To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Zasada podwójnego skutku
#1
Zacznę od następującej tezy „etyczny sytuacjonizm jako taki jest niekontrowersyjny”.

Dlaczego tak twierdzę? Otóż praktycznie każdy normalny człowiek jest w stanie przyznać, że istnieją takie sytuacje, w których postępowanie normalnie naganne moralnie staje się moralnie zalecanym. Choćby przykład zniszczenia czyjegoś mienia dla ratowania życia ludzkiego. Kogoś, kto np. potępia człowieka za zniszczenie cudzego koca użytego do ratowania bliźniego, na ktorym zapaliło się ubranie lwia część społeczeństwa nazwałaby potworem.

Kontrowersyjny jest oczywiście zakres stosowania owego sytuacjonizmu. Jedna osoba może uważać, że zastrzelenie złodzieja jest godziwe, a druga, że jest niegodziwe. Zależy to od tego, co dana osoba uważa za moralnie wyższą wartość – święte prawo własności, czy też nienaruszalność życia ludzkiego w sytuacji winy.

No i teraz dochodzimy do etyki katolickiej. Pewien nurt etyki katolickiej bowiem sobie w jakimś punkcie wymyślił, że wszelki relatywizm moralny to zło. Jak zatem mają postąpić katolicy uczeni takiej doktryny? Są dwa wyjścia.

Jednym jest fiksacja na absolutyzmie moralnym prowadząca do potwornych wniosków. W istocie istnieli tacy etycy katoliccy, którzy głosili otwarcie, że np. ponieważ aborcja jest inherentnie zła, to nie można dokonać aborcji nawet wtedy, gdyby w przeciwnym wypadku zmarł zarówno płód, jak i matka.

Drugim wyjściem jest szukanie kruczków. Takim kruczkiem jest „zasada podwójnego skutku”. Chodzi o to, żeby wprowadzić etyczny sytuacjonizm do sztywnej deontologii w sposób tak zagmatwany, żeby można było mówić, że to nie etyczny sytuacjonizm, tylko coś innego. I tak – aborcja płodu zagrażającego życiu matki przestaje być aborcją, a staje się niechcianym skutkiem ratowania.

Tylko że, jakby się nie obrócić, dupa z tyłu. Koniecznym warunkiem sensowności „zasady podwójnego skutku” jest to, aby korzystny skutek moralnie równoważył, lub przewyższał „skutek drugi”. Zatem czym to się różni od strasznego złego mzimu etycznego relatywizmu?

Wydaje mi się, że oprócz faktu, że do zastosowania podwójnego skutku trzeba po prostu wykonać dodatkowe myślowe wolty, różnica jest jedna. Zasada ta zmywa odpowiedzialność. Wstrętny moralny relatywista dokonuje aborcji, usprawiedliwiając to wyższym dobrem. Bierze jednocześnie moralną odpowiedzialność za to co czyni. Szlachetny katolicki absolutysta moralny natomiast aborcji nie dokonuje. On ratuje życie matki, a aborcja dokonuje się niejako sama. Ponieważ jej nie chce – nie odpowiada za swój czyn.

Wydaje się, że istnieje tutaj pewna analogia do innych wolt rzymskokatolickich etyków. Np. tego, że NPR nie jest antykoncepcją. Albo tego, że stwierdzenie nieważności małżeństwa, które spędziło ze sobą 9 lat i dochowało się potomstwa nie jest rozwodem. Zamiast przyjmować jakieś zjawisko jako „zło konieczne” i ważyć wartość tego zła, można umyć ręce „trudno, małżeństwo obiektywnie było nieważne, nie muszę się zastanawiać, jakie skutki dla rodziny wywoła jej porzucenie, bo to nigdy nie była moja rodzina”.

Kiedy jakiś czas temu O*** I**** proponowało słynną Ustawę Wieszakową, dyskutowana była ona w mediach tak „proponuje się usunięcie przesłanki czynu zabronionego i embriopatologicznej, ale zostawia się zagrożenie życia matki”. Jednakże formalnie tak nie było. Ustawa zawierała zapis, iż aborcja jest całkowicie zakazana, natomiast dopuszczała nieściganie lekarza, który w toku ratowania życia matki spowodował śmierć płodu. I teraz pytanie: czy takie sformułowanie jakoś w praktyce różni się od sformułowania, że aborcja dla ratowania życia matki jest dopuszczalna? Jeśli się nie różni, to wychodzi na to, że Ustawa Wieszakowa oprócz próby ograniczenia prawa do aborcji miała cel dodatkowy – wprowadzenie rzymskokatolickiej dialektyki etycznej do polskiego systemu prawnego.

Co o tym wszystkim myślicie?
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#2
Myślę, że ci wszyscy absolutyści i relatywiści powinni pobierać nauki udowadniania, że np. koło jest trójkątem od wprawionych w tym fachu rabinów.
Oni z tego zrobili całą sztukę.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
#3
zefciu napisał(a): Kiedy jakiś czas temu O*** I**** proponowało słynną Ustawę Wieszakową, dyskutowana była ona w mediach tak „proponuje się usunięcie przesłanki czynu zabronionego i embriopatologicznej, ale zostawia się zagrożenie życia matki”. Jednakże formalnie tak nie było. Ustawa zawierała zapis, iż aborcja jest całkowicie zakazana, natomiast dopuszczała nieściganie lekarza, który w toku ratowania życia matki spowodował śmierć płodu. I teraz pytanie: czy takie sformułowanie jakoś w praktyce różni się od sformułowania, że aborcja dla ratowania życia matki jest dopuszczalna? Jeśli się nie różni, to wychodzi na to, że Ustawa Wieszakowa oprócz próby ograniczenia prawa do aborcji miała cel dodatkowy – wprowadzenie rzymskokatolickiej dialektyki etycznej do polskiego systemu prawnego.

Co o tym wszystkim myślicie?
Obecnie ten artykuł sformułowany jest tak:
Art. 4a. 1. Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w
przypadku gdy:
1) ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej,

Po pierwsze ustawa Ordo Debilis likwidowałaby przesłankę zdrowotną.
Po drugie są sytuacje, kiedy ciążę usuwa się, żeby móc zastosować leczenie znaczenie zwiększające szanse na przeżycie. Słyszałam, że chodzi na przykład o leki teratogenne, które na pewno uszkodzą płód, więc u kobiety w ciąży takiego leczenia się nie zastosuje.
Są też choroby, przy których ciąża nie doprowadzi do śmierci kobiety na pewno, tylko zwiększy jej prawdopodobieństwo, na przykład o kilkadziesiąt procent. Tutaj przesłanka proponowana przez Ordo Iuris chyba nie miałaby zastosowania.
Jest też kwestia tego, kiedy się przerwie ciążę. W przypadku na przykład ciąży pozamacicznej najbezpieczniej byłoby usunąć zarodek jak najszybciej, natomiast niektórzy lekarze czekają, aż sam obumrze, właśnie chyba po to, żeby nie dokonywać aborcji sensu stricto. Tyle że zarodek może nie obumrzeć, tylko może dojść do pęknięcia jajowodu i krwotoku, co grozi śmiercią lub zagraża płodności. W takim przypadku według pomysłów Ordo Iuris można by już ratować kobietę, natomiast czy można by to zrobić wcześniej - raczej nie.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#4
Sprawa jest prosta, zasada podwójnego skutku od etycznego sytuacjonizmu różni się tym samym, co używki od narkotyków, erotyka od pornografii, objaw nadmiernego zdenerwowania od chamskiego zbydlęcenia, a ludzka słabość od kurestwa. To pierwsze stosujemy my, więc jest zrozumiałe i dozwolone, a to drugie oni, więc jest niedopuszczalne i potępieńcze. Generalnie każda grupa, która z jakichś powodów ceni podział na nas i onych, stosuje takie czysto leksykalne rozróżnienia, najwyraźniej przy tym wierząc, że oddają one jakieś obiektywne różnice.
Odpowiedz
#5
ZaKotem napisał(a): Generalnie każda grupa, która z jakichś powodów ceni podział na nas i onych, stosuje takie czysto leksykalne rozróżnienia, najwyraźniej przy tym wierząc, że oddają one jakieś obiektywne różnice.
Przykład znamienny:
https://www.krakowniezalezny.pl/gender-i...talitarna/
Cytat:ANNA CICHOBŁAZIŃSKA: - W mediach coraz częściej pojawiają się terminy: gender, ideologia gender, totalitaryzm gender, filozofia gender. Co one oznaczają?

KS. DARIUSZ OKO: - Należy mówić nie tyle o „filozofii”, ile o „ideologii” gender. Filozofia jest radykalnym poszukiwaniem prawdy i dobra, natomiast ideologia jest narzędziem bezwzględnej walki o swoje interesy, także kosztem prawdy i dobra. Ma ona doprowadzić do zwycięstwa poglądów i zaspokojenia egoistycznych pragnień jakiejś grupy społecznej kosztem największej nawet krzywdy innych grup. W tym sensie gender jest klasycznym przykładem ideologii, jest narzędziem w bezpardonowej walce o korzyści dla ateistycznego gender i homolobby.
Czegokolwiek by się nie uważało na temat spraw genderowych, wydaje się oczywiste, że termin określający system poglądów, ktory tego systemu automatycznie nie wartościuje jest przydatny w języku. Taki termin ułatwia np. dyskusję z osobą, która ma inne poglądy, czy też rozważania na temat poglądów, o których nie mamy wyrobionego zdania, czy zgadzamy się z nimi tylko częściowo.

Tymczasem ks. Oko dość otwarcie stwierdza, że dla niego taki termin w ogóle nie jest potrzebny. Istnieją filozofie i istnieją ideologie. Te pierwsze są szlachetne, a te drugie – złe. Umieszczenie straszliwego gendera w tej samej kategorii językowej, co np. tomizm jest już myślozbrodnią.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#6
zefciu napisał(a):Co o tym wszystkim myślicie?

Myślę że waszmość się myli

zefciu napisał(a):etycznego relatywizmu
Problem z relatywizmem moralnym jest taki że nie można go ograniczyć do sytuacji: muszę ratować osobę więc rozbiję szybę żeby wynieść ją z płonącego budynku. Tylko że nie przyjmuje się absolutnych praw moralnych
zefciu napisał(a):W istocie istnieli tacy etycy katoliccy, którzy głosili otwarcie, że np. ponieważ aborcja jest inherentnie zła, to nie można dokonać aborcji nawet wtedy, gdyby w przeciwnym wypadku zmarł zarówno płód, jak i matka.
No i co z tego że twierdzili? KK jasno naucza że w pewnych przypadkach należy wybrać mniejsze zło. Jeżeli nie ma innego wyjścia. Tak było w przypadku wojny sprawiedliwej albo kary śmierci

zefciu napisał(a):Np. tego, że NPR nie jest antykoncepcją. Albo tego, że stwierdzenie nieważności małżeństwa, które spędziło ze sobą 9 lat i dochowało się potomstwa nie jest rozwodem.
Zawsze można też podpisać się pod jakimś dokumentem religijnym z przyczyn politycznych. Później z tych samych przyczyn się z niego wycofać i głosić że się broni "pierwotnej wiary chrześcijańskiej". Nie wiem, chcesz się licytować na to czyj Kościół popełnił więcej... No właśnie nie wiem czego dlatego zostawiam puste pole
Odpowiedz
#7
InspektorGadżet napisał(a): Problem z relatywizmem moralnym jest taki że nie można go ograniczyć do sytuacji: muszę ratować osobę więc rozbiję szybę żeby wynieść ją z płonącego budynku.
A czemu nie można? Relatywizm moralny to w ogóle strasznie mętne pojęcie. I mogą za nim stać różne poglądy.
Cytat:Tylko że nie przyjmuje się absolutnych praw moralnych
Stworzenie systemu etyki, który nie ma jakichś absolutnych, aksjomatycznych podstaw jest w ogóle niemożliwe. Tak więc jakieś absolutne prawa, przynajmniej w odniesieniu do siebie przyjąć musimy.
Cytat:No i co z tego że twierdzili?
To z tego, że podałem dwie możliwe ścieżki.
Cytat:Zawsze można też podpisać się pod jakimś dokumentem religijnym z przyczyn politycznych. Później z tych samych przyczyn się z niego wycofać i głosić że się broni "pierwotnej wiary chrześcijańskiej". Nie wiem, chcesz się licytować na to czyj Kościół popełnił więcej...
Nie, nie chcę. Co prawda nie wiem, jaki to dokument religijny podpisał PAKP i potem się wycofał, ale w ogóle nie interesuje mnie taka przepychanka.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#8
Myślę, że nikt normalny nie rozumuje w tak pogmatwany sposób i takie kwiatki są raczej dorabianiem filozofii do podjętych bezmyślnie decyzji. Gdyby trzymać się chrześcijańskiej logiki, że małżeństwo to przymierze między kobietą, mężczyzną, a Bogiem, to przecież nie mozna przyznać kapłanowi kompetencji do określenia czy jest ono ważne czy nie. Temat nie interesuje mnie na tyle, żeby biegać po googlach i bibliotekach, żeby tego dociekać, ale założę się, że ktoś ważny kiedyś popełnił babola i rozerwał nierozerwalny sakrament małżeństwa, po czym dorobił filozofię, z którą katolicy bujają się do dziś. Ale to chyba dobrze, że mają możliwość ułożenia sobie życia na nowo.
W NPR chyba nawet nie można mówić o podwójnym skutku, przecież zamierzony skutek jest taki sam jak w przypadku antykoncepcji. Różnica jak pomiędzy alkoholem i narkotykami, jak mówi ZaKotem.

Jak rozumiem chodzi o wykazanie, że człowiek zawsze będzie cwany i zakłamany, bo zawsze się jakoś usprawiedliwi po przekroczeniu granic, o których sam grzmi, że są święte i nieprzekraczalne?
I hear the roar of big machine
Two worlds and in between
Hot metal and methedrine
I hear empire down


Odpowiedz
#9
Dragula napisał(a): Ale to chyba dobrze, że mają możliwość ułożenia sobie życia na nowo.
To jest dobrze. Ale rodzi zupełnie niepotrzebne problemy. O ile w dzisiejszej Polsce nie jest to już tak istotne, bo wiadomo, że w urzędzie bierze się rozwód, a w Kościele – unieważnienie; o tyle w czasach międzywojnia ten sposób przeprowadzania de facto rozwodów miał jak najbardziej realne prawne konsekwencje. Polecam cykl felietonów Boy’a „Dziewice konsystorskie”.
Cytat:Jak rozumiem chodzi o wykazanie, że człowiek zawsze będzie cwany i zakłamany, bo zawsze się jakoś usprawiedliwi po przekroczeniu granic, o których sam grzmi, że są święte i nieprzekraczalne?
No właśnie nie zawsze. Ale lekarstwem na ten problem zakłamania jest właśnie ów obrzydzany sytuacjonizm. Sytuacjonista na wojnie powie „zabijam człowieka (który się boi, a jego rodzina będzie cierpieć z tego powodu) ale robię to w imię obrony mojego kraju przed niewolą, co jest wartością wyższą”. Absolutysta „zabijam człowieka, ale OK, bo na wojnie to nie morderstwo”. Obaj robią w praktyce to samo, ale pierwszy nie ucieka przed odpowiedzialnością za zabicie człowieka z konsekwencjami tegoż.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#10
zefciu napisał(a): Absolutysta „zabijam człowieka, ale OK, bo na wojnie to nie morderstwo”.
Taki filozof absolutystyczny powiedziałby raczej "wcale nie zabijam człowieka, tylko strzelam ogólnie w jego kierunku, a to nie moja wina, że znalazł się na torze pocisku".
Odpowiedz
#11
ZaKotem napisał(a): Taki filozof absolutystyczny powiedziałby raczej "wcale nie zabijam człowieka, tylko strzelam ogólnie w jego kierunku, a to nie moja wina, że znalazł się na torze pocisku".
To znaczy tak by powiedział, gdyby wojny wymyślono dzisiaj. Ponieważ jednak wojny istnieją od czasów prehistorycznych, to i dorobiliśmy się już kategorii semantycznych, które pozwalają nam rozgraniczyć różne sytuacje, w których zabijamy człowieka.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.

— Brandon Sanderson
Odpowiedz
#12
Przypomina mi to dyskusję o zasadności przyjmowania "identyczności indiskernibli" (ang. identity of indiscernibles):

[latex](\forall x,y)(\forall P)((P(x)\Leftrightarrow P(y))\Rightarrow x=y)[/latex].

Jeden sposób na "obalenie" tej zasady jest wzięcie dwóch nieodróżnialnych rzeczy, nazwać je rzecz 1 i rzecz 2 i już są odróżnialne. Można wtedy zawęzić zasięg własności względem których mamy nie odróżniać uważając pozostałe za nieistotne, ale jest to kłopotliwe.

Z OJ może i w skutkach prawnych to się nie różni, ale czy pozostałe są nieistotne? Zjebanie mózgowe (ZM) w postaci poczucia wyższości moralnej z powodu sztuczek semantycznych polegających na ignorowaniu rzekomo niespodziewanych skutków wydaje się mi się istotne wystarczająco Wywracanie oczami i może rodzić inne skutki prawne już całkiem odróżnialne, gdyby takie ZM nie występowało.
Odpowiedz
#13
zefciu napisał(a): To znaczy tak by powiedział, gdyby wojny wymyślono dzisiaj. Ponieważ jednak wojny istnieją od czasów prehistorycznych, to i dorobiliśmy się już kategorii semantycznych, które pozwalają nam rozgraniczyć różne sytuacje, w których zabijamy człowieka.
Tylko historyczne usprawiedliwianie wojen jest właśnie starsze niż absolutyzm moralny, który wydaje mi się dość nowoczesnym wynalazkiem, przynajmniej w europejskiej i katolickiej kulturze. Tomasz z Akwinu rozważając problem wojny sprawiedliwej koncentruje się przede wszystkim na intencjach. Nigdy nie wychodzi z założenia że zabójstwo samo w sobie jest zawsze złe. Przeciwnie, czynność zabijania może być zbrodnią (homicidium) lub moralnie obojętne samo w sobie (occisio). W ogóle ocena intencji i okoliczności wydaje mi się kwintesencją etyki chrześcijańskiej w odróżnieniu od faryzejskiego automatyzmu oceny czynu samego w sobie. Absolutyzm moralny kojarzy mi się bardziej z przeróżnymi heretykami i hiperprotestantami ("zwykli" protestanci bardzo szybko złagodniali), którzy właśnie papistów oskarżali, nie bez racji, o przedkładanie "pogańskiego" filozofowania nad prostym przekazem Biblii, która tego zakazuje, a tamto nakazuje.

O rzekomym absolutyzmie Tomasza:
https://www.google.com/url?sa=t&source=w...fRe1UUHwK0
Odpowiedz
#14
zefciu napisał(a): Ustawa zawierała zapis, iż aborcja jest całkowicie zakazana, natomiast dopuszczała nieściganie lekarza, który w toku ratowania życia matki spowodował śmierć płodu. I teraz pytanie: czy takie sformułowanie jakoś w praktyce różni się od sformułowania, że aborcja dla ratowania życia matki jest dopuszczalna?
Zapis dla mnie brzmi tak jakby ratowanie życia matki nie miało się odbywać za pomocą uśmiercania płodu, lecz jakąś inną drogą, a śmierć płodu nastąpiła jako efekt uboczny.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#15
Ale to często oznacza właśnie usunięcie i uśmiercenie płodu, bo on sam w sobie jest tym czynnikiem zagrażającym życiu. Zwyczajna nowomowa. Chociaż kierunek rozmyślań jest ciekawy, to nie wiem na ile faktycznie opisujący rzeczywistość, bo wydaje mi się, że mimo deklaracji ludzie nie uznają wartości absolutnych i prawo nie jest tworzone na ich podstawie.

Aborcja jest dobrym przykładem i swietnym przykładem jest kompromis aborcyjny jaki był jeszcze miesiąc temu. Uznajemy życie plodu za istotne, ale za bezdyskusyjnie mniej istotne niż życie narodzonego człowieka (matki). Jeśli ten płód ma się urodzić z wadą genetyczną (nie letalną, np zespół Downa) to zgodnie, choć komoletnie arbitralnie uznajemy go za znacznie gorszy i mniej warty od zdrowego płodu. Jeśli pochodzi z czynu zabronionego, to stawiamy ponad życiem człowieka (płodu) godność i wolę noszącej go kobiety. Też bo tak. I gdzie ta wartość absolutna życia każdego człowieka od jego poczęcia do naturalnej śmierci?

W oczywisty sposób nie tylko nie traktujemy życia człowieka nienarodzonego jako równego narodzonemu, ale nawet jako podrzędne wobec innych dóbr matki tegoż płodu. Pytanie dlaczego nie obniżyć poprzeczki jeszcze bardziej i uznać sam fakt, że kobieta po prostu nie chce mieć dziecka za ważniejszy od życia nienarodzonego człowieka. Przecież i tak przesuwamy te granice w sposób czysto subiektywny i raczej kierujemy się empatią wobec kobiet niż wartościami absolutnymi i filozofią
I hear the roar of big machine
Two worlds and in between
Hot metal and methedrine
I hear empire down


Odpowiedz
#16
Dragula napisał(a): le to często oznacza właśnie usunięcie i uśmiercenie płodu.
W przytoczonym fragmencie nie jest określone, że chodzi właśnie o taką sytuację. Może na przykład być zupełnie co innego powodem zagrożenia, a śmierć płodu może być (niezamierzonym) efektem ubocznym.

Dragula napisał(a): wydaje mi się, że mimo deklaracji ludzie nie uznają wartości absolutnych
Kiedyś usilnie chciałem żyć według wartości absolutnych. W pewnym momencie jednak miałem poczucie, że zaczyna to graniczyć z obłędem. Musiałem wybrać między dalszym bezwzględnym trwaniem przy absolutyzmach (wbrew uczuciom, intuicji i tzw "zdrowemu rozsądkowi"), czy jednak porzucić to kojące poczucie pewności, które miało nadawać klarowne poczucie sensu i kierunku w moim zyciu. Ostatecznie wybrałem jednak to drugie, co było u mnie początkiem powolnego końca katolicyzmu.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#17
Typowy katolicyzm. Najpierw wprowadza się absurdalne, rygorystyczne rozwiązania, a potem, gdy jasnym się staje, że tak po prostu nie da się żyć, próbuje się je obejść, ale tak, żeby oficjalnie nie ruszyć się ani o krok. Podobną kwestią jest kłamstwo. Otóż według wielowiekowej nauki Kościoła kłamstwo zawsze jest złem, zawsze jest grzechem, zawsze, ewentualnie można się zastanawiać, czy w przypadku konieczności ratowania życia nie jest grzechem lekkim (ale nawet wtedy lepiej umrzeć/pozwolić by kogoś zabito, niż się splamić choćby lekkim grzechem). Ale na szczeście wymyślono coś takiego jak "zastrzeżenie domyślne", które absolutnie nie jest kłamstwem.

Z kolei w danych czasach, kiedy Kościół upierał się jeszcze przy zakazie "lichwy", a jednocześnie jasnym się stało, że dla rozwoju gospodarki kredyt jest niezbędny, a żaden rozsądny człowiek nie będzie udzielał nieoprocentowanych pożyczek, wymyślono coś takiego jak "sprzedaż renty" - czyli ja za pewną kwotę pieniędzy kupuję od Ciebie usługę polegającą na tym, że przez określony czas regularnie będziesz mi wypłacał kwoty, których łączna suma przekroczy kwotę, którą wypłaciłem ci na początku. Ale to absolutnie nie jest zwrot pożyczki z odsetkami.
Nie będzie mi Chrystus panem, niech krew swoją sam pije.
Mój jest udział w jeziorze ognia i siarki.

Moja twórczość: https://ateista.pl/showthread.php?tid=14690
Odpowiedz
#18
Adeptus napisał(a): Ale na szczeście wymyślono coś takiego jak "zastrzeżenie domyślne", które absolutnie nie jest kłamstwem.
Czy zechciałbyś może przybliżyć to pojęcie?

Na religii katecheta nas uczył, że

1) Z jednej strony nie wolno osiągać dobrych celów złymi środkami (zasada absolutyzmu moralnego).
2) Z drugiej zaś strony, miłość jest ważniejsza niż prawo. Czyli na przykład można przekroczyć prędkość, jeśli spieszymy się na mszę  Duży uśmiech
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz
#19
Szczerze mówiąc, sam nie do końca je rozumiem, poza tym, że ma być sposobem na niepowiedzenie prawdy, który absolutnie nie jest kłamstwem. Oddaję więc głos Panu Salwowskiemu, który jest fanem tego pojęcia i prawdziwym katolikiem: https://salwowski.net/2017/07/27/o-rozni...domyslnym/
Nie będzie mi Chrystus panem, niech krew swoją sam pije.
Mój jest udział w jeziorze ognia i siarki.

Moja twórczość: https://ateista.pl/showthread.php?tid=14690
Odpowiedz
#20
Adeptus napisał(a): poza tym, że ma być sposobem na niepowiedzenie prawdy, który absolutnie nie jest kłamstwem.
No to chyba słusznie? Bo jeśli na przykład się nie odzywasz, to ani nie mówisz prawdy, ani nie kłamiesz.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości