To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Jak uwierzyć w Boga? (kilka sposobów)
#1
Jako, że w obecnym czasie doświadczamy wiele niepokoju i lęku, postanowiłem założyć ten wątek z myślą o osobach poszukujących, odwiedzających to forum.

Chciałbym przedstawić tutaj dwie rzeczy.

1. Film yotubera Tomasza Samołyka 



2. Bardzo dobry tekst jezuity O. Dariusza Piórkowskiego, w którym porusza kwestię "czy pandemia koronawirusa to kara Boża" oraz wyjaśnia jak wygląda sprawa Bożego miłosierdzia względem Jego sprawiedliwości.

Lech Dokowicz w najnowszej odezwie na swoim profilu nadal podtrzymuje przekonanie (z dużą dozą pewności), że nadszedł już koniec czasu, czyli okres gniewu Bożego vel Bożej sprawiedliwości. Przemawiać za tym mają znaki czasu, które mogą rozpoznać „prawdziwi wierzący”. Głównym znakiem miało by być „wielkie odstępstwo”: aborcja, profanacje, czarne marsze itd. (jakby w poprzednich wiekach ludzie żyli w blasku świętości i nieskazitelności). Ostatnio znakiem tym ma być pozbawienie wiernych udziału w Eucharystii. Jest to znak „wstrząsający” dla „prawdziwie wierzących”. Z czego wnoszę, że istnieją „nieprawdziwie wierzący”, których ten brak w ogóle nie obchodzi.
A więc, zdaniem pana Dokowicza, nadszedł czas Sprawiedliwości, czego wyrazem jest szalejąca zaraza.
Dokowicz miesza czasy ostateczne, jakby były jakimś specyficznym okresem w życiu Kościoła, z dniem przyjścia Pana Jezusa. Nie wiadomo, czy ma na myśli obecny czas, który interpretuje jako czas kary, czy ostateczne przyjście Pana Jezusa. Z jednej strony pisze, że gdy nadejdzie czas sprawiedliwości, to już nie będzie można uzyskać miłosierdzia, bo będzie za późno. Z drugiej wspomina o otrzymaniu Miłosierdzia w czasie Sprawiedliwości. I sam się wikła w sprzeczność.

Pisze o karze i sprawiedliwości Bożej, podpierając się przy tym cytatami z „Dzienniczka” św. Faustyny Kowalskiej. Zadałem sobie trud i zbadałem, w jakim kontekście się pojawiają. Tam Jezus z całą mocą ogłasza, że obecnie trwa czas miłosierdzia. Jak refren powtarzają się wezwania do św. Faustyny: „Mów światu o Moim miłosierdziu”. Z tekstu pana Dokowicza można wysnuć wniosek, że miłosierdzie Boga właściwie jest chwilową przykrywką przed nieubłaganym gniewem i karzącą ręką Boga.
Jezus nie powinien był mówić: "Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo Boże", lecz "Nawracajcie się, bo pójdziecie do piekła". Problem nie w tym, czy się nawracać lub nie, ale co ma nas motywować do nawrócenia.
To wielki paradoks ostatnich lat, że Papież Franciszek ogłasza Rok Miłosierdzia, podkreśla czułość Boga, wzywa do łagodności i cierpliwości wobec grzeszników, a w naszym kraju jak grzyby po deszczu wyrastają piewcy innego Boga – surowego i rygorystycznego, który miałby być gwarantem "prawdziwego miłosierdzia", ponieważ zdaniem Dokowicza istnieje też "fałszywe".

To prawda, że w przypowieściach Jezus zapowiada dzień sądu, dzień zatrzaśniętych drzwi, dzień, kiedy okaże się, że zaprzepaściliśmy życie i jedyną szansę. Jednak równocześnie wyraźnie mówi, że chodzi o Jego Przyjście na końcu czasów, ewentualnie dla wielu z nas w dniu śmierci. W przypowieści o chwaście przedstawia obraz żniw w „owym dniu”. Podobnie z przypowieścią o pannach mądrych i głupich. Dopóki jednak nie nadejdzie dzień ostatni, trwa czas łaski, zbawienia i miłosierdzia. Czas miłosierdzia skończy się tutaj w dniu naszej śmierci lub w dniu paruzji. Nie wcześniej.
Chciałbym się również dowiedzieć od pana Dokowicza, jak w świetle swojej refleksji zinterpretuje słowa Jezusa o miłości nieprzyjaciół, o tym, że Bóg Ojciec wcale nie zsyła na złych i niesprawiedliwych strzał zarazy, lecz życiodajny deszcz i nie pogrąża człowieka w lęku ciemności, lecz sprawia, że słońce świeci dla każdego. Jeśli Bóg miałby zsyłać na ludzkość kary w taki sposób jak przedstawia to Lech Dokowicz, to jak wkomponuje w to obraz Boga, który sam kocha nieprzyjaciół, przebacza, pozwala odejść swojemu synowi z domu i wita go z czułością?
Skąd ten nacisk na prawną sprawiedliwość w Bogu? Mam wrażenie, że wielu wierzących projektuje sprawiedliwość rzymską, jurydyczną na samego Boga. Według niej każdemu należy oddać to, co się jemu należy. Ale jest to sprawiedliwość w ramach świata, który jest niedoskonały. Gdyby Bóg nią się kierował, już dawno by nas nie było.
Poza tym, takie ukazywanie sprawiedliwości Boga jest wyrazem ludzkiej bezsilności człowieka wierzącego. Odżywają stare jak świat pokusy, charakterystyczne zwłaszcza dla Kościoła zachodniego. Chodzi o rygoryzm, surowość, pelagianizm i jansenizm. Wszystkie mają związek z moralnością i naszym udziałem w zbawieniu, a także z wypaczoną teorią zasługi. Przeakcentowują naszą rolę w zbawieniu i poczucie niegodności. Uzależniają zbawienie głównie od naszych wysiłków. Przed Bogiem trzeba się zetrzeć na proch, aby cokolwiek od Niego uzyskać.

Te pokusy dotyczą zwłaszcza ludzi gorliwych i pobożnych, którzy szczerze szukają Boga, mają dużą wrażliwość duchową, brzydzą się złem, ale w którymś momencie popadają w skrajność. Nie mogą znieść widoku zła i stwarzają sobie Boga, który w końcu powinien jakoś zareagować, najlepiej wycinając w pień bezbożnych. Mają problem z miłosierdziem, podświadomie sądzą, że łaska jest nagrodą za dobre postępowanie. Zakładam, że pan Dokowicz odnosi słowa o karaniu najpierw do siebie. Rozumiem, że taka motywacja pomaga Mu w zbliżaniu się do kochającego Boga. Mnie nie. Jezus w przypowieści o chwaście mówi, że powodem naszego oburzenia i podkreślania Bożej sprawiedliwości na ludzką modłę jest nasza niecierpliwość. Tak dalece nie znosimy zła w innych i na świecie, że chcielibyśmy zrobić z nim szybko porządek. Sądzimy, że Bóg jest taki sam. Ale Jezus zabrania gwałtownego oczyszczania świata i nakazuje cierpliwość.
Ponadto, przeciwstawianie boskiej sprawiedliwości Jego miłosierdziu przypomina starożytną pokusę marcjonizmu. Marcjon nie mógł pojąć i pogodzić w sobie zapisów o zniszczeniu Sodomy i Gomory przez Boga, o karach, które zsyłał na własny naród z Bogiem, którego objawił Jezus w Ewangeliach, zwłaszcza u św. Łukasza. Nie widząc ewolucji objawienia, doszedł do wniosku, że aby przezwyciężyć tę wewnętrzną sprzeczność w Biblii, należy po prostu uznać istnienie dwóch Bogów. Jeden okrutny i sprawiedliwy w Starym Przymierzu, a drugi miłosierny w Nowym Przymierzu. Skutkiem tego odrzucił cały Stary Testament i niektóre księgi Nowego Testamentu. Nie wpadł na to, że ostatecznym objawieniem tego samego Boga jest życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
Mam wrażenie, że panu Dokowiczowi bardzo trudno jest pogodzić się ze słabym Bogiem, który utraciłby swój autorytet i posłuch, gdyby nie zrzucał na ludzi kar i nie zmuszał ich do dobrego postępowania groźbami. Wygląda na to, że w tej opcji Bogu nie tyle zależy na miłosnej relacji z człowiekiem, ale na samym jego dobrym postępowaniu, jakby tu najpierw chodziło o Boga, któremu nasze postępowanie miało zagrozić w istnieniu. A przecież grzech niszczy najpierw człowieka.

Miłosierdzie miałoby być znakiem słabości i bezsilności Boga. Tak twierdził chociażby Marcin Luter.
Tymczasem św. Tomasz z Akwinu pisze, że Bóg najbardziej okazuje swoją wszechmoc w łasce przebaczenia. Czy nam się wszechmoc nie kojarzy raczej z karaniem, strachem, podporządkowaniem? To, co z naszej perspektywy jest słabością, w Bogu jest mocą. I rzeczywiście, człowiek może zlekceważyć takiego Boga, który nie stoi nad nim z toporem. I ta dramatyczna decyzja może skazać grzesznika na wieczne oddalenie od Boga. Czy jednak Bogu miałoby zależeć na tym, aby zastraszony niewolnik czynił Jego wolę i wtedy dopiero będzie zadowolony? Czy celem życia chrześcijańskiego na ziemi jest bezwzględne zachowanie prawa, nieważne czym motywowane, a nie wewnętrzna przemiana, która uzdalnia człowiek do wolnej i pełnej miłości odpowiedzi?
Odnoszę wrażenie, że podczas gdy Papież Franciszek pisze, że „jeśli Bóg zatrzymałby się na sprawiedliwości, przestałby być Bogiem i stałby się jak wszyscy ludzie”, u nas wiele osób, w tym, jak sądzę, pan Dokowicz, uważa, że Bóg przestałby być Bogiem, gdyby nie zsyłał kar i nie pogroził ludziom palcem. Kto by Go słuchał?

Przyznam, że wolę słuchać świętych Kościoła i ostatnich Papieży aniżeli przestróg Pana Dokowicza. Każdy z nas musi jednak wybrać, co jest bliższe jego sercu.
Odwołam się tutaj do autorytetu św. Teresy z Lisieux, doktora Kościoła, która swoim życiem i pismami, przekroczyła mroczne ramy rygoryzmu i jansenistycznego lęku przed Bogiem. Bez ustanku w swoich „Dziejach duszy” pisze o „Dobrym Bogu”, o „Łagodnym Zbawicielu”. Wspomina także o wielu duszach, które Boga kochają nie z miłości, lecz z lęku.
Natomiast gdy dochodzi do tematu Bożej sprawiedliwości, pisze tak:
„Ja zostałam obdarowana nieskończonym Miłosierdziem i właśnie przez Miłosierdzie kontempluję i wielbię inne Boże doskonałości! Wszystkie wtedy jawią mi się jako promieniujące miłością, nawet Sprawiedliwość (być może jeszcze bardziej niż jakakolwiek inna) wydaje mi się obleczona w miłość… Jak cudowna jest myśl, że Dobry Bóg jest Sprawiedliwy, czyli ma wzgląd na nasze słabości, świetnie zna kruchość naszej natury. Czegóż zatem miałabym się lękać? Czyż Bóg nieskończenie Sprawiedliwy, który z ogromną dobrocią raczył przebaczyć wszystkie winy dziecka marnotrawnego, nie będzie Sprawiedliwy także dla mnie”.
Ewidentnie dla św. Teresy sprawiedliwość Boga jest Jego miłosierdziem. Święta nie przeciwstawia tych dwóch przymiotów. Widzi je jako jedność. „Nieskończenie sprawiedliwy Bóg” to Bóg miłosierny i przebaczający.
W jednym z listów do misjonarza o. Roullanda datowanym na 9 maja 1897 roku, Teresa odpowiada na obawę adresata, który nie był pewny, czy będzie godny pójść do nieba. Była to typowa reakcja człowieka doby XIX wieku, w którym jansenistyczne tendencje znowu były u szczytu:
„Wiem, że trzeba być bardzo czystym, by stanąć przed Bogiem wszelkiej świętości, ale wiem również, że nasz Pan jest nieskończenie sprawiedliwy; właśnie sprawiedliwość, która przeraża tyle dusz, jest dla mnie źródłem radości i ufności” (…) Spodziewam się tyleż od sprawiedliwości Bożej, ile od Jego miłosierdzia; właśnie dlatego, że jest sprawiedliwy, równocześnie „łagodnym i miłosiernym jest Panem, nieskory do gniewu i bogaty w łaskę”.
Tutaj również „nieskończona sprawiedliwość” Boga nie polega na karaniu, ale przebaczaniu. W przeciwieństwie do Lecha Dokowicza, który sprawiedliwość ukazuje jako narzędzie gniewu, Teresa podskakuje z radości, gdy słyszy o sprawiedliwym Bogu.

W tym samym duchu pisze również Papież Franciszek w bulli na rozpoczęcie Roku Miłosierdzia. Stwierdza, że sprawiedliwość i miłosierdzie w Bogu „to nie są dwa aspekty sobie przeciwne, ale dwa wymiary tej samej rzeczywistości, która rozwija się stopniowo aż do osiągnięcia swego szczytu w pełni miłości”.
Św. Jan XXIII na początku ostatniego Soboru powiedział, że „dziś Oblubienica Chrystusa woli posługiwać się raczej lekarstwem miłosierdzia, aniżeli surowością”
Niestety, w naszym kraju ta nowina jeszcze nie w pełni dotarło. Raczej znowu budzą się demony jansenizmu i surowego chrześcijaństwa, które miałoby uratować naszą cywilizację. Stoimy więc przed kolejnym wyborem: nawrót do starych chorób albo przyjęcie drogi św. Teresy z Lisieux i współczesnych Papieży. Ja wybieram tę drugą opcję.
"Czy nie jest tak, że nawracają się ci, którzy o coś walczą, a nie nawracają się ci, którzy nigdzie nie idą, ludzie letni, którym na niczym nie zależy z wyjątkiem zabezpieczenia własnego komfortu?"

 Franciszek Kucharczak


Zapraszam na Kanał Metafizyczny !

https://www.youtube.com/channel/UC9BIv2J...5rgvmY8fuw
#2
Jakie znaczenie ma to co kilku oszolomow nagrywa sobie na Youtube?
#3
Petrus90 napisał(a): Przyznam, że wolę słuchać świętych Kościoła i ostatnich Papieży aniżeli przestróg Pana Dokowicza. Każdy z nas musi jednak wybrać, co jest bliższe jego sercu.

Na szczęście wybór nie jest ograniczony do wyżej wymienionych mędrców i można z czystym sumieniem i lekkością na sercu pogodzić się z tym, że Boga nie ma lub, jeśli istnieje, że rzucił to wszystko i wyjechał do Sosnowca. Wtedy to nagle całe cierpienie i niesprawiedliwość świata stają się zrozumiałe i nie trzeba akrobacji retorycznych, by godzić dobroć i miłość Boga z kurestwem jego dzieła.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
#4
Ale z czego by ci Jezuici wtedy żyli?

PS. W sumie to świetna fucha. Dlaczego nie poszedłem na teologię?
Pieprzyłbym ze świetojebliwym uśmieszkiem rodzicom, którzy stracili dziciaka o "bezgranicznej miłości Boga" i innych bzdetach.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
#5
Teologiczna kanapka zawsze spada masłem w górę, haha, zabawne porównanie i bardzo trafne
Dlatego dobrym sposobem jest pokazywanie teologom, że ich wywody równie dobrze można odnieść do makaronowego potwora.
Edit:
Ojej nie tu miałem wysłać, tylko tam gdzie Sofeicz napisał o tej kanapce.
Ale tu też pasuje.
#6
Opowieści z mchu i paproci, a.k.a. biały szum.
Była kiedyś taka zabawna grafika, można było stworzyć tekst piosenki discopolowej. Wybierało się zdanie z każdej kolumny i coś tam wychodziło. Teologiczne dysputy pewnie też można tak przedstawić. Ściąga taka.

Lampart napisał(a): Ale tu też pasuje.
Jak najbardziej Oczko
Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.
Terry Pratchett
#7
Petrus90 napisał(a): Przyznam, że wolę słuchać świętych Kościoła i ostatnich Papieży aniżeli przestróg Pana Dokowicza. Każdy z nas musi jednak wybrać, co jest bliższe jego sercu.

Też bym wolał na twoim miejscu. Ale co będzie, gdy papieżem zostanie Dokowicz? No, może nie on osobiście, ale np. kardynał Robert Sarah, który w prasie nazionalkatolickiej jest cytowany wielokrotnie częściej niż ten lewak Francesco. A każdy ma swoich świętych i swoje cytaty z jednego i niepodzielnego Magisterium.

Janusowe oblicze Kościoła jest bardzo wygodne, bo przy każdej władzy można powiedzieć "przecież My od zawsze głosimy dokładnie to samo co wy, władzuchno kochana, buzi, buzi".
#8
kilwater napisał(a): Opowieści z mchu i paproci, a.k.a. biały szum.
Była kiedyś taka zabawna grafika, można było stworzyć tekst piosenki discopolowej. Wybierało się zdanie z każdej kolumny i coś tam wychodziło. Teologiczne dysputy pewnie też można tak przedstawić. Ściąga taka.
Podobne do starego, PRLowskiego generatora przemówień Uśmiech

[Obrazek: 8d66a3_53afe0b68ee7422aa77069192c640004%7Emv2.jpg]
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
#9
Sofeicz napisał(a):
kilwater napisał(a): Opowieści z mchu i paproci, a.k.a. biały szum.
Była kiedyś taka zabawna grafika, można było stworzyć tekst piosenki discopolowej. Wybierało się zdanie z każdej kolumny i coś tam wychodziło. Teologiczne dysputy pewnie też można tak przedstawić. Ściąga taka.
Podobne do starego, PRLowskiego generatora przemówień Uśmiech
O to-to! Duży uśmiech Język
Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.
Terry Pratchett
#10
O ile wizja surowego (bo o sprawiedliwości ciężko mówić), czy wręcz okrutnego Boga jest niewesoła, ale przynajmniej spójna i sensowna, o tyle mówienie, jaki to on jest niesamowicie miłosierny to absurd. O ile jestem w stanie uwierzyć, że koronawirus czy inne, gorsze plagi to przejaw niezadowolenia Boga, o tyle twierdzenie, że to kochający Ojciec tak nas doświadcza z miłości to.... Schizofrenia? Masochizm? Syndrom Stockholmski?
#11
Proszę:

źródło: https://www.pch24.pl/ks--prof--jerzy-szy...GT5Szvxi_Y

Apokalipsa mówi ostatecznie o tym, że ludzka historia, mimo wszelkich okropności, nie zatonie w nocy samozagłady; Bóg nie pozwoli jej wyrwać ze swoich rąk. Boże sądy, wielkie cierpienia, w które ludzkość się zanurza, nie są zagładą, lecz służą ratowaniu ludzkości - pisał kard. Joseph Ratzinger, cytowany w kontekście epidemii koronawirusa przez ks. prof. Jerzego Szymika.
 
Czy pandemia koronowirusa jest karą Boską za ludzkie grzechy? Na to pytanie słowami kard. Josepha Ratzingera/Benedykta XVI odpowiada ks. prof. Jerzy Szymik. Jeden z najlepszych znawców myśli papieża Ratzingera, autor trylogii “Theologia benedicta” w tekście dla KAI pt. “Epidemia. Ludzka furia i Boska ręka” odwołuje się do refleksji jakimi ówczesny prefekt watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary podzielił się z księżmi Ruchu Communione e liberazione podczas rekolekcji w 1986 roku w Collevalenza, we Włoszech.
 
Publikujemy tekst ks. prof. Jerzego Szymika:
 
Kara Boska?
 
Czy pandemia koronowirusa jest karą Boską za ludzkie grzechy? Ponoć teza taka pojawiała się w tych dniach w homiliach i opiniach, zresztą w kilku różnych wersjach. Na to z kolei ruszyli tezy tej oponenci, przekonując, że stoi za nią nieewangeliczny obraz Boga, że prawda wiary iż Bóg „za złe karze” jest co najmniej przesadzona, że żyjemy w epoce Miłosierdzia Bożego, którego nie można „równoważyć” Sprawiedliwością Bożą itp. itd. W toczącej się na ten temat debacie widać (słychać) wyraźną przewagę emocji, zacietrzewienia i tzw. opcji (światopoglądowych, jeśli nie politycznych) nad biblijno-teologiczną głębią zagadnienia. Przynajmniej w tych kilkunastu głosach, do których miałem dostęp.
 
Dlatego warto do niej wprowadzić refleksję J. Ratzingera/Benedykta XVI. Pochodzi ona z rekolekcji, których Kardynał udzielał księżom ruchu Communione e liberazione w 1986 roku w Collevalenza, we Włoszech. Ratzinger mówi/pisze tu – w cytowanym niżej fragmencie tamtych rekolekcji – prawie dokładnie na interesujący nas temat. I to jak mówi/pisze… Posłuchajmy:
 
„Roztoczona w Apokalipsie św. Jana wizja historii przedstawia największe możliwe przeciwieństwo wiary w ciągły postęp, jakie tylko można sobie wyobrazić. O ile bieg historii zależy od ludzkich decyzji, jawi się on w tej wizji jako ciągły powrót epizodu budowy wieży Babel. Ludzie próbują wciąż na nowo, za pomocą swoich możliwości technicznych, konstruować most do nieba, czyli o własnych siłach uczynić się Bogiem. Próbują dać człowiekowi ową całkowitą wolność, owo nieograniczone zdrowie, nieograniczoną władzę, jawiącą mu się jako istota boskości, którą chciałoby się sprowadzić z nieosiągalnej wysokości Całkiem-Innego do własnej egzystencji, ‘przyprowadzić z powrotem’. Te próby, które zawierają ludzkie działanie w historii we wszystkich okresach, opierają się jednak na nieprawdzie, na ‘nakładaniu prawdzie pęt’ („nakładanie prawdzie pęt” dokonuje się „przez nieprawość”, wyjaśnia św. Paweł, Rz 1,18): człowiek nie jest Bogiem, lecz jest skończoną i ograniczoną istotą i nie może przez żadną władzę, jakakolwiek by ona nie była, sam siebie uczynić tym, czym nie jest. Dlatego wszystkie te próby muszą, niezależnie od tego, z jakim rozmachem mogą się zaczynać, kończyć się upadkiem: ich podstawa nie daje oparcia.
 
Apokalipsa zna jednak obok tego jednego czynnika historii – a są nim owe syzyfowe starania sprowadzenia nieba na ziemię – drugą siłę w historii: rękę Boga. Pierwszoplanowo jawi się ona jako karząca, ale Bóg nie stwarza cierpienia i nie chce nędzy swojego stworzenia. Nie jest Bogiem zawistnym. W rzeczywistości ręka ta jest siłą przeciwko mocy budowanego na nieprawdzie, samowyniszczającego działania, która jednakże daje historii nadzieję: ręka Boga przeszkadza człowiekowi w ostatecznej realizacji samozagłady. Bóg nie pozwala na zniszczenie swojego stworzenia. To jest sens Jego działania przy budowie wieży Babel (pomieszanie języków i rozproszenie ludzi) i we wszystkich przytoczonych w Apokalipsie ingerencjach. To, co się tu przedstawia jako boską karę, nie jest sztucznie nałożonym z zewnątrz biczem, lecz urzeczywistnieniem wewnętrznej prawidłowości ludzkiego działania, które przeciwstawia się prawdzie, a tym samym skłania się ku nicości, ku śmierci. ‘Ręka Boga’, która objawia się w wewnętrznym sprzeciwie istnienia wobec swojej własnej zagłady, uniemożliwia podążanie ku nicości, zanosi z powrotem zabłąkaną owcę na pastwisko istnienia, na pastwisko miłości. Nawet wtedy, gdy to bycie wyjętym z wyszukanego przez siebie krzewu cierniowego i bycie zaniesionym z powrotem sprawia ból, jest jednak aktem naszego zbawienia, wydarzeniem, które daje nam nadzieję. I któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?
 
W Apokalipsie widać zazębienie między pozornym ‘pesymizmem’ a radykalną nadzieją. I dotyczy to rozległej wizji całości dziejów. Apokalipsa jest bardzo daleka od obietnicy ciągłego postępu; nic też nie wie o jakiejkolwiek możliwości urządzenia samym własnym ludzkim działaniem raz na zawsze szczęśliwej i definitywnej formy społeczeństwa. Mimo to, albo właśnie z powodu tej odmowy wobec irracjonalnych oczekiwań, jest ona księgą nadziei.
 
Apokalipsa mówi ostatecznie o tym, że ludzka historia, mimo wszelkich okropności, nie zatonie w nocy samozagłady; Bóg nie pozwoli jej wyrwać ze swoich rąk. Boże sądy, wielkie cierpienia, w które ludzkość się zanurza, nie są zagładą, lecz służą ratowaniu ludzkości. Również w czasie ‘po Auschwitz’, po tragicznych katastrofach historii, Bóg pozostaje Bogiem; pozostaje ze swoją niezniszczalną dobrocią dobry, pozostaje Zbawicielem, w którego rękach niszczące i straszliwe dzieło człowieka zostaje przemienione przez Jego miłość. Człowiek nie jest jedynym aktorem historii i dlatego śmierć nie ma w niej ostatniego słowa. Fakt, że jest tu jeszcze Inny działający, pozostaje jedyną, mocną i pewną kotwicą nadziei, która jest mocniejsza i bardziej realna niż wszelkie okropności świata”.
 
Tyle Ratzinger. Moje są tu tylko: tytuł, wytłuszczenia, skróty w tekście, wyjaśnienia w nawiasach, kilka zmian w tłumaczeniu. Całość dostępna w: J. Ratzinger, Wprowadzenie do chrześcijaństwa. Wyznanie – Chrzest – Naśladowanie, Opera omnia t. IV, red. K. Góźdź, M. Górecka, tłum. R. Biel, M. Górecka, Wydawnictwo KUL, Lublin 2017, s. 390-391.
 
Oto prawdziwa teologiczna głębia i maestria. Oto prawdziwa teologia nadziei na każdy czas, także na czas globalnej pandemii. Bo „któż mógłby również dzisiaj nie dostrzec ręki Boga, która chwyta człowieka za najbardziej zewnętrzny rąbek jego furii zniszczenia i jego perwersji i uniemożliwia mu pójście dalej?
 
Ks. prof. Jerzy Szymik jest kapłanem archidiecezji katowickiej, teologiem i poetą. Profesor nauk teologicznych, wykłada teologię dogmatyczną.
 
Źródło: KAI

Read more: http://www.pch24.pl/ks--prof--jerzy-szymik--czy-epidemia-to-kara-boza--posluchajmy-kard--josepha-ratzingera,74843,i.html?fbclid=IwAR3hL5UJewUg-wWiXF9-AN1VZzPMlq4RrReBd0ssWohV4R9yfGT5Szvxi_Y#ixzz6HczvZmj4
"Czy nie jest tak, że nawracają się ci, którzy o coś walczą, a nie nawracają się ci, którzy nigdzie nie idą, ludzie letni, którym na niczym nie zależy z wyjątkiem zabezpieczenia własnego komfortu?"

 Franciszek Kucharczak


Zapraszam na Kanał Metafizyczny !

https://www.youtube.com/channel/UC9BIv2J...5rgvmY8fuw
#12
Cytat:Apokalipsa mówi ostatecznie o tym, że ludzka historia, mimo wszelkich okropności, nie zatonie w nocy samozagłady; Bóg nie pozwoli jej wyrwać ze swoich rąk. Boże sądy, wielkie cierpienia, w które ludzkość się zanurza, nie są zagładą, lecz służą ratowaniu ludzkości - pisał kard. Joseph Ratzinger, cytowany w kontekście epidemii koronawirusa przez ks. prof. Jerzego Szymika.
To jest typowe chrześcijańskie "rozwiązywanie problemu, który sam wymyśliliśmy". A kto mówi, że bez Apokalipsy ludzkość zatonie w nocy samozagłady? A może dzięki swojej inteligencji i determinacji osiągnie nowe poziomy rozwoju, dobrobytu i wiedzy, zapanuje nad gwiazdami, spełni swoje marzenia, stworzy coś niesamowitego? Apokalipsa takiej szansy nie daje, wręcz przeciwnie, zakłada, że ludzka historia nieuchronnie zmierza ku tragicznemu końcowi, kiedy wszystkie ludzkie osiągnięcia cywilizacyjne zostaną zmiecione niczym śmieci, większość ludzkości zostanie brutalnie i malowniczo zmasakrowana przez miłującego Boga, a następnie wrzucona na wieki w otchłań cierpienia, a reszta ludzi zostanie poddana praniu mózgu i zamieniona w niewolników w nieskończoność wielbiących Potępiciela i Sprawcę Plag.

Cytat:To jest sens Jego działania przy budowie wieży Babel (pomieszanie języków i rozproszenie ludzi) i we wszystkich przytoczonych w Apokalipsie ingerencjach.
Nijak nie, to jest interpretacja z sufitu wzięta. W opowieści o wieży Babel sens działania Boga jest jasno podany. «Są oni jednym ludem i wszyscy mają jedną mowę, i to jest przyczyną, że zaczęli budować. A zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Zejdźmy więc i pomieszajmy tam ich język, aby jeden nie rozumiał drugiego!» Bóg nie interweniuje dlatego, że ludzkość budując wieżę Babel zmierza ku samozagładzie, wręcz przeciwnie, Bogu nie podoba się to, że wieża zbyt wzmocni ludzkość. Biblijny Bóg nienawidzi rozwoju, siły i mądrości bo im więcej ich, tym mniej płaszczenia się przed nim.

Cytat:Roztoczona w Apokalipsie św. Jana wizja historii przedstawia największe możliwe przeciwieństwo wiary w ciągły postęp, jakie tylko można sobie wyobrazić.
A z tym akurat się zgodzę. Tyle, że Ratzinger pisze, jakby to była dobra rzecz.

Cytat:Próbują dać człowiekowi ową całkowitą wolność, owo nieograniczone zdrowie, nieograniczoną władzę
Ciężko sobie wyobrazić szlachetniejsze, godniejsze dążenia dla ludzkości.

Ogólnie przesłanie tekstu absurdalne i straszne. Bóg zsyła na ludzkość klęski, sprowadza na nią śmierć i zagładę, żeby powstrzymać rzekome ludzkie dążenie ku śmierci i zagładzie. W tym układzie działanie Boga jest źródłem zła, a przedstawia się je jako remedium.
#13
Cytat:Tobie jako ateiście trudno to zrozumieć, jednakże chodzi tu o pokusę pychy i związany z nim bunt przeciwko Bogu, który jest dla człowieka źródłem szczęścia.
Źródłem szczęścia dla wolnego człowieka powinna być radość z realizacji marzeń i ambicji, ze zdobytej siły i mądrości. Czyli właśnie ta cała "pycha", przed którą tak trzęsą portkami niewolnicy Zazdrosnego.
#14
Petrus90 napisał(a): Proszę:
Nie obraź się, ale zaczyna to przypominać mi twórczość kolegi Słyszę.
Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.
Terry Pratchett
#15
Adeptus napisał(a):
Cytat:Tobie jako ateiście trudno to zrozumieć, jednakże chodzi tu o pokusę pychy i związany z nim bunt przeciwko Bogu, który jest dla człowieka źródłem szczęścia.
Źródłem szczęścia dla wolnego człowieka powinna być radość z realizacji marzeń i ambicji, ze zdobytej siły i mądrości. Czyli właśnie ta cała "pycha", przed którą tak trzęsą portkami niewolnicy Zazdrosnego.

Jest w Tobie ten jad, który wszyscy dziedziczymy po pierwszych rodzicach, a który został wstrzyknięty przez szatana: "Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»."

Nieufność wobec Boga; przekonanie, że jest zły i nam zagraża.

Jeśli chcesz się uwolnić od tego jadu i poznać prawdę to obejrzyj uważnie film Tomasza Samołyka, który podlinkowałem i wyrusz w drogę. Jeśli chcesz Uśmiech
"Czy nie jest tak, że nawracają się ci, którzy o coś walczą, a nie nawracają się ci, którzy nigdzie nie idą, ludzie letni, którym na niczym nie zależy z wyjątkiem zabezpieczenia własnego komfortu?"

 Franciszek Kucharczak


Zapraszam na Kanał Metafizyczny !

https://www.youtube.com/channel/UC9BIv2J...5rgvmY8fuw
#16
Bardzo dużo takich chrześcijańskich vlogerow ostatnio widuję.
A wiecie że ten franciszkanin na filmie powiedział że msza w pierwszym lepszym kościele jest dla ludzi mało inteligentnych? XD
#17
Cytat:Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło
No i co? Nieprawdę im wąż powiedział? Prawdę. Czy Bóg chciał, by ludzie nie poznali dobra i zła? Chciał. Czy następnie wygnał ich z raju, żeby nie uzyskali nieśmiertelności i nie byli za mocni? Wygnał. Przynajmniej według opowieści, które jak rozumiem, uznajesz za prawdziwe.



Cytat:Jest w Tobie ten jad, który wszyscy dziedziczymy po pierwszych rodzicach, a który został wstrzyknięty przez szatana
We mnie ten jad wstrzyknęła lektura Biblii, wypowiedzi teologów i katechizmu. Przez większość swojego życia byłem gorliwym katolem. Ale uświadomiłem sobie, że jeśli ten Bóg jest właśnie takim, jakim go opisują ww. źródła - a nie jakiś wąż - to lepiej trzymać się od niego z daleka. Abstrahując, że ich lektura uświadomiła mi, że sama ta koncepcja jest bezsensowna, Biblia jest pełna sprzeczności i prawdopodobnie Jahwe Sprawca Plag po prostu nie istnieje. Całe szczęście.


Poza tym, to tak łatwo powiedzieć - nie lubisz Boga, bo Cię Szatan zwiódł. To jest to katolickie założenie, że człowiek jest bezwolną, bezmyślną marionetką sił duchowych i może jedynie wybrać, której strony jest niewolnikiem. To na starcie zwalnia z konieczności odniesienia się do argumentów drugiej strony.


Cytat:i wyrusz w drogę

Ale ja już wyruszyłem. Zaprowadziła mnie właśnie tu, gdzie teraz jestem.
#18
Obejrzałem film. Autor wyciągnął księgi. Biblia, katechizm i coś jeszcze, grube księgi. Poznaniem Boga określił przeczytanie tych ksiąg. I trzeba też zawiesić racjonalizm w poznawaniu Boga ponieważ jest on ponad naszym rozumem.
A na końcu powiedział to czego Bóg chce od ludzi - tylko jednej rzeczy - ich wolności.
Tak więc należy otworzyć się przed Bogiem powiedzieć ufam ci i zawierzyć mu swoje życie, tak jak zrobił to Pius.
Paść na kolana i oddać całego siebie i swoje życie Bogu ufając, że Bóg uporządkuje te życie lepiej niż samemu by się to mogło by zrobić.

Wyobrażam sobie, że takie oddanie się Bogu daje ulgę. Zwłaszcza jak ktoś niesie ciężar i sobie w życiu nie radzi, czuje się pogubiony i samotny.

Adeptus pisał coś wczoraj, że chrześcijanin względem swojego Boga jest jak niewolnik.
Ten film jest potwierdzeniem jego słów? ¯\_(ツ)_/¯
#19
Lampart napisał(a): Obejrzałem film. Autor wyciągnął księgi. Biblia, katechizm i coś jeszcze, grube księgi. Poznaniem Boga określił przeczytanie tych ksiąg. I trzeba też zawiesić racjonalizm w poznawaniu Boga ponieważ jest on ponad naszym rozumem.
A na końcu powiedział to czego Bóg chce od ludzi - tylko jednej rzeczy - ich wolności.
Tak więc należy otworzyć się przed Bogiem powiedzieć ufam ci i zawierzyć mu swoje życie, tak jak zrobił to Pius.
Paść na kolana i oddać całego siebie i swoje życie Bogu ufając, że Bóg uporządkuje te życie lepiej niż samemu by się to mogło by zrobić.

Wyobrażam sobie, że takie oddanie się Bogu daje ulgę. Zwłaszcza jak ktoś niesie ciężar i sobie w życiu nie radzi, czuje się pogubiony i samotny.

Adeptus pisał coś wczoraj, że chrześcijanin względem swojego Boga jest jak niewolnik.
Ten film jest potwierdzeniem jego słów? ¯\_(ツ)_/¯

A mógłbyś wytłumaczyć jak rozumiesz istotę tej niewoli? Co konkretnie zniewala człowieka wg. Ciebie?
"Czy nie jest tak, że nawracają się ci, którzy o coś walczą, a nie nawracają się ci, którzy nigdzie nie idą, ludzie letni, którym na niczym nie zależy z wyjątkiem zabezpieczenia własnego komfortu?"

 Franciszek Kucharczak


Zapraszam na Kanał Metafizyczny !

https://www.youtube.com/channel/UC9BIv2J...5rgvmY8fuw
#20
Cytat:Jest w Tobie ten jad, który wszyscy dziedziczymy po pierwszych rodzicach, a który został wstrzyknięty przez szatana: "Wtedy rzekł wąż do niewiasty: «Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło»."

Nieufność wobec Boga; przekonanie, że jest zły i nam zagraża.

Jeśli chcesz się uwolnić od tego jadu i poznać prawdę to obejrzyj uważnie film Tomasza Samołyka, który podlinkowałem i wyrusz w drogę.  Jeśli chcesz Uśmiech
Jak to już przytomnie kolega Adeptus zauważył- wciąż powtarzasz ten sam schemat. Wmówić innym, że mają problem i radośnie obwieścić, że to właśnie Twoja religia jest nań najlepszym lekarstwem.
No to ja podziękuję.

PS: "Szatańskie wstrzykiwanie" pochwalę za pomysłowość. Zgrabne nawet.
Kiedy człowiek umiera, po pierwsze traci życie. A zaraz potem złudzenia.
Terry Pratchett


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości