To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Częsty błąd w dyskusjach i jego źródło
#1
Pod wpływem lektury różnych dyskusji internetowych zakładam taki oto temat, w którym zamierzam zwrócić uwagę na pewien błąd popełniany przez osoby biorące w nich udział i zidentyfikować jego źródło.

Zacznijmy od dokonania pewnego rozróżnienia w obrębie sporów toczonych między ludźmi. Wśród nich można spotkać się m.in. ze sporami toczonymi o fakty (potocznie mówiąc - o to, jak jest, jak było lub jak będzie) oraz ze sporami toczonymi o powinności (o to, jak powinno być). I fakty, i powinności mogą dotyczyć zarówno świata materialnego, jak również sfery ludzkich przeżyć mentalnych lub języka. Spory o fakty opierają się (przynajmniej w teorii) bezpośrednio na dociekaniu prawdy, a spory o powinności opierają się na sprzecznościach zachodzących między dążeniami, upodobaniami lub systemami wartości ich uczestników.

Odnosząc ten podział do języka: językowe spory o fakty dotyczą tego, w jakich znaczeniach są używane określone wyrażenia lub tego, jakim mianem są nazywane określone byty. Natomiast językowe spory o powinności dotyczą tego, jak należy nazywać dany byt albo tego, jaki byt należy nazywać danym wyrażeniem. W sporach o fakty kluczowe jest dociekanie prawdy poprzez powoływanie się na przykłady użycia jakiegoś wyrazu lub definicje słownikowe; natomiast w sporach o powinności znaczenie mają argumenty lingwistyczne (z perspektywy różnie pojmowanego dobra języka, np. jego oryginalności) lub psychologiczne (np. powołanie się na propagandową skuteczność danego słownictwa w polityce, powołanie się na cudzy autorytet używający danego nazewnictwa itd.).

Teraz przejdźmy do tytułowego błędu. Na czym on polega? Otóż w dyskusjach zdarza się, że ludzie wygłaszają zdania mające stwierdzać zachodzenie jakichś faktów i jednocześnie zawierające nieścisłe lub wieloznaczne wyrazy (np. "płód to dziecko", "płód to nie dziecko", "homoseksualizm to choroba", "rasy ludzkie istnieją" itd.). Nie wiadomo, co autorzy takich twierdzeń mają dokładnie na myśli. Niekiedy w takich sytuacjach zaczyna się tzw. "przerzucanie się definicjami" - dyskusyjny oponent prosi autora takiego twierdzenia o definicję odpowiedniej nazwy, autor ją podaje, oponent wówczas powołuje się na definicję słownikową lub wykorzystywaną w nauce itd.

Nasuwa się pytanie, o co właściwie toczą się takie spory. Ktoś powie, że o to, która definicja jest prawdziwa. Jak wiadomo, definicja jest wyjaśnieniem znaczenia, w jakim dane wyrażenie jest używane w języku. Prawdziwość definicji oznacza więc tyle, że to znaczenie jest przez nią prawidłowo wyjaśniane. Jeśli tego typu spory faktycznie toczą się o prawdziwość definicji, to powinny kończyć się na poczynieniu ustaleń w rodzaju "definicja x właściwie wyjaśnia znaczenie, w jakim jest używana nazwa y w języku potocznym", "definicja z właściwie wyjaśnia znaczenie, w jakim jest używana nazwa a w żargonie naukowym" itp.

Czy tak się dzieje? Według moich obserwacji - nie. Na ogół każda strona dyskusji zostaje przy swojej definicji, przeważnie odwołując się przy tym do zewnętrznego autorytetu: "bo taka definicja znajduje się w słowniku", "bo taką definicją posługują się w swojej pracy naukowcy" itd. Takie uzasadnienia są tego rodzaju, co w językowych sporach o powinności. Jeżeli jednak używa się ich w obronie tez typu "definicja x jest prawdziwa", to daje to wrażenie tego, że "prawdziwość" jest jakąś wewnętrzną cechą definicji, która musi być zaobserwowana i stwierdzona przez kompetentnych badaczy (przeważnie przez naukowców; ich autorytet jest wszak najsilniejszy).

W ten sposób uzasadnia się również twierdzenia takie, jak te wspomniane kilka akapitów wyżej. I tak - twierdzenie "embrion jest człowiekiem" jest uzasadniane tym, że "naukowcy tak orzekli". Czy znaczy to jednak, że naukowcy wzięli pod mikroskop embrion i wykryli w nim cechę zwaną "człowieczeństwem"? Nie. Lecz faktem jest to, że naukowcy uznają embrion za człowieka (osobnika gatunku ludzkiego) na podstawie przyjętej przez nich definicji określającej kryteria przynależności do gatunku Homo sapiens. Ten fakt wykorzystuje się do uzasadniania twierdzenia "embrion jest człowiekiem", nie czyniąc jednak zastrzeżenia, że wyraz "człowiek" jest używany w różnych znaczeniach (potocznym, naukowym, religijnym itd.), a wartość logiczna tego twierdzenia jest zależna od tego, jakie z tych znaczeń przypisze się temu wyrazowi.

Stawiam więc tezę, że uzasadnianie twierdzeń w rodzaju „homoseksualizm nie jest chorobą” albo „twoja definicja słowa „dziecko” jest fałszywa” poprzez powoływanie się na naukowe czy słownikowe definicje jest przejawem błędu polegającego na traktowaniu tego typu twierdzeń tak samo jak twierdzeń typu „Adolf Hitler popełnił samobójstwo” lub „czarny kolor skóry ma znaczenie przystosowawcze” - jako sądów, o których prawdziwości świadczy osąd naukowy, z całkowitym pominięciem wspomnianego kontekstu językowego oraz z pomyleniem naukowych wniosków z naukowymi konwencjami językowymi. Takiemu błędowi sprzyja niejasność/wieloznaczność terminów językowych oraz forma zwrotu "prawdziwość definicji", która sugeruje, że ta prawdziwość jest cechą definicji w takim sensie, jak np. genotyp jest cechą żywego organizmu. Osoby sprzeczające się o prawdziwość jakiejś definicji często nie rozumieją, na czym właściwie ta prawdziwość polega i dlatego tocząc spory o językowe fakty powołują się na takie argumenty, jakby toczyli spory o językowe powinności: "embrion należy nazywać człowiekiem, bo naukowcy tak go nazywają" itd.

Co o tym sądzicie?

EDIT: Zmieniłem nieco formę tekstu, aby uczynić go przystępniejszym.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości