To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ilość wyjaśnień powstania życia
#1
http://ateista.blog.onet.pl/1,DA2007-07,index.html



Ilość wyjaśnień powstania życia

Od niedawnego czasu mamy do czynienia z ofensywą kreacjonizmu. Wyraża się ona w zmianie jego opakowania na inteligent design, próbach (czasem udanych) wypierania ewolucjonizmu z lekcji biologii w Stanach Zjednoczonych oraz wielu krajach Europy (w tym Polsce), wzmożonej liczbie publikacji antyewolucjonistycznych a nawet powstaniu Wolnego Uniwersytetu, którego celem jest głoszenie faktów rzekomo świadczących przeciw teorii ewolucji. O fali tej można by powiedzieć druga fala, i dla wielu byłoby to pewnie zaskoczeniem, że od czasów powstania darwinizmu kreacjoniści nie przeprowadzali jeszcze tak wielkiego ataku na ewolucjonizm. Jeszcze bardziej radykalnie można zauważyć, że w czasach wydania „O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego” to darwinizm był pretendentem detronizującym stare, nienaukowe teologiczne mniemania; więc fala ataków kreacjonizmu na ewolucjonizm tak wielka nie było jeszcze nigdy.

Niech ta siła ofensywna kreacjonizmu posłuży mi za wytłumaczenie, czemu ewolucjonista zajmuje się czymś innym niż badaniami biologicznymi, co ewolucjonistom zdarza się rzadko, i przechodzi do dziedziny, w której czekają go ideologiczne ataki.

Zajmę się w niniejszym tekście po pierwsze ideologizacją dziedziny wyjaśnień, która powinna być naukową, po drugie naukowością teorii powstania życia by przejść od niej do rozważań na temat prawdziwości odpowiedzi udzielanych na ten temat przez kreacjonistów, ale również przez ewolucjonistów, w tym także tych teistycznych. Na początku zajmę się jednak klimatem dyskusji wokół prób stawiania kreacjonizmu obok ewolucjonizmu.

W toczącej się dyskusji osobom sprzeciwiającym się nauczaniu kreacjonizmu w szkołach stawia się zarzut totalitaryzmu, powołując się na idee wolnomyślicielstwa. W swoim „wolnomyślicielstwie” idzie się nawet dalej i oskarża naukę o bycie spiskiem (nie wahającym się ukrywać dowody) ateistycznych naukowców próbujących zmusić ludzi do wyrzeczenia się wiary w boga. A co najmniej oskarża się naukę o skrzywienie ideologiczne.

Jak nie można udowodnić komuś, że ziemia nie jest opanowana przez poprzebieranych kosmitów nią władających, tak nie można nikogo przekonać, że naukowcy czy jakakolwiek inna grupa (Żydzi, Masoni, Opus Dei czy Al-Kaida) nią nie władają. Zwłaszcza, że przekonanie o spisku wzmacnianie jest bardzo pokrętnym wybiegiem głoszącym, że wszelkie dowody przeciw istnieniu tego spisku są częścią tegoż spisku i jako takie są wręcz potwierdzeniem świadczącym o jego istnieniu a przeciw jego iluzoryczności. Można tyko takiemu komuś pokazywać, że świat wygląda normalnie, że wygląda tak jakby żadnego spisku nie było. Kosmici nie przyjęli wydajniejszej strategii ujawnienia się i wykorzystania nas jako zastraszonej siły roboczej, lecz dziecinnie bawią się w ukrywanie się pośród nas. Ani Żydzi ani Masoni nie wrobili jeszcze nikogo w wysadzenie Rzymu ani też sami nie wysadzili skrytobójczo Watykanu. Pozwalają też na istnienie katolickich uczelni, gazet, telewizji, kanałów radiowych oraz wielu innych organizacji i instytucji, podobno tak zwalczanych. Opus Dei nie radzi sobie z falą zalewających cały świat, nieprawomyślnych ustaw aborcyjnych, eutanazyjnych i dotyczących małżeństwa, konkubinatu oraz rodziny. A naukowcy cały czas odkrywają fakty wykorzystywane później do udoskonalenia lub ułatwienia nam życia. Cały czas też stanowią zwyczajną siłę roboczą najmowaną przez różne korporacje na normalnym rynku pracy. Pracują też dla różnych organizacji wojskowych państw zupełnie różnych ideologicznie, komunistów i kapitalistów, państw demokratycznych i różnych światopoglądowo reżimów totalitarnych, państw, w których większość stanowią przedstawiciele najróżniejszych religii.

To prawda, w Stanach Zjednoczonych są w ponad 80% ateistami (co mnie tylko cieszy), a w Europie odsetek ten może być jeszcze wyższy. Lecz jest to tylko co najwyżej dwukrotnie więcej niż Zachodnia średnia, i jest ona jedynie wyrazem koniecznego w nauce sceptycyzmu, a w innych częściach świata proporcje ateistów do ludzi spoglądających na inne sposoby na sprawy religijne wśród naukowców są niższe niż na Zachodzie.

Co więcej naukowcy z pewnością nie ukrywają dowodów. Dowody obalające teorię ewolucji (o ile byłoby to możliwe) wygrałyby ich znalazcy lawinę nagród w tym Nobla z biologii. Naukowcy działają w tak, pod każdym względem, różnych środowiskach, w jak różnych środowiskach działają zwyczajni ludzie. I tak jak nie ma zgody między ludźmi, tak żadna instytucja utajniania jakichkolwiek informacji naukowych nie tylko nie ma miejsca ale też miejsca by mieć nie mogła. Zawsze znalazłby się ktoś komu opłaciłoby się ujawnić dowody przeciw teorii ewolucji. Zawsze znalazłoby się w świecie mnóstwo środowisk, którym opłacałoby się to przeprowadzić. Zwłaszcza, że sprawa dotyczy zjawiska dosłownie rozlanego po wszystkich obszarach całej Ziemi: życia.

Wstyd też powinno być organizacjom uznającym dogmaty za podstawę i głoszącym wiarę jako najwyższą cnotę (a jednocześnie uzurpujących sobie prawo do Prawdy) oskarżać o brak wolnej myśli instytucje głoszące prymat skutecznych metod poznania nad mogącą być zupełnie przypadkową (i wypadku połowy zadań taką będącą) prawdą. W przeciwieństwie do Kościoła, stosującego cenzurę i karę śmierci za jej złamanie, nikt wśród naukowców (ci rzadko zajmują się czymkolwiek innym niż badaniami) ani nawet ideowych „lewaków” nie żąda zakazu publikacji czy głoszenia kreacjonizmu. Jedyne czego bronią rozsądni ludzie w Europie i Ameryce to wykorzystywania instytucji, w tym instytucji szkolnictwa, do przeznaczonych im celów. W tym wypadku do przekazywania dzieciom zdobyczy nauki. A nie nauczenia w niej religii (co jest wielką zdobyczą Stanów Zjednoczonych, tego religijnego kraju, w który jesteśmy tak zapatrzeni), zwłaszcza nauczania religii na lekcjach innych niż religia. Podobnie nie powinno się przenosić regulaminu stowarzyszenia filatelistów lub filozofii religijnej do aktów prawnych, jak preambuła konstytucji.

Kreacjoniści nie zachęcali tak do wolnomyślicielstwa, do sceptycyzmu, do pogłębionych dociekań nad zmianami gatunków i selekcją, kiedy chodziło nie o naturalny ale o sztuczny jej rodzaj. W owym czasie nie mówiono rolnikom, że ich metoda jest nie sprawdzona i może nie działać, że należy wziąć pod uwagę również inne możliwości i zweryfikować uznaną metodę, że lepiej postąpią, kiedy nie będą poświęcali środków na tak wątpliwą czy wręcz absurdalną metodę. Ewolucjonizm jest atakowany wyłącznie dlatego, że jest niezgodny z chrześcijańską mitologią, a nie dlatego, żeby którekolwiek z zarzutów stawianych mu przez kreacjonistów (nie mówiąc o poważnych ludziach ) nasuwały im się pod wpływem dociekliwości. Jest to atak czysto ideologiczny, w dodatku zinstytucjonalizowany. To nie przyjęcie ewolucjonizmu jest sterowane, to uznawanie kreacjonizmu takie jest.

Wstyd powinno być instytucjom typowo ideologicznym, religijnym, forsującym teologiczne tezy wywodzące się z ich mitologii zawartych w ich świętych księgach oskarżać instytucje co najwyżej komercyjne, jeżeli nie w istocie powołane do odkrywania prawdy, o ideologizację.

Przyjrzyjmy się naukowcom i ideologom omawianego sporu. Kto prowadzi badania a kto jedynie atakuje swojego przeciwnika? Teoria ewolucji nie tylko jest nieustannie potwierdzana, ale też cały czas sama się rozwija, choć niektórym byłoby może błogo myśleć, że cały czas tkwimy w punkcie sporu sprzed 150 lat. Powstają nowe koncepcje, jak ta doboru grupowego czy samolubnego genu. Wyjaśniane są szczegółowe fakty, jak łączenie się w stada czy starzenie się. A czy kreacjoniści odkryli cokolwiek? Czy w ogóle próbowali? Czy zajmują się paleontologią, genetyką, czy tworzą instytuty badające metody stworzenia? Czy może ich działania ograniczają się jedynie do atakowania ewolucjonizmu i na tym kończy się ich „nauka”? Czy znowuż widzieli państwo jakichkolwiek ewolucjonistów nie prowadzących badań, lub oprócz prowadzenia badań zajmujących się obalaniem kreacjonizmu? W istocie do odmowy udziału w rzekomej dyskusji, udawanej przez atak kreacjonizmu na ewolucjonizm pasuje odpowiedź pewnego szanowanego profesora zaproszonego na konferencję z dopiero co upieczonym magistrem: „To by dobrze wyglądało w Pańskim CV ale nie w moim”.

Rzeczywiście nie tylko nie spodka się ewolucjonisty krytykującego kreacjonizm, ale też rzadko spotka się ewolucjonistę odpierającego zarzuty kreacjonizmu. A to dlatego, że w istocie nie są to zarzuty lecz zagadki do rozwiązanie dla teorii ewolucji. Paradoks ten sprawia, że kreacjoniści nie tylko, w przeciwieństwie do ewolucjonistów, nie prowadzą badań lecz wręcz przyczyniają się do rozwoju teorii ewolucji. A czyniąc to, nawet nie zdają sobie sprawy z beznadziejności swojego położenia już w punkcie wyjścia. Różnica zdań kreacjonizmu i ewolucjonizmu tkwi w tym, czy gatunki zostały ukształtowane momentalnie czy stopniowo, a nie w tym, czy powrót ssaków do oceanu przebiegał tak czy inaczej.

Dawniej nauki empiryczne traktowano jako uogólnienia indukcyjne wcześniejszych egzemplarzy zjawiska stanowiących materiał dowodowy. Jeżeli stwierdzano jakiś związek n razy, wnioskowano, że występuje on zawsze. Jeżeli byśmy przyjęli taką metodę dowodzenia, musielibyśmy uznać możliwość aplikacji teorii ewolucji do powstania życia na Ziemi za empirycznie udowodnioną. Dotychczasowe znaleziska archeologiczne oraz odkrycia genetyczne potwierdziły ewolucję wielu stworzeń jedne w drugie i na mocy indukcji moglibyśmy uznać, że wszystkie stworzenia zmieniały się w ten sposób.

Jednak ta koncepcja nauk empirycznych ma wiele wad. Jedną z nich jest nieprawomocność uogólnień na podstawia niewielkiej ilości przypadków (w przypadku zjawisk nieskończenie licznych na podstawie uogólnień dotyczących liczby przepadków będących zmierzającym do zera odsetkiem ogólnej ich liczby). Ponadto nigdy nie ma pewności czy za konstytutywne nie wzięło się nieistotnych dla skutku cech przyczyny. Dlatego obecnie uznawaną koncepcją metodologii nauk empirycznych jest koncepcja poperowska. Zakłada ona, że tezy empiryczne nigdy nie mogą zostać udowodnione lecz zawsze mogą zostać obalone (sfalsyfikowane). Więc naukowym jest to, co w danym czasie, mimo że nie udowodnione, to jednak broni się przed falsyfikacją. W takim sensie dotychczasowe działanie ewolucji na naszej planecie oczywiście nie jest empirycznie udowodnione, ale teoria je głosząca jest jak najbardziej naukowa, przez sto pięćdziesiąt lat opierała się falsyfikacji i nadal się jej opiera.

Niech owe omówienie koncepcji nauki posłuży nam nie tylko jako rozjaśnienie znaczenia potwierdzenia naukowego teorii ewolucji, które jest powszechnie uznawane, ale również pozwoli nam w sposób bardziej systematyczny przejść do kwestii naukowości obu teorii.

Czemu uznajemy dobór naturalny za przyczynę powstania życia na ziemi. Przede wszystkim dlatego, że działający na niedokładne replikatory, tj. wszelkie zdolne do rozmnażania się istoty, dobór naturalny (a działa on na nie zawsze kiedy się pojawią) musi doprowadzić do powstawania coraz to bardziej skomplikowanych form, form żywych. To znaczy, że gdybyśmy obecnie umieścili gdzieś na jakiejś planecie czy księżycu o warunkach podobnych do ziemskich RNA lub DNA, to po pewnym czasie rozwój tych replikatorów doprowadziłby do powstania form tak skomplikowanych, jak obecnie istniejące na Ziemi. Zacznę w tym miejscu rozwijać metaforę mającą przybliżyć czytelnikowi sytuację, w jakiej znajdujemy się, odkrywając przyczynę powstania życia na Ziemi. Wiemy, że w pokoju leży trup, i jako detektyw staramy się znaleźć zabójcę. Czym są dla nas informacje omówione w tym akapicie, a będące odkryciem, jedynie teoretycznym, Darwina? Na razie dowiedzieliśmy się, że z rewolweru można zabić człowieka.

Jednak w czasach Darwina nie wiedziano na pewno a jedynie podejrzewano, że koło zwłok porzucono rewolwer. Nie odkryto jeszcze wtedy genów, choć wiedziano już, że (co raczej oczywiste) zwierzęta się rozmnażają, oraz że dzieci są podobne do rodziców lecz z nimi nie identyczne. Obecnie wiemy, że każda komórka naszego ciała zawiera replikator, DNA, i że podobny replikator istniał również na młodej ziemi. Wiemy, że DNA tworzy swoje kopie, i że kopie te umieszczane są w ciałach potomków, choć nie w identycznej formie. Wiemy więc, że niezależnie od tego, czy istniałaby jakakolwiek inna siła mogąca spowodować rozwój życia na ziemi, ewolucja i tak by je spowodowała. Mamy więc nasz rewolwer porzucony obok ciała na podłodze.

Co w tej sytuacji twierdzi kreacjonista? Twierdzi on, że (1) na miejscu zbrodni jest też pewne narzędzie, ale że (2) nie wiadomo, czy znajduje się ono w miejscu dostępnym dla sprawcy. Twierdzi on też, iż już wcześniej był przekonany o istnieniu tego narzędzia, mimo iż (3) ani teraz ani wcześniej go nie widział, ale że (4) teraz przekonany jest, że to mordercze narzędzie, bo tylko narzędziem morderczym można było zamordować ofiarę. Ów kreacjonista przekonany jest jednak, że (5) z rewolweru nie zastrzelono zamordowanego ((5) mechanizm naturalnej selekcji został w przypadku Ziemi wyprzedzony inną przyczyną). Czyli kreacjonista twierdzi, że (1) istnieje bóg mimo, iż (3) nie może tego naukowo udowodnić, ale jednocześnie twierdzi, że (2) ten bóg nic nie musi łącznie z tak specyficznym aktem jak (a) tworzenie (b) życia © na Ziemi. (4) Twierdzi jedynie, że ten bóg musi być inteligentny, skoro to życie miałby spowodować. Jego wnioski z kreacji życia przez boga dotyczą więc raczej boga niż życia. Kreacjonista jednak jednocześnie wypiera się obowiązku naukowego udowodnienia przez niego istnienia boga. Żąda on więc uznania za teorię naukową wyjaśnienia powołującego się na przyczynę nie muszącą wywoływać omawianego zjawiska ani nawet nie muszącą istnieć…

To, że kreacjonista nie potrafi udowodnić istnienia boga, ma swoją kontynuację w jego niechęci do tego, że gdyby bóg miał być uznany za hipotezę mającą wyjaśniać powstanie życia, to musiałby on wystawić go na możliwość falsyfikacji. Tego jednak nie tylko nie chce robić ale też nie wie jak to zrobić, gdyż takie metafizyczne kreatury jak bóg nie mają żadnego empirycznego odniesienia i są semantycznie puste.

Nie jest to jednak jedyna rzecz, której kreacjonista nie chce wystawić na rażenie falsyfikacji. Ogólnie nie potrafi on podać jakichkolwiek znalezisk czy odkryć, które o ile znalezione czy dokonane to przekonałyby go o fałszywości kreacjonizmu. Więcej, potrafi on wykombinować nie tyle nienaukowe co absurdalne wytłumaczenia dla znalezisk, które już teraz obalają kreacjonizm, jak wytłumaczenie, że znalezione kości tylko wyglądają na stare ale mają jedynie kilka tysięcy lat, lecz bóg rozrzucił je po świecie, aby wystawić na próbę naszą wiarę.

Nie tylko jednak kreacjoniści nie potrafią podać metod falsyfikacji swojej koncepcji, nie potrafią oni również podać faktów, które uznaliby za zadowalające potwierdzenie teorii ewolucji. A może po prostu podają wszystkie fakty, które uznaliby za takie potwierdzenie, czyli żaden.

Jak już wspomniałem wyżej, mylą też nierozwiązane zagadki ewolucji z faktami mogącymi obalić zajście ewolucji na Ziemi. Lecz przede wszystkim nie zdają sobie sprawy z tego, że teorii ewolucji nie da się obalić, da się obalić jedynie jej aplikację do życia na Ziemi[1]. Jako teoria, darwinizm jest spójny, jest wręcz tautologiczny i trywialny[2]. Przyjmijmy hipotetyczny dowód obalający istnienie mechanizmu ewolucji. W którym miejscu miałby on go obalać? Czy w tym, że się rozmnażamy? Czy w tym, że dzieci są podobne ale nie identyczne z rodzicami? A może w tym, że to nie lepiej przystosowany (do przeżycia!) częściej przeżywa? Kreacjoniści są niczym lewicowi ideolodzy dyskryminacji „zawsze i wszędzie”. Ci ostatni nie potrafią powiedzieć jak to możliwe, żeby po pierwsze znalazł się na tyle nierozsądny pracodawca, który wydawałby więcej pieniędzy, płacąc nierówne pensje różnym grupom tak samo wykwalifikowanych pracowników zamiast zatrudniać tylko tych tańszych z grupy dyskryminowanej”. A po drugie, żeby jego firma nie splajtowała. Ci pierwsi natomiast nie potrafią powiedzieć, jak możliwe jest, żeby mechanizm naturalnej selekcji nie zadziałał. A dzieje się tak dlatego, że udzielając jakiejkolwiek odpowiedzi na to pytanie, muszą popaść w absurd.

Co więcej, kreacjonizm nie tylko, jak wykazałem wyżej, nie jest teorią naukową, ale nie jest w ogóle wyjaśnieniem, czy to wyjaśnieniem naukowym czy też wyjaśnieniem nawet w potocznym tego słowa sensie. Nic nie wyjaśnia, bo nic nie mówi. Poglądy przez niego głoszone kończą się na zdaniu „skomplikowane formy istot ziemskich stworzyła inteligentna istota”. Cóż bardziej szczegółowego głosi kreacjonizm? Trudno aby kreacjonizm odkrył cokolwiek bardziej szczegółowego, jeżeli, jak już wspomniałem, kreacjoniści nie prowadzą żadnych badań.

Jednak tego, że istnieje potężna inteligentna istota, ani tego, że inteligentna istota stworzyłaby życie na ziemi, kreacjoniści też nie odkryli. A mimo to głoszą te tezy. Czemu więc nie mieliby głosić jakichś bardziej szczegółowych tez na temat stworzenia świata i życia przez boga? A jednak ich nie głoszą. Bo kreacjonizm nie tylko nie jest potwierdzoną teorią (bo nie jest naukowy) ani nie jest potwierdzonym wyjaśnieniem (bo nie jest uzasadniony), ale też nie jest żadnym wyjaśnieniem, nie jest nawet koncepcjom filozoficzną, ponieważ sprowadza się jedynie do bezpardonowego ataku na ewolucjonizm. Kreacjonizm nie prowadzi rozważań na temat tego, jak bóg lepił stworzenia, jemu potrzebne jest jedynie bezmyślne przy znanie, że to obiekt ich biblijnego kultu jest za powstanie tych stworzeń odpowiedzialny, więc wystarcza mu atak na ewolucjonizm.

Co więcej, nawet generalna, bazowa teza kreacjonizmu, że „bóg stworzył życie na ziemi” nie jest żadnym wyjaśnieniem. I to nie tylko z powodu (6) problemów ze znaczeniem wyrazu „bóg”. (7) Kolejny termin tezy kreacjonistycznej jest również niezrozumiały. Bo cóż mam rozumieć przez owo „stworzył”? Rozumiem co to znaczy, że „murarz zbudował ścianę”. Ale co mam rozumieć przez „stworzenie” życia przez boga? Nie głosi ono nic ponad to, że był on jego przyczyną. Kreacjonista zwalczający ewolucjonizm pragnie więc zastąpienia złożonej teorii posługującej się zrozumiałym i faktycznie działającym mechanizmem do wyjaśniania powstania życia na ziemi na maksymalnie uproszczoną pseudokoncepcję mówiącą, że pewien nonsens, co do którego egzystencji nie tyle nie ma dowodów co jej koncepcja nie została sformułowana, mógł, choć nie musiał, zaskutkować w sposób niepojmowalny powstaniem życia. Okazuje się, że kreacjonista nie tylko nie wie, czy w pokoju w miejscu dostępnym dla sprawcy znajduje się nie widziane przez kreacjonistę tam czy gdziekolwiek indziej mordercze narzędzie, ale nie wie nawet, (6) czy chodzi o narzędzie czy jakiś inny przedmiot, ani (7) czy to coś, czego poszukują detektywi, jest mordercze czy tylko śmiercionośne. Ale dopóki ktoś nie udowodni, że takie narzędzie nie istnieje w ogóle lub w pokoju, i że żaden inny sposób zabójstwa poza strzałem z pistoletu nie jest możliwy, kreacjonista będzie twierdził, że przy pomocy broni leżącej koło ciała nie dokonano morderstwa, lecz że dokonano go przy pomocy czegoś innego.

Jeżeliby jeszcze bardziej zagłębić się w kwestię powodowania życia przez boga, a co za tym idzie również w kwestię istnienia samego boga, to nawet na bazie samych tekstów chrześcijańskich musielibyśmy dojść do wniosku, że bóg jest istotą, jak już wyżej wspomniałem, nie tylko nie podlegającą sprawdzaniu pod względem istnienia lecz również niepoznawalną i niezrozumiałą. Skoro okazuje się, że słuchając opowieści kreacjonisty nie dowiemy się nawet tego, czym miałaby być ta alternatywna przyczyna mająca zastąpić mechanizmy ewolucyjne, to jedynym co stara się on tą opowieścią uczynić jest zablokowanie nauczania teorii ewolucji. Zablokowanie na tylko takiej podstawie, że mimo iż powołuje się ona na proces rzeczywiście powodujący powstawanie życia, to możliwe są jeszcze inne wyjaśnienia powstania tego życia w przypadku Ziemi. W tej sytuacji jedynym sposobem na poskromienie kreacjonisty byłoby udowodnienie, że mechanizm ewolucyjny rzeczywiście zadziałał w przypadku życia na naszej planecie. Jak już wspomniałem jest to dowodzone w odniesieniu do poszczególnych przypadków organów i istot przez ostatnie sto pięćdziesiąt lat. Próbuje się sfalsyfikować teorię ewolucji a ona skutecznie odpiera te próby. Dlatego jest częścią nauki. Nie jest jednak potwierdzona, bo nauka w sensie poperowskim potwierdzona być nie może. Może być jedynie utrzymana, i teoria ewolucji taka jest. Natomiast potwierdzona jest w sensie klasycznym, indukcyjnym, jednak ten sposób potwierdzania jest niepewny. Jest niepewny, gdyż dotyczy tylko sprawdzonej części wypadków ale rozciąga się go na wszystkie.

Czy można by powstrzymać kreacjonistę w sposób bardziej skuteczny. Niby tak. W przypadku życia na Ziemi mamy do czynienia z ograniczoną (choć bardzo dużą) ilością egzemplarzy do sprawdzenia. Można by spróbować sprawdzić je wszystkie. Trzeba jednak pamiętać, że 99% gatunków żyjących na ziemi wyginęło, a większość z nich nie pozostawia skamieniałości. Trzeba też pamiętać, że każdy z nich zbudowany był na bazie informacji zawartych w kilkudziesięciu tysiącach genów; oraz że geny te budowały go wspólnym wysiłkiem, i żaden z nich z osobna nie miał przełożenia na zrozumiałe dla nas fenotypowe (zewnętrzne) cechy organizmu. Trzeba też pamiętać, że aby dowieść aplikacji teorii ewolucji do życia ziemskiego, musielibyśmy też wykazać jak te zewnętrzne cechy wspierały przetrwanie. A przetrwanie w równym stopniu co od martwego środowiska zależy od środowiska żywego. A więc musielibyśmy być w stanie objąć umysłem jednocześnie wszystkie te złożone istoty we wspólnych interakcjach. Oznacza to, że kreacjonisty, którego przekonać pewnie i tak by się nie dało, nie da się też chociażby okiełznać dowodami. Jeżeli ktoś nie jest uprzedzony, przede wszystkim religijnie, i na tyle trzeźwo myśli, aby dostrzec, jakim truizmem jest teoria ewolucji, nie potrzebuje żadnych empirycznych dowodów, aby ją zaakceptować. Jeżeli ktoś tej trywialności pojąć nie potrafi, to o ile nie jest wrogo nastawiony, może po wgłębieniu się w dowody empiryczne zaakceptować darwinizm. Jeżeli natomiast poza niemożnością pojęcia mechanizmu selekcji naturalnej osoba jest od dzieciństwa, głęboko i emocjonalnie zantagonizowana z tą koncepcją, prawdopodobnie nie zaakceptuje jej nigdy, ani w świetle obecnych dowodów, ani w świetle szerszych, aczkolwiek nigdy nie pełnych, dowodów przyszłych.

Czy jednak kreacjonizmu nie da się inaczej obalić? Nie empirycznie, lecz teoretycznie? Otóż da się. Oprócz opisanego wyżej sposobu jest jeszcze droga teoretyczna, na której kreacjonizm okazuje się być poglądem fałszywym. Zaskakującym jest fakt, że nawet ostatni element tezy kreacjonistycznej okazuje się być fałszywym i być może w największym stopniu kwestionowalnym, dyskredytując ją do końca. A mianowicie to co ma ona wyjaśniać, istnienie na Ziemi życia, a właściwie specyficznego lecz tylko pozornie występującego jego typu. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że ewolucjonizm i kreacjonizm wyjaśniają to samo i takie samo zjawisko. To z powodu tego podobieństwa irytację budzą sytuacje, kiedy kreacjoniści zakłamują tezy ewolucjonizmu, przedstawiając go jako pogląd głoszący spontaniczne formowanie się organizmów, przypisując dostrzeżenie faktu niezwykłego komplikowania się materii w organizmy żywe sobie jako jedynym. To z tego też powodu śmieszą próby wprowadzenia do szkół kreacjonizmu, na temat którego rozdział, w którym miałby on cokolwiek wyjaśniać musiałby się sprowadzać jedynie do dokładnego przedstawienia „cudów” przyrody, tj. wyjaśnianego i wspólnego z ewolucjonizmem faktu złożoności życia.

Jednak tak naprawdę wnioski, jakie implikuje ewolucjonizm, i jakie wydaje się jego zwolennikom, że implikuje kreacjonizm (bo jest on niejednoznaczny, i możemy się go starać zrozumieć jedynie na podstawie kontekstu tworzonego przez osoby nim operujące), są różne. A potwierdzone są tylko konkluzje ewolucjonizmu, weryfikujące tym samym jego samego. To, do czego prowadzi i co stara się wyjaśniać kreacjonizm, tak naprawdę nie istnieje. Gdyby obecna budowa organizmów była ostateczną i z góry zaplanowaną to:

1) Po pierwsze, nie przechodziłyby one w życiu płodowym przez wcześniejsze stadia ewolucji, w tym człowiek przez stadia z futrem, skrzelami i ogonem włącznie.

2) A propos ogona, to po drugie, nie mielibyśmy go również teraz (zupełnie nie potrzebnych, szczątkowych kości ogonowych). Nie istniałyby dawniej potrzebne lecz już nie użyteczne i teraz zanikające organy i członki, lecz trwalibyśmy w stanie stałego idealnego dostosowania. Nie tracilibyśmy też naszych inteligentnych cech w wyniku mutacji, musząc je co róż odzyskiwać w wyniku naturalnej selekcji niekorzystnych mutacji.

3) Jakże by mogło być inaczej skoro nadal ewoluujemy, nabywając i selekcjonując coraz to nowsze mutacje. A co za tym idzie życie, które miałoby być stworzone przez boga, nie jest doskonałe. Co najwyżej mogłoby takim być. Mogłoby … ale nigdy nie będzie, i to nie dlatego, że nie istnieje pewien próg strukturyzacji, którego osiągnięcie dawałoby najbardziej przystosowawczą maszynerię. Lecz dlatego, że w różnych warunkach różne cechy są przystosowawcze. A te warunki stanowi najczęściej nie martwa przyroda lecz żywe organizmy. Dlatego ewolucja często przebiega cyklami w stylu gry w nożyce, papier, kamień. Kiedy najpierw oboje pokazujemy kamień nikt nie wygrywa. Wtedy jak wykształcam przystosowanie do tej sytuacji i pokazuje papier na twój kamień. Wtedy przystosowanie wykształcasz ty i na mój papier pokazujesz nożyce. Wtedy na twoje nożyce jak znów wykształcam kamień i tak w kółko.

4) Po czwarte nie istniałyby takie zjawiska jak drapieżnictwo, lub walka dziecka i matki o zasoby trwająca już od życia płodowego tego pierwszego. Nie istniałoby starzenie się i śmierć.

5) Po piąte, nie byłoby przypadkowe to, jaki rodzaj przystosowania wykształci się i zajmie niszę jako pierwszy, blokując tym samym możliwość dostosowania się do tej niszy i zajęcia jej innym rozwiązaniom.

6) Po szóste sławne nieredukowalne mechanizmy, to jest cechy, które są przystosowawcze dopiero po całkowitym wykształceniu się a w jego trakcie zupełnie bezużyteczne, istniałyby. Argument ich dotyczący jest częstym zarzutem wobec ewolucjonizmu. Jednak kreacjoniści nie zdają sobie sprawy z tego, że tak, jak istnienie nieredukowalnych mechanizmów przeczyłoby ewolucjonizmowi, tak ich nie istnienie przeczy kreacjonizmowi. A nie występują one. Każdy mechanizm występujący w przyrodzie rozwinął się w wyniku procesu, w trakcie którego cały czas zwiększał swoją przydatność. Oczywiście tak rozwijający się mechanizm może na każdym etapie tego rozwoju służyć czemuś zupełnie innemu niż to, czemu służy jako swoja ostateczna wersja. Jednak tak czy inaczej każdy mechanizm rozwija się jedynie do tego momentu, do którego kształtowany przez niego materiał na każdym szczeblu swojego rozwoju służy czemuś. Oznacza to, że jeżeli w jego rozwoju pojawi się ogniwo mniej przydatne od obecnego, to nawet jeśli będzie takim, którego przejście prowadzi do kolejnego ogniwa bardziej przydatnego niż obecne (i którekolwiek z poprzednich), to owo nieprzydatne ogniwo i tak nie zostanie przebyte. Zostałoby przebyte, gdyby ktoś pragnący większej doskonałości zaplanował skonstruowanie mechanizmu, którego proces konstrukcji wymagałby chwilowej destrukcji obrabianego produktu. Jednak tak się nie stało. Nikt nas nie zaplanował.

7) Wreszcie, czemu im bardziej skomplikowane i inteligentne życie tym jego powstanie mniej skomplikowanym i inteligentnym czyni ono wszechświat; czemu życie powoduje wzrost entropii i czemu im wyższego szczebla organizm tym większy jej wzrost powoduje? Albo czemu entropia w ogóle we wszechświecie stale wzrasta? A może jak u starożytnych doskonałością jest właśnie stan ujednolicenia i wygaszenia niesiony przez entropię? Czemuż miałoby nie być właśnie tak? Sam się zastanawiam, czemu. Jednak teiści właśnie zaprzeczenie tego stanu zawsze widzieli jako doskonałe. Tylko dlatego zresztą postrzegają życie jako doskonałość a nie jej zaprzeczenie. Również tylko takie życie i zaprzeczenie takiego wszechświata mogą uznać za stworzone przez kreatora potrzebującego do tego inteligencji.

To, że te obalające kreacjonizm u jego podstaw nie są poruszane, świadczy jedynie o tym, że ewolucjonizm jest prawdziwą nauką i nie posiada zwolenników lecz przyjmowany jest przez wykształconych ludzi, których, mająca z nim później jako naukowcy bliżej do czynienia, część zajmuje się nie ideologicznymi napaściami na, w tym wypadku tak łatwo obalalny, pogląd przeciwny lecz badaniami.

Na zakończenie należy dodać, że jak by się nie miały sprawy z powstaniem życia na Ziemi i dotychczasowym jego rozwojem, to dalsze jego losy będą na naszej planecie zależały wyłącznie od ewolucji. W wypadku istnienia niedoskonałych replikatorów, które ma miejsce na naszej planecie, przebiega ona zawsze i tutaj przebiegać będzie tak samo, jak dokonałaby się, jak pisałem wyżej, w gdziekolwiek w kosmosie, gdzie w odpowiednich warunkach pozostawilibyśmy niedoskonałe replikatory.

Być może teraz kreacjoniście, nie dostrzegającemu poddawania się własnemu uporowi, przyszłoby do głowy oskarżenie naukowców o spisek i zmyślenie DNA i RNA. Informuję więc, że są to tylko przypadki replikatorów, przez nie chwytającego zasady selekcji naturalnej laika rozciągane na ich ogół. Replikatorem umieszczonym w kosmosie mogłoby być cokolwiek niedokładnie kopiującego się. W istocie takim miejscem w kosmosie, w którym ewolucyjnie rozwija się życie, są twarde dyski naszych komputerów. Symuluje się na nich dawną ewolucję, tworząc rozmnażające się i zmieniające obiekty oraz warunki je selekcjonujące. Obiekty te rzeczywiście rozwijają się i to w kierunkach analogicznych z tymi pozakomputerowymi. Zresztą rozmnażanie, zmiana i selekcja w komputerach używane są również do rozwoju programów nie mających wprost nic wspólnego z badaniami biologicznymi a wykorzystywanych w matematyce do rozwiązywania problemów z klasy NP.

Wracając jednak do tradycyjnych replikatorów, DNA i RNA, trudno byłoby chyba kreacjoniście jednocześnie zaprzeczyć ich istnieniu i nadal optować za zakazem klonowania, które przecież, w wypadku braku tych replikatorów, nie mogłoby się zdarzyć i jako takie nie powinno być bardziej zakazywane niż gaszenie Słońca.

Tak wieloaspektowa błędność kreacjonizmu może wzbudzać podejrzliwość. Czy na pewno zwolennicy jakiegokolwiek poglądu mogliby się dopuścić głoszenia koncepcji zawierającej aż tyle błędów. W końcu nie często się to zdarzała w dyskursie naukowym czy nawet potocznym. Pamiętajmy jednak, że nie tylko nie mamy tutaj do czynienia z ofensywą nowej hipotezy naukowej przeciw ugruntowanym już teoriom, ale nie mamy nawet do czynienia z kontrowersją pomiędzy dwoma potocznymi poglądami. Stara mitologia usiłuje wkroczyć na teren nauki ze swoimi diametralnie odmiennym spojrzeniem na świat i językiem. Gdybyśmy zamiast współczesnej geografii zaproponowali wyobrażenie krążka skał podtrzymywanego przez Olbrzymiego Żółwia, spotkalibyśmy się z niemal równie wszechstronnymi i licznymi zarzutami. Co to znaczy, że podtrzymuje on Ziemię, na czym miałaby polegać konieczność podtrzymywania, skoro polega ono na powstrzymywaniu przed spadaniem w dół, a zawsze coś musi być najniżej. Co to oznacza, że oparciem dla planety jest Żółw, czy jest to stworzenie z typu tych, które znamy z Ziemi? Żółw nie ma się od czego odepchnąć, żeby się obracać wokół własnej osi. Żółw zdechłby w kosmosie z braku tlenu. Takich trafiających w różne punkty tej geograficznej koncepcji trywialnych i nudzących argumentów można by wymyśleć mnóstwo. Nie różnią się one swoim typem od argumentów przeciwko kreacjonizmowi. Nikogo też nie dziwi ani ich mnogość ani wieloaspektowa absurdalność teorii Żółwia, a wręcz wysiłek postawienia owych argumentów traktuje się jako zbędny. Nie powinna więc dziwić również tak totalna porażka prób przedstawienia wyjaśnień powstania życia podejmowanych przez kreacjonizm.

Większość z czytelników bloga zapewne nie ma złudzeń również co do tego, iż owa tak błędna koncepcja jest dla chrześcijaństwa poglądem typowym. Świadczyć o tym może rozpaczliwa obrona chociażby jego elementów, takich jak dusza, przez akceptujących ewolucjonizm teistów. Zajmijmy się więc tymi, tak zwanymi teistami ewolucjonistycznymi przy okazji właśnie owej duszy. Ewolucjonizm teistyczny akceptuje teorię ewolucji w odniesieniu do zwierząt oraz ciała ludzkiego lecz nie w odniesieniu do duszy. Głosi on, że do rodzącego się ciała człowieka, ukształtowanego po miliardach lat ewolucji i posiadającego przekazywane genetycznie cechy, wszczepiana jest przez boga dusza nie mająca zupełnie nic wspólnego z linią genetyczną osobnika nią obdarzanego.

Pogląd taki świadczy o kompletnym niezrozumieniu teorii ewolucji przez tych rzekomych ewolucjonistów. Jeżeli chodzi o zawartą w duszy wolną wolę, to zgodzimy się chyba wszyscy, że jej wolność może być ograniczona w pewnych okolicznościach. Człowiek zahipnotyzowany nie odpowiada za siebie. Podobnie struty narkotykami. Oprócz wolnej woli dusza może być ponadto siedliskiem innych cech intelektualnych i osobowościowych człowieka. O ile cechy te, podobnie jak wolna wola, która z definicji nie jest automatem działającym według najlepiej rokującego algorytmu, miałyby w jakikolwiek sposób odchylać zachowanie człowieka od najbardziej egoistycznego (w sensie genetycznym), ewolucja po prostu odpowiedziałaby na presją na wykształcenie sposobów hamowania lub blokowania tych cech. Przy czym w wypadku wolnej woli wiązałoby się to ze stałym odurzaniem naszej duszy i przejmowaniem nad nią kontroli przez mózg taki, jakim go widzą naturaliści.

Nie wiem też czy teiści ewolucjonistyczni zdają sobie sprawę z tego, że częścią teorii ewolucji jest socjobiologia i przede wszystkim te nasze intelektualne i osobowościowe cechy, które nie miałyby polegać na jakimkolwiek odchylaniu zachowania od najbardziej egoistycznego, powstały w drodze ewolucji. Takie cechy również są przystosowawcze i niedostrzeganie ich adaptacyjności jest skutkiem naszego przywiązania do nich i wyłączania ich ze świata przyrody (stąd tak późne włączenie się teorii gier w wyjaśnianie ludzkiego zachowania, chociażby w porównaniu z dużo bardziej zagmatwanym freudyzmem; stąd też upór behawioryzmu co do braku emocji oraz intelektu zwierząt). Pytanie tylko, czemu bóg umiłował swego syna, lub czemu ja mam boga miłować, skoro moja miłość powstała w celu przystosowania mnie do ziemskich warunków, w których za cel mam pozostawienie jak największej liczby potomków i krewnych, o których troska (i do których miłość) jest korzystna dla tego celu, a który to cel nie występuje na tamtym świecie ani dla mnie ani dla boga i jego syna.

Ponadto teistyczny ewolucjonizm można zapytać, czemu inteligentny bóg wybrał metodę tworzenia świata prowadzącą do celu cechującymi się niedoskonałościami wymienionymi w niektórych z wyżej wyliczonych punktów świadczących o braku realizacji planu w powstaniu życia. Czemu mamy cechy niekorzystne z którymi walczymy zamiast trwać w stanie doskonałości? Czemu o utrzymywanie cech już istniejących musimy stale zabiegać a nie osiągamy ich raz na zawsze? Czemu bóg nie wolał stworzyć nieredukowalnych mechanizmów zamiast poprzestawać na tym do czego może doprowadzić ewolucja? Czemu bóg nie zrezygnował z takich charakterystyk stworzenia jak drapieżnictwo czy (wyjątkowo przykra) konkurencja matki i dziecka? Czemu bóg nie stworzył spójnych wszechświata i życia zmierzających w jednym kierunku pod względem entropii? Wreszcie czemu bóg nie stworzył nas zupełnie doskonałymi i nadal ewoluujemy? Jednym słowem, czemu u diabła bóg nie wybrał kreacjonistycznej metody stworzenia!?

Ewolucjonistycznemu teizmowi można ponadto postawić zarzuty nie mające nic wspólnego z kreacjonizmem. Bo przecież oprócz tego, że życie jest nieinteligentnym celem, należy zauważyć, że rozwijanie się poprzez selekcję jest nieinteligentnym i okrutnym środkiem prowadzącym do celu (a jeżeli zgodzimy się, że stosowanie środków koherentnych z celem jest częściom tego celu, taki sposób tworzenia się organizmów przeczy nie tylko istnieniu inteligentnego tworzenia lecz również inteligentnego dzieła).

Kreacjonizm jest ideologicznym, nienaukowym, prawdopodobnie nonsensownym, radykalnie uproszczonym poglądem. Niestety dla chrześcijaństwa, jedynym z nim koherentnym.

Wyjaśnianie powstania życia na Ziemi czy też powstania samego Uniwersum poprzez posądzanie o to boga przeczy się z samą ideą wyjaśniania, naukowego czy też jakiego kol wiek innego. Polega ono na znalezieniu jakiegoś prawa wiążącego wyjaśniany fakt z jakimś faktem prostszym, z którego ten pierwszy miałby wynikać. Tylko w takim wypadku zabieg wyjaśniania ma sens i wnosi cokolwiek do obrazu świata. Tymczasem bóg, niezależnie czy działający wprost czy poprzez powołanie do życia replikatorów, stojący za powstaniem życia na naszej planecie byłby istotą nieporównanie bardziej niesamowitą niż życie, które miałoby być wyjaśniane faktem jego istnienia.
"Zycie na planecie dojrzewa wowczas, gdy istoty rozumne uswiadomia sobie przyczyne wlasnego istnienia. Choc przez miliard lat przyczyna owa byla zakryta przed istotami zywymi to w 1858 roku prawda zaswitala w umysle jednej z nich. Byl to Karol Darwin."
Richard Dawkins.

"Wszelkie proby wyjasnienia pochodzenia czlowieka, podejmowane przed rokiem 1958 okazaly sie bezuzyteczne."
J.G Simpson
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości