Dyskurs analityczny nad logiką i sensem "Wiary"
Czym właściwie jest "wiara" i co to znaczy w ogóle "wierzyć w coś"?
Na co dzień przeciętny człowiek dość często posługuje się pewnym określeniem do definiowania własnych odczuć i przekonań wobec jakich nadaje prawdziwości twierdzeniom w warunkach braku wystarczającej wiedzy. A wśród nich istnieje takie, którego interpretacja z logicznego punktu widzenia ujawnia, że jego znaczenie w zasobie słownictwa jest bezsensowne. Jedno z najczęściej używanych do tego czasowników bazuje na słowie "wierzyć", ponieważ z reguły na co dzień bardzo często posługujemy się tym określeniem do stosowania trybu oznajmującego na przykład w następującej postaci: Wierzę, że dzisiaj zdam prawo jazdy, wierzę że uda mi się tego dokonać, wierzę, że damy radę to zrobić, wierzę, że wyjdzie z tego cało, wierzę, że zdążymy na pociąg i tak dalej w nieskończoność na wszelkie sposoby. Jednak racjonalnie rzecz ujmując jeśli przyjrzymy się temu czym właściwie jest kwestia "wiary w coś" to dochodzimy do logicznego wniosku, że jej opis opiera się na tłumaczeniu o fantasmagorycznym znaczeniu. Każdy spostrzegawczy umysł jednomyślnie podpiszę się pod formułą, że "wiara w coś" nie bazuje z reguły na zasadach logiki, a prościej mówiąc jeżeli "wierzysz, że Polska wygra z Hiszpanią na mistrzostwach świata" to jest to tylko utwierdzenie pokryte w nadziei, że tak może być, a nie że stanie się tak na pewno. Tak samo wierzę w to, że "ktoś wyzdrowieje" albo wierzę w to, że "uda się mu pokonać tą chorobę" jak i samo nawet tak zwane wierzenie, że w to co wierzy się ma realne szanse do zaistnienia to jedynie efekt wywołany działaniem mechanizmu utrwalonego w psychice polegający na bezkompromisowym utwierdzaniu umysłu w definitywnej autosugestii, że to założenie ziści się jako wydarzenie realne ale racjonalnie rzecz ujmując względem obserwatora jako osoby trzeciej w przedstawionym stwierdzeniu nie dysponujemy przed nim narzędziami uwiarygodniającymi jej nieomylność w skutkach w bliżej nieokreślonej perspektywie następstw, a wiara z jaką kierujemy się w tym kontekście jest tylko aktem wynikającym z woli wzbudzania nadziei w ufności (co tłumaczyć można jako mechanizm psychologiczny dyktowany przez stereotypy jakimi kodowana jest nasza podświadomość przez system przyjmowania religijnych wzorców obyczajowych np: zabobonów), iż postawa w konsekwentnym wizualizowaniu takiej rzeczywistości jaką afirmujemy w znaczeniu swojej wiary posiada rzekomo bezwzględną rację bytu. A jednak ewidentnie jest ona tylko projekcją wyobraźni na temat tego co chcemy zmaterializować, a nie absolutnym wyznacznikiem autoryzującym oczekiwany scenariusz w realnych faktach, ponieważ wypełnienie go zawsze będzie przeczyć logicznemu uzasadnieniu, że na sedno sytuacji wpływa nieskończenie wiele mimowolnych czynników, które funkcjonują niezależne od naszych intencji, a jakie mogą zaburzyć trajektorie wszelkiego biegu wydarzeń. W związku z tym materializacja założeń "wiary" z góry skazana jest na osąd losowości zaistniałych zbiegów zdarzeń w czasie i co najwyżej możliwa do przewidzenia na szacunkach uwarunkowanych przez parametry matematycznych wyliczeń. To jest właśnie fundamentalna różnica między "wiarą", a "logiką" i to samo tyczy się kwestii wiary w istnienie Boga, że tylko mentalnie człowiek koduje w swoim umyśle niewątpliwość w jego byt ale argumentacji o jej niepodważalności nie podeprze na żadnym sformułowaniu logicznym za pomocą którego może dowieść, że jego wiara ma uzasadnione podstawy na gruncie wiedzy weryfikowalnej racjonalnie (Chyba, że jakimś cudem takowe posiada). I ta sama zależność tyczy się na przykład księży, którzy nie dysponują perswazją zbudowaną na argumentacji klarownego przekazu wiedzy do nawracania ludzi w kierunku Boga, a swoje misjonarstwo podpierają jedynie na uzasadnianiu faktów opartych na pokładaniu wiary w niemożliwą do oszacowania przez rozum autentyczność ingerencji zjawisk o charakterze transcendentnym, a które z logicznego punktu widzenia nie posiadają racji bytu i dlatego właśnie przeciętny człowiek tak łatwo odwraca się od dogmatów religijnych nie odnajdując wyjaśnień na istotne dla siebie pytania. (Tutaj też tkwi odpowiedź na to dlaczego wąski odsetek z nich otwiera się na kompetencje ezoteryki i spirytyzmu w tym zakresie). I stąd radykalną różnicą jest wierzyć w Boga, a wiedzieć, że Bóg istnieje, a następnie drogą agitacji opartej na rzeczowej argumentacji móc przekazać wspomniane bogactwo informacji do wglądu słuchacza w sposób zrozumiały i możliwy do interpretacji bodźcami empirycznymi (czytaj również: neopozytywizm). Dlatego pod tym względem można śmiało postawić znak równości między definicją wiary, a utopizmem, a to znaczy, że "imaginacja wiary" nie ma prawa bytu. Idąc dalej jeśli stwierdza ktoś, że w coś "wierzy" to najwidoczniej jawnie podpisuje się pod niewiedzą o swojej nieświadomości w jakiej egzystuje, a z psychologicznego punktu widzenia również do zakodowanych w jego podświadomości wzorców myślowych, które ograniczają horyzont obiektywnego postrzegania faktów, a także dyktują schematem reagowania na nie. Podsumowując to ta analiza nie wypływa z wrogiej postawy względem istnienia Boga i nie jest to też atak w stronę uczuć religijnych (gdzie często podważanie kwestii wiary jest tożsame z wyciąganiem jej kontekstu i sprowadzania do roli impertynencji co również zaliczyć można do zakodowanego w podświadomości zespołu schematów myślowych odpowiedzialnych za procesy dyktujące sposób naszego postrzegania faktów zaistniałych w rzeczywistości, a czego wyjaśnienie spoczywa w kompetencji wiedzy psychologicznej), lecz stanowi jedynie interpretacje sedna sprawy z logicznego punktu widzenia. Konkretnie rzecz ujmując definicje "wiary" można porównać do hasła o fantasmagorycznym znaczeniu i nośniku o hipnotycznym działaniu na umysł człowieka, wprowadzając go w stan podatności na wszelkie sugestie z niej wypływające - np: Istnienie istot pozaziemskich pozostaje w sferze wiary ponieważ nikt nie udowodnił, że oni istnieją lub nie, dlatego ten fakt nie wyklucza do uzasadnionych na tej podstawie powodów do jej podtrzymywania. I na tym przykładzie własnie kwestia "wiary" ma otwarte pole do wysnuwania nieskończonej ilości wyobrażeń czy teoretyzowań i przyjmowania co do nich dowolnych nurtów światopoglądowych jednak ich słuszność zawsze będzie komplikować się z posiadanym aktualnie depozytem wiedzy w tej materii i na jej podstawie prawem do wysuwania logicznych kontrargumentacji wobec opisanego sporu. Faktem jest natomiast, że czasownik "wierzyć" jakim w zależności od jego przypadków posługuje się na co dzień człowiek do definiowania swojego stanowiska przekonań względem kogoś lub czegoś, nie posiada sensownej racji bytu w terminologii słownika językowego, a bardziej kompetentnym określeniem na jego miejsce pasuje wyraz "wiedza". Czyli "wiem", że Polska wygra z Hiszpanią, "wiem" że ktoś wyzdrowieje, "wiem", że uda mu się wygrać z tą chorobą, "wiem" że bóg istnieje. Ponieważ zastosowanie takiego zdania definitywnie precyzuje u jego nadawcy wiarygodność określonej zawartości informacji, a w razie braku możliwości zweryfikowania jej autentyczności lub niepowodzenia na faktach zaistniałych w określonych następstwach czasu to automatycznie podmiot wypowiedzianej treści jest moralnie uwiązany do poniesienia konsekwencji za wypowiedziane słowa. Zatem dialektyka odnosząca się do trybu oznajmującego jakim jest wyraz "wiem" i polegająca na dochodzeniu do prawdy poprzez ujawnianie sprzeczności tkwiących w pojęciu omawianej tutaj kwestii "wiary" pozwala na wcześniejszych przykładach rzetelnie zidentyfikować fałszywość lub prawdomówność u danego adresanta przekazu jednoznacznie definiując kompetencje jego wiedzy i oddzielając tym samym plewy od ziaren odpowiedzialne za szerzenie dezinformacji na tle masowego ogółu społecznego.
Reasumując wierzenie w coś jest efektem odruchu utrwalonego w psychice mechanizmu polegającym na bezkompromisowym utwierdzaniu umysłu w definitywnej autosugestii o możliwości zaistnienia w materii fikcyjnej zawartości wyobrażeń, które z logicznego punktu widzenia nie posiadają racjonalnej argumentacji przemawiającej za jej bezspornym prawem do bytu, a na fundament ich projekcji wpływają uwarunkowania ludzkiej podświadomości na którą oddziałują procesy psychologiczne. A w związku z powyższym z faktu na zdroworozsądkowy wgląd na sedno sprawy należy odrzucić bądź zreformować zabobony i stereotypy wpisane w tendencje lingwistyczne odpowiedzialne za zaburzanie sposobu wyrażania obiektywnego opisu odczuć i myśli w definiowaniu stanowiska swoich przekonań względem jakich nadaje się prawdziwości twierdzeniom w warunkach braku wystarczającej wiedzy przy użyciu nielogicznego zwrotu w komunikacji językowej za jaki odpowiada czasownik "wierzyć".
Wiara po prostu nie istnieje. Stosowanie określenia "wierzenia" w coś to nic innego jak przyjmowanie stanowiska obłudnego imaginowania irracjonalnej rzeczywistości, która egzystuje tylko w sferze wyobrażeń. A z powodu tej właśnie abstrakcji jaka warunkuje pojęcie wiary to powinno ono podlegać wykluczeniu ze słownika naszego języka z roli narzędzia do obiektywnego formułowania informacji opartych na racjonalnych uzasadnieniach do zaistnienia, a jaka w toku logicznej analizy zdaje się potwierdzać jej brak kompetencji do posiadania racji bytu. To jest stereotyp podyktowany przez zabobon religijny wpisany w zwyczaj naszej komunikacji, a chcąc wykorzenić go i zastąpić bardziej miarodajnym określeniem do tego najlepiej jest zastosować w zależności od przypadku wyraz, pochodny od bezokolicznikowej formy czasownika przechodniego niedokonanego jakim jest "wiedzieć".
Można tylko wiedzieć, że w coś wierzymy lecz wiara, że w to co wierzymy jest wiedzą stanowi zdanie z pojęciami wyrażającymi dwa przypadki, jakie w logice matematycznej odwołują się do koncepcji o alogicznej koniunkcji, a więc sformułowaniem definiującym wzajemną sprzeczność obu założeń w której jedną z nich wyklucza się jako nieprawdziwą w kontekście tej drugiej, a w związku z tym permanentnie odrzuca ją. Zatem wiara na tym przykładzie nie posiada uprawnień spełniających warunku do uzyskania statusu synonimu "wiedzy" i co najważniejsze jest tak również dlatego, że jej określenie charakteryzuje brak niepodważalności i kompetencji w rzeczowym odnoszeniu się do zdarzeń, obiektów i udziału w nich zależnych z nimi podmiotów. I na ten właśnie szczegół ludzie chcący wyrwać się z jarzma odgórnych dogmatów i zabobonnych wzorców myślowych powinni zwrócić szczególną uwagę, ponieważ stosowanie w zdaniu określenia "wierzenia w coś" to akt nieodpowiedzialnego używania słów jakie w połączeniu z realizmem i zdrowym rozsądkiem automatycznie wykluczają się. A przecież każdemu zależy na tym, żeby wiedzieć o tym w co wierzy? Tylko, że posiadając wiedzę o tym jednocześnie nie musi już w to "wierzyć", ponieważ ta kwestia nie podlega już dalej na domysłach, a opiera się na zestawie informacji zweryfikowanymi po przez autentyczne fakty w realiach. Więc w tym kontekście "wiedza" automatycznie wypiera "wiarę" i zastępuje jej miejsce.
Wobec powyższego i uzasadnionego logicznie dyskursu uważam, że korekcja terminu "wiary w coś lub kogoś" w naszym języku jest niezbędna, a najlepiej pretendującym zamiennikiem na jej miejsce nadaje się sformułowanie, którego sensowność weryfikuje argumentacja przemawiająca za rzeczownikiem "wiedzy o czymś lub o kimś".
Gdyby każdy z tak zwanych "wierzących" operował mową na zasadzie "wiem o Bogu albo wiem o jego istnieniu" zamiast "wierzę w boga albo wierzę w jego istnienie" to od razu można by spytać eksponenta takiej wiedzy na jaką sugeruje się w oznajmionym stwierdzeniu - a co w takim razie konkretnie wiesz? I to zjawisko w szczególności powinno dotyczyć księży. A tak to wszystko nadal pozostaje pod ukrytym znakiem zapytania i zarysowuje wąski horyzont rzetelności informacji jakich szukamy od ludzi, ponieważ słowo "wiary" można utożsamić z wszechstronnym polem dla domysłów, a więc określenie takie nie weryfikuje niczego konkretnego i ktoś kto używa je może dowolnie manipulować nim na drodze demagogii. Prawda, że to niesłychana obłuda? Po prostu "wiara" nie istnieje, a definicja tego czasownika nie powinna w ogóle posiadać racji bytu w słownictwie językowym i stanowić narzędzie do obiektywnego opisu danego podmiotu mogącego mieć lub nie związek z określonym zdarzeniem w czasie teraźniejszym jak i przyszłym i wyrażania klarownej wiedzy o czymś lub o kimś z tym związaną.
Gdybyś spytał - Jaka wiedza i argumentacja na niej bazująca przemawia po przez twoją wiarę w to, że bóg istnieje lub w to, że coś urzeczywistni się niezależnie od sprzeczności z logicznego punktu widzenia to odpowiedź brzmieć będzie: żadna.
Jeżeli natomiast spytasz - co konkretnie wiesz twierdząc, że wiesz coś o Bogu lub na podstawie czego wiesz o tym, że Polska wygra z Hiszpanią to takim pytaniem stawiasz odbiorce w świetle braku możliwości ucieczki od rzetelnej odpowiedzi, która jednoznacznie weryfikuje jego kompetencje, a tym samym wiarygodność jego słów, a kto wie może i nawet profetyczne uzdolnienia w jasnowidzeniu, to tak pół komicznie mówiąc. I niestety pod pojęciem wiary można w zasadzie uniknąć dyskomfortu ponoszenia odpowiedzialności za rozsiewanie w ludziach swojej fantasmagorycznej wizji w postrzeganiu świata, a która następnie nie musi podlegać dogłębnej merytorycznej spekulacji, a jej racja bytu z góry usprawiedliwiona jest samą tylko wiarą w coś, którą każdy indywidualnie ma prawo manifestować niezależnie od tego jaka by nie była. Co więcej nie wymaga ona posiadania certyfikatu na prawdziwość jej przekazu, gdyż hasło "wierzenia w coś" nadaje w tym znaczeniu status wręcz nietykalności, a reprezentant danego poglądu nie jest zobowiązany do tłumaczenia się z niego w sposób racjonalnie uzasadniony nawet jeśli sam nie wie nic na temat tego w co wierzy. W związku tym dalsze forsowanie tej granicy interpretuje się jako kwestionowanie uczuć religijnych lub czyjegoś prawa do wolnego wyrażania przekonań, a to z kolei w skrajnych przypadkach podpina się jako wykroczenie na drodze prawa nawet jeśli bazuje ono na rzeczowej argumentacji, a w intencji takiego działania leży tylko chęć pozyskania wiedzy. (Tak ten program sprytnie został zaimplementowany, żeby jak najdłużej utrzymać człowieka w niewiedzy i stagnacji duchowej w zadawaniu istotnych pytań). I pod tym też zagadnieniem otwiera się wszechstronne pole dla działalności sekt, religii czy nawet polityki do kreowania niezliczonej ilości hipokryzji, którą my pod płaszczykiem "wierzenia w to" przyjmujemy jako niezaprzeczalną słuszność i jednocześnie propagujemy ją przyczyniając się w ten sposób do uruchomienia socjologicznego mechanizmu rozsiewania dezinformacji sprowadzając masy umysłowe na grunt podatności na wszelkie sugestie w tej materii. Najprostszym jednak sposobem zweryfikowania prawdy jest obserwowanie cudzej reakcji, która bazuje z reguły na uciekaniu od pytania, wymijaniu jej, a w dalszej perspektywie reagowania na nią agresją. (Jest to zweryfikowana wiedza psychologiczna opisująca reakcję i zachowania uwarunkowane w naturze ludzkiej psychiki). Wobec tego przekazu myślę, że dalej dopisywać nic już nie trzeba.
Gdyby ze słownika wymazać dosłownie tylko jedno pojęcie zwane "wiarą", a jej miejsce zastąpić określeniem "wiedzy" to automatycznie zapadłby się fundament sensu całej religii niczym domek z kart. A przecież ta operacja posiada dobitnie uzasadnione merytorycznie argumenty logiczne, a więc w takim razie co stoi dalej na przeszkodzie ku temu, żeby taką reformację przeprowadzić? Wystarczy tylko jedno słowo wymazać, a gwałtownej metamorfozie uległaby wszechobecna mentalność ludzi odcinając ją od wpływów ze źródeł pozaracjonalnych zwłaszcza zabobonów, które ograniczają postrzeganie człowieka wpisując je w ramy podyktowane przez dogmatyczne wzorce myślowe. Mam nadzieję, że ktoś kto to przeczyta uświadomi sobie schemat działania tego mechanizmu, a przede wszystkim wymaże ze swojego słownika stereotyp oparty na bezkompromisowym i naiwnym posługiwaniu się określenia "wierzenia w coś" jak i przyjmowania stanowiska "wiary samej w sobie" do przyjmowania obłędnego stanu psychicznego polegającego na utwierdzaniu się w definitywnej autosugestii odnośnie faktów o jakich wyżej już napisałem. Wierzenie w coś to stwierdzenie totalnie nie logiczne i bez sensu, nie bazujące na realiach oraz analogiczne do takiego samego zdania jak: pływam na nartach albo jadę samolotem. I pomyśleć, że iluminacja tylko jednego słowa może stanowić kluczowe znaczenie w zachwianiu fundamentami religijnych zabobonów. Jednak najśmieszniejszym paradoksem "wiary" (I to nawet już przetestowanym i sprawdzonym!) wśród tzw: osób wierzących jest to, że gdyby nie jednego z nich zapytać o wyjaśnienie definicji "wiary" to najprawdopodobniej znacząca większość nie wiedziałby nawet co ma na to odpowiedzieć. Dla kogoś takiego wierzenie to po prostu wierzenie czyli pusty frazes bez żadnej zawartości rzeczowych informacji. Powyższa rozprawa może sprawiać wrażenie pozornie błahego czepiania się szczegółu ale tak na prawdę ten jeden mały detal na istotny wpływ na kształt tożsamości człowieka egzystującego w społeczeństwie wyznającym "wiarę".
A jakie jest twoje zdanie w tym temacie? czy określenie "wiary" według ciebie ma rację bytu w słownictwie człowieka? Czy "wierzysz, że wierzenie w coś" ma sensowne znaczenie?
Jakie ze stwierdzeń wiarygodniej przemawia do twojego rozumu - "wierzyć w jego istnienie" czy "wiedzieć o jego istnieniu"? albo "wierzę, że to nastąpi" czy "wiem, że to nastąpi"?
Czym właściwie jest "wiara" i co to znaczy w ogóle "wierzyć w coś"?
Na co dzień przeciętny człowiek dość często posługuje się pewnym określeniem do definiowania własnych odczuć i przekonań wobec jakich nadaje prawdziwości twierdzeniom w warunkach braku wystarczającej wiedzy. A wśród nich istnieje takie, którego interpretacja z logicznego punktu widzenia ujawnia, że jego znaczenie w zasobie słownictwa jest bezsensowne. Jedno z najczęściej używanych do tego czasowników bazuje na słowie "wierzyć", ponieważ z reguły na co dzień bardzo często posługujemy się tym określeniem do stosowania trybu oznajmującego na przykład w następującej postaci: Wierzę, że dzisiaj zdam prawo jazdy, wierzę że uda mi się tego dokonać, wierzę, że damy radę to zrobić, wierzę, że wyjdzie z tego cało, wierzę, że zdążymy na pociąg i tak dalej w nieskończoność na wszelkie sposoby. Jednak racjonalnie rzecz ujmując jeśli przyjrzymy się temu czym właściwie jest kwestia "wiary w coś" to dochodzimy do logicznego wniosku, że jej opis opiera się na tłumaczeniu o fantasmagorycznym znaczeniu. Każdy spostrzegawczy umysł jednomyślnie podpiszę się pod formułą, że "wiara w coś" nie bazuje z reguły na zasadach logiki, a prościej mówiąc jeżeli "wierzysz, że Polska wygra z Hiszpanią na mistrzostwach świata" to jest to tylko utwierdzenie pokryte w nadziei, że tak może być, a nie że stanie się tak na pewno. Tak samo wierzę w to, że "ktoś wyzdrowieje" albo wierzę w to, że "uda się mu pokonać tą chorobę" jak i samo nawet tak zwane wierzenie, że w to co wierzy się ma realne szanse do zaistnienia to jedynie efekt wywołany działaniem mechanizmu utrwalonego w psychice polegający na bezkompromisowym utwierdzaniu umysłu w definitywnej autosugestii, że to założenie ziści się jako wydarzenie realne ale racjonalnie rzecz ujmując względem obserwatora jako osoby trzeciej w przedstawionym stwierdzeniu nie dysponujemy przed nim narzędziami uwiarygodniającymi jej nieomylność w skutkach w bliżej nieokreślonej perspektywie następstw, a wiara z jaką kierujemy się w tym kontekście jest tylko aktem wynikającym z woli wzbudzania nadziei w ufności (co tłumaczyć można jako mechanizm psychologiczny dyktowany przez stereotypy jakimi kodowana jest nasza podświadomość przez system przyjmowania religijnych wzorców obyczajowych np: zabobonów), iż postawa w konsekwentnym wizualizowaniu takiej rzeczywistości jaką afirmujemy w znaczeniu swojej wiary posiada rzekomo bezwzględną rację bytu. A jednak ewidentnie jest ona tylko projekcją wyobraźni na temat tego co chcemy zmaterializować, a nie absolutnym wyznacznikiem autoryzującym oczekiwany scenariusz w realnych faktach, ponieważ wypełnienie go zawsze będzie przeczyć logicznemu uzasadnieniu, że na sedno sytuacji wpływa nieskończenie wiele mimowolnych czynników, które funkcjonują niezależne od naszych intencji, a jakie mogą zaburzyć trajektorie wszelkiego biegu wydarzeń. W związku z tym materializacja założeń "wiary" z góry skazana jest na osąd losowości zaistniałych zbiegów zdarzeń w czasie i co najwyżej możliwa do przewidzenia na szacunkach uwarunkowanych przez parametry matematycznych wyliczeń. To jest właśnie fundamentalna różnica między "wiarą", a "logiką" i to samo tyczy się kwestii wiary w istnienie Boga, że tylko mentalnie człowiek koduje w swoim umyśle niewątpliwość w jego byt ale argumentacji o jej niepodważalności nie podeprze na żadnym sformułowaniu logicznym za pomocą którego może dowieść, że jego wiara ma uzasadnione podstawy na gruncie wiedzy weryfikowalnej racjonalnie (Chyba, że jakimś cudem takowe posiada). I ta sama zależność tyczy się na przykład księży, którzy nie dysponują perswazją zbudowaną na argumentacji klarownego przekazu wiedzy do nawracania ludzi w kierunku Boga, a swoje misjonarstwo podpierają jedynie na uzasadnianiu faktów opartych na pokładaniu wiary w niemożliwą do oszacowania przez rozum autentyczność ingerencji zjawisk o charakterze transcendentnym, a które z logicznego punktu widzenia nie posiadają racji bytu i dlatego właśnie przeciętny człowiek tak łatwo odwraca się od dogmatów religijnych nie odnajdując wyjaśnień na istotne dla siebie pytania. (Tutaj też tkwi odpowiedź na to dlaczego wąski odsetek z nich otwiera się na kompetencje ezoteryki i spirytyzmu w tym zakresie). I stąd radykalną różnicą jest wierzyć w Boga, a wiedzieć, że Bóg istnieje, a następnie drogą agitacji opartej na rzeczowej argumentacji móc przekazać wspomniane bogactwo informacji do wglądu słuchacza w sposób zrozumiały i możliwy do interpretacji bodźcami empirycznymi (czytaj również: neopozytywizm). Dlatego pod tym względem można śmiało postawić znak równości między definicją wiary, a utopizmem, a to znaczy, że "imaginacja wiary" nie ma prawa bytu. Idąc dalej jeśli stwierdza ktoś, że w coś "wierzy" to najwidoczniej jawnie podpisuje się pod niewiedzą o swojej nieświadomości w jakiej egzystuje, a z psychologicznego punktu widzenia również do zakodowanych w jego podświadomości wzorców myślowych, które ograniczają horyzont obiektywnego postrzegania faktów, a także dyktują schematem reagowania na nie. Podsumowując to ta analiza nie wypływa z wrogiej postawy względem istnienia Boga i nie jest to też atak w stronę uczuć religijnych (gdzie często podważanie kwestii wiary jest tożsame z wyciąganiem jej kontekstu i sprowadzania do roli impertynencji co również zaliczyć można do zakodowanego w podświadomości zespołu schematów myślowych odpowiedzialnych za procesy dyktujące sposób naszego postrzegania faktów zaistniałych w rzeczywistości, a czego wyjaśnienie spoczywa w kompetencji wiedzy psychologicznej), lecz stanowi jedynie interpretacje sedna sprawy z logicznego punktu widzenia. Konkretnie rzecz ujmując definicje "wiary" można porównać do hasła o fantasmagorycznym znaczeniu i nośniku o hipnotycznym działaniu na umysł człowieka, wprowadzając go w stan podatności na wszelkie sugestie z niej wypływające - np: Istnienie istot pozaziemskich pozostaje w sferze wiary ponieważ nikt nie udowodnił, że oni istnieją lub nie, dlatego ten fakt nie wyklucza do uzasadnionych na tej podstawie powodów do jej podtrzymywania. I na tym przykładzie własnie kwestia "wiary" ma otwarte pole do wysnuwania nieskończonej ilości wyobrażeń czy teoretyzowań i przyjmowania co do nich dowolnych nurtów światopoglądowych jednak ich słuszność zawsze będzie komplikować się z posiadanym aktualnie depozytem wiedzy w tej materii i na jej podstawie prawem do wysuwania logicznych kontrargumentacji wobec opisanego sporu. Faktem jest natomiast, że czasownik "wierzyć" jakim w zależności od jego przypadków posługuje się na co dzień człowiek do definiowania swojego stanowiska przekonań względem kogoś lub czegoś, nie posiada sensownej racji bytu w terminologii słownika językowego, a bardziej kompetentnym określeniem na jego miejsce pasuje wyraz "wiedza". Czyli "wiem", że Polska wygra z Hiszpanią, "wiem" że ktoś wyzdrowieje, "wiem", że uda mu się wygrać z tą chorobą, "wiem" że bóg istnieje. Ponieważ zastosowanie takiego zdania definitywnie precyzuje u jego nadawcy wiarygodność określonej zawartości informacji, a w razie braku możliwości zweryfikowania jej autentyczności lub niepowodzenia na faktach zaistniałych w określonych następstwach czasu to automatycznie podmiot wypowiedzianej treści jest moralnie uwiązany do poniesienia konsekwencji za wypowiedziane słowa. Zatem dialektyka odnosząca się do trybu oznajmującego jakim jest wyraz "wiem" i polegająca na dochodzeniu do prawdy poprzez ujawnianie sprzeczności tkwiących w pojęciu omawianej tutaj kwestii "wiary" pozwala na wcześniejszych przykładach rzetelnie zidentyfikować fałszywość lub prawdomówność u danego adresanta przekazu jednoznacznie definiując kompetencje jego wiedzy i oddzielając tym samym plewy od ziaren odpowiedzialne za szerzenie dezinformacji na tle masowego ogółu społecznego.
Reasumując wierzenie w coś jest efektem odruchu utrwalonego w psychice mechanizmu polegającym na bezkompromisowym utwierdzaniu umysłu w definitywnej autosugestii o możliwości zaistnienia w materii fikcyjnej zawartości wyobrażeń, które z logicznego punktu widzenia nie posiadają racjonalnej argumentacji przemawiającej za jej bezspornym prawem do bytu, a na fundament ich projekcji wpływają uwarunkowania ludzkiej podświadomości na którą oddziałują procesy psychologiczne. A w związku z powyższym z faktu na zdroworozsądkowy wgląd na sedno sprawy należy odrzucić bądź zreformować zabobony i stereotypy wpisane w tendencje lingwistyczne odpowiedzialne za zaburzanie sposobu wyrażania obiektywnego opisu odczuć i myśli w definiowaniu stanowiska swoich przekonań względem jakich nadaje się prawdziwości twierdzeniom w warunkach braku wystarczającej wiedzy przy użyciu nielogicznego zwrotu w komunikacji językowej za jaki odpowiada czasownik "wierzyć".
Wiara po prostu nie istnieje. Stosowanie określenia "wierzenia" w coś to nic innego jak przyjmowanie stanowiska obłudnego imaginowania irracjonalnej rzeczywistości, która egzystuje tylko w sferze wyobrażeń. A z powodu tej właśnie abstrakcji jaka warunkuje pojęcie wiary to powinno ono podlegać wykluczeniu ze słownika naszego języka z roli narzędzia do obiektywnego formułowania informacji opartych na racjonalnych uzasadnieniach do zaistnienia, a jaka w toku logicznej analizy zdaje się potwierdzać jej brak kompetencji do posiadania racji bytu. To jest stereotyp podyktowany przez zabobon religijny wpisany w zwyczaj naszej komunikacji, a chcąc wykorzenić go i zastąpić bardziej miarodajnym określeniem do tego najlepiej jest zastosować w zależności od przypadku wyraz, pochodny od bezokolicznikowej formy czasownika przechodniego niedokonanego jakim jest "wiedzieć".
Można tylko wiedzieć, że w coś wierzymy lecz wiara, że w to co wierzymy jest wiedzą stanowi zdanie z pojęciami wyrażającymi dwa przypadki, jakie w logice matematycznej odwołują się do koncepcji o alogicznej koniunkcji, a więc sformułowaniem definiującym wzajemną sprzeczność obu założeń w której jedną z nich wyklucza się jako nieprawdziwą w kontekście tej drugiej, a w związku z tym permanentnie odrzuca ją. Zatem wiara na tym przykładzie nie posiada uprawnień spełniających warunku do uzyskania statusu synonimu "wiedzy" i co najważniejsze jest tak również dlatego, że jej określenie charakteryzuje brak niepodważalności i kompetencji w rzeczowym odnoszeniu się do zdarzeń, obiektów i udziału w nich zależnych z nimi podmiotów. I na ten właśnie szczegół ludzie chcący wyrwać się z jarzma odgórnych dogmatów i zabobonnych wzorców myślowych powinni zwrócić szczególną uwagę, ponieważ stosowanie w zdaniu określenia "wierzenia w coś" to akt nieodpowiedzialnego używania słów jakie w połączeniu z realizmem i zdrowym rozsądkiem automatycznie wykluczają się. A przecież każdemu zależy na tym, żeby wiedzieć o tym w co wierzy? Tylko, że posiadając wiedzę o tym jednocześnie nie musi już w to "wierzyć", ponieważ ta kwestia nie podlega już dalej na domysłach, a opiera się na zestawie informacji zweryfikowanymi po przez autentyczne fakty w realiach. Więc w tym kontekście "wiedza" automatycznie wypiera "wiarę" i zastępuje jej miejsce.
Wobec powyższego i uzasadnionego logicznie dyskursu uważam, że korekcja terminu "wiary w coś lub kogoś" w naszym języku jest niezbędna, a najlepiej pretendującym zamiennikiem na jej miejsce nadaje się sformułowanie, którego sensowność weryfikuje argumentacja przemawiająca za rzeczownikiem "wiedzy o czymś lub o kimś".
Gdyby każdy z tak zwanych "wierzących" operował mową na zasadzie "wiem o Bogu albo wiem o jego istnieniu" zamiast "wierzę w boga albo wierzę w jego istnienie" to od razu można by spytać eksponenta takiej wiedzy na jaką sugeruje się w oznajmionym stwierdzeniu - a co w takim razie konkretnie wiesz? I to zjawisko w szczególności powinno dotyczyć księży. A tak to wszystko nadal pozostaje pod ukrytym znakiem zapytania i zarysowuje wąski horyzont rzetelności informacji jakich szukamy od ludzi, ponieważ słowo "wiary" można utożsamić z wszechstronnym polem dla domysłów, a więc określenie takie nie weryfikuje niczego konkretnego i ktoś kto używa je może dowolnie manipulować nim na drodze demagogii. Prawda, że to niesłychana obłuda? Po prostu "wiara" nie istnieje, a definicja tego czasownika nie powinna w ogóle posiadać racji bytu w słownictwie językowym i stanowić narzędzie do obiektywnego opisu danego podmiotu mogącego mieć lub nie związek z określonym zdarzeniem w czasie teraźniejszym jak i przyszłym i wyrażania klarownej wiedzy o czymś lub o kimś z tym związaną.
Gdybyś spytał - Jaka wiedza i argumentacja na niej bazująca przemawia po przez twoją wiarę w to, że bóg istnieje lub w to, że coś urzeczywistni się niezależnie od sprzeczności z logicznego punktu widzenia to odpowiedź brzmieć będzie: żadna.
Jeżeli natomiast spytasz - co konkretnie wiesz twierdząc, że wiesz coś o Bogu lub na podstawie czego wiesz o tym, że Polska wygra z Hiszpanią to takim pytaniem stawiasz odbiorce w świetle braku możliwości ucieczki od rzetelnej odpowiedzi, która jednoznacznie weryfikuje jego kompetencje, a tym samym wiarygodność jego słów, a kto wie może i nawet profetyczne uzdolnienia w jasnowidzeniu, to tak pół komicznie mówiąc. I niestety pod pojęciem wiary można w zasadzie uniknąć dyskomfortu ponoszenia odpowiedzialności za rozsiewanie w ludziach swojej fantasmagorycznej wizji w postrzeganiu świata, a która następnie nie musi podlegać dogłębnej merytorycznej spekulacji, a jej racja bytu z góry usprawiedliwiona jest samą tylko wiarą w coś, którą każdy indywidualnie ma prawo manifestować niezależnie od tego jaka by nie była. Co więcej nie wymaga ona posiadania certyfikatu na prawdziwość jej przekazu, gdyż hasło "wierzenia w coś" nadaje w tym znaczeniu status wręcz nietykalności, a reprezentant danego poglądu nie jest zobowiązany do tłumaczenia się z niego w sposób racjonalnie uzasadniony nawet jeśli sam nie wie nic na temat tego w co wierzy. W związku tym dalsze forsowanie tej granicy interpretuje się jako kwestionowanie uczuć religijnych lub czyjegoś prawa do wolnego wyrażania przekonań, a to z kolei w skrajnych przypadkach podpina się jako wykroczenie na drodze prawa nawet jeśli bazuje ono na rzeczowej argumentacji, a w intencji takiego działania leży tylko chęć pozyskania wiedzy. (Tak ten program sprytnie został zaimplementowany, żeby jak najdłużej utrzymać człowieka w niewiedzy i stagnacji duchowej w zadawaniu istotnych pytań). I pod tym też zagadnieniem otwiera się wszechstronne pole dla działalności sekt, religii czy nawet polityki do kreowania niezliczonej ilości hipokryzji, którą my pod płaszczykiem "wierzenia w to" przyjmujemy jako niezaprzeczalną słuszność i jednocześnie propagujemy ją przyczyniając się w ten sposób do uruchomienia socjologicznego mechanizmu rozsiewania dezinformacji sprowadzając masy umysłowe na grunt podatności na wszelkie sugestie w tej materii. Najprostszym jednak sposobem zweryfikowania prawdy jest obserwowanie cudzej reakcji, która bazuje z reguły na uciekaniu od pytania, wymijaniu jej, a w dalszej perspektywie reagowania na nią agresją. (Jest to zweryfikowana wiedza psychologiczna opisująca reakcję i zachowania uwarunkowane w naturze ludzkiej psychiki). Wobec tego przekazu myślę, że dalej dopisywać nic już nie trzeba.
Gdyby ze słownika wymazać dosłownie tylko jedno pojęcie zwane "wiarą", a jej miejsce zastąpić określeniem "wiedzy" to automatycznie zapadłby się fundament sensu całej religii niczym domek z kart. A przecież ta operacja posiada dobitnie uzasadnione merytorycznie argumenty logiczne, a więc w takim razie co stoi dalej na przeszkodzie ku temu, żeby taką reformację przeprowadzić? Wystarczy tylko jedno słowo wymazać, a gwałtownej metamorfozie uległaby wszechobecna mentalność ludzi odcinając ją od wpływów ze źródeł pozaracjonalnych zwłaszcza zabobonów, które ograniczają postrzeganie człowieka wpisując je w ramy podyktowane przez dogmatyczne wzorce myślowe. Mam nadzieję, że ktoś kto to przeczyta uświadomi sobie schemat działania tego mechanizmu, a przede wszystkim wymaże ze swojego słownika stereotyp oparty na bezkompromisowym i naiwnym posługiwaniu się określenia "wierzenia w coś" jak i przyjmowania stanowiska "wiary samej w sobie" do przyjmowania obłędnego stanu psychicznego polegającego na utwierdzaniu się w definitywnej autosugestii odnośnie faktów o jakich wyżej już napisałem. Wierzenie w coś to stwierdzenie totalnie nie logiczne i bez sensu, nie bazujące na realiach oraz analogiczne do takiego samego zdania jak: pływam na nartach albo jadę samolotem. I pomyśleć, że iluminacja tylko jednego słowa może stanowić kluczowe znaczenie w zachwianiu fundamentami religijnych zabobonów. Jednak najśmieszniejszym paradoksem "wiary" (I to nawet już przetestowanym i sprawdzonym!) wśród tzw: osób wierzących jest to, że gdyby nie jednego z nich zapytać o wyjaśnienie definicji "wiary" to najprawdopodobniej znacząca większość nie wiedziałby nawet co ma na to odpowiedzieć. Dla kogoś takiego wierzenie to po prostu wierzenie czyli pusty frazes bez żadnej zawartości rzeczowych informacji. Powyższa rozprawa może sprawiać wrażenie pozornie błahego czepiania się szczegółu ale tak na prawdę ten jeden mały detal na istotny wpływ na kształt tożsamości człowieka egzystującego w społeczeństwie wyznającym "wiarę".
A jakie jest twoje zdanie w tym temacie? czy określenie "wiary" według ciebie ma rację bytu w słownictwie człowieka? Czy "wierzysz, że wierzenie w coś" ma sensowne znaczenie?
Jakie ze stwierdzeń wiarygodniej przemawia do twojego rozumu - "wierzyć w jego istnienie" czy "wiedzieć o jego istnieniu"? albo "wierzę, że to nastąpi" czy "wiem, że to nastąpi"?