Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Strategia komitetów wyborczych - plany, marzenia, rozważania
#81
PS
W napisanym przeze mnie scenariuszu Mentzen pewnie groziłby antypisowi, że jak nie zrobią tego, co chce, to zrobi konstruktywne wotum nieufności i da rząd PiSowi. Sławek chce być sprytny.
Odpowiedz
#82
DziadBorowy napisał(a): A mnie jednak wkurwia. Chociaż nie tyle sama pomoc ale to jak jest realizowana. Wbrew obiegowej opinii emeryci wcale nie są grupą najbardziej narażoną na ubóstwo. Wyprzedzają je wielopokoleniowe rodziny wielodzietne, rodziny rolnicze a także osoby bezdzietne, samotne w wieku przedemerytalnym.

Zresztą już pisałem - nie mam nic przeciw pomocy socjalnej - o ile będzie to pomoc socjalna - kierowana nie do tych co mogą głosować, ale do tych którzy faktycznie tego potrzebują. W przypadku pomocy dla dzieci - twarde kryterium dochodowe. W przypadku emerytów skupiłbym się głównie na wdowach i wdowcach. Bo jak są dwie emerytury to nie jest najgorzej - jak jedna - tu się zaczynają problemy.
Na pewno dałoby się mnóstwo rzeczy zrobić lepiej. Co do rodzin wielodzietnych, to je też dotyka hejt, ponieważ w przekonaniu wielu osób są chlejącą "patologią 500+". Co gorsza jest to zdanie wyrażane głośno w sklepach czy innych miejscach publicznych, jeśli ja to słyszę, to dzieciaki pewnie też. Co do kryterium dochodowego nie jestem przekonana. Świadczenia na dzieci to świadczenia na dzieci. Biedniejsi wydają je na rzeczy pierwszej potrzeby, przeciętnie zarabiający mogą sobie dzięki temu pozwolić na dobrą szkołę prywatną, w której dzieci mogą rozwijać swoje zainteresowania.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#83
Iselin napisał(a): Na pewno dałoby się mnóstwo rzeczy zrobić lepiej. Co do rodzin wielodzietnych, to je też dotyka hejt, ponieważ w przekonaniu wielu osób są chlejącą "patologią 500+"

Ludzie lubią upraszczać i generalizować. Oczywiście, że nie każda rodzina wielodzietna to patologia. Z drugiej strony nie ma co udawać, że problem nie występuje. Takie przypadki wcale nie są rzadkością a bardzo często 500+ do ręki tylko tą patologię pogłębia. Bo mechanizm aby w tych sytuacjach zamieniać świadczenie pieniężne na bony zwyczajnie nie działa. Sam znam przypadki w których przed 500+ rodzice pili ale pracowali a po 500+ już tylko piją. Co najlepsze znajoma pracująca w MOPs opowiadała, że często ta niepracująca patologia dysponuje dochodami na osobę większymi niż ma jej własna rodzina. Tu na prawdę jest bardzo dużo jeszcze do zrobienia.

Cytat:. Co gorsza jest to zdanie wyrażane głośno w sklepach czy innych miejscach publicznych, jeśli ja to słyszę, to dzieciaki pewnie też.

Niestety spora część ludzi to zwyczajnie niewychowane buce. Dla dzieciaków oczywiście może być to przykre, ale nie tylko ich ten problem dotyczy. Lista osób na które głośno napierdala się publicznie w sklepach czy innych miejscach publicznych jest dość długa Uśmiech


Cytat:Co do kryterium dochodowego nie jestem przekonana. Świadczenia na dzieci to świadczenia na dzieci. Biedniejsi wydają je na rzeczy pierwszej potrzeby, przeciętnie zarabiający mogą sobie dzięki temu pozwolić na dobrą szkołę prywatną, w której dzieci mogą rozwijać swoje zainteresowania.

Ja nie mam problemu aby z podatków szły pieniądze dla rodziców, których nie stać na podstawowe rzeczy dla dzieci bo są na tyle niezamożni, że przykładowo zakup butów jest problemem. Ale absolutnie nie uważam, że państwo powinno finansować komuś prywatne szkoły czy rozwijanie zainteresowań. A zważywszy na to, że w Polsce mamy ogromną liczbę osób w wieku produkcyjnym, które nie łapią się na 500+ bo nie mają dzieci, lub dzieci już dorosły i bardzo często te osoby same mają złą sytuację materialną - jest to zwyczajnie niesprawiedliwe. I nie dziwię się, że ktoś kto sam nie może związać końca z końcem wkurwia się, że musi się dokładać do tego interesu a państwo jego własną sytuację materialną ma głęboko w czterech literach.

Pomijam już to jak często te pieniądze idą na prywatną szkołę a jak często są zwyczajnie przejadane. Mam dziwne wrażenie, że gdyby powyżej jakiegoś progu 500+ do ręki zamienić na jakiś bon edukacyjny do wydania na dokształcanie dzieciaków czy też inne świadczenie celowe, to podniósłby się jednak straszny lament Duży uśmiech Duży uśmiech

Polska jest wciąż zbyt ubogim krajem a pieniędzy brakuje w tylu ważnych obszarach, że po prostu nie stać nas na dopłacanie do rozwijania hobby czyichś kaszojadów. Przykładowo wprowadzając próg dochodowy powiedzmy 50% powyżej granicy ubóstwa dla 500+ i przekierowując te pieniądze w onkologię dziecięcą można by w całości rozwiązać problem internetowych zbiórek na leczenie dzieciaków, których jedyną szansą jest terapia niefinansowana przez NFZ.

Ale w ten sposób wyborów się nie wygra.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#84
DziadBorowy napisał(a): Ludzie lubią upraszczać i generalizować. Oczywiście, że nie każda rodzina wielodzietna to patologia. Z drugiej strony nie ma co udawać, że problem nie występuje. Takie przypadki wcale nie są rzadkością a bardzo często 500+ do ręki tylko tą patologię pogłębia. Bo mechanizm aby w tych sytuacjach zamieniać świadczenie pieniężne na bony zwyczajnie nie działa. Sam znam przypadki w których przed 500+ rodzice pili ale pracowali a po 500+ już tylko piją. Co najlepsze znajoma pracująca w MOPs opowiadała, że często ta niepracująca patologia dysponuje dochodami na osobę większymi niż ma jej własna rodzina. Tu na prawdę jest bardzo dużo jeszcze do zrobienia.
Oczywiście, że problem występuje. Natomiast zaryzykuję twierdzenie, że występuje u mniejszości ludzi. Wiadomo, że pracownica MOPS będzie wkurwiona, bo zna takich rodzin dużo z racji swojej pracy, ale to nie jest reprezentatywna grupa. Tutaj każde rozwiązanie ma w zasadzie wady. Bony na świadczenia celowe mają swoje plusy, natomiast pieniądze bezpośrednio do ręki pozwalają rodzicom samym zadecydować, które potrzeby są najważniejsze, a jednocześnie stanowią pewien bufor bezpieczeństwa, który istnieje niezależnie od tego, czy akurat nie mam pracy i potrzebuję na życie, czy mam mało pracy i potrzebuję dorzucić coś do budżetu na opiekunkę, Uważam, że to dość ważne nie tylko dla osób najuboższych, ale też dla takich, które radzą sobie jakoś, ale nie są w stanie zapewnić sobie poczucia bezpieczeństwa finansowego na dobre.
DziadBorowy napisał(a): A zważywszy na to, że w Polsce mamy ogromną liczbę osób w wieku produkcyjnym, które nie łapią się na 500+ bo nie mają dzieci, lub dzieci już dorosły i bardzo często te osoby same mają złą sytuację materialną - jest to zwyczajnie niesprawiedliwe. I nie dziwię się, że ktoś kto sam nie może związać końca z końcem wkurwia się, że musi się dokładać do tego interesu a państwo jego własną sytuację materialną ma głęboko w czterech literach.
Jako osoba samotna i bezdzietna powiem Ci, że akurat 500+ nie wkurwia mnie kompletnie. Nawet jeśli mam akurat złą sytuację materialną, to odpowiadam za siebie, a rodzic lub rodzina z dzieckiem na pokładzie, ma dodatkową osobę, która nie może jeszcze pracować, a jeść musi. Kompletnie tym grupom nie zazdroszczę. Zauważyłam też, że ci, którzy zazdroszczą, wcale tacy biedni nie są. Oczywiście uważają, że są, ale obserwacja ich poziomu życia mówi co innego. Oczywiście wkurwiają mnie oszustwa i kombinowanie w celu wyłudzenia świadczeń, ale to nie dotyczy wyłącznie rodzin z dziećmi i 500+. To jest dość powszechne i większość z nas w większym lub mniejszym stopniu jakoś daje na to przyzwolenie.

DziadBorowy napisał(a): Polska jest wciąż zbyt ubogim krajem a pieniędzy brakuje w tylu ważnych obszarach, że po prostu nie stać nas na dopłacanie do rozwijania hobby czyichś kaszojadów. Przykładowo wprowadzając próg dochodowy powiedzmy 50% powyżej granicy ubóstwa dla 500+ i przekierowując te pieniądze w onkologię dziecięcą można by w całości rozwiązać problem internetowych zbiórek na leczenie dzieciaków, których jedyną szansą jest terapia niefinansowana przez NFZ.
To prawda, tylko tak w zasadzie można powiedzieć o większości wydatków. Znam osoby, które uważają, że nie możemy w ogóle inwestować w kulturę, póki onkologia jest niedofinansowana. Żadnych publicznych teatrów i bibliotek.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#85
https://oko.press/trzaskowski-lepszym-li...usk-sondaz
Renomowany IPSOS. Ciekawe. Trzask może pchnąć Lewicę w rewiry progu. Hołownię też może poturbować. A i od Konfy co nieco chapsnąć. Niech KP2050 na wszelki wypadek lepiej nie startuje jako KKW z progiem 8%, bo jakimś cudem symboliczne 7,9% może dostać.
Stosunek elektoratów do premiera Trzaska ukazuje oś KO-Lewica-PL2050-PSL-Konfa-PiS. Konfa ma ogółem elektorat bliski pisowskiemu.
Trzask może zauważalnie i nagle polepszyć sondaże KO. Polityka jest silnie spersonalizowana. Masy ludzkie zwykle nie myślą systemowymi abstraktami, lecz patrzą na ludzi na afiszu. Było to widać przy gwałtowanym i wielkim skoku poparcia dla KO po powrocie Tuska i spierdoleniu Budki bez suflera ze stanowska szefa PO.
Przecież od lat PiS korzysta na eksponowaniu nie-Kaczyńskiego (Szydło i Morawieckiego). A i KO w 2019 wysuwając Kidawę na premiera, załatwiło sobie nieco lepszy wynik, niż gdyby Schetyna był kandydatem na premiera. W rankingach zaufania Trzaskowski ma poparcie w stylu dawnego Kwaśniewskiego, biorąc szerokie pola progresywizmu (od socjaldemokratów po liberałów). To dużo znaczy.

Mustafa Mond napisał(a): Eh... Tusk tym socjalnym manewrem chyba się o najgorętszy kocioł dopomina.
https://www.wprost.pl/polityka/11141989/...kotla.html
W ogóle co to za teksty? XD
Hmm...
[Obrazek: cde82278492ae.jpg]
No niech będzie, "sztuczno inteligencjo" od DALL-E.
Odpowiedz
#86
Iselin napisał(a): Nawet jeśli mam akurat złą sytuację materialną, to odpowiadam za siebie, a rodzic lub rodzina z dzieckiem na pokładzie, ma dodatkową osobę, która nie może jeszcze pracować, a jeść musi.

Zupełnie do mnie to nie przemawia. Zakładam, że dorosła osoba wie, że utrzymanie dziecka kosztuje i że to dziecko przez conajmniej 18 lat będzie generowało koszty. Oczywiście biednym - można dopłacać. Ale tym zamożnym i średniozamożnym? Dlaczego i po co? Uśmiech Dlaczego dobrostan ich dzieci ma być ważniejszy niż dobrostan niezamożnych osób bezdzietnych ?



Cytat:To prawda, tylko tak w zasadzie można powiedzieć o większości wydatków. Znam osoby, które uważają, że nie możemy w ogóle inwestować w kulturę, póki onkologia jest niedofinansowana. Żadnych publicznych teatrów i bibliotek.

No tak. Każdy tam ma jakieś pomysły na publiczne pieniądze. Z tym, że finansowanie kultury, teatrów i bibliotek jest jednak bardziej pierwotnym zdaniem państwa niż finansowanie czyimś dzieciom prywatnej szkoły czy też rozwijania zainteresowań. A najczęściej po prostu zwyczajnej codziennej konsumpcji.

Z tymi szkołami prywatnymi to jest jeszcze jeden absurd. Widziałem statystyki, że zarobki nauczycieli praktycznie nigdy nie były tak niskie tak zarówno w stosunku do pensji minimalnej jak i do średniej krajowej. Nie ma co się oszukiwać, że nie prowadzi to odchodzenia najlepszych nauczycieli ze szkół i jakościowego pogarszania jakości oświaty.

Właśnie to a nie fakt "dawania" najbardziej mnie wkurwia. Państwo skąpi pieniądze na rozwiązania systemowe sypiąc za to obficie pieniędzmi do ręki.

Rodzicu - nie jesteś zadowolony z pracy kiepsko opłaconych nauczycieli - masz tu 500złotych i wyślij dzieciaka do szkoły prywatnej.
Emerycie - termin do kardiologa masz za 2 lata i boisz się, że nie dożyjesz? Masz tu 13 emeryturę i se idź prywatnie do lekarza poza NFZ.

Wybacz, ale w ten sposób to my conajwyżej rozbudujemy dyktę i karton a nie zbudujemy nowoczesne państwo dobrobytu.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#87
DziadBorowy napisał(a): Rodzicu - nie jesteś zadowolony z pracy kiepsko opłaconych nauczycieli - masz tu 500złotych i wyślij dzieciaka do szkoły prywatnej.
Akurat nie chodziło mi o sytuacje, kiedy ktoś nie jest zadowolony z kiepsko opłaconych nauczycieli, tylko o takie, kiedy taka szkoła oferuje coś, czego szkoły publiczne nie mają. I był to przykład.

DziadBorowy napisał(a): Z tymi szkołami prywatnymi to jest jeszcze jeden absurd. Widziałem statystyki, że zarobki nauczycieli praktycznie nigdy nie były tak niskie tak zarówno w stosunku do pensji minimalnej jak i do średniej krajowej. Nie ma co się oszukiwać, że nie prowadzi to odchodzenia najlepszych nauczycieli ze szkół i jakościowego pogarszania jakości oświaty.
Jakość oświaty moim zdaniem zaczęła się bardzo pogarszać kilka lat po tym, kiedy skończyłam szkołę. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby ktoś miał pomysł na naprawę tego całego systemu. A to jest temat na bardzo długą rozmowę.

DziadBorowy napisał(a): No tak. Każdy tam ma jakieś pomysły na publiczne pieniądze. Z tym, że finansowanie kultury, teatrów i bibliotek jest jednak bardziej pierwotnym zdaniem państwa niż finansowanie czyimś dzieciom prywatnej szkoły czy też rozwijania zainteresowań. A najczęściej po prostu zwyczajnej codziennej konsumpcji.
Najczęściej państwa Europy Zachodniej i Północnej, a nawet czasami Środkowej uważają wsparcie osób mających dzieci za całkiem pierwotne zadanie państwa. I nie zamienia ich to w państwa z dykty. Ogólnie zresztą uważa się, że wspomaganie rozwoju kolejnych pokoleń jest korzystne dla społeczeństwa. A osoby średniozamożne i zamożne to chyba te wspominane często osoby, które pracują i płacą podatki, więc zasługują podobno na to, żeby coś im zwrócono, kiedy doczekają się potomstwa. Ale nie zależy mi aż tak bardzo. Niech nic nie dostają, tylko obawiam się, że będę wtedy słyszała jeszcze więcej marudzenia, że nie ma po co sobie radzić i zarabiać, skoro tylko nieudacznikom się pomaga w Tymkraju.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#88
Iselin napisał(a): Jakość oświaty moim zdaniem zaczęła się bardzo pogarszać kilka lat po tym, kiedy skończyłam szkołę. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby ktoś miał pomysł na naprawę tego całego systemu. A to jest temat na bardzo długą rozmowę.

Jeżeli wierzyć testom porównującym realne kompetencje uczniów w różnych europejskich krajach to jakość oświaty zaczęła pogarszać się po tym jak zlikwidowano gimnazja.


Cytat:Najczęściej państwa Europy Zachodniej i Północnej, a nawet czasami Środkowej uważają wsparcie osób mających dzieci za całkiem pierwotne zadanie państwa. I nie zamienia ich to w państwa z dykty.

Jeżeli państwo pomimo socjalu potrafi zapewnić przyzwoitą jakość usług podstawowych to nie jest z państwem z dykty. Jeżeli tak jak u nas próbuje rozwiązywać systemowe problemy na zasadzie "to macie tu XXX złotych i sobie jakoś radźcie" to do miana państwa z dykty pretenduje.

Zwracam też uwagę, że wsparcie rodziców może mieć wiele różnych form. Dawanie kasy do ręki jest najprostszą, ale też chyba najmniej efektywną z nich.

Cytat: A osoby średniozamożne i zamożne to chyba te wspominane często osoby, które pracują i płacą podatki, więc zasługują podobno na to, żeby coś im zwrócono, kiedy doczekają się potomstwa.

No ale przecież tym osobom i tak się zwraca. Chociażby oferując ich potomstwu darmową edukację czy też studia. Nie zgadzam się też z sugerowaniem, że posiadanie potomstwa to jakieś poświęcenie dla dobra społeczeństwa. Największym beneficjentem posiadania dzieci są ich rodzice.

Cytat:Ale nie zależy mi aż tak bardzo. Niech nic nie dostają, tylko obawiam się, że będę wtedy słyszała jeszcze więcej marudzenia, że nie ma po co sobie radzić i zarabiać, skoro tylko nieudacznikom się pomaga w Tymkraju.

Bardzo możliwe, że tak by było. Niemniej jednak byłoby mniej niesprawiedliwie niż obecnie, gdzie aby dać do ręki osobom dobrze sytuowanym zabiera się pieniądze osobom gorzej sytuowanym, które nie mogą liczyć na żadną specjalną pomoc.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#89
DziadBorowy napisał(a): Nie zgadzam się też z sugerowaniem, że posiadanie potomstwa to jakieś poświęcenie dla dobra społeczeństwa. Największym beneficjentem posiadania dzieci są ich rodzice.
Ale ja niczego takiego nie sugeruję, Oczywiście, że dzieci ma się dla siebie. Społeczeństwo korzysta niejako przy okazji.

DziadBorowy napisał(a): No ale przecież tym osobom i tak się zwraca. Chociażby oferując ich potomstwu darmową edukację czy też studia.
Wytłumacz im to Oczko
DziadBorowy napisał(a): Jeżeli wierzyć testom porównującym realne kompetencje uczniów w różnych europejskich krajach to jakość oświaty zaczęła pogarszać się po tym jak zlikwidowano gimnazja.
Rzuć link, bo ciekawe.
Pytanie, o czym dokładnie mowa. Szczerze mówiąc, miałam na myśli głównie odejście boom na wykształcenie średnie, głównie ogólnokształcące. Od jakiegoś czasu pokutuje przekonanie, że każdy musi je mieć, a prawie każdy musi je mieć. Kiedy chodziłam do szkoły, dużo ludzi chodziło zwyczajnie do zawodówek i zdobywało zawód. A wykształcenie ogólnokształcące było naprawdę ogólnokształcące. Po moim matfizie dało się spokojnie studiować prawo i filologię. Kiedy kilka lat potem, kiedy do liceum chodziła moja siostra, była już nowa matura i testoza. Wielu rzeczy się nie robiło, bo "tego nie będzie na maturze". Z tego, co słyszę, to to postępuje. Podstawy programowe są coraz bardziej okrojone, a mimo to uczniowie radzą sobie coraz gorzej, coraz bardziej narzekają, coraz częściej są oburzeni, że w szkole średniej trzeba czytać książki, bo przecież nie ma na to czasu. Dużo ludzi traktuje liceum jak szkołę zawodową i uważa, że wszystko, co wykracza poza minimum, jest niepotrzebne.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#90
Iselin napisał(a): Rzuć link, bo ciekawe.

https://znp.edu.pl/pisa-2018-wielki-sukc...zjalistow/
https://oko.press/dzieci-i-nauczyciele-p...ania-timss

Ogólnie jak gimnazja się już dotarły, wyrosły z przypadłości wieku dziecięcego i zaczęły kształcić z sensem - to oczywiście je zlikwidowano.



Cytat:Pytanie, o czym dokładnie mowa. Szczerze mówiąc, miałam na myśli głównie odejście boom na wykształcenie średnie, głównie ogólnokształcące. Od jakiegoś czasu pokutuje przekonanie, że każdy musi je mieć, a prawie każdy musi je mieć. Kiedy chodziłam do szkoły, dużo ludzi chodziło zwyczajnie do zawodówek i zdobywało zawód.

Nie wiem kiedy chodziłaś do szkoły, ale gnojenie zawodówek i techników na rzecz liceów apogeum miało pod koniec lat 90. Jeden z niewielu plusów w ostatnich latach, że ten typ szkolnictwa przestaje być uważany za gorszy.

Cytat: A wykształcenie ogólnokształcące było naprawdę ogólnokształcące. Po moim matfizie dało się spokojnie studiować prawo i filologię. Kiedy kilka lat potem, kiedy do liceum chodziła moja siostra, była już nowa matura i testoza. Wielu rzeczy się nie robiło, bo "tego nie będzie na maturze". Z tego, co słyszę, to to postępuje. Podstawy programowe są coraz bardziej okrojone, a mimo to uczniowie radzą sobie coraz gorzej, coraz bardziej narzekają, coraz częściej są oburzeni, że w szkole średniej trzeba czytać książki, bo przecież nie ma na to czasu. Dużo ludzi traktuje liceum jak szkołę zawodową i uważa, że wszystko, co wykracza poza minimum, jest niepotrzebne.

Problem w tym, że ilość pamięciówki w Polskiej szkole absolutnie nie odpowiada dzisiejszym czasom, gdzie dowolną informację możesz uzyskać w mgnieniu oka za pomocą smartfonu a sztuką jest tą informację sensownie wykorzystać. Więc polska szkoła kształci dzieciaki które doskonale wiedzą, że wzór na prawo Ohma to U=I*R, Ohm urodził się XVIII wieku w Niemczech ale jak im podasz, że I=2A a U=4V to tego ile wynosi opór za cholerę już nie obliczą.

Trend ten chyba próbowano odwrócić za późnej PO, ale po wygranych wyborach PIS postawił wszystko na głowie i jeszcze bardziej zwiększył ilość bezsensownego kucia na pamięć i uczenia się pod egzaminy.
Zresztą o czym my rozmawiamy, skoro o ile dobrze liczę w ciągu ostatnich 15 lat było 6 kompleksowych reform podstaw programowych z których każda wywracała poprzednie do góry nogami.

Ale ogólnie to temat rzeka - nie do końca na ten wątek.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#91
DziadBorowy napisał(a): Właśnie to a nie fakt "dawania" najbardziej mnie wkurwia. Państwo skąpi pieniądze na rozwiązania systemowe sypiąc za to obficie pieniędzmi do ręki.

Rodzicu - nie jesteś zadowolony z pracy kiepsko opłaconych nauczycieli - masz tu 500złotych i wyślij dzieciaka do szkoły prywatnej.
Emerycie - termin do kardiologa masz za 2 lata i boisz się, że nie dożyjesz? Masz tu 13 emeryturę i se idź prywatnie do lekarza poza NFZ.

Wybacz, ale w ten sposób to my conajwyżej rozbudujemy dyktę i karton a nie zbudujemy nowoczesne państwo dobrobytu.
Bo pisizm to w sumie taki socjalkorwinizm. Transfery w praktyce są tylko zasłoną dymną dla demontażu państwa.
Mówiąc prościej propedegnacja deglomeratywna załamuje się w punkcie adekwatnej symbiozy tejże wizji.
Odpowiedz
#92
DziadBorowy napisał(a): Nie wiem kiedy chodziłaś do szkoły, ale gnojenie zawodówek i techników na rzecz liceów apogeum miało pod koniec lat 90. Jeden z niewielu plusów w ostatnich latach, że ten typ szkolnictwa przestaje być uważany za gorszy.
Do podstawówki w latach 1986-1994, a do liceum 1994-1998. I było całkiem normalne, że część uczniów idzie do liceum, część do technikum, a część do zawodówki.
DziadBorowy napisał(a): https://znp.edu.pl/pisa-2018-wielki-sukc...zjalistow/
https://oko.press/dzieci-i-nauczyciele-p...ania-timss

Ogólnie jak gimnazja się już dotarły, wyrosły z przypadłości wieku dziecięcego i zaczęły kształcić z sensem - to oczywiście je zlikwidowano.
Wyniki rzeczywiście wyglądają bardzo dobrze, może jakoś się te gimnazja poprawiły. Natomiast resztę tych artykułów traktuję z pewnym przymrużeniem oka. Zwłaszcza płacz nad rozbudowaną podstawą programową. Od znajomych, którzy są rodzicami lub nauczycielami, słyszę raczej, że jest ona coraz bardziej okrojona. Znajoma ma troje dzieci i każde kolejne ma w liceum mniej do nauki.
DziadBorowy napisał(a): Zresztą o czym my rozmawiamy, skoro o ile dobrze liczę w ciągu ostatnich 15 lat było 6 kompleksowych reform podstaw programowych z których każda wywracała poprzednie do góry nogami.
To jest chyba główny problem. Ciągłe zmiany, jakie by nie były, to źródło nieustającego stresu i uciążliwości. Poza tym podobno i tak są to reformy kosmetyczne, które nie zmieniają istoty systemu edukacji. Ale do czegoś takiego trzeba by było ponadpartyjnego porozumienia na lata.
DziadBorowy napisał(a): Ale ogólnie to temat rzeka - nie do końca na ten wątek.
To prawda.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#93
Iselin napisał(a): Zwłaszcza płacz nad rozbudowaną podstawą programową. Od znajomych, którzy są rodzicami lub nauczycielami, słyszę raczej, że jest ona coraz bardziej okrojona. Znajoma ma troje dzieci i każde kolejne ma w liceum mniej do nauki.

Przeładowana podstawa programowa nie polega na tym, że uczniowie mają do opanowania zbyt duże ilości materiału ale to, że ministerstwo przeznacza zbyt mało godzin aby rzetelnie zrealizować to co podstawa programowa zrealizować każe. Przez to część materiału robiona jest po łebkach, nauczyciele zadają uczniom to z czym się nie wyrabiają do domu, uczniowie po szkole muszą dodatkowo pracować, co siłą rzeczy jest mniej efektywne niż w szkole a rodzice się wkurwiają, że ich dziecko cały czas siedzi albo w szkole albo nad książkami a dodatkowo sami muszą wyjaśniać mu treści, które powinien wyjaśnić nauczyciel, ale po prostu nie zdążył.

Jeżeli spojrzymy na ogólną liczbę godzin jakie polscy uczniowie spędzają w szkołach jest to znacznie mniej niż w wielu europejskich krajach. (oczywiście średnio - syn znajomego chodzi do technikum i jego plan lekcji to 8 godzin dziennie. Codziennie od poniedziałku do piątku)
Tylko, że tam często nauka ogranicza się do przebywania w szkole a praca domowa to absolutne minimum. Natomiast u nas uczeń często ma pełen etat w szkole a w domu "robotę" na kolejne pół etatu. I tej roboty w domu nikt nie liczy.

Dlatego też naprawdę zauroczył mnie ostatni pomysł pana Czarnka, że on ograniczy podstawy programowe w taki sposób, że zmniejszy liczbę godzin lekcyjnych o 3 do 5 w tygodniu Duży uśmiech Duży uśmiech

Inna prawa jak te godziny spędzane w szkole są wykorzystywane. Bo jeżeli w 12 letnim cyklu nauczania (podstawówka+liceum) trzecim przedmiotem odnośnie największej ilości godzin jest religia (po języku polskim i WFie) to ja więcej pytań już nie mam ...
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#94
DziadBorowy napisał(a): Przeładowana podstawa programowa nie polega na tym, że uczniowie mają do opanowania zbyt duże ilości materiału ale to, że ministerstwo przeznacza zbyt mało godzin aby rzetelnie zrealizować to co podstawa programowa zrealizować każe. Przez to część materiału robiona jest po łebkach, nauczyciele zadają uczniom to z czym się nie wyrabiają do domu, uczniowie po szkole muszą dodatkowo pracować, co siłą rzeczy jest mniej efektywne niż w szkole a rodzice się wkurwiają, że ich dziecko cały czas siedzi albo w szkole albo nad książkami a dodatkowo sami muszą wyjaśniać mu treści, które powinien wyjaśnić nauczyciel, ale po prostu nie zdążył.
Z tego, co zrozumiałam, mniej do nauki oznacza w tym przypadku naukę ogólnie, także w domu.
DziadBorowy napisał(a): Tylko, że tam często nauka ogranicza się do przebywania w szkole a praca domowa to absolutne minimum. Natomiast u nas uczeń często ma pełen etat w szkole a w domu "robotę" na kolejne pół etatu. I tej roboty w domu nikt nie liczy.
To prawda. Ale to akurat żadna nowość. Ze swoich czasów pamiętam, że koło siódmej klasy zaczęłam uważać, że mam dużo nauki. Pamiętam też jakieś rysunki techniczne na technikę, które rysowałam o pierwszej w nocy.

DziadBorowy napisał(a): Inna prawa jak te godziny spędzane w szkole są wykorzystywane. Bo jeżeli w 12 letnim cyklu nauczania (podstawówka+liceum) trzecim przedmiotem odnośnie największej ilości godzin jest religia (po języku polskim i WFie) to ja więcej pytań już nie mam ...
Pewnie dlatego, że jest przez cały czas, a inne przedmioty zaczynają się w kolejnych klasach. A na religię można przecież po prostu nie chodzić.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#95
Iselin napisał(a): Z tego, co zrozumiałam, mniej do nauki oznacza w tym przypadku naukę ogólnie, także w domu.


Ja tam słyszę, że dzieciaki ciągle muszą się w domu uczyć i że zajmuje to więcej czasu niż dawniej. Zapewne jest to subiektywna sprawa i jest zależne chociażby od ambicji rodzica odnośnie dziecka. Rzetelnych badań na ten temat nie widziałem.

Inna sprawa, że całe to wszechstronne ogólne wykształcenie, które serwowali nam za "naszych czasów" to było często kucie rzeczy absolutnie nieprzydatnych i zbędnych. Do dziś zastanawiam się na co była mi potrzebna wiedza, że matką Fryderyka Chopina była pani Justyna z domu Krzyżanowska.
Jeszcze ciekawsze - dlaczego akurat to pamiętam Uśmiech
Cytat:Pewnie dlatego, że jest przez cały czas, a inne przedmioty zaczynają się w kolejnych klasach. A na religię można przecież po prostu nie chodzić.

Można nie chodzić. Tylko niewiele to zmienia bo najczęściej takie niechodzenie oznacza po prostu okienko i siedzenie na świetlicy. I nie wynika to ze złej woli szkoły ale z tego, że w dużej a nawet średniej szkole nie ma fizycznej możliwości aby wszystkim zrealizować wymaganą liczbę godzin religii na pierwszej lub ostatniej lekcji.

Zresztą od przyszłego roku problem przestanie istnieć bo ten kto nie chodzi na religię będzie obowiązkowo musiał chodzić na etykę. Której nie będzie bo nie ma nauczycieli etyki. Więc wszyscy będą chodzić na religię Duży uśmiech
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#96
DziadBorowy napisał(a): Ja tam słyszę, że dzieciaki ciągle muszą się w domu uczyć i że zajmuje to więcej czasu niż dawniej. Zapewne jest to subiektywna sprawa i jest zależne chociażby od ambicji rodzica odnośnie dziecka. Rzetelnych badań na ten temat nie widziałem.
Jakbyś zgadł. Rodzice często dostają teraz małpiego rozumu na punkcie ocen. Nie rozumieją, że naprawdę nie każdy jest świetny ze wszystkiego i nie każdy musi mieć piątki i szóstki ze wszystkich przedmiotów.
DziadBorowy napisał(a): Można nie chodzić. Tylko niewiele to zmienia bo najczęściej takie niechodzenie oznacza po prostu okienko i siedzenie na świetlicy.
To może odrobią tam te prace domowe, żeby nie siedzieć nad nimi w domu? Oczko

DziadBorowy napisał(a): Inna sprawa, że całe to wszechstronne ogólne wykształcenie, które serwowali nam za "naszych czasów" to było często kucie rzeczy absolutnie nieprzydatnych i zbędnych.
Czasami, ale nie wiem, czy często. Niektóre rzeczy rzeczywiście mi się nie przydały, ale gdyby zdecydowała się studiować coś innego niż studiowałam, to przydałyby mi się te rzeczy, które mi się nie przydały w obecnej sytuacji. I nie musiałabym się ich uczyć od zera.
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
#97
DziadBorowy napisał(a): Wbrew obiegowej opinii emeryci wcale nie są grupą najbardziej narażoną na ubóstwo.

Moja mama ma 700zł emerytury, a tata 1800. Mają razem 2.5k na miesiąc na dwie osoby. Te 13-tki i 14-tki dużo im pomagają i tym sobie właśnie PiS kupił ich poparcie. Nie wiem jak jest w skali makro czyli ilu emerytów dostaje jakie emerytury, ale to że na PiS głosuje wielu emerytów nie bierze się znikąd.

I tak - wiem, że z rozdawnictwa bierze się inflacja, ale moim rodzicom tego nie przetłumaczysz. "Za Tuska byłoby tak samo źle, a w dodatku nie byłoby 13tek etc., a PiSowcy to może i złodzieje, ale przynajmniej coś dają" - myślę, że to jest główny motyw głosowania na PiS pośród co biedniejszych emerytów.

DziadBorowy napisał(a): Ludzie lubią upraszczać i generalizować. Oczywiście, że nie każda rodzina wielodzietna to patologia. Z drugiej strony nie ma co udawać, że problem nie występuje.

Znam osobiście dwie rodziny - jedną z 4 dzieci i jedną z 5 dziecioków. Bardzo zamożne rodziny, które z palcem w dupie poradziłyby sobie i bez 500+. Oczywiście to jest dowód anegdotyczny. Nie wiem jak to wygląda w skali makro.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
#98
lumberjack napisał(a):
DziadBorowy napisał(a): Wbrew obiegowej opinii emeryci wcale nie są grupą najbardziej narażoną na ubóstwo.

Moja mama ma 700zł emerytury, a tata 1800. Mają razem 2.5k na miesiąc na dwie osoby. Te 13-tki i 14-tki dużo im pomagają i tym sobie właśnie PiS kupił ich poparcie. Nie wiem jak jest w skali makro czyli ilu emerytów dostaje jakie emerytury, ale to że na PiS głosuje wielu emerytów nie bierze się znikąd.


Ja nie twierdzę, że nie ma biednych emerytów. Po prostu są grupy społeczne w znacznie gorszej sytuacji niż emeryci.


Cytat:I tak - wiem, że z rozdawnictwa bierze się inflacja, ale moim rodzicom tego nie przetłumaczysz. "Za Tuska byłoby tak samo źle, a w dodatku nie byłoby 13tek etc., a PiSowcy to może i złodzieje, ale przynajmniej coś dają" - myślę, że to jest główny motyw głosowania na PiS pośród co biedniejszych emerytów.

https://cdn.hejto.pl/uploads/posts/image...5b0fd0.png <-- porównanie słynnego koszyka Dudy z 2015 roku.

Nie ważne, że jest gorzej. Ważne że MI coś dają. Dokładnie tym wygrywa PIS.


Cytat:Znam osobiście dwie rodziny - jedną z 4 dzieci i jedną z 5 dziecioków. Bardzo zamożne rodziny, które z palcem w dupie poradziłyby sobie i bez 500+. Oczywiście to jest dowód anegdotyczny. Nie wiem jak to wygląda w skali makro.

Różnie. Ci uczciwi to zapewne większość. Ale patologia to nie jest aż tak mała grupa aby uznać problem za marginalny. I też znam gościa który przy czwórce dzieciaków śmieje się, że całego tego 500+ to on na jedne zakupy wydaje bo to są jakieś drobniaki.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
#99
DziadBorowy napisał(a): Której nie będzie bo nie ma nauczycieli etyki.

Ja mógłbym uczyć etyki ale z tego jest chuj nie piniondz. Lepiej płytki kłaść.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Ja mógłbym uczyć etyki ale z tego jest chuj nie piniondz. Lepiej płytki kłaść.

Zapewne masz rację. Ja się zastanawiam jacy desperaci zaczynają obecnie pracę w szkole skoro pensja na start jest o 90 złotych brutto wyższa od pensji minimalnej jaka będzie obowiązywać od lipca a pierwsza możliwość jakiejkolwiek podwyżki oznacza 4 lata pracy za taką marną kasę Duży uśmiech

A to wszystko po szumnym zwiększeniu zarobków początkujących nauczycieli o 20% we wrześniu 2022.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości