Dlaczego otwierałem ten wątek i dlaczego w ogóle poruszałem ten temat. Otóż chciałem zwrócić uwagę na pewien mechanizm w międzyreligijnym polegającym na interpretowaniu zachowań innych wyznań w sposób wykrzywiony, nawet jeśli samemu przejawia się podobne zachowania.
Jeśli chodzi o historię o cielca. Najprawdopodobniejszym scenariuszem jest taki, że rzeczywiście istniały „cielce Jeroboama” (gdy pisano historię deuteronomiczną, pamięć tego kultu mogła być wciąż żywa). Cielec Aarona zaś to narracja mająca ukazać kult izraelski w złym świetle. Spójrzmy jednak trochę „z zewnątrz”. Mamy Izraelitów i Judejczyków. Jedni i drudzy czczą Boga Najwyższego (jedni identyfikują go bardziej z Elem, a drudzy z Jahwe). Jedni i drudzy uznają go za nieprzedstawialnego, dlatego też jako obiekt kultu wybierają „zwierzęcy atrybut” boga. Jedni — cielca, drudzy — cheruby. Jest to pewne podobieństwo, jednak mieszkańcy Judy decydują się stwierdzić, że wizerunek cielca to „zamienienie obrazu niewidzialnego Boga na podobieństwo cielca jedzącego trawę”, zaś kłanianie się „miejscu będącemu podnóżkiem stóp” Boga jest już spoko.
Pamiętam, jak będąc pacholęciem, czytałem „Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy”. W tych baśniach pojawiali się często „czciciele ognia”. I według narracji byli to ludzie, którzy rzeczywiście czcili ogień jako boga. Dopiero później dowiedzialem się, że chodziło o zoroastrian, w których kulcie rzeczywiście ogień odgrywa ważną rolę, ale przecież nie jest ich bogiem.
Podsumowując — bałwochwalstwo to zawsze to, co robią inni.
Jeśli chodzi o historię o cielca. Najprawdopodobniejszym scenariuszem jest taki, że rzeczywiście istniały „cielce Jeroboama” (gdy pisano historię deuteronomiczną, pamięć tego kultu mogła być wciąż żywa). Cielec Aarona zaś to narracja mająca ukazać kult izraelski w złym świetle. Spójrzmy jednak trochę „z zewnątrz”. Mamy Izraelitów i Judejczyków. Jedni i drudzy czczą Boga Najwyższego (jedni identyfikują go bardziej z Elem, a drudzy z Jahwe). Jedni i drudzy uznają go za nieprzedstawialnego, dlatego też jako obiekt kultu wybierają „zwierzęcy atrybut” boga. Jedni — cielca, drudzy — cheruby. Jest to pewne podobieństwo, jednak mieszkańcy Judy decydują się stwierdzić, że wizerunek cielca to „zamienienie obrazu niewidzialnego Boga na podobieństwo cielca jedzącego trawę”, zaś kłanianie się „miejscu będącemu podnóżkiem stóp” Boga jest już spoko.
Pamiętam, jak będąc pacholęciem, czytałem „Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy”. W tych baśniach pojawiali się często „czciciele ognia”. I według narracji byli to ludzie, którzy rzeczywiście czcili ogień jako boga. Dopiero później dowiedzialem się, że chodziło o zoroastrian, w których kulcie rzeczywiście ogień odgrywa ważną rolę, ale przecież nie jest ich bogiem.
Podsumowując — bałwochwalstwo to zawsze to, co robią inni.
Tress byłaby doskonałą filozofką. W istocie, Tress odkryła już, że filozofia nie jest tak wartościowa, jak jej się wcześniej wydawało. Coś, co większości wielkich filozofów zajmuje przynajmniej trzy dekady.
— Brandon Sanderson
— Brandon Sanderson