrefleksyjnymi debilami poganiającymi się wzajem do roboty na rzecz kolektywu. Tak jak mrówki. Tylko zamiast czułków będziemy mieli esemesy.

Cytat:Przede wszystkim, nie zrównujmy np. takich sufrażystek, feministek pierwszej (drugiej?) fali, które wywalczyły mi prawo głosu z dzisiejszymi Kaziami Szczukami, które sa pierwsze, zeby mi zamykać usta (albo odmawiać mi kobiecości), kiedy mówię rzeczy, których kobiecie mówić nie wypada.
Wiesz, mnie to lata na jakim poziomie jest Kazia Szczuka. Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego komuś tak bardzo może zależeć, żeby koniecznie kogoś zgnoić i skopać z powrotem w kloakę. Naprawdę aż tak dalece bywają ludziom wstrętne ich własne ułomności, że potrzebują kogoś w ich pojęciu gorszego, żeby wybielać się przez kontrast i odkładać pracę nad własnymi charakterami ad calendas Graecas? Bo taka jest moja robocza hipoteza, w którą co prawda nie bardzo wierzę, alem ją zapożyczył u jakiegoś akademika, nie pamiętam już, którego; utytułowany był.

Cytat:Pierwsze feministki chciały dorównać mężczyznom, współczesne feministki chcą mężczyzn kastrować, żeby dorównali kobietom. Czujesz różnicę?
A chcą? Ciekawe.

Cytat:Nie Ty pierwszy mi sugerujesz, że marnuje swój potencjał.
Bo marnujesz. I nie chodzi o zażeranie się kawiorem, tylko o pchnięcie cywilizacji do przodu. Jak się będziesz wydzierać w Internetach, to twój głos utonie w rejwachu robionym przez idiotów bez władzy; jak będziesz szeptać na salonie, to i Merkelowa uszu nadstawi. A że robienie kariery "w intelekcie" wymaga od człowieka niejakiej dyscypliny, to i charakter sobie podrasujesz. Po prostu.

Co do porównań feministek do protestantów, ZaKotu trzeba zwrócić uwagę, że były już cztery przebudzenia protestanckie, każde wnoszące coś pozytywnego do życia społecznego, ale też każde nieco bardziej radykalne. Piąte kipło w powiciu. Czy ZaKotem rozumie, dlaczego tak się musiało stać? Podpowiem: Maciej1.
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always
- Mike Wyzgowski & Sagisu Shiro
Odpowiedz
#49
ZaKotem napisał(a): Rozumiem, że według ciebie współczesne kobiety nazywające się feministkami - których nie szanujesz - zdradziły ideały, którymi kierowały się feministki z początku XX wieku, które właśnie szanujesz. Być może masz w tym jakąś rację, ale jeśli tak, to twoja taktyka jest do dupy. Protestanci zbuntowali się przeciwko papistom, bo według nich papiści zdradzili ideały chrześcijańskie. Ale nie nazwali się satanistami, tylko prawdziwymi chrześcijanami i dla udowodnienia swej prawdziwości jeszcze chętniej, niż papiści zaczęli palić czarownice. Dzięki temu zdobyli pół Europy i jeszcze trochę. Myślisz, że zdobyliby cośkolwiek, gdyby zamiast tego wołali "precz z krzyżem, ave satan"? Jak naprawdę uważasz, że feminizm zszedł na suki i chcesz temu przeciwdziałać, to mów, że ty właśnie jesteś prawdziwą feministką (a Kazia, czy kogo tam jeszcze nie lubisz, nie jest) i na dowód tego pal więcej czarownic walcz z nierównym traktowaniem mocniej, niż owe nieprawdziwe feministki.
Kiedyś praktykowałam to, co Ty proponujesz, określając się mianem feministki i nazywając główny nurt feminizmu feminazizmem, ale później przeszłam na prawą stronę mocy, gdzie istnieje inna baza pojęciowa - termin "feministka" oznacza właśnie te feministki głównego nurtu, natomiast wszystkie inne działaczki, aktywistki wrzuca się do wora z napisem "normalna kobieta". Stąd, wydaje mi się, ze najrozsądniejszą opcją jest po prostu dobierać pojęcia do środowiska, w którym się zabiera głos. W środowisku prawicowym nie będę ryzkować zarobienie w mordę wyznając, że jestem feministką, bo im na dźwięk tego słowa odpala się obraz Kazimiery Szczuki, natomiast rzeczywiście miałoby sens przyjęcie takiej metody w otoczeniu lewaków. Sama identyfikacja z feminizmem jest na plus, może bardziej chętnie będą ze mną rozmawiać.

bert04 napisał(a): W Niemczech tak próbowano, "partnerstwo zarejestrowane" jako taką pośrednią formę, która regulowała sporo spraw majątkowych, spadkowych, podatkowych i cywilnoprawnych, ale bez adopcji i bez zrównania z małżeństwem. Swego czasu też byłem tego zwolennikiem. No ale dziś po latach okazuje się, że to była tylko faza przejściowa.

Moim zdaniem przeciwnicy homo-małżeństw będą teraz wspierać się przykładem niemieckim żeby argumentować, że każda forma pośrednia jest tylko wstępem, otworzeniem furtki, zrobieniem precedensu i przyzwyczajeniem ludzi do tego, co Ty nazywasz nienormalnością. A zamiarem jest od początku homo-małżeństwo. I cóż, nie mogę temu zaprzeczyć. Tym bardziej nie widzę w dzisiejszych czasach miejsca dla form pośrednich. Albo rybka albo pipka, tertium non datur.
Czyli sam widzisz, że tym "biednym" homosiom nie chodzi wcale o żadne prawo spadkowe i tego typu regulacje, których w nieformalnych zwiazkach są dla nich nieosiągalne, tylko o to, by zniszczyć instytucję małżeństwa w jej wymiarze kulturowym, o czym zresztą ci bardziej prostolinijni mówią wprost. Tylko w ten sposób mogę sobie wytłumaczyć fakt, że nie wystarcza im sformalizowany związek partnerski. A skoro im na tych formalnościach nie zalezy, to tym bardziej nie widzę powodu, żeby zmieniać pod nich prawo. Zamiast tego należałoby wysłać ich może na jakaś psychoterapię.
Odpowiedz
#50
towarzyski.pelikan napisał(a): Czyli sam widzisz, że tym "biednym" homosiom nie chodzi wcale o żadne prawo spadkowe i tego typu regulacje, których w nieformalnych zwiazkach są dla nich nieosiągalne, tylko o to, by zniszczyć instytucję małżeństwa w jej wymiarze kulturowym, o czym zresztą ci bardziej prostolinijni mówią wprost. Tylko w ten sposób mogę sobie wytłumaczyć fakt, że nie wystarcza im sformalizowany związek partnerski. A skoro im na tych formalnościach nie zalezy, to tym bardziej nie widzę powodu, żeby zmieniać pod nich prawo.

Nie wiem, który "prostolinijny homoś" Ci powiedział, że jego celem jest zniszczenie instytucji małżeństwa, ja takiego w życiu nie spotkałem ani w mediach nie słyszałem. Wiem tyle, że żadne rozwiązania pośrednie, im nie wystarczą. Bo punktem porównania nie będą tu pary homoseksualne w konkubinacie, ale pary heteroseksualne w małżeństwie.

Zresztą te rozwiązania pośrednie mają też inną wadę, a mianowicie stanowią pewną dyskryminację par heteroseksualnych, które z różnych powodów nie chcą wchodzić w związek małżeński, ale widzą zalety takich pół-formalnych małżeństw. Może trudno sobie to wyobrazić, ale takie pary są. Parę miesięcy temu w jednej dyskusji w realu miałem okazję podpytać parę par (hetero) w nieformalnych związkach i dowiedziałem się, dlaczego nie są małżeństwem. I wbrew pozorom tu nie chodzi o jakieś emocjonalne urazy, a o konkretne racjonalne,  materialne i prawne wady związku małżeńskiego. Dla tych ludzi takie "zarejestrowane partnerstwo" byłoby pewnym wyjściem, ale nie mogą. Może też dlatego ten model się nie sprawdził.

No i, wbrew pozorom, każde rozwiązanie pośrednie nie upraszcza ale komplikuje prawo. W wyżej wymienionym przykładzie państwo musiało zrobić na pniu całkiem nowy model rozliczania podatkowego, gdyż w założeniach "zarejestrowane związki" mogły się rozliczać wspólnie, ale na gorszych zasadach, niż małżeństwa. Także w wielu innych punktach prawodawca oraz tutejszy TK wymagali, żeby rozwiązania były tylko podobne, ale zawsze nieco gorsze. W sumie więc homo-małżeństwa upraszczają sprawę, wystarczy na formularzach i w prawach zastąpić "mąż" i "żona" na "małżonek 1" i "małżonek 2", reszta jest po staremu. Z drobnymi różnicami z natury rzeczy.

Cytat:Zamiast tego należałoby wysłać ich może na jakaś psychoterapię.

Ach pelikanku, ręka mi zadrżała, ale się wstrzymam. Jak już tylko wydaje mi się, że da się z Tobą normalnie rozmawiać, to wyskoczysz z takim tekstem. Nie rób tego więcej, bo już mi nie chce się Ciebie minusować za głupoty.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
Odpowiedz
#51
ErgoProxy napisał(a): Piąte kipło w powiciu. Czy ZaKotem rozumie, dlaczego tak się musiało stać? Podpowiem: Maciej1.
Maciej to był jakiś ultrakatolik z tych, co wierzą, że Watykan przejęli Żydzi i masoni po SVII. Ale matsuka już pasuje.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#52
ErgoProxy napisał(a): Niekoniecznie, w każdym razie nie na gruncie biologii. Za to jeśli chodzi o społeczeństwo, uważam że jest to coś, czemu należy stawiać bariery, żeby się nie rozwijało. Bo nas zeżre; zmrówczymy się i będziemy bezrefleksyjnymi debilami poganiającymi się wzajem do roboty na rzecz kolektywu. Tak jak mrówki. Tylko zamiast czułków będziemy mieli esemesy.
No widzisz, czyli Ty nie reagujesz na samą ideę organicyzmu, tylko na jej konkretne ujęcie. Społeczeństwo jako organizm rozumiesz w ten sposób, że wszyscy są tacy sami, jak jacyś żołnierze maszerujący w jednym kierunku, pozbawieni indywidualności, ale przecież weźmy sobie na tapetę organizm ludzki - każdy narząd, każda część ciała, jej poszczególne elementy pełnią konkretną funkcję. Nerka nie jest identyczna z wątrobą, pęcherzem moczowym, mózgiem czy żebrem, ale wszystkie grają do jednej bramki, wszystkie są jednakowo ważne w budowaniu ludzkiego organizmu. I ja właśnie tak rozumiem społeczeństwo jako organizm - każdy niech sie zajmie swoją działką, zgodnie z predyspozycjami, ale niech ma zawsze na uwadze cały organizm, w którym ma swój wkład oraz swoje podłoże istnienia. Jeśli jestem np. nerką, a mózg jest w tarapatach, to i na mnie się to odbije.
Cytat:A chcą? Ciekawe.
Nie tylko chcą, ale skutecznie to realizują. Kiedyś taki Korwin co najwyżej uchodził za dominującego samca alfa i mógł działać drażniąco na różne feminazistki. Dzisiaj Korwin drażni przeciętnego faceta. Dzisiaj przeciętny facet myśli jak baba i to taka miękka, co sobie ozdabia zdjęcie na fejsie hasłem "strefa wolna od nienawiści".
Cytat:Bo marnujesz. I nie chodzi o zażeranie się kawiorem, tylko o pchnięcie cywilizacji do przodu. Jak się będziesz wydzierać w Internetach, to twój głos utonie w rejwachu robionym przez idiotów bez władzy; jak będziesz szeptać na salonie, to i Merkelowa uszu nadstawi. A że robienie kariery "w intelekcie" wymaga od człowieka niejakiej dyscypliny, to i charakter sobie podrasujesz. Po prostu.
Do robienia kariery trzeba też być jakoś reprezentatywnym, mieć silę przebicia. Ja jej nie mam. Cienki, cichy głos, niedbała aparycja (zero makijażu, włosy nie widziały fryzjera od kilku lat, brak wdzięku) i co tu dużo mówić - nieśmiałość. Ja jestem z tych, co bogami, geniuszami i Kolumbami mogą być tylko we własnej głowie, bo rzeczywistość skutecznie zadaje kłam wszystkim moim atrybutom. Dlatego lubię sobie myśleć, że w realu jestem tylko awatarem, który zarabia na utrzymanie tej bogini Internetu, że to tutaj rozgrywa się ostateczna walka. A nawet jeśli się mylę i jednak prawdziwe życie rozgrywa się na salonach, to zawsze istnieje możliwość, że ktoś bardziej życiowy się tym i owym zainspiruje i uskuteczni. To nie muszę być ja.

bert04 napisał(a): Nie wiem, który "prostolinijny homoś" Ci powiedział, że jego celem jest zniszczenie instytucji małżeństwa, ja takiego w życiu nie spotkałem ani w mediach nie słyszałem.
Masha Gessen

Cytat:Zresztą te rozwiązania pośrednie mają też inną wadę, a mianowicie stanowią pewną dyskryminację par heteroseksualnych, które z różnych powodów nie chcą wchodzić w związek małżeński, ale widzą zalety takich pół-formalnych małżeństw. Może trudno sobie to wyobrazić, ale takie pary są. Parę miesięcy temu w jednej dyskusji w realu miałem okazję podpytać parę par (hetero) w nieformalnych związkach i dowiedziałem się, dlaczego nie są małżeństwem. I wbrew pozorom tu nie chodzi o jakieś emocjonalne urazy, a o konkretne racjonalne,  materialne i prawne wady związku małżeńskiego. Dla tych ludzi takie "zarejestrowane partnerstwo" byłoby pewnym wyjściem, ale nie mogą. Może też dlatego ten model się nie sprawdził.
Oczywiście, instytucja formalnych związków partnerskich nie powinna być zarezerwowana dla samych homosiów. Uznałam, że to oczywiste. To powinna być opcja dla wszystkich, nie tylko par, ale również przyjaciół, sąsiadów etc.

Cytat:No i, wbrew pozorom, każde rozwiązanie pośrednie nie upraszcza ale komplikuje prawo. W wyżej wymienionym przykładzie państwo musiało zrobić na pniu całkiem nowy model rozliczania podatkowego, gdyż w założeniach "zarejestrowane związki" mogły się rozliczać wspólnie, ale na gorszych zasadach, niż małżeństwa. Także w wielu innych punktach prawodawca oraz tutejszy TK wymagali, żeby rozwiązania były tylko podobne, ale zawsze nieco gorsze. W sumie więc homo-małżeństwa upraszczają sprawę, wystarczy na formularzach i w prawach zastąpić "mąż" i "żona" na "małżonek 1" i "małżonek 2", reszta jest po staremu. Z drobnymi różnicami z natury rzeczy.
A ten problem to tylko stad się wziął, że komuś się coś uroiło, że formalnie zarejestrowanych partnerom należą się jakieś ulgi podatkowe, co jest nonsensem. To powinna być po prostu taka opcja na rozwiązanie tych kwestii spadkowych, prawa do udzielania informacji np. o pobycie w szpitalu etc. Takie życiowe sprawy, które w dzisiejszym zbiurokratyzowanym świecie wymagają papierków. Nie ma żadnego uzasadnienia dla wprowadzania jakichś ulg podatkowych. 

Cytat:Ach pelikanku, ręka mi zadrżała, ale się wstrzymam. Jak już tylko wydaje mi się, że da się z Tobą normalnie rozmawiać, to wyskoczysz z takim tekstem. Nie rób tego więcej, bo już mi nie chce się Ciebie minusować za głupoty.
A Ty co byś zaproponował jakiejś roszczeniowej grupie, która bardzo się domaga i to w trybie natychmiastowym, a zapytana o to, czego konkretnie się domaga, nie potrafi odpowiedzieć? Jak ktoś chce, a nie wie, czego chce, to jest to problem natury psychicznej. Zdarza się całkiem normalnym ludziom, szczególnie płci żeńskiej.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości