Moja mama gdzieś w głębi duszy odczuwa ciągotkę chrześcijańską, ale nie była nigdy przesadnie wierząca. Zawsze mogłam sama decydować o tym, czy idę do kościoła. W sumie - odkąd pamiętam. Jako małe dziecko chyba chodziłam, ale potem, to jak chciałam, to szłam. Do pewnego wieku nawet chciałam.
Ogólnie moja mama miała największy wpływ na mnie, ojca olałam bo sobie zasłużył. I to ona pokazała mi, że mam prawo do myslenia, stanowienia o sobie, wyrażenia innego zdania itd. Traktowała mnie jak osobę, a nie ciołka, któremu wszystko trzeba kazać lub zakazać.
Powiedziałam jej, jak cudownie było być jej dzieckiem, jak łatwo było zająć się np. nauką, kiedy nie trzeba było zrywać cudacznych więzów jak inne nastolatki.
Współczuję niektórym rodziców... ja mam chociaż mamę wspaniałą.
Ogólnie moja mama miała największy wpływ na mnie, ojca olałam bo sobie zasłużył. I to ona pokazała mi, że mam prawo do myslenia, stanowienia o sobie, wyrażenia innego zdania itd. Traktowała mnie jak osobę, a nie ciołka, któremu wszystko trzeba kazać lub zakazać.
Powiedziałam jej, jak cudownie było być jej dzieckiem, jak łatwo było zająć się np. nauką, kiedy nie trzeba było zrywać cudacznych więzów jak inne nastolatki.
Współczuję niektórym rodziców... ja mam chociaż mamę wspaniałą.