To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Za komuny było szczuplej
żeniec napisał(a): O żywieniu piszę chyba dopiero gdzieś od 13-14 strony, gdzie zacząłem spuszczać łomot pilastrowi Cwaniak
Już czytałem kiedyś to z grubsza (głównie te dotyczące wypowiedzi pilastraUśmiech i zgadzam się z etycznego punktu widzenia w stu procentach. Natomiast co z osobami, które twierdzą, że bez mięsa czują się gorzej i potrzebują do normalnego funkcjonowania? Miejmy nadzieję, że genetycznie hodowane mięso rozwiąże problem w niedalekiej przyszłości.
Odpowiedz
Osiris napisał(a): Już czytałem kiedyś to z grubsza (głównie te dotyczące wypowiedzi pilastraUśmiech i zgadzam się z etycznego punktu widzenia w stu procentach. Natomiast co z osobami, które twierdzą, że bez mięsa czują się gorzej i potrzebują do normalnego funkcjonowania? Miejmy nadzieję, że genetycznie hodowane mięso rozwiąże problem w niedalekiej przyszłości.
Placebo (czy raczej nocebo?) jest potężnym zjawiskiem. W skrajnych przypadkach może tak być, że mięso jest jedyną opcją (alergia na wszystkie produkty roślinne, choroba Crohna i inne zespoły zapalenia układu trawiennego, etc.), ale większość narzekań to raczej na pewno nie to. Jak spojrzysz na ex-wegan z YouTubów (wiem, wiem, niereprezentatywna próba), to prawie wszyscy są trochę stuknięci i polegali na "naturalnej" diecie złożonej z surowizny. Nic dziwnego, że potem są problemy.

Na poparcie, że problemy zdrowotne nie są głównym (ani chyba w ogóle) problemem, można też zacytować to

https://faunalytics.org/wp-content/uploa...Report.pdf

Na 7 stronie jest tabelka ilustrująca trudności obecnych i byłych wegetarian i wegan. Nie ma tam problemów zdrowotnych, czy z samopoczuciem. Tekst nad tabelką też wskazuje, że nie było istotnej korelacji pomiędzy tego typu problemami, a statusem (wege czy ex-wege) osoby.
Odpowiedz
żeniec napisał(a): Trzeba tylko pilnować suplementacji B12.

Żelazo - coś szukałem o jajkach i przyswajalności żelaza w żółtku, ale jedni piszą tak, inni siak. Wegetarianie zapewne jedzą jaja, ale nie mięso, weganie jajek teoretycznie nie tykają, a jak z "owocami morza" (skorupiaki, ryby itp) u jednych i drugich, to już nie wiem. Żelazo niehemowe z roślin jest marnie przyswajalne w porównaniu z hemowym w mięsie i owocach morza.

Wiele zależy od stopnia "radykalizmu" w diecie, trybu życia, uprawianego sportu (rekreacyjny, wytrzymałościowy, siłowy). Nierozważną dietą opartą na "unikaniu", co by móc zaliczać się do tych na literę "w", można sobie narobić np. "żelazowej" szkody, czyli anemii i pochodnych związanych z niedoborami Fe.

Wygląda mi więc na to, że bycie wegetarianinem lub weganinem wymaga posiadania wiedzy na temat tego "jak być" tym na "w", co by zdrowotnie nie przegiąć. Natomiast bycie "naturalnym wszystkożercą" jakby ten problem eliminuje u źródła - wniosek może tendencyjny, ale zaliczam się do wszystkożerców, a w dodatku ze względów przetestowanych na sobie unikam nadmiaru warzyw, zwłaszcza surowych (kiszone jak najbardziej tak, gotowane raczej tak, surowe prawie nie) i niektórych owoców, np. kiwi i cytrusów (z wyjątkiem cytryny).
Wiem, że nic nie wiem...
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Zasadniczo jednak główny mit czyli "trzeba jeść mięso aby mieć siłę" obala w wystarczający sposób.

Ok, nie trzeba. Ale można. I jest to łatwe i smaczne.

żeniec napisał(a): I te 4000 kcal to z mięsa pozyskujesz?

Nie. Jem np. furę ryżu brązowego albo kaszy gryczanej lub perłowej i do tego jakieś mięcho. Gotowane, smażone, duszone albo pieczone. No i jakieś sałatki, surówki.

żeniec napisał(a): Mięso jest relatywnie "gęste" żywieniowo, ale też sycące.

To źle? Jak się je, to po to, żeby nie czuć się głodnym. Wiem, odkryłem Amerykę.

żeniec napisał(a): Trudno zjeść tak dużą ilość kalorii z mięsa i w sumie nawet nie wiadomo po co, bo białko jest beznadziejnym paliwem.

Toteż nikt nie postuluje w tym temacie stosowania jakieś specjalnej diety mięsnej. Zwykła, różnorodna dieta jest ok.

żeniec napisał(a): To wciągnij dwa

Po dwóch to już prawie na bank się zesrom Uśmiech

żeniec napisał(a): Słusznie są dyskryminowane.

Niesłusznie. Normalny diesel z zaworem EGR, katalizatorem, filtrem DPF jest milion razy mniej szkodliwy niż piece w domkach jednorodzinnych. Dziwne, że jakoś nad autami ekourzędnicy UE znęcają się wymyślając kolejne normy, a o piecach nikt nic nie mówi. Już dawno powinno się wszystkie cementem zalać.

żeniec napisał(a): Ja widzę, że dla Ciebie najlepszym sposobem na rozwiązanie problemu wspólnego (niczyjego?) pastwiska byłoby udawanie, że problemu nie ma.

Najlepiej znęcać się nad jakąś mało znaczącą (jeśli chodzi o emisję CO2) branżą, onanizować się swoją ekozajebistością i w poczuciu dobrze spełnionej roboty kupować wszystko made in China.

Unijni urzędnicy, chcąc być konsekwentni w swoim ekopierdolcu, powinni nałożyć embargo na wszystkie towary, których produkcja wymaga emisji CO2 większej niż ta wytworzona przez owe koszmarne diesle. Czyli praktycznie wszystko z Chin, a to oznaczałoby całkowite uniemożliwienie normalnego życia. Ale skoro możemy całkowicie uniemożliwić sprzedaż diesli i skazać ludzi na drogie i chujowe elektryki, to czemu nie rozszerzyć tego na inne branże?

żeniec napisał(a): To oczywiście nieprawda. Ze wzrostem ceny popyt spada, więc ludzie będą pić mniej.

Ta, jasne... wierzysz w to co piszesz? Ze wzrostem cen spada sprzedaż legalnego alkoholu. Nie wiem ile spożywa się alkoholu domowej roboty, ale brak danych nie świadczy o nieistnieniu takowego zjawiska lub o małej jego skali.

żeniec napisał(a): No i są jeszcze wpływy do budżetu, które można potem wydać m.in. na mitygowanie skutków picia alkoholu i prewencję.

W Polsce nie ma prewencji. Jest totalna kulturowa akceptacja. I religijna. Nawet pan Jezus zamienił na weselu wodę w wino jak ludziom zabrakło. Taki równy gość z niego.

żeniec napisał(a): Ale tani bimber jest gorszym i trudniej dostępnym zamiennikiem, którego taniość, pomimo gorszej dostępności, wynika właśnie z chujowej jakości.

Dlaczego tak twierdzisz? Dobrze przefiltrowany jest dobry. Śwagier robi pyszny pigwowy, śliwkowy, karmelowy etc.

żeniec napisał(a): Większość ludzi nie decyduje się na bimber, gdy rośnie akcyza.

Masz jakieś dane? Nie wiem jak w mieście, ale u mnie na wsi jest rozkwit bimbrownictwa - no moją wiochę przypada czterech lokalnych bimbrowników. Produkcja idzie pełną parą. U niektórych na imprezach w ogóle nie ma wódy tylko sam bimber stoi na stolikach.

żeniec napisał(a): No i odpowiedz na pytanie, które wygodnie zignorowałeś: Czy praktycznie niczego nie możesz kupić, bo prawie wszystko jest obłożone VATem? Jak jest podwyżka VATu, to nagle przestajesz kupować bułki legalnie w piekarni?

Nie. Ale co innego podwyżka VATu z 22 na 23%, a co innego jakby nałożyć na bułki akcyzę, po której z 50 gr za sztukę zaczęłyby nagle kosztować np. 2,5 zł. Każdy będzie wolał sobie chleb kupić w tej samej cenie. Albo przestawić się na bułki domowej roboty.

żeniec napisał(a): Przyznajesz zatem, że opodatkowywanie może być skutecznym mechanizmem zniechęcania do konsumowania opodatkowywanych dóbr?

Nie. Opodatkowanie może być skutecznym mechanizmem spychania opodatkowanych dóbr oraz usług do szarej strefy. Najlepszym przykładem jest ZUS - najzajebistszy, najpotężniejszy podatek ze wszystkich podatków. Im większy tym więcej ludzi ucieka w szarą strefę. Tak potężny, że 9/10 małych firm jest likwidowanych po 2 latach od założenia czyli po skończeniu się małego ZUSu.

żeniec napisał(a): No spoko, w takim razie po co pitolić o jakichś siłach i paliwach, kiedy chodzi o niechęć do zmiany nawyków?

Jaka niechęć? Mam bardzo dobre nawyki. W 85% jestem wegetarianinem Uśmiech

żeniec napisał(a): i jako kontrargument dla lumberów tego świata, którzy twierdzą, że bez mięsa to siły nie ma i penisy odpadają

Ile i czego powinien zjeść taki np. brukarz, żeby nie padł z wycieńczenia?

Artificial Intelligence napisał(a): Wygląda mi więc na to, że bycie wegetarianinem lub weganinem wymaga posiadania wiedzy na temat tego "jak być" tym na "w", co by zdrowotnie nie przegiąć. Natomiast bycie "naturalnym wszystkożercą" jakby ten problem eliminuje u źródła - wniosek może tendencyjny, ale zaliczam się do wszystkożerców

O własnie, ja tyż. Trochę mięsa, trochę warzyw, trochę nabiału i nic se nie muszę wyliczać. Nie muszę siedzieć nad tabelkami i planować skład posiłków. Żrę co jest i jest ok.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Dlaczego tak twierdzisz? Dobrze przefiltrowany jest dobry. Śwagier robi pyszny pigwowy, śliwkowy, karmelowy etc.

W większości przypadków smaki stosuję się, żeby zamaskować marną jakość podstawowego produktu Język. Picie mętnej brymuchy o smaku świeżych drożdży nie jest najlepszym wyjściem ( chyba że jest sie studentem, żulem etc.)
Odpowiedz
Artificial Intelligence napisał(a): Żelazo - coś szukałem o jajkach i przyswajalności żelaza w żółtku, ale jedni piszą tak, inni siak. Wegetarianie zapewne jedzą jaja, ale nie mięso, weganie jajek teoretycznie nie tykają, a jak z "owocami morza" (skorupiaki, ryby itp) u jednych i drugich, to już nie wiem. Żelazo niehemowe z roślin jest marnie przyswajalne w porównaniu z hemowym w mięsie i owocach morza.
100g żółtka zaspokaja z 1/3 dziennego zapotrzebowania na żelazo (przynajmniej wg rekomendacji dla mężczyzn, kobiety potrzebują więcej), ale też dostarcza ponad 1g cholesterolu. Żelazo hemowe przyswaja się aż za bardzo, nawet jak nie jest już potrzebne, natomiast wchłanialność niehemowego można zwiększyć np. spożywając równolegle witaminę C.

Artificial Intelligence napisał(a): Wiele zależy od stopnia "radykalizmu" w diecie, trybu życia, uprawianego sportu (rekreacyjny, wytrzymałościowy, siłowy). Nierozważną dietą opartą na "unikaniu", co by móc zaliczać się do tych na literę "w", można sobie narobić np. "żelazowej" szkody, czyli anemii i pochodnych związanych z niedoborami Fe.
Nierozważną dietą jakąkolwiek można sobie zrobić kuku. Dieta "standardowa" ma tę przewagę, że kształtowała się przez pokolenia metodą prób i błędów i generalnie zabezpiecza przed przypadłościami, które usuwają z puli geny osobnika, który ją stosuje, zbyt szybko. Pozostają jeszcze te przypadłości, które usuwają później Oczko

Artificial Intelligence napisał(a): Wygląda mi więc na to, że bycie wegetarianinem lub weganinem wymaga posiadania wiedzy na temat tego "jak być" tym na "w", co by zdrowotnie nie przegiąć.
Nie jest to wiedza tajemna, tylko powszechnie dostępna i łatwa do przyswojenia.

Artificial Intelligence napisał(a): Natomiast bycie "naturalnym wszystkożercą" jakby ten problem eliminuje u źródła - wniosek może tendencyjny, ale zaliczam się do wszystkożerców, a w dodatku ze względów przetestowanych na sobie
Cały ten wątek był zastymulowany tym, że "naturalna wszystkożerność" w okolicznościach zaawansowanej cywilizacji nie działa. Każda dieta już wymaga rozwagi, jeśli chce się unikać przedwczesnej cukrzycy, raka czy chorób serca.

Artificial Intelligence napisał(a): unikam nadmiaru warzyw, zwłaszcza surowych (kiszone jak najbardziej tak, gotowane raczej tak, surowe prawie nie) i niektórych owoców, np. kiwi i cytrusów (z wyjątkiem cytryny).
Jakiś szczególny powód takiego postępowania?

lumberjack napisał(a): Ok, nie trzeba. Ale można. I jest to łatwe i smaczne.
Ale drogie (co czasem maskują subsydia), nieekologiczne i nieetyczne.

lumberjack napisał(a): Nie. Jem np. furę ryżu brązowego albo kaszy gryczanej lub perłowej i do tego jakieś mięcho. Gotowane, smażone, duszone albo pieczone. No i jakieś sałatki, surówki.
Zaraz wyjdzie, że w sumie, to już weganinem jesteś Duży uśmiech

lumberjack napisał(a): To źle? Jak się je, to po to, żeby nie czuć się głodnym. Wiem, odkryłem Amerykę.
To był komentarz na "paliwo".

lumberjack napisał(a): Toteż nikt nie postuluje w tym temacie stosowania jakieś specjalnej diety mięsnej. Zwykła, różnorodna dieta jest ok.
Ale ktoś postuluje, że mięso to "paliwo i siła" w przeciwieństwie do nie-mięsa. A to nonsens.

lumberjack napisał(a): Po dwóch to już prawie na bank się zesrom Uśmiech
Po mięsie nie srosz?

lumberjack napisał(a): Niesłusznie. Normalny diesel z zaworem EGR, katalizatorem, filtrem DPF jest milion razy mniej szkodliwy niż piece w domkach jednorodzinnych.
Jeździsz samochodem na piec domowy? Porównujże jabłka do jabłek.

lumberjack napisał(a): Dziwne, że jakoś nad autami ekourzędnicy UE znęcają się wymyślając kolejne normy, a o piecach nikt nic nie mówi. Już dawno powinno się wszystkie cementem zalać.
Jak to nikt nic nie mówi? Napierdzielają kampaniami ile wlezie, a nowe normy narzucają energooszczędność i nie pozwalają mieć nawet kominka w domu. Ze starymi jest problem, podobnie zresztą jak ze starymi samochodami. Narzucanie norm na nowoprodukowane rzeczy jest natomiast bardzo dobrym sposobem na stopniową poprawę.

lumberjack napisał(a): Najlepiej znęcać się nad jakąś mało znaczącą (jeśli chodzi o emisję CO2) branżą, onanizować się swoją ekozajebistością i w poczuciu dobrze spełnionej roboty kupować wszystko made in China.
Transport to mało znacząca branża, jeśli chodzi o emisje? Wywracanie oczami

lumberjack napisał(a): Unijni urzędnicy, chcąc być konsekwentni w swoim ekopierdolcu, powinni nałożyć embargo na wszystkie towary, których produkcja wymaga emisji CO2 większej niż ta wytworzona przez owe koszmarne diesle.
Że tak nie robią właśnie świadczy o tym, że nie maja ekopierdolca. Chodzi o to, by nadal można było jeździć samochodami, ale żeby zredukować udział tych niepotrzebnie wysokoemisyjnych.

lumberjack napisał(a): Czyli praktycznie wszystko z Chin, a to oznaczałoby całkowite uniemożliwienie normalnego życia.
No właśnie, dlatego nikt tego nie robi.

lumberjack napisał(a): Ale skoro możemy całkowicie uniemożliwić sprzedaż diesli i skazać ludzi na drogie i chujowe elektryki, to czemu nie rozszerzyć tego na inne branże?
Benzyniaki też już znikają z rynku, czy jak?

lumberjack napisał(a): Ta, jasne... wierzysz w to co piszesz?
Tak, zresztą to nie kwestia wiary, tylko praw ekonomii.

lumberjack napisał(a): Ze wzrostem cen spada sprzedaż legalnego alkoholu.
No...

lumberjack napisał(a): Nie wiem ile spożywa się alkoholu domowej roboty, ale brak danych nie świadczy o nieistnieniu takowego zjawiska lub o małej jego skali.
No i co, nagle piją tego trudniej dostępnego, nędznej jakości i potencjalnie trującego alkoholu więcej, niż legalnego wcześniej?

lumberjack napisał(a): W Polsce nie ma prewencji.
Jest. Możesz pić zawsze i wszędzie, czy istnieją bariery, np. wiekowe, okolicznościowe (obsługiwanie pewnych maszyn), etc.? Są reklamy wysoko % alkoholu, czy nie ma? Więc o czym właściwie piszesz?

lumberjack napisał(a): Jest totalna kulturowa akceptacja. I religijna. Nawet pan Jezus zamienił na weselu wodę w wino jak ludziom zabrakło. Taki równy gość z niego.
Na czym polega ta kulturowa i religijna akceptacja, która rzekomo uniemożliwia jakąkolwiek prewencję?

lumberjack napisał(a): Dlaczego tak twierdzisz? Dobrze przefiltrowany jest dobry. Śwagier robi pyszny pigwowy, śliwkowy, karmelowy etc.
Jakby był dobry, to nie musiałby być pigwowy, śliwkowy czy karmelowy. Porządna destylacja wymaga specjalistycznego sprzętu i dość wycyzelowanych warunków, i tych ostatnich nie osiągniesz nawet 3-metrową kolumną w domu. Pomylisz się z temperaturą o 2st. i masz mieszankę etanolu i metanolu. Jak błąd nie jest za duży, to nie zabije, bo etanol jest odtrutką na metanol, ale nie nazwałbym domoróbek dobrymi w żadnym istotnym znaczeniu tego słowa.

lumberjack napisał(a): Masz jakieś dane?
Akcyzą jest obłożny każdy alkohol w Polsce. Jeśli nie twierdzisz, że większość spożywanego w Polsce alkoholu jest nielegalna, to powinieneś się z tym zgodzić.

lumberjack napisał(a): Nie wiem jak w mieście, ale u mnie na wsi jest rozkwit bimbrownictwa - no moją wiochę przypada czterech lokalnych bimbrowników. Produkcja idzie pełną parą. U niektórych na imprezach w ogóle nie ma wódy tylko sam bimber stoi na stolikach.
I tak jest wszędzie? Większość alkoholu w Polsce to bimber, przemyt lub oczyszczony denaturat? To byłaby dość śmiała teza.

lumberjack napisał(a):
żeniec napisał(a): No i odpowiedz na pytanie, które wygodnie zignorowałeś: Czy praktycznie niczego nie możesz kupić, bo prawie wszystko jest obłożone VATem? Jak jest podwyżka VATu, to nagle przestajesz kupować bułki legalnie w piekarni?
Nie.
No to o co się spieramy? Opodatkowanie to nie to samo, co prohibicja.

lumberjack napisał(a): Ale co innego podwyżka VATu z 22 na 23%, a co innego jakby nałożyć na bułki akcyzę, po której z 50 gr za sztukę zaczęłyby nagle kosztować np. 2,5 zł. Każdy będzie wolał sobie chleb kupić w tej samej cenie. Albo przestawić się na bułki domowej roboty.
Ja pierdaczę lumber, właśnie opisałeś proces przerzucania się z wódy na piwo, bo wóda za droga (wyższa akcyza) Cwaniak

lumberjack napisał(a): Nie. Opodatkowanie może być skutecznym mechanizmem spychania opodatkowanych dóbr oraz usług do szarej strefy.
I po tym zepchnięciu ogółem jest ich więcej, czy mniej?

W ogóle Twoim tokiem rozumowania, to żadne podatki, nakazy, zakazy, normy, itd. nie mają znaczenia, bo nic się nie zmienia, tylko do szarej strefy schodzi. Widzisz nonsens tego stwierdzenia?

lumberjack napisał(a): Najlepszym przykładem jest ZUS - najzajebistszy, najpotężniejszy podatek ze wszystkich podatków. Im większy tym więcej ludzi ucieka w szarą strefę. Tak potężny, że 9/10 małych firm jest likwidowanych po 2 latach od założenia czyli po skończeniu się małego ZUSu.
No to zaraz, ZUS sprawia, że firmy masowo upadają, czy żyją sobie niegorzej, tylko w szarej strefie? Chcesz mieć ciastko i zjeść ciastko, a to se ne da.

lumberjack napisał(a): Jaka niechęć? Mam bardzo dobre nawyki. W 85% jestem wegetarianinem Uśmiech
Serio? Masz schabizm-kaszankizm napisane w wyznaniu.

lumberjack napisał(a): Ile i czego powinien zjeść taki np. brukarz, żeby nie padł z wycieńczenia?
Ekwiwalent kaloryczny żarcia roślinnego w zależności od tego, co lubi. Jak chce dużo białka, to jakieś strączkowe lub mock meaty.
Odpowiedz
Cytat:Najnowsze, prowadzone przez międzynarodowy zespół naukowców badania koncentrowały się na tempie starzenia się mózgu. Wśród przedstawicieli tego ludu proces starzenia się mózgu postępuje ok. 70 proc. wolniej niż w zachodniej populacji.

Wcześniejsze badania, które zakończyły się podobną konkluzją, dotyczyły procesów starzenia się w zakresie serca i układu krążenia. W rozwiniętych technologicznie społeczeństwach ludzie mają wprawdzie dostęp do lepszej opieki medycznej, prowadzą jednak siedzący tryb życia, a ich dieta obfituje w cukier i nasycone kwasy tłuszczowe.

W przeciwieństwie do tego, przedstawiciele ludu Tsimane mają bardzo ograniczony lub żaden dostęp do opieki medycznej. Prowadzą jednak bardzo aktywny fizycznie tryb życia, a ich dieta składa się z warzyw, ryb i chudego mięsa, i jest bogata w błonnik.

"Przykład Tsimane można traktować jak naturalny eksperyment, świadczący o tym, w jaki sposób nasz współczesny styl życia może być szkodliwy dla zdrowia" – opisuje Andrei Irimia, który jest profesorem gerontologii na Uniwersytecie Południowej Kalifornii (USA).

Naukowcy przeprowadzili badania wśród 746 przedstawicieli ludu Tsimane w wieku 40-94 lat. Z badaniami wiązały się niemałe trudności logistyczne. Należało bowiem przetransportować ochotników do Trinidad w Boliwii, najbliższego miejsca, gdzie znajdował się tomograf komputerowy. Podróż łodziami i transportem kołowym zajęła dwa pełne dni.

Za pomocą tomografii komputerowej naukowcy badali grubość tkanki mózgowej, a następnie porównali wyniki z trzema zachodnimi populacjami z Europy i Stanów Zjednoczonych.

Z badań wynikło, że u Tsimane z wiekiem atrofia tkanki mózgowej postępuje dużo wolniej niż u mieszkańców krajów uprzemysłowionych. Tym samym są oni mniej narażeni na choroby neurodegeneracyjne mózgu, takie jak zaburzenia poznawcze czy zaburzenia pamięci.

https://www.onet.pl/informacje/onetwiado...6,79cfc278

---

Jakby co to pamiętam o dyskusji tylko muszę się zebrać w sobie, żeby mózg wysilić, ale kiedy próbuję, to mnie głowa boli więc tymczasowo odpuściłem temat Język
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
Ciekawe, jaka jest średnia długość życia ludu Tsimane - obstawiam, że jakieś 35-45 lat.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Sofeicz napisał(a): Ciekawe, jaka jest średnia długość życia ludu Tsimane - obstawiam, że jakieś 35-45 lat.

Cytat:While there was little change in mortality for most of the life course over the period 1950-1989, overall life expectancy at birth improved by 10 years from 45 to 53 after 1990. In both periods, over half of all deaths were due to infectious disease, especially respiratory and gastrointestinal infections. Accidents and violence accounted for a quarter of all deaths. Unlike typical patterns described by epidemiologic transition theory, we find a much larger period reduction of death rates during middle and late adulthood than during infancy or childhood. In the remote villages, infant death rates changed little, whereas death rates among older adults decreased sharply. We hypothesize that this pattern is due to a combination of differential access to medical interventions, a continued lack of public health infrastructure and Tsimane cultural beliefs concerning sickness and dying.

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/17421012/

53 lata. To dane z 2002 roku.

Połowa śmierci z powodu infekcji żołądkowo-jelitowych oraz infekcji dróg oddechowych. Wypadki i przemoc odpowiadają za 1/4 zgonów.

Cytat:From the period 1950‐1989, life expectancy at birth among Tsimane was 43 years; by 2002, life expectancy increased to about 53 years (Gurven, Kaplan, & Zelada Supa, 2007). Despite recent improvement, Tsimane death rates at all ages are similar to those in Europe in the 1800s (Gurven, Kaplan, Crimmins, Finch, & Winking, 2008). Unlike the typical pattern observed historically, in which initial increases in life span are largely caused by reductions in infant and child mortality, the improvement from 1990‐2002 was more a result of reduced death rates in adulthood than during infancy or childhood. We suspect that this is due to differences in access to medical interventions for adults and older children, since they have a greater ability than do infants or young children to seek and survive treatment. Despite recent improvement in access to health care facilities, Tsimane cultural beliefs about sickness and death, coupled with some ethnic discrimination in town, may still deter people from seeking treatment. The modal age of adult death is 70 years (SD = 6.3), similar to that among hunter‐gatherers and other horticulturalists and 1.5 decades earlier than that in high‐income countries (Gurven & Kaplan, 2007).

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5421261/

A jak nie zajebe infekcja lub wkurzony współplemieniec, to dożywa się tam 70 lat.

Dla porównania przeciętny mężczyzna w Polsce żyje 74 lata jeśli nie zajebe go alkoholizm, otyłość, obżarstwo, cukrzyca, nadciśnienie, wylew, zawał, nieudolność służby zdrowia lub debilizm typowego Polaka pędzącego autem.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
Czyli trafiłem.
Do 1989 było 45 lat, a po podaniu małym dzieciom paru pigułek za kilka dolarów wzrosła o 10.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości