Fajnie, zapomniałem wcisnąć przycisk "Odpowiedz" koło południa... definitywnie coś nie tak z głową dzisiaj.
Dochodzę do wniosku, że źle się wyraziłem. Ten przykład z piramidami był rzeczywiście chybiony.
Z mojej perspektywy, dyktatura potrafi szybciej zorganizować i, przy dostępności zasobów, zrealizować dane "ambitne" przedsięwzięcie. W przypadku demokracji, sam fakt, że na realizację musi zgodzić się pewna (tu: >1) liczba ludzi, może spowodować zastój w pewnych momentach. Poprawcie mnie, jeżeli się mylę, ale nie ma też żadnych zahamowań przed wykonaniem jakiegoś radykalnego działania (bez względu na to, czy konsekwencje są dobre czy złe), natomiast w demokracji z zasady chodzi o ustalanie kompromisów nawet kiedy ten kompromis leży "w połowie drogi między mądrością i głupotą" i uniemożliwia takie radykalne działanie (czy to dobrze, czy źle, to inna sprawa).
Dyktatura ma po prostu kilka korzyści nad demokracją, ale ceną za to jest najczęściej obniżenie poziomu życia obywateli, łamanie praw człowieka itp.
Dobra, a pierwszego satelitę na orbicie umieściła dyktatura. Podobnie zresztą było z pierwszym człowiekiem w kosmosie czy z pierwszym przelotem (nie znam fachowego terminu) obok planety innej niż Ziemia.
Wracając (jeśli mogę) do sprawy wyroku, protestów i w ogóle "świata w ogniu", społeczeństwo się polaryzuje. Czy opłaca się podtrzymać taką stopniową radykalizację i zobaczyć, co się stanie (!), czy może powinno się dojść do jakiegoś kompromisu? Problem jest tylko taki, że każda ze stron konfliktu postrzega kompromis jak opisany wyżej "stan pomiędzy rozsądkiem a szaleństwem".
PS. Co uważacie o wystrzeleniu jakiś ostatnich 2-3 stron do wątku o ustrojach politycznych ?
Dwa Litry Wody napisał(a): Ja się po prostu chcę dowiedzieć dlaczego zdaniem Query’ego ustrój demokratyczny ma nie sprzyjać realizacji ambitnych (w sensie technologicznym, czy finansowym) przedsięwzięć.
Dochodzę do wniosku, że źle się wyraziłem. Ten przykład z piramidami był rzeczywiście chybiony.
Z mojej perspektywy, dyktatura potrafi szybciej zorganizować i, przy dostępności zasobów, zrealizować dane "ambitne" przedsięwzięcie. W przypadku demokracji, sam fakt, że na realizację musi zgodzić się pewna (tu: >1) liczba ludzi, może spowodować zastój w pewnych momentach. Poprawcie mnie, jeżeli się mylę, ale nie ma też żadnych zahamowań przed wykonaniem jakiegoś radykalnego działania (bez względu na to, czy konsekwencje są dobre czy złe), natomiast w demokracji z zasady chodzi o ustalanie kompromisów nawet kiedy ten kompromis leży "w połowie drogi między mądrością i głupotą" i uniemożliwia takie radykalne działanie (czy to dobrze, czy źle, to inna sprawa).
Dyktatura ma po prostu kilka korzyści nad demokracją, ale ceną za to jest najczęściej obniżenie poziomu życia obywateli, łamanie praw człowieka itp.
Cytat:Przecież na Księżyc ludzi wysłało właśnie państwo demokratyczne (i to za publiczne pieniądze!), a nie żaden zamordystan.
Dobra, a pierwszego satelitę na orbicie umieściła dyktatura. Podobnie zresztą było z pierwszym człowiekiem w kosmosie czy z pierwszym przelotem (nie znam fachowego terminu) obok planety innej niż Ziemia.
Wracając (jeśli mogę) do sprawy wyroku, protestów i w ogóle "świata w ogniu", społeczeństwo się polaryzuje. Czy opłaca się podtrzymać taką stopniową radykalizację i zobaczyć, co się stanie (!), czy może powinno się dojść do jakiegoś kompromisu? Problem jest tylko taki, że każda ze stron konfliktu postrzega kompromis jak opisany wyżej "stan pomiędzy rozsądkiem a szaleństwem".
PS. Co uważacie o wystrzeleniu jakiś ostatnich 2-3 stron do wątku o ustrojach politycznych ?
"Carl nie chciał po prostu wierzyć: on chciał wiedzieć."
- Ann Druyan
- Ann Druyan