Główną inspiracją do niniejszego wątku była ognista wymiana zdań z osobą na innym forum w ramach dyskusji na kontrowersyjny temat z cyklu: legalizacja marihuany, aborcja, małżeństwa homo, eutanazja etc. Nie będę wskazywać konkretnie, o jaki temat chodzi, bo to bez większego znaczenia. Jedyne, co jest istotne, to fakt, że chodzi o temat, w którym trudno osiągnąć konsensus osobom o różnych fundamentach światopoglądowych. Przeciągająca się i całkowicie bezowocna wymiana zdań wywołała we mnie niemałą frustrację nie dlatego, że każda ze stron twardo trzymała się swojego pierwotnie przyjętego stanowiska, bo to standard w tego typu dyskusjach i nie czynią dyskusji całkowicie bezowocną. Jako sukces w takich sytuacjach postrzegam samo zrozumienie toku rozumowania drugiej strony, np. nie zgadzam się z kimś, kto popiera eutanazję, ale rozumiem, dlaczego mój rozmówca tę eutanazję popiera, uwzględniając jego fundamenty, system wartości, jakieś założenia wstępne etc., a zatem jestem w stanie przynajmniej dojrzeć w jego rozumowaniu spójność.
Moja frustracja wynikała z tego, ze druga strona dyskusji w ogóle zdawała się nie łapać mojego sposobu myślenia, nie miała pojęcia, co z czego wynika, co znajdowało swoje odzwierciedlenie w samych ripostach, gdzie mój rozmówca potrafił wyciąć jakieś poszczególne zdania z kontekstu, tak jakby ten kontekst tam był dla ozdoby i jak nigdy nic zbijać moje schocholone w jego głowie argumenty. Coś takiego mi się zdarza całkiem często w dyskusjach z różnymi osobami, ale w umiarkowanym nasileniu i sporadycznie, więc nie działa to na mnie wówczas frustrująco. Wystarczy to i owo sprostować i lecieć dalej z rozmową. Natomiast w tym konkretnym wypadku to karykaturalne wykoślawianie sensu moich wypowiedzi było tak nagminne i tak dobitne, że prostowanie tego wszystkiego byłoby równoznaczne z rozpoczynaniem dyskusji na nowo. To już nie byłaby korekta tekstu, tylko wymazanie i pisanie od nowa.
Zauważywszy w czym problem, zaproponowałem mojemu rozmówcy, że zbiorę mu moje argumenty do kupy ze zgrabnym podsumowaniem, a od niego będę oczekiwać odniesienia się do całej tej wypowiedzi, bez rozbijania na wycięte z kontekstu zdania. Na co mój trudny rozmówca odparł, że przecież dyskusja na tym polega, że adwersarz odnosi się po kolei do każdego argumentu i jeśli dany argument nie prowadzi do forsowanej tezy, to znaczy, ze rozumowanie jest błędne.
Przyznam, że w pierwszym odruchu po przeczytaniu riposty oponenta zbladłem. Do głowy mi nie przyszło, ze można w ten sposób rozumieć dyskusję. W mojej głowie oczywistością jest, ze argumentowanie w dyskusji ma formę (mini)rozprawki, gdzie teza (przynajmniej w tematach kontrowersyjnych, złożonych, trudnych) praktycznie nigdy nie wynika z konkretnego argumentu, tylko dojście do niej wymaga uwzględnienia wielu argumentów, o różnej wadze, w konsekwencji znaczeniu dla forsowanej tezy. W dyskusjach nieformalnych (czyli np. na forach internetowych) rzadko te (mini)rozprawki są kompletne, wyczerpujące, raczej wiele argumentów pozostaje w głowie wypowiadającego się i niekiedy musi on w trakcie dyskusji je z siebie wykrztusić, żeby druga strona uzyskała odpowiedni wgląd w argumentację, a innym razem nie trzeba będzie ich wypowiadać, bo akurat dla rozmówców to będzie jasne, niekontrowersyjne, będą się ich domyślać etc.
Później zacząłem nad tym dumać i szperać w necie w poszukiwaniu rozwiązania zagadki, jak to możliwe, że dwie osoby mogą mieć tak odmienne rozumienie tego, czym jest dyskusja, co doprowadziło mnie do opozycji rozumowanie linearne vs. wielokierunkowe:
Myślenie linearne (sekwencyjne) – postrzeganie zdarzeń i zjawisk w porządku jedno za drugim (tzw. „po sznurku”). Wiąże się z wykorzystywaniem standardowych schematów oraz typowych, logicznych rozwiązań danego problemu.
Myślenie wielokierunkowe – proces do którego odwołują się twórcy koncepcji Mind Mappingu polegający na „promieniowaniu” ciągu skojarzeń w mózgu (umyśle) z centralnego punktu w wielu kierunkach lub odwrotnie z wielu kierunków ku niemu
źródło: https://futurecentre.eu/wakacyjny-slowniczek-myslenia/
Otóż, okazuje się, że jedne osoby do swoich poglądów, przekonań, światopoglądów dochodzą posługując się (przede wszystkim) rozumowaniem linearnym, jak mój rozmówca i z drugiej strony osoby, które posługują się w tym celu nade wszystko rozumowaniem wielkokierunkowym, jak ja, co - w przypadku kiedy dojdzie do starcia się pomiędzy osobami o tak odmiennym stylu dyskutowania - tworzy ścianę nie do przebicia. Osoba nastawiona linearnie będzie odnosić wrażenie, że jego wielokierunkowy rozmówca wysysa swoje tezy z dupy, bo jak go przyszpili, drążąc któryś z argumentów, to jak szydło z worka wyjdą słabości tych poszczególnych argumentów. Skoro X nie wynika ani z A, ani z B, ani z C, ani z D, gdzie A-D stanowią argumenty, a X bronioną tezę, to znaczy, że dyskutant nie ma żadnych argumentów na poparcie swojej tezy. Tymczasem rozmówca wielokierunkowy będzie miał wrażenie, że jego linearny adwersarz niesłusznie domaga się ścisłych, prostych, jednoznacznych odpowiedzi na trudne, złożone tematy, tzn. fakt, że nie ma jednego jednoznacznego, niekwestionowanego argumentu popierającego tezę X nie znaczy, że teza X jest bezpodstawna, podstawą (choć nieidealną i z konieczności niekompletną) jest ten zbiór argumentów pozostających w relacji między sobą, wspierających, uzupełniających się nawzajem w taki sposób, który umożliwia wysnucie sensownej konkluzji. Podsumowując linearysta wychodzi z założenia, że jeśli X nie wynika jednoznacznie z A-D, to znaczy, że nie ma argumentów za tym, by uznać X za prawdziwe, natomiast wielokierunkowiec uznaje, że jeśli X da się obronić uwzględniając A-D, to znaczy X można uznać za prawdziwe.
Problem uważam za ciekawy również z tego względu, że wybór tego stylu rozumowania zdradza podejście danego człowieka do problemu przyczynowości. Można powiedzieć, że linearysta jest jednocześnie monokauzalistą, ponieważ według niego teza (skutek) ma jedną (ścisłą) przyczynę (argument), natomiast wielokierunkowiec jest polikauzalistą, utrzymując, że skutek (teza) ma wiele przyczyn (argumentów).
Co o tym myślicie? Jaki styl rozumowania preferujecie? Czy zgadzacie się z tym, że można dopatrywać się w tym stylu rozumowania również wyboru metafizycznego (monokauzalizm, polikauzalizm)? Czy również miewacie takie trudności z dogadaniem się z pewnymi osobami z tych powodów, które nakreśliłem w tym wątku?
Moja frustracja wynikała z tego, ze druga strona dyskusji w ogóle zdawała się nie łapać mojego sposobu myślenia, nie miała pojęcia, co z czego wynika, co znajdowało swoje odzwierciedlenie w samych ripostach, gdzie mój rozmówca potrafił wyciąć jakieś poszczególne zdania z kontekstu, tak jakby ten kontekst tam był dla ozdoby i jak nigdy nic zbijać moje schocholone w jego głowie argumenty. Coś takiego mi się zdarza całkiem często w dyskusjach z różnymi osobami, ale w umiarkowanym nasileniu i sporadycznie, więc nie działa to na mnie wówczas frustrująco. Wystarczy to i owo sprostować i lecieć dalej z rozmową. Natomiast w tym konkretnym wypadku to karykaturalne wykoślawianie sensu moich wypowiedzi było tak nagminne i tak dobitne, że prostowanie tego wszystkiego byłoby równoznaczne z rozpoczynaniem dyskusji na nowo. To już nie byłaby korekta tekstu, tylko wymazanie i pisanie od nowa.
Zauważywszy w czym problem, zaproponowałem mojemu rozmówcy, że zbiorę mu moje argumenty do kupy ze zgrabnym podsumowaniem, a od niego będę oczekiwać odniesienia się do całej tej wypowiedzi, bez rozbijania na wycięte z kontekstu zdania. Na co mój trudny rozmówca odparł, że przecież dyskusja na tym polega, że adwersarz odnosi się po kolei do każdego argumentu i jeśli dany argument nie prowadzi do forsowanej tezy, to znaczy, ze rozumowanie jest błędne.
Przyznam, że w pierwszym odruchu po przeczytaniu riposty oponenta zbladłem. Do głowy mi nie przyszło, ze można w ten sposób rozumieć dyskusję. W mojej głowie oczywistością jest, ze argumentowanie w dyskusji ma formę (mini)rozprawki, gdzie teza (przynajmniej w tematach kontrowersyjnych, złożonych, trudnych) praktycznie nigdy nie wynika z konkretnego argumentu, tylko dojście do niej wymaga uwzględnienia wielu argumentów, o różnej wadze, w konsekwencji znaczeniu dla forsowanej tezy. W dyskusjach nieformalnych (czyli np. na forach internetowych) rzadko te (mini)rozprawki są kompletne, wyczerpujące, raczej wiele argumentów pozostaje w głowie wypowiadającego się i niekiedy musi on w trakcie dyskusji je z siebie wykrztusić, żeby druga strona uzyskała odpowiedni wgląd w argumentację, a innym razem nie trzeba będzie ich wypowiadać, bo akurat dla rozmówców to będzie jasne, niekontrowersyjne, będą się ich domyślać etc.
Później zacząłem nad tym dumać i szperać w necie w poszukiwaniu rozwiązania zagadki, jak to możliwe, że dwie osoby mogą mieć tak odmienne rozumienie tego, czym jest dyskusja, co doprowadziło mnie do opozycji rozumowanie linearne vs. wielokierunkowe:
Myślenie linearne (sekwencyjne) – postrzeganie zdarzeń i zjawisk w porządku jedno za drugim (tzw. „po sznurku”). Wiąże się z wykorzystywaniem standardowych schematów oraz typowych, logicznych rozwiązań danego problemu.
Myślenie wielokierunkowe – proces do którego odwołują się twórcy koncepcji Mind Mappingu polegający na „promieniowaniu” ciągu skojarzeń w mózgu (umyśle) z centralnego punktu w wielu kierunkach lub odwrotnie z wielu kierunków ku niemu
źródło: https://futurecentre.eu/wakacyjny-slowniczek-myslenia/
Otóż, okazuje się, że jedne osoby do swoich poglądów, przekonań, światopoglądów dochodzą posługując się (przede wszystkim) rozumowaniem linearnym, jak mój rozmówca i z drugiej strony osoby, które posługują się w tym celu nade wszystko rozumowaniem wielkokierunkowym, jak ja, co - w przypadku kiedy dojdzie do starcia się pomiędzy osobami o tak odmiennym stylu dyskutowania - tworzy ścianę nie do przebicia. Osoba nastawiona linearnie będzie odnosić wrażenie, że jego wielokierunkowy rozmówca wysysa swoje tezy z dupy, bo jak go przyszpili, drążąc któryś z argumentów, to jak szydło z worka wyjdą słabości tych poszczególnych argumentów. Skoro X nie wynika ani z A, ani z B, ani z C, ani z D, gdzie A-D stanowią argumenty, a X bronioną tezę, to znaczy, że dyskutant nie ma żadnych argumentów na poparcie swojej tezy. Tymczasem rozmówca wielokierunkowy będzie miał wrażenie, że jego linearny adwersarz niesłusznie domaga się ścisłych, prostych, jednoznacznych odpowiedzi na trudne, złożone tematy, tzn. fakt, że nie ma jednego jednoznacznego, niekwestionowanego argumentu popierającego tezę X nie znaczy, że teza X jest bezpodstawna, podstawą (choć nieidealną i z konieczności niekompletną) jest ten zbiór argumentów pozostających w relacji między sobą, wspierających, uzupełniających się nawzajem w taki sposób, który umożliwia wysnucie sensownej konkluzji. Podsumowując linearysta wychodzi z założenia, że jeśli X nie wynika jednoznacznie z A-D, to znaczy, że nie ma argumentów za tym, by uznać X za prawdziwe, natomiast wielokierunkowiec uznaje, że jeśli X da się obronić uwzględniając A-D, to znaczy X można uznać za prawdziwe.
Problem uważam za ciekawy również z tego względu, że wybór tego stylu rozumowania zdradza podejście danego człowieka do problemu przyczynowości. Można powiedzieć, że linearysta jest jednocześnie monokauzalistą, ponieważ według niego teza (skutek) ma jedną (ścisłą) przyczynę (argument), natomiast wielokierunkowiec jest polikauzalistą, utrzymując, że skutek (teza) ma wiele przyczyn (argumentów).
Co o tym myślicie? Jaki styl rozumowania preferujecie? Czy zgadzacie się z tym, że można dopatrywać się w tym stylu rozumowania również wyboru metafizycznego (monokauzalizm, polikauzalizm)? Czy również miewacie takie trudności z dogadaniem się z pewnymi osobami z tych powodów, które nakreśliłem w tym wątku?