To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak uwierzyć w Boga? (kilka sposobów)
#81
Adeptus napisał(a): I szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie. Wcześniej pisałeś, że Ty masz jakieś bardziej "finezyjne problemy" z wiarą. A wybacz, ale takie wątpliwości w stylu "Jak wiara jest dobra, to dlaczego ksiądz jest świnia" to ma chyba większość wiernych.

Chyba mnie nie zrozumiałeś. Tu nie chodzi o jakies "Dobry kosciol a zli ludzie". Tu chodzi o sytuacje, w ktorych te zle owoce wynikaja albo  z samej doktryny (rzadko, ale sie zdarza) albo z wypaczen doktryny (duzo czesciej). Choc oczywiscie w naszej dyskusji w równoległym temacie wyszło, że ty bierzesz neo-okultyzm za doktrynę, ja za wypaczenie. Niemniej oboje się zgadzamy w jednym (mam nadzieję): palenie książek to zło.

Zło wynikające z prostych grzechów ludzi to zupełnie inna sprawa. Taka przykładowa pazerność Ojca Dyrektora jest przykra, ale jest kwestią osobistej chciwości oraz polityki polskiego Kościoła, a nie doktryny.

Cytat:
Cytat:W katolicyzmie odnalazłem też najlepszą równowagę między wiarą a rozumem
Serio, gdzie Ty widzisz tę równowagę? Przecież sama transsubstancja, jedna z centralnych kwestii katolicyzmu, to czyste zaprzeczenie rozumowi i empirii. Co sam Kościół z dumą przyznaje, śpiewając "Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój, Bo tu już nie ma chleba! To Bóg, to Jezus mój".

Tyle że Kościół wyraźnie stawia granicę, że tzw. substancja nie wpływa na naturę fizyczną, chemiczną czy biologiczną chleba. A nawet wprost przeciwnie. Na pytanie, jak długo Chrystus jest obecny w opłatku, standardowa odpowiedź brzmi, że tak jak długo jest on jeszcze chlebem. Tak więc substancja (kwestia wiary) jest podporządkowana stanowi fizycznemu (kwestia rozumu)

Cytat:Zresztą, cała reszta dogmatów jest nielogiczna. Po co modlitwy do świętych, skoro Bóg jest miłosierny i wszechwiedzący, więc nie powinien uzależniać spełnienia słusznej prośby od ilosci proszących.

Jeżeli sam sobie dajesz odpowiedź na pytanie, to nie zadawaj go wcale. A moją odpowiedź dałem Ci w równoległym temacie. Raczyłeś pominąć w komentarzu, więc pozwolę sobie tutaj kontynuować.

Bóg nie uzależnia spełnienia prośby w pierwszej linii ani od słuszności. Ani od ilości proszących. Ale od wiary. Od wiary syrofenicjanki, setnika rzymskiego czy tragarzy, którzy spuszczają paralityka przez dach.

Cytat:Co z wniebowzięciem NMP z duszą i ciałem? W niebie same duchy, święci są duchami, aniołowie duchami, sam Bóg duchem, a pośród tego pałęta się jedna Maryja w ciele?

Oraz Jezus w ciele. I Eliasz w ciele. I (H)Enoch w ciele. A według niektórych teorii jeszcze Mojżesz się między nimi kręci, ponoć w ciele. Choć co do tego ostatniego to informacje są niejednoznaczne.

Cytat:Poza tym, wszystko świadczy o tym, że ludzka świadomość jest powiązana z mózgiem. Jak za życia mózg działa nie tak, jak trzeba, to człowiek zapada w śpiączkę i traci świadomość, a nie błąka się po zaświatach, aż go wyleczą. Więc bez sensu jest zakładanie, że jeśli pójdzie to o krok dalej i praca mózgu całkiem zaniknie, to nagle człowiek magicznie odzyska pełną świadomość w innym świecie.

No nie wiem, swego czasu pasjonowałem się relacjami typu "życie po życiu", czyli o ludziach między śmiercią kliniczną a reanimacją. Podobne relacje są na temat ludzi w śpiączce. Wiem, że nauka wyjaśnia to omamami przez niedotlenienie i takie tam. Nie upieram się, że to jest dowód, ale poszlaka - owszem.

Cytat:Dalej - wiara twierdzi, że śmierć jest skutkiem grzechu pierworodnego i nawet te nurty, które akceptują ewolucję trwają na tym stanowisku. A nauka pokazuje, że śmierć istnieje od początków życia i zbierała swoje żniwo na długo przed pojawieniem się człowieka.

I te nurty (pro-ewolucyjne) dają różne odpowiedzi na to pytanie, jednych one zadowalają, innych nie. Mnie standardowe odpowiedzi nie zadowalały, ale zmajstrowałem sobie własną i na moje potrzeby starczy. Ale to temat na inny temat.

Cytat:Itd itp. Wcale nie jest tak, że są jakieś nieobejmujące się magisteria. Rozum i nauka przeczą wierze i koniec. Równowaga między nimi jest specyficzna, bo im więcej wiary, tym mniej rozumu i odwrotnie. To jak równowaga między chorobą a zdrowiem.

Całe życie to równowaga między chorobą a zdrowiem, szaleństwem i normalnością, złem i dobrem. Szukając stuprocentowej perfekcji jednego prędzej czy później wylądujesz na drugim biegunie. Ale to znowu dygresja.

Cytat:Ale tu nie ma 99%. To jest wszystko, albo nic.

Perfekcjonista.

Mógłbym zepsuć trochę Twój humor pytając, czy istnieje 100% ateizm. Ale wiem, że Ty nie tego szukasz, więc dam sobie spokój.

Cytat:Skoro wiem, że w Biblii są fragmenty mówiące nieprawdę, to równie dobrze każdy inny fragment może mówić nieprawdę, każdy jest wątpliwy. Zaraz powiesz "Ale w ten sposób każde inne źródło historyczne byłoby wątpliwe". Tyle, że źródła, które mówią o nadnaturalnych cudach i dziwach z zasady uznajemy za niewiarygodne.

Troja.

I pozamiatane.

Cytat:Nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych dowodów. Gdyby było coś, co świadczy, że Biblia jest nadzwyczajnym źródłem, np. jego pełna spójność i niesprzeczność, można by się było zastanawiać. Ale w sytuacji, gdy jest wewnętrznie sprzeczna, skażona i nic nie wskazuje na jej nadnaturalne pochodzenie, należy ją potraktować tak samo jak każde inne dzieło traktujące o cudach i dziwach.

Jedyne, z czym w powyższym akapicie bym się zgodził, to sprawa, że odbiór Biblii zależy od tego, jak ją traktujemy. Jako księgi historyczne? Bajki i mity o cudach i dziwach? Relacje z przybycia kosmitów w starożytności? To wszystko można a wyniki będą różne. Ja tam jednak wolę tradycyjne czytanie, czyli jako świadectwo wiary do czytania w duchu wiary. Można autorom Biblii stawiać dużo zarzutów, ale jeden należy odrzucić na wstępie, a mianowicie, że zmyślali rzeczy, w które nie wierzyli. Autorzy ewangelii i listów wierzyli w Zmartwychwstanie. I  w parę innych rzeczy także.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Koh 3:1-8 (edycje własne)
#82
Adeptus napisał(a): Jak Cię nie obchodzi, to po kiego czytasz moje posty?
Dlatego, że zakładam, iż przestawisz w tych postach jakieś argumenty, a nie tylko luźne uwagi, co uważasz.

ZaKotem napisał(a): Ale tu nie chodzi o kwestię istnienia Boga, tylko o naturę relacji z nim, przy założeniu, że istnieje. Chrześcijaństwo zakłada, podobnie jak buddyzm, że dobrze jest pozbyć się niewoli namiętności, natomiast w przeciwieństwie do buddyzmu stwierdza, że człowiek nie może tego zrobić swoją wewnętrzną mocą, musi mieć pomoc nadprzyrodzoną. No dobra. Tylko że z tych założeń w ogóle nie wynika konieczność czy choćby przydatność jakiegoś "oddania się w niewolę" Bogu. O ile pamiętam, Jezus ani razu nie nazwał siebie ani swoich ludzi "niewolnikiem Boga", tylko używał zupełnie innego wyrażenia.
No ale z wyrażeniami ma się taka rzecz, że czasem innej formy używa A do B, a innej B do A. Zwłaszcza, gdy do gry wchodzą elementy grzecznościowe, rytualne etc. Więc, jeśli Chrystus mnie zaprasza do braterstwa, ale ja sam siebie nazywam jego sługą, to nie ma w tym sprzeczności. Zresztą w przypowieściach wielokrotnie Chrystus używa obrazu pan-sługa, czy król-poddany, aby opisać relację z Bogiem.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
#83
@ bert04

Cytat:Tyle że Kościół wyraźnie stawia granicę, że tzw. substancja nie wpływa na naturę fizyczną, chemiczną czy biologiczną chleba. A nawet wprost przeciwnie. Na pytanie, jak długo Chrystus jest obecny w opłatku, standardowa odpowiedź brzmi, że tak jak długo jest on jeszcze chlebem. Tak więc substancja (kwestia wiary) jest podporządkowana stanowi fizycznemu (kwestia rozumu)

Ale samo twierdzenie, że coś, co ma wszelkie właściwości chleba i nie zmienia żadnych właściwości na skutek słów kapłana, nagle staje się ciałem Chrystusa, jest wbrew rozumowi. A Twoje słowa o podporządkowaniu stanowi fizycznemu nijak nie dowodzą rozumności. Jakbym powiedział "Magnes przynosi szczęście, tak długo, jak długo jest namagnesowany, a namagnesowanie to kwestia rozumu" nie uznałbyś tego za rozsądny kompromis pomiędzy zabobonem, a rozumem.

Cytat:Jeżeli sam sobie dajesz odpowiedź na pytanie, to nie zadawaj go wcale. A moją odpowiedź dałem Ci w równoległym temacie. Raczyłeś pominąć w komentarzu, więc pozwolę sobie tutaj kontynuować.
Ależ ja uwzględniam tę odpowiedź. Tyle, że właśnie na miłosiernego i wszechwiedzącego Boga żadna "w kupie siła" nie powinna działać. Jeśli Bóg spełnia prośbę ze względu na większą ilość proszących, to by a contrario oznaczało, że nie spełni słusznej prośby, jeśli nie poprosi go wystarczająca liczba osób - czyli nie jest miłosierny, ani sprawiedliwy.
Cytat:Bóg nie uzależnia spełnienia prośby w pierwszej linii ani od słuszności. Ani od ilości proszących. Ale od wiary. Od wiary syrofenicjanki, setnika rzymskiego czy tragarzy, którzy spuszczają paralityka przez dach.
No więc po co jest proszenie świętych, żeby modlili się za nami?

Cytat:Oraz Jezus w ciele. I Eliasz w ciele. I (H)Enoch w ciele. A według niektórych teorii jeszcze Mojżesz się między nimi kręci, ponoć w ciele. Choć co do tego ostatniego to informacje są niejednoznaczne.
Nom. W dalszym ciągu absurd. Jaką przestrzeń w niebie zajmuje ciało Maryi, Jezusa, Eliasza itd?

Cytat:No nie wiem, swego czasu pasjonowałem się relacjami typu "życie po życiu", czyli o ludziach między śmiercią kliniczną a reanimacją. Podobne relacje są na temat ludzi w śpiączce. Wiem, że nauka wyjaśnia to omamami przez niedotlenienie i takie tam. Nie upieram się, że to jest dowód, ale poszlaka - owszem.
Są tacy, którzy mają wizję nieba, są tacy, którzy nie mają. To znaczy, że niektórzy mają duszę?

Cytat:Całe życie to równowaga między chorobą a zdrowiem, szaleństwem i normalnością, złem i dobrem. Szukając stuprocentowej perfekcji jednego prędzej czy później wylądujesz na drugim biegunie. Ale to znowu dygresja.
Ale nikt nie szuka perfekcyjnej choroby, szaleństwa, zła. A wiary - i owszem.

Cytat:Troja.

I pozamiatane.
No tak, "Iliada" opisuje wojnę trojańską. Archeologia potwierdziła, że Troja istniała i toczono o nią wojny. Czyli potwierdziła część Iliady. Natomiast opowieści o bogach i przepowiedniach są zmyślone. Jeśli mamy potraktować kwestię Biblii tak samo, wniosek jest oczywisty. Żeby Biblia potwierdzała istnienie Boga musiałaby być własnie czymś innym, doskonalnyszm niż Iliada i inne przekazy o wojnie trojańskiej. Jeśli tak samo jak ona jest ludzkim, skażonym przez wieki przekazem, to nie ma o czym rozmawiać.

Cytat:Jedyne, z czym w powyższym akapicie bym się zgodził, to sprawa, że odbiór Biblii zależy od tego, jak ją traktujemy. Jako księgi historyczne? Bajki i mity o cudach i dziwach? Relacje z przybycia kosmitów w starożytności? To wszystko można a wyniki będą różne. Ja tam jednak wolę tradycyjne czytanie, czyli jako świadectwo wiary do czytania w duchu wiary. Można autorom Biblii stawiać dużo zarzutów, ale jeden należy odrzucić na wstępie, a mianowicie, że zmyślali rzeczy, w które nie wierzyli. Autorzy ewangelii i listów wierzyli w Zmartwychwstanie. I  w parę innych rzeczy także.
Ale co z tego wynika? Z punktu widzenie prawdziwości religijności nie jest istotne, czy ewangeliści wierzyli w zmartwychwstanie, tylko czy do zmartwychwstania faktycznie doszło. Jeśli Biblia jest tylko zapisem wiary, to niczym się nie różni od innych świętych ksiąg, jest tak samo niewiarygodna, jak one.
Jeśli ktoś jest wierzący, to będzie czytał Biblię w duchu wiary. A dlaczego ktoś, kto nie wierzy, miałby to robić? Idąc tym tokiem rozumowania, nawrócenie się nie ma sensu.
Notabene, nie wiem, na jakiej podstawie na starcie odrzucasz tezę, że autorzy Biblii nie mogli zmyślać. Moim zdaniem, w większości przypadków nie tyle ordynarnie kłamali dla zysku tylko pisali na zasadzie "Nie mam pojęcia czy tak było, ale to nieistotne, bo dla dobra naszej wiary musiało tak być" albo "Dosłownie to tak nie było, ale nie liczy się prawda, tylko sens zbawczy historyjki, którą wymyśliłem, więc napiszę, że tak było". Innymi słowy - nie liczyło się dla nich "jak jest" tylko "jak powinno być".

@ zefciu
Cytat:Dlatego, że zakładam, iż przestawisz w tych postach jakieś argumenty, a nie tylko luźne uwagi, co uważasz.
Ale przecież podałem, dlaczego uważam, że silna wiara jest jak narkotyk. Sam przeżywam jakiś syndrom odstawienia. Bluźnię, nienawidzę religii, ale nie mogę przestać całkiem się modlić. Takie spustoszenie poczynił w moim mózgu ten narkotyk.


Cytat:Więc, jeśli Chrystus mnie zaprasza do braterstwa, ale ja sam siebie nazywam jego sługą, to nie ma w tym sprzeczności.
Gdzie Cię Jezus zaprasza do braterstwa? Traktuje Cię jak równego sobie? Czy Jezus wysłucha Twoich argumentów, przemyśli je, czasem zmieni zdanie? Czy Twój brat zsyła na Ciebie ból i cierpienie, by kształtować Twój charakter? Czy grozi Ci wiecznym potępieniem, jeśli nie będziesz go słuchać? Wymaga tego, aby całe Twoje życie kręciło się wokół niego? Żebyś ciągle przyznawał, że jesteś prochem wobec niego i błagał o wybaczenie?
Te wszystkie porównania do ojca, małżonka, brata wydatniej ujawniają, jak toksyczna relacja łączy wierzącego z Bogiem.
#84
Adeptus napisał(a): Serio, gdzie Ty widzisz tę równowagę? Przecież sama transsubstancja, jedna z centralnych kwestii katolicyzmu, to czyste zaprzeczenie rozumowi i empirii. Co sam Kościół z dumą przyznaje, śpiewając "Wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój, Bo tu już nie ma chleba! To Bóg, to Jezus mój". Tu nie ma jakiejś równowagi, tylko rezygnacja z rozumu na rzecz wiary.
Może w tej pioseneczce tak jest, ale ona, podobnie jak kolędy i pastorałki, nie jest ani natchnionym słowem Boga, ani wykładnią wiary. Wykładnią wiary jest kanon Soboru Trydenckiego, który po przetłumaczeniu na ludzki język brzmi: "Niedefiniowalne naukowo niewiadomoco przekształca się w inne niedefiniowalne naukowo niewiadomoco". Można takiemu twierdzeniu zarzucić to i owo, ale na pewno nie to, że jest wewnętrznie sprzeczne, ani też, że jest niezgodne z jakimkolwiek doświadczeniem. To samo można powiedzieć o wszystkich katolickich dogmatach: są inteligentnie skonstruowane tak, aby były kompletnie niefalsyfikowalne. A postać taką mają właśnie dlatego, że przez wieki ulegały krytyce w ramach teologii. Papieże i biskupi uznali za ważne polemikę z krytykantami i formułowanie wszystkiego w sposób taki, aby nie sposób było się naukowo czepić.
#85
ZaKotem napisał(a):  To samo można powiedzieć o wszystkich katolickich dogmatach: są inteligentnie skonstruowane tak, aby były kompletnie niefalsyfikowalne. A postać taką mają właśnie dlatego, że przez wieki ulegały krytyce w ramach teologii. Papieże i biskupi uznali za ważne polemikę z krytykantami i formułowanie wszystkiego w sposób taki, aby nie sposób było się naukowo czepić.

No, no to samo potegujace sie wrazenie mialem przy probach zglebiania religii katolickiej robionych od kilku lat. Zamkniety, logiczny system w ktorym bardzo ciezko znalezc jakies dziury, ale ktory mowi do ciebie to samo co znane haslo firmy HD:
"Jezeli tego nie czujesz to nikt ci nie jest w stanie tego wytlumaczyc"
Najpierw trzeba uwierzyc, gdy przestajesz wierzyc wszystko zaczyna sie sypac.
#86
bert04 napisał(a):Tyle że Kościół wyraźnie stawia granicę, że tzw. substancja nie wpływa na naturę fizyczną, chemiczną czy biologiczną chleba. A nawet wprost przeciwnie.
I to jest właśnie walenie ściemą po oczach, na którą łapią się tacy, co pragną wierzyć i to pragnienie ich całkowicie zaślepia.

Bo tzw. substancja i tzw. przypadłości to nie jest jakieś pitu-pitu naprutych efebofilów, tylko fizyka, chemia i biologia z jezusowej epoki - taka wiedza, na jaką było stać ludzi przed wypracowaniem metody naukowej i nawarstwieniem się danych od alchemików, astrologów i tak dalej. Że jest to wiedza fałszywa? Ano jest. Że termin "filozofia" dziś znaczy co innego, niż ongi znaczył, bo zmieniły się kulturowe konteksty? Ano tak. Że Tobie wygodnie jest wyznawać ducha podmienionego w niezmienionej literze? Ano niestety. A że Bóg, który pozwala sobie na rozpowszechnianie kłamstw o Swojej pracy pod szyldem, na którym wołowymi literami wysmarowano Jego imię - że Bóg, co tak postępuje, nie dba nawet o pozory, że Go ten Kościół Katolicki cokolwiek obchodzi? Że Go w ogóle człowiek cokolwiek obchodzi, bo reputację wobec, nie wiem, Obcych z Tau Wieloryba (czy nad kim aktualnie pracuje) chyba jeszcze Sobie ceni?

Tylko że jak powiem prosto, że Kościół Katolicki rozgłasza po całej Ziemi błędne nauki i że bynajmniej nie robi tego ignorancko - bo taki Michał Heller raczej rozumie, co jest grane i chyba informuje o tym swoją zwierzchność - to się zapewne dowiem, że wafla rozumiem i wafla wiem.
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always
- Mike Wyzgowski & Sagisu Shiro
#87
Sofeicz napisał(a):
freeman napisał(a):
Sofeicz napisał(a): Oddasz Bogu wolność …. i co?

I wówczas, paradoksalnie, stajesz się bardziej wolnym człowiekiem niż wtedy, kiedy starałeś się zachować swoją wolność.

Sorry, ale swoim ateistycznym rozumkiem nie obejmuję głębi tego, jakże przewrotnego zdania.
Ale ja nie jestem maso, więc przymuję to jedynie do aprobującej wiadomości.

Wola Boża jest czasem trudna do przyjęcia, człowiekowi wydaje się, że coś straci. Jednak kiedy zacznie przekopywać się przez warstwy swojego egoizmu, to w końcu znajdzie pokój.
Przełamywanie własnego egoizmu przynosi pokój serca. A pokój i harmonia serca to prawdziwa wolność Uśmiech - tego każdy człowiek pragnie i szuka, nawet podświadomie.
"Czy nie jest tak, że nawracają się ci, którzy o coś walczą, a nie nawracają się ci, którzy nigdzie nie idą, ludzie letni, którym na niczym nie zależy z wyjątkiem zabezpieczenia własnego komfortu?"

 Franciszek Kucharczak


Zapraszam na Kanał Metafizyczny !

https://www.youtube.com/channel/UC9BIv2J...5rgvmY8fuw
#88
Kocham takie słodkopierdzace, nicnieznaczace, niefalsyfikowalne komunały.
Nadałbyś się na księdza Petrusie.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
#89
To nie są komunały. Problem w tym, że Ty boisz się to sprawdzić, gdyż jak sądzę obawiasz się rozczarowania. Zupełnie niepotrzebnie.
"Kto nie zważa na karność, gardzi własnym życiem, lecz kto słucha napomnienia, nabywa rozumu.
Bojaźń Pana jest szkołą mądrości, a pokora poprzedza chwałę"
                            
"To głupota prowadzi człowieka na manowce, a potem jego serce wybucha gniewem na Pana"

          Prz. 15,32-33; 19,3
#90
Odwrotnie, jestem były ministrantem i szczerym wyznawcą bozi ale mi przeszło, jak wiara w Św. Mikołaja i nadludzkie moce Winettou.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
#91
No to mam pytanie sprawdzające. Czy kiedykolwiek miałeś wewnętrzne przekonanie o tym, że jesteś Bożym dzieckiem?
"Kto nie zważa na karność, gardzi własnym życiem, lecz kto słucha napomnienia, nabywa rozumu.
Bojaźń Pana jest szkołą mądrości, a pokora poprzedza chwałę"
                            
"To głupota prowadzi człowieka na manowce, a potem jego serce wybucha gniewem na Pana"

          Prz. 15,32-33; 19,3
#92
Jako dziecko opracowałem sposób jak w coś uwierzyć: stłumić wszelkie wątpliwości i przylgnąć do danej myśli.

Inna rzecz że taka wiara może nie do końca jest autentyczna.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
#93
Cytat:Przełamywanie własnego egoizmu przynosi pokój serca. A pokój i harmonia serca to prawdziwa wolność - tego każdy człowiek pragnie i szuka, nawet podświadomie.

Ja nie szukam. "Pokój serca" za cenę wyrzeczenia się pragnień i ambicji to klęska. Przyjęcie mentalności niewolnika, dobrowolna lobotomia. Oczywiście, że pogodzenie się z własnym losem i rezygnacja z walki z nim, przynosi pokój. Tylko co jest on wart? Szczerze mówiąc, już wolę jezioro ognia.

A wmawianie komuś, że lepiej wiesz, czego on chce, od niego samego, jest słabe.

Aha, skoro mowa o egoizmie - jak możesz chcieć wielbić przez wieczność Jezusa, wiedząc, że w tym samym czasie miliardy ludzi cierpią wieczne męki z jego wyroku?

Cytat:Problem w tym, że Ty boisz się to sprawdzić, gdyż jak sądzę obawiasz się rozczarowania. Zupełnie niepotrzebnie.
Utnij sobie prawą rękę. W ten sposób zostaniesz wyzwolony z posiadania prawej ręki. No ale Ty się boisz to sprawdzić, gdyż boisz się rozczarowania. Zupełnie niepotrzebnie.

Ja na przykład nie boję się żadnego rozczarowania. Rzecz w tym, że nawet gdyby oferta chrześcijaństwa była prawdziwa i się sprawdzała, to jest ona dla mnie absolutnie nieatrakcyjna.
#94
zefciu napisał(a): No ale z wyrażeniami ma się taka rzecz, że czasem innej formy używa A do B, a innej B do A. Zwłaszcza, gdy do gry wchodzą elementy grzecznościowe, rytualne etc. Więc, jeśli Chrystus mnie zaprasza do braterstwa, ale ja sam siebie nazywam jego sługą, to nie ma w tym sprzeczności. Zresztą w przypowieściach wielokrotnie Chrystus używa obrazu pan-sługa, czy król-poddany, aby opisać relację z Bogiem.
Też życzliwie zakładam, że to tylko kultura wypowiedzi, a nie realny opis stosunków. Tylko że kulturę tworzą ludzie i ona się z czasem zmienia. Gdyby ktoś dziś powiedział szefowi "służę pokornie jaśnie oświeconemu panu", to ten chyba by pomyślał, że się z niego kpi. Chyba, że jest biskupem. Mężczyzna, który mówi nowo poznanej kobiecie "ścielę się u nóżek i całuję stópki" nie jest dzisiaj szarmancki, ale obleśny. Zakonnice z zeszłych wieków, tworzące kulturę chrześcijańskiego sado-maso zapewne miały dobre intencje, bo tylko kopiowały normalne stosunki międzyludzkie w ich czasach. Ale dzisiaj, w Europie XXI wieku, to werbalne tarzanie się w prochu przed Jezusem kojarzy się nie z wyjątkowym szacunkiem, ale z porno BDSM. I nie tylko niewiernym, lecz właśnie często chrześcijanom, którzy mają wrażenie, że mogą albo uprawiać coś takiego, albo się wypisać. Albo, co najgorsze, strofować tych współwyznawców, którzy wolą inaczej.
#95
Adeptus napisał(a): Ale przecież podałem, dlaczego uważam, że silna wiara jest jak narkotyk. Sam przeżywam jakiś syndrom odstawienia. Bluźnię, nienawidzę religii, ale nie mogę przestać całkiem się modlić. Takie spustoszenie poczynił w moim mózgu ten narkotyk.
No dobra. Ale to jest Twoje doświadczenie oparte o bardzo specyficzną formę „chrześcijaństwa”, którą sobie sam na podstawie prywatnej interpretacji Biblii (coś, czego Biblia explicite zakazuje) stworzyłeś. Więc Twoje doświadczenie może być przestrogą przed takimi właśnie interpretacjami, ale nie przed chrześcijańśtwem w ogóle.
Cytat:Gdzie Cię Jezus zaprasza do braterstwa?
No podobno czytałeś Ewangelię. J 15, 15
Cytat:Traktuje Cię jak równego sobie? Czy Jezus wysłucha Twoich argumentów, przemyśli je, czasem zmieni zdanie?
No kurde! Jeśli masz kumpla lekarza i prosisz tego kumpla, żeby Ci poradził, to oczekujesz, że „wysłucha Twoich argumentów i zmieni zdanie”? Czy raczej zdajesz się na jego ekspertyzę?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
#96
freeman napisał(a): No to mam pytanie sprawdzające. Czy kiedykolwiek miałeś wewnętrzne przekonanie o tym, że jesteś Bożym dzieckiem?
Jako pacholę miałem poczucie, że moje najskrytsze myśli i czyny są obserwowane przez jakąś superistotę, co skutkuje sumieniem.
Ale z czasem superistota zniknęła ale sumienie zostało - to bardzo przydatny wynalazek kultury Zachodu - na Wschodzie mają w to miejsce wstawiony Wstyd.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości