To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 4.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Polecane artykuły
Gawain napisał(a): Znam odpowiedź. Trzeba uczyć się, jak się uczyć. Jak ma się narzędzia do szybkiego przyswajania to potem wszystko idzie zapamiętać.
Zasadniczo takie jest właśnie zadanie szkoły. Ale sztukę uczenia się można opanować tylko... ucząc się. Czegokolwiek. A wiadomo, że większość z tego się nie przyda - bo to ma być ćwiczenie. A także sposób na dowiedzenie się, do czego ktoś ma talent, a do czego antytalent. Uczeń w wieku kilkunastu lat sam już powinien zdecydować, czego uczenie się nie sprawia mu trudności, a co może sobie odpuścić i jechać na trójach. Oczywiście jest to trudne, gdy się ma psychopatycznych nauczycieli, odbierających jako osobistą obrazę to, że ktoś nie chce się uczyć danego przedmiotu, lub psychopatycznych rodziców, którzy ocenami dziecka mierzą swoją zajebistość.
Odpowiedz
Gawain napisał(a): Większość szkolnej wiedzy nie przydała mi się nigdzie i nigdy.

No właśnie.
W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje?
Czy to wina wiedzy?
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): Zasadniczo takie jest właśnie zadanie szkoły. Ale sztukę uczenia się można opanować tylko... ucząc się. Czegokolwiek.

Moim zdaniem tutaj leży pies pogrzebany. Bo uczenie czegokolwiek właśnie do znanych z dnia dzisiejszego efektów się sprowadza. Podstawową wiedzą powinno być to jak przygotować swoje miejsce pracy, materiały i jak to skutecznie zapamiętać np. poprzez ćwiczenia z mnemotechnik. Dopiero potem na tak przygotowany grunt rzucać ziarenka wiedzy. A te, które się spodobają to pielęgnować i pozwalać ludziom wybierać czego chcą.


Cytat: A wiadomo, że większość z tego się nie przyda - bo to ma być ćwiczenie. A także sposób na dowiedzenie się, do czego ktoś ma talent, a do czego antytalent. Uczeń w wieku kilkunastu lat sam już powinien zdecydować, czego uczenie się nie sprawia mu trudności, a co może sobie odpuścić i jechać na trójach. Oczywiście jest to trudne, gdy się ma psychopatycznych nauczycieli, odbierających jako osobistą obrazę to, że ktoś nie chce się uczyć danego przedmiotu, lub psychopatycznych rodziców, którzy ocenami dziecka mierzą swoją zajebistość.

No spoko. Tylko ja widzę też problem z niedostosowaniem materiału do gruntu jaki powstaje na niwie dzisiejszych ćwiczeń. Program jest przeładowany w stosunku do pojemności pamięci. I w dodatku to czego uczą się dzieci to kompletna abstrakcja i to w dodatku nudna. Nie ma takiej siły, żeby negatywne aspekty szkoły spowodowały zaistnienie pozytywnych efektów. Szkoła to nie jest wyzwanie. Szkoła to przechowalnia dzieci w wieku od 6 do 18 lat w czasie gdy rodzice są w robocie. I w tej funkcji spełnia się znakomicie.

Sofeicz napisał(a):
Gawain napisał(a): Większość szkolnej wiedzy nie przydała mi się nigdzie i nigdy.

No właśnie.
W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje?
Czy to wina wiedzy?

Problem sformułowania przekazu. Historia jest ciekawa, ale da się ją zajechać nauczaniem dat i z dupy wziętych wydarzeń wyalienowanych z kontekstu. Jak się postarać to można o mitach greckich rozmawiać na przykładzie Avengersów z Marvela. Serio. Nawet jak dzieciaki nie kojarzą Herkulesa to Hulka już tak. I będą siedzieć z rozdziawionymi gębami i chłonąć. A przecież im to do niczego nie jest potrzebne. Dzisiaj ze siedemdziesiąt procent populacji tego kraju może gostka nie kojarzyć. I świat się nie zawali. Ogólnie to trzeba wiedzieć jak najwięcej bo to daje możliwości budowania obrazu świata bardziej komplementarnego niż jak się wie mało albo zgoła nic.
Sebastian Flak
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a):
Gawain napisał(a): Znam odpowiedź. Trzeba uczyć się, jak się uczyć. Jak ma się narzędzia do szybkiego przyswajania to potem wszystko idzie zapamiętać.
Zasadniczo takie jest właśnie zadanie szkoły. Ale sztukę uczenia się można opanować tylko... ucząc się. Czegokolwiek. A wiadomo, że większość z tego się nie przyda - bo to ma być ćwiczenie. A także sposób na dowiedzenie się, do czego ktoś ma talent, a do czego antytalent.

Szkoła jest tak zorganizowana, że nie pozwala każdemu poznać co jest tą iskierką, a jeśli ktoś jest na tyle zdolny, że może wiedzieć więcej, to przez bzdurną organizację "wszystkiego" traci czas na rzeczy, których nie chce. To rodzi frustrację wszystkich stron - psorów, uczniów i urzędników (szkolnych, okręgowych, samorządowych) - co wpływa na złą atmosferę (przede wszystkim w szkole), która przy sprzężeniu zwrotnym nasila negatywne skutki.

Dodatkowo, nie wiem jak teraz, ale chyba za dużo nie uległo zmianie, oferta dla osób nie nadążających czy po prostu z deficytami i niepełnosprawnościami jest niewystarczająca. Osobom z zaburzeniami też trzeba pomóc, tym bardziej, że sposoby terapii rozwinęły się. Tymczasem naucza się dzieci, które powinny odbywać terapię. Naturalnie są indywidualne toki nauczania, oddziały specjalne itd., ale chyba nadal robi się za mało i nie na tyle efektywnie w stosunku do potencjału wiedzy i eksperymentów jakie poczyniono.

A np. te PiSie kurwy wprowadzają segregację. PiS to chorzy ludzie.
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja...wnych.html

Kiedyś dyskutowałem z osobą na pedagogice. Podpytałem o stosunek wykładowców tej osoby, do zmian jakie można wprowadzić w ogólnie pojętym szkolnictwie. Odpowiedź była krótka. Nikt nie chce nic zmieniać.
Jedni pewnie z wypalenia, inni z braku możliwości, a pewnie też niektórzy z powodu wygodnej inercji.
Kiedy usłyszałem, że osoby, którym najbardziej powinno zależeć na przemianach w sposobie edukowania nie zamierzają wiele zrobić to i mnie "witki opadły".

To jest narodowa choroba.

Sofeicz napisał(a):
Cytat:Tylko nikt nie zadaje sobie pytania, czego nie trzeba uczyć, co można sobie darować.

Oto jest pytanie.
Konia z rzędem temu, kto na to odpowie.
Ja na przykład olewałem mat-fiz i teraz żałuję, bo zamknęło mi to wiele drzwi, a teraz to już mózg skostniały i nawet przy wysiłku pewnych rzeczy nie mogę przeskoczyć.

Gawain odpowiedział. Ważne jest też pozbycie się z umysłu wszystkich odwracaczy uwagi. Najważniejsze jest skupienie, motywacja, konsekwencja, ale również dobra dieta i odpowiednia aktywność fizyczna oraz warunki do pracy nad sobą.

Jeśli czas pozwala, to można sobie porobić kilka rzeczy z mat-fiza ;p.

Ale też tutaj:
- nauka języków:
https://pl.duolingo.com/

- teoria i praktyka
https://pl.khanacademy.org/
https://brilliant.org/daily-problems/

No i to:

Spoiler!
Stąd


Sofeicz napisał(a):
Gawain napisał(a): Większość szkolnej wiedzy nie przydała mi się nigdzie i nigdy.

No właśnie.
W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje?
Czy to wina wiedzy?


Bo nie ma w polskiej kulturze prowadzenia rozmów "przy winie poobiednim" na tematy naukowe czy choćby popnaukowe, a środowiska akademików czy osób z wyższym wykształceniem (powiedzmy takim z pasji, pogłębionym, a nie papierkowym) nie przenikają się z Kowalskim "n-tego sortu".

Powstają różne inicjatywy typu pikniki naukowe, powstają takie rzeczy jak Centrum Kopernik, ale jakby nie było w tv nadal królują Big Brothery, Diskoszajs i sensacyjne wiadomości, a mogłyby kongresy naukowe, poważni kompozytorzy czy informacje naukowe i popnaukowe.

To potrwa, a na razie trzeba wyrównać pochylnię, po której stacza się świat.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Sofeicz napisał(a): W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje?
Czy to wina wiedzy?

Bo ze względu na krótkość życia każdy z nas może się wyspecjalizować tylko w kilku dziedzinach, a nie we wszystkim.

Czy posiadanie dużej wiedzy to wartość? Też zależy jaka wiedza. Załóżmy, że ktoś ma przeogromną wiedzę z zakresu historii filozofii, a zwłaszcza na temat postmodernizmu.

Na chuj to komu do życia potrzebne? Złamanego grosza bym nie dał za historyka bełkotliwej myśli postmodernistycznej.

Albo za jakiegoś profesora od awangardowej poezji.

ZaKotem napisał(a): Zasadniczo takie jest właśnie zadanie szkoły. Ale sztukę uczenia się można opanować tylko... ucząc się. Czegokolwiek. A wiadomo, że większość z tego się nie przyda - bo to ma być ćwiczenie

Szkoda tylko, że to takie czasochłonne.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.

Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Odpowiedz
lumberjack napisał(a): Na chuj to komu do życia potrzebne? Złamanego grosza bym nie dał za historyka bełkotliwej myśli postmodernistycznej.

Albo za jakiegoś profesora od awangardowej poezji.

Jeśli mieliby ograniczać się tylko tych dziedzin to nie. Ale specjalista powinien potrafi wyjść poza swoją dziedzinę i ocenić ją krytycznym okiem, tudzież doinformować się.
Więc można uczyć się jednej dziedziny, a potem pokrewnej, która ją kwestionuje.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Hihi, właśnie zapostulowałeś, żeby geodeci uczyli się płaskoziemstwa. Język
In my spirit lies my faith
Stronger than love and with me it will be
For always
- Mike Wyzgowski & Sagisu Shiro
Odpowiedz
Poznawać mogą, do pewnego stopnia, ale nie muszą wyznawać. Im więcej osób zna bzdurne "teo-ryje", tym trudniej krążyć tym bzdurom. Zresztą, nie tyle mi chodziło o kwestionowanie wszystkiego. Źle to napisałem. Hm, krytyczne spojrzenie za pomocą narzędzi jednej dziedziny, na odkrycia innej. "Sianie zdrowego fermentu" etc.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
ZaKotem napisał(a): Zasadniczo takie jest właśnie zadanie szkoły. Ale sztukę uczenia się można opanować tylko... ucząc się. Czegokolwiek.

A teraz oderwijmy się od ładnie brzmiącej teorii i spójrzmy na praktykę... W pruskim modelu szkoły właśnie to się dzieje, a taki np. ja, po 3 podstawówkach, liceum i studiach, o technikach mnemonicznych pierwszy raz usłyszałem po zakończeniu studiów, w aspekcie zupełnie niezwiązanym z nauką czegokolwiek. A przez cały czas formalnej edukacji moja nauka polegała na nieustannym powtarzaniu tego samego, ad usrandum. Tak naprawdę dopiero z książki "Włam się do mózgu" dowiedziałem się jak bardzo marnowałem czas...

Żarłak napisał(a): Tymczasem naucza się dzieci, które powinny odbywać terapię. Naturalnie są indywidualne toki nauczania, oddziały specjalne itd., ale chyba nadal robi się za mało i nie na tyle efektywnie w stosunku do potencjału wiedzy i eksperymentów jakie poczyniono.

Moja wiedza w tym zakresie jest rzecz jasna niewielka, ale terapia często polega na nauce - tyle, że nie dat pierdziesięciu bitew w Pierdziszewie małym, ale np. technik skupienia (co swoją szosą, przydałoby się większości dzieci, które znam, nie tylko tym z problemami).

Żarłak napisał(a): A np. te PiSie kurwy wprowadzają segregację. PiS to chorzy ludzie.
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja...wnych.html

Jak już mówiłem, nie znam się, ale czy to na pewno takie złe? Potrzeby dzieci z problemami są inne, niż dzieci bez problemów na tyle wyraźnych, że kończą się orzeczeniem, a mimo ograniczeń liczebności dzieci z problemami, zależnie od ich rodzaju, mogą rozwalać całą grupę.

Żarłak napisał(a): Odpowiedź była krótka. Nikt nie chce nic zmieniać.

O właśnie. W jakimś podcaście okołoedukacyjnym padło kiedyś pytanie jaka część nauczycieli poszukuje nowych metod docierania do uczniów. Padła odpowiedź, że sądząc po chęci do jeżdżenia na konferencje, szkolenia itd. o takiej tematyce to raptem 2,3 tysiące. Dla osadzenia w kontekście: nauczycieli wg ostatnich w miarę pewnych danych jest 600 tysięcy...

Żarłak napisał(a): Ale też tutaj:
- nauka języków:
https://pl.duolingo.com/

- teoria i praktyka
https://pl.khanacademy.org/

To jest zajebiste. Mogę polecić z czystym sumieniem.

Żarłak napisał(a): https://brilliant.org/daily-problems/

Tego nie znałem. Dzięki.

Sofeicz napisał(a): No właśnie.W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje? Czy to wina wiedzy?

Bo humaniści w prawdziwym tego słowa znaczeniu to już byli i nie wrócą. Obecnie można zatonąć w wiedzy z jakiejś wąskiej dziedziny na całe życie, a co dopiero próbować ogarniać wszystko.
"All great men should be haunted by the fear of not living up to their potential.
All loyal men should be haunted by the fear of not having done enough for their country.
All honourable men should be haunted by the fear of not having lived a life worthy of those men who came before us." Sigurd
Odpowiedz
Socjopapa napisał(a): Jak już mówiłem, nie znam się, ale czy to na pewno takie złe? Potrzeby dzieci z problemami są inne, niż dzieci bez problemów na tyle wyraźnych, że kończą się orzeczeniem, a mimo ograniczeń liczebności dzieci z problemami, zależnie od ich rodzaju, mogą rozwalać całą grupę.

Ale to samo masz zawsze, przecież są uczniowie mniej zdolni i bardziej zdolni. Wszystko chyba zależy jak mocno ogranicza to orzeczenie. W wielu przypadkach myślę, że taka osoba mogłaby skorzystać bez szkody dla innych. No i zmieniła się tu jedna rzecz - osoby z mocniejszymi orzeczeniami mogły część lżejszych zajęć mieć w klasie (powiedzmy jakaś plastyka itp) a przedmioty twarde takie jak np matematyka w trybie indywidualnym. Z tego co kojarzę PIS skasował tą opcję.  


Cytat:O właśnie. W jakimś podcaście okołoedukacyjnym padło kiedyś pytanie jaka część nauczycieli poszukuje nowych metod docierania do uczniów. Padła odpowiedź, że sądząc po chęci do jeżdżenia na konferencje, szkolenia itd. o takiej tematyce to raptem 2,3 tysiące. Dla osadzenia w kontekście: nauczycieli wg ostatnich w miarę pewnych danych jest 600 tysięcy...
[/quote]

Wypowiem się jako osoba, która ma w rodzinie nauczyciela, więc co nieco wie z pierwszej ręki. Sądzę, ze na tym podcaście ktoś po prostu wyrażał swój ból tyłka, że jego konkretne szkolenie nie spotkało się z zainteresowaniem. Takich szkoleń jest masa i większość nauczycieli przez nie przechodzi kilka razy na drodze awansu zawodowego bo zwyczajnie są one do tego awansu wymagane. Ponadto są jeszcze obligatoryjne kilkugodzinne szkolenia podczas rad pedagogicznych, gdzie poruszana jest ta tematyka - w zakresie od metod aktywacyjnych  po neurologiczne podstawy przyswajania wiedzy. Te metody są nauczycielom doskonale znane.

Dlaczego zatem nie są tak często stosowane jak by się chciało? Prosta sprawa - przeładowana podstawa programowa. Nauczyciel rozliczany jest przede wszystkim z jej zrealizowania. Treści do zrealizowania (nie mylić z nauczeniem) jest zbyt dużo i ciężko wyrobić się z tym w ciągu roku. A przy klasycznym wykładzie w stylu nauczyciel mówi a dzieci słuchają da się przerobić  (znowu proszę nie mylić przerobić z nauczyć) dwa trzy razy tyle niż przy metodach "nowych" wymagających po prostu dostosowania do tempa przyswajania wiedzy przez ucznia. Dlatego właśnie metody mniej skuteczne wygrywają z tymi lepszymi.  Potrzeba by tu albo zwiększyć liczbę godzin w szkole albo znacząco odchudzić podstawy programowe. Dzieci siedzą w szkole i tak długo - więc pozostaje ta druga opcja. Tymczasem co minister i nowa podstawa to mamy do czynienia z upychaniem do niej "nowych  niezbędnych rzeczy"

W ten sposób nauczyciele się nie wyrabiają i nie dość, że nie mogą stosować nowych metod, muszą przerzucać część pracy na ucznia do zrobienia w domu, dzieciaki są przemęczone a rodzice są wkurzeni, że "szkoła niczego nie uczy i dzieciak musi się uczyć w domu". Do tego co cztery lata przychodzi nowy minister z nowymi świetnymi pomysłami i stawia ten cały ten bajzel do góry nogami, mieszając go wcześniej intensywnie -  oczywiście potęgując tylko problemy.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
Socjopapa napisał(a): SofeiczNo właśnie.W sumie to dlaczego ogólnie rozumiana wiedza większości się do niczego nie przydaje? Czy to wina wiedzy?

Bo humaniści w prawdziwym tego słowa znaczeniu to już byli i nie wrócą. Obecnie można zatonąć w wiedzy z jakiejś wąskiej dziedziny na całe życie, a co dopiero próbować ogarniać wszystko.

To trochę jak z trivivum i quadrivivum - chłopu do wypasania mećki też się na nic nie przydawał.
A nas Łódź urzekła szara - łódzki kurz i dym.
Odpowiedz
Dziad Borowy, te podstawy programowe to często cuda na kiju. Dawno temu uczyłam w szkole i dość frustrujące było to, że mało czasu przewidziano na podstawy, które każdemu się przydają, a niektórym opanowanie ich przychodzi wolniej, za to dość szybko pojawiały się długie czytanki po niemiecku, z których można było nauczyć się więcej niż jednego określenia na "powódź". Najbardziej potrzebna rzecz...
- Myślałem, że ty nie znasz lęku.
- Mylisz się. Lęku nie zna tylko głupiec.
- A co robi wojownik, kiedy czuje strach?
- Pokonuje go. To jest w każdej bitwie nasz pierwszy martwy wróg.
Odpowiedz
Socjopapa napisał(a):
Żarłak napisał(a): Tymczasem naucza się dzieci, które powinny odbywać terapię. Naturalnie są indywidualne toki nauczania, oddziały specjalne itd., ale chyba nadal robi się za mało i nie na tyle efektywnie w stosunku do potencjału wiedzy i eksperymentów jakie poczyniono.

Moja wiedza w tym zakresie jest rzecz jasna niewielka, ale terapia często polega na nauce - tyle, że nie dat pierdziesięciu bitew w Pierdziszewie małym, ale np. technik skupienia (co swoją szosą, przydałoby się większości dzieci, które znam, nie tylko tym z problemami).

Naturalnie. Też nie znam się na tym, ale widzę po sobie czy innych osobach, że każdy może mieć jakieś "ubytki" obniżające potencjał. Może słowo "ubytki" nie jest najlepsze, hm. Inaczej. Każdy wychowuje się w określonym środowisku domowym i rówieśniczym. Są to małe enklawy o różnym potencjale norm postępowań i wyobrażeń o świecie. Na jednych mogą wpływać wyobrażenia skuteczniejsze od tych, które zdobywają inni. Chodzi mi o to, że szkoła powinna być takim miejscem, które pomoże danej osobie zauważyć, że pewne rzeczy można robić inaczej (już nie tylko o naukę mi chodzi). Inaczej myśleć, czuć, i reagować na tę samą sprawę, a co więcej, że można to kształtować. To dzieje się cały czas na poziomie nieświadomym i uważam, że sensowniej byłoby zrobić z tego proces w pełni świadomy.

Dla "trudniejszych" przypadków są indywidualne toki i terapie, a czasem wystarczy pewna korekta. Nie wiem, np. ktoś z powodu takich połączeń w mózgu, a nie innych, stresuje się bardziej od innych. Szkoła powinna dać takiej osobie narzędzia, które pomogą jej z czasem obniżyć poziom stresu (inne myślenie, dieta, nowe wyobrażenia o sobie i świecie). Skoro szkoła ma przygotowywać do życia i dostarczać na rynek pracy jak najlepszych pracowników, to tym też powinna się zajmować, bo łączy się to ze wszystkim i ma wpływ na życie tej osoby i społeczeństwa.

Cytat:
Żarłak napisał(a): A np. te PiSie kurwy wprowadzają segregację. PiS to chorzy ludzie.
https://serwisy.gazetaprawna.pl/edukacja...wnych.html

Jak już mówiłem, nie znam się, ale czy to na pewno takie złe? Potrzeby dzieci z problemami są inne, niż dzieci bez problemów na tyle wyraźnych, że kończą się orzeczeniem, a mimo ograniczeń liczebności dzieci z problemami, zależnie od ich rodzaju, mogą rozwalać całą grupę.

Skąd czerpiesz informacje, że mogą rozwalać grupę? Oczywiście chodzi o osoby, których stan pozwala na integrowanie się.
Segregacja nie jest fajna. Ludzie z niepełnosprawnościami są takimi samymi osobami jak inni. Po prostu mają pewne ograniczenia w pewnych obszarach, ale nie powinni z tego powodu być spychani do getta, bo raz, że są cenni, a dwa czasem potrzebują pomocy, trzy sami mogą komuś czasem pomóc.
Nauka dzieci wspólnie z innymi jest ważna i dla nich, bo tak samo uczą się żyć w społeczeństwie jak reszta, a dzieci "przeciętne" uczą się jak postępować z takimi osobami.

Cytat:
Żarłak napisał(a): Odpowiedź była krótka. Nikt nie chce nic zmieniać.

O właśnie. W jakimś podcaście okołoedukacyjnym padło kiedyś pytanie jaka część nauczycieli poszukuje nowych metod docierania do uczniów. Padła odpowiedź, że sądząc po chęci do jeżdżenia na konferencje, szkolenia itd. o takiej tematyce to raptem 2,3 tysiące. Dla osadzenia w kontekście: nauczycieli wg ostatnich w miarę pewnych danych jest 600 tysięcy...

Ano właśnie. Po części wina leży w niedofinansowaniu sektora. Nie oszukujmy się, komu chciałoby się odwalać coś dodatkowego za 2 tys? Mnie na pewno nie. A pasjonaci i tak będą to robić. A z powodu marnej wypłaty wychodzą na frajerów i czasem pewnie też po prostu odchodzą ze szkół (bo ile można?).



DziadBorowy napisał(a): Potrzeba by tu albo zwiększyć liczbę godzin w szkole albo znacząco odchudzić podstawy programowe. Dzieci siedzą w szkole i tak długo - więc pozostaje ta druga opcja. Tymczasem co minister i nowa podstawa to mamy do czynienia z upychaniem do niej "nowych  niezbędnych rzeczy"


Zdecydowanie odchudzić i odebrać ministrowi możliwość ingerowania w podstawę programową.
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed  nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu  rzeczy

“What warrior is it?”

“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”


.
Odpowiedz
Cytat:Tak naprawdę dopiero z książki "Włam się do mózgu" dowiedziałem się jak bardzo marnowałem czas...

To polecam poczytać Kamila Galosa. Sekcja "Polecane Książki". Poza Genealogią Piastów ofc ;-)

Cytat:Naturalnie. Też nie znam się na tym, ale widzę po sobie czy innych osobach, że każdy może mieć jakieś "ubytki" obniżające potencjał. Może słowo "ubytki" nie jest najlepsze, hm. Inaczej. Każdy wychowuje się w określonym środowisku domowym i rówieśniczym. Są to małe enklawy o różnym potencjale norm postępowań i wyobrażeń o świecie. Na jednych mogą wpływać wyobrażenia skuteczniejsze od tych, które zdobywają inni. Chodzi mi o to, że szkoła powinna być takim miejscem, które pomoże danej osobie zauważyć, że pewne rzeczy można robić inaczej (już nie tylko o naukę mi chodzi). Inaczej myśleć, czuć, i reagować na tę samą sprawę, a co więcej, że można to kształtować. To dzieje się cały czas na poziomie nieświadomym i uważam, że sensowniej byłoby zrobić z tego proces w pełni świadomy.

Szkoła ma być powszechna a nie spersonalizowana. Trzeba by w szkołach zatrudniać guwernantki do każdego dzieciaka, żeby coś sensownego z tego było. Mnie się wydaje, że warto by wrócić do źródeł. Jest jedna rzecz łącząca Żydów i starożytnych Greków, mianowicie sposób nauczania. Otóż Żydzi mieli nauczyć się czytać i w dyskusjach interpretować Torę oraz wykazywać, że jedne interpretację są lepsze od innych. Grecy na warsztat wzięli swoje dzieła, modyfikowali zasady rozumowania i robili pi razy oko to co Żydzi. Siadali i dyskutowali. Dzisiaj szkoła jest od nauczania. Nauczania Ex Cathedra. Czyli de facto pominięto najistotniejszą rzecz w nauczaniu - interakcję i integrację. Chyba warto do tego wrócić. Jest Mistrz, są uczniowie i jest dyskusja, ewentualnie z eksperymentami. To ani kosztochlonne nie jest, ani drastycznie nie odbiega od tego systemu i można to zrobić "na wczoraj".

Każdy zna dokonania Greków i Żydów. Nikt mi nie wmówi, że to tylko zasługa genów albo zbiegów okoliczności. Nie przy fakcie istnienia takich zbieżności w systemach nauczania.
Sebastian Flak
Odpowiedz
Gawain napisał(a): Szkoła ma być powszechna a nie spersonalizowana. Trzeba by w szkołach zatrudniać guwernantki do każdego dzieciaka, żeby coś sensownego z tego było. Mnie się wydaje, że warto by wrócić do źródeł. Jest jedna rzecz łącząca Żydów i starożytnych Greków, mianowicie sposób nauczania. Otóż Żydzi mieli nauczyć się czytać i w dyskusjach interpretować Torę oraz wykazywać, że jedne interpretację są lepsze od innych. Grecy na warsztat wzięli swoje dzieła, modyfikowali zasady rozumowania i robili pi razy oko to co Żydzi. Siadali i dyskutowali. Dzisiaj szkoła jest od nauczania. Nauczania Ex Cathedra. Czyli de facto pominięto najistotniejszą rzecz w nauczaniu - interakcję i integrację. Chyba warto do tego wrócić. Jest Mistrz, są uczniowie i jest dyskusja, ewentualnie z eksperymentami. To ani kosztochlonne nie jest, ani drastycznie nie odbiega od tego systemu i można to zrobić "na wczoraj".

Tylko że jakakolwiek dyskusja w gronie ponad 30 osób jest wbrew prawom natury. Nieprzypadkowo Jezus miał dwunastu uczniów, a Ali Baba czterdziestu rozbójników. Każda, jakakolwiek reforma będzie tylko picowaniem bez zmniejszenia przeciętnej klasy o połowę. Co oznacza konieczność zatrudnienia dwa razy więcej nauczycieli, więc bez kosztów się nie obejdzie.
Odpowiedz
Już nie. Mamy niż i klasy są w okolicach ok. 20 osób, można by i to pomniejszyć, ale nauczycieli jakoś drastycznie więcej nie będzie potrzeba.
Sebastian Flak
Odpowiedz
DziadBorowy napisał(a): Ale to samo masz zawsze, przecież są uczniowie mniej zdolni i bardziej zdolni.

Uczniowie z orzeczeniami są, a przynajmniej powinni być, osobami, które nie są po prostu mniej zdolne, ale mają zaburzenia i problemy klasyfikowane  w DSM. Nie mogę powiedzieć, żebym się znał na tej procedurze, ale wg mojej wiedzy jest to jednak dość dokładnie weryfikowane czy zainteresowany jest po prostu niezbyt lotny (zdarza się, ale nie kwalifikuje się w DSM) czy faktycznie ma problemy, które wymagają szczególnej uwagi i działań. Dzieci, które mają problem z autoagresją, agresją, niekontrolowanymi odruchami, specyficznymi trudnościami w uczeniu się mogą rozwalić grupę, choćby w świetle faktu, że z tego co wiem niektóre zaburzenia mogą się ujawniać również pod wpływem czynników środowiskowych.

DziadBorowy napisał(a): Wszystko chyba zależy jak mocno ogranicza to orzeczenie.

Oczywiście, zgadzam się.

DziadBorowy napisał(a): No i zmieniła się tu jedna rzecz - osoby z mocniejszymi orzeczeniami mogły część lżejszych zajęć mieć w klasie (powiedzmy jakaś plastyka itp) a przedmioty twarde takie jak np matematyka w trybie indywidualnym. Z tego co kojarzę PIS skasował tą opcję.

Nadal myślę, że to kwestia rodzaju problemów - uczeń, który ma z jakichś powodów nienaturalną skłonność do odpływania to zupełnie coś innego niż uczeń, który czuje przymus krzyczenia "cipa" czy "chuj" co parę minut.

DziadBorowy napisał(a): Wypowiem się jako osoba, która ma w rodzinie nauczyciela, więc co nieco wie z pierwszej ręki. Sądzę, ze na tym podcaście ktoś po prostu wyrażał swój ból tyłka, że jego konkretne szkolenie nie spotkało się z zainteresowaniem.

Hmm, raczej nie, ale całkowicie wykluczyć tego też nie mogę.

DziadBorowy napisał(a): Takich szkoleń jest masa i większość nauczycieli przez nie przechodzi kilka razy na drodze awansu zawodowego bo zwyczajnie są one do tego awansu wymagane. Ponadto są jeszcze obligatoryjne kilkugodzinne szkolenia podczas rad pedagogicznych, gdzie poruszana jest ta tematyka - w zakresie od metod aktywacyjnych  po neurologiczne podstawy przyswajania wiedzy. Te metody są nauczycielom doskonale znane.

To nie wiem jak Ci nauczyciele uczestniczą w tych szkoleniach, że takie ocenianie kształtujące powoduje dziki popłoch... Nie znam tego środowiska, ale czy te obowiązkowe szkolenia to nie są szkolenia na tę samą modłę co szkolenia w budżetówce, gdzie po prostu trzeba odpękać obecność?

DziadBorowy napisał(a): W ten sposób nauczyciele się nie wyrabiają i nie dość, że nie mogą stosować nowych metod

Znowuż, nie zamierzam nikogo atakować (zastrzegam się, bo zdarzyło się, że nieopatrznie pisywałem w tych tematach w sposób odbierany jako obraźliwy), ale to jak to możliwe, że są szkoły w Polsce w których nowe metody są stosowane?

Żarłak napisał(a): Skoro szkoła ma przygotowywać do życia

Do życia to przygotowują rodzice. W pozostałym zakresie już odpisałem w odpowiedzi do Dziada.

Żarłak napisał(a): Skąd czerpiesz informacje, że mogą rozwalać grupę?

Z doświadczenia i tzw. zdrowego rozsądku. Przecież pisałem wyraźnie, że się nie znam - to nie był tylko pusty frazes.

Żarłak napisał(a): Oczywiście chodzi o osoby, których stan pozwala na integrowanie się.

I tu leży, moim skromnym zdaniem, pies pogrzebany. Ustalenie, które dzieci jeszcze nadają się do integrowania w trakcie zajęć edukacyjnych, a które nie np. dlatego, że będą rażąco odstawać od grupy, co może być szkodliwe dla procesu dydaktycznego samych zainteresowanych dzieci.

Żarłak napisał(a): Segregacja nie jest fajna.

Życie nie jest fajne, segregacja dokonuje się nieustannie. Ludzie są segregowani na tych których się lubi i tych których się nie lubi, frajerów i popularnych, wysportowanych i chudoklatesów, nerdów i debili czy lepszych i gorszych pracowników.

Żarłak napisał(a): Ludzie z niepełnosprawnościami są takimi samymi osobami jak inni. Po prostu mają pewne ograniczenia w pewnych obszarach, ale nie powinni z tego powodu być spychani do getta, bo raz, że są cenni, a dwa czasem potrzebują pomocy, trzy sami mogą komuś czasem pomóc.

Czy w tych przepisach jest gdzieś mowa o tym, że dzieci z problemami mają się uczyć w wyodrębnionych budynkach tak, żeby broń Dagonie nie zetknęły się z dziećmi bez orzeczeń? Nie czytałem tych przepisów, więc poważnie pytam. Jeśli nie, to nie mieszajmy korwinizmów do tematu, bo ja o korwinizmach nie pisałem. Uwzględnienie, że może uczniowie z orzeczeniami powinni mieć odrębne klasy np. 5 osobowe nie powinno prowadzić do gettoizacji,  jeśli rzeczeni będą się spotykać z dziećmi bez orzeczeń chociażby przed, w przerwach między, po i poza zajęciami. No sorry gregory, ale klasy integracyjne z 25 uczniami jawią mi się po prostu jako kpina - przede wszystkim z dzieci z orzeczeniami. 

Żarłak napisał(a): Po części wina leży w niedofinansowaniu sektora. Nie oszukujmy się, komu chciałoby się odwalać coś dodatkowego za 2 tys? Mnie na pewno nie.

Mnie też nie, ale z drugiej strony nikt nikogo wołami na kierunki nauczycielskie nie ciągnął, a marne zarobki nauczycieli nie są tajemnicą państwową.  

ZaKotem napisał(a): Tylko że jakakolwiek dyskusja w gronie ponad 30 osób jest wbrew prawom natury. Nieprzypadkowo Jezus miał dwunastu uczniów, a Ali Baba czterdziestu rozbójników. Każda, jakakolwiek reforma będzie tylko picowaniem bez zmniejszenia przeciętnej klasy o połowę. Co oznacza konieczność zatrudnienia dwa razy więcej nauczycieli, więc bez kosztów się nie obejdzie.

Bo ja wiem? Z tego co czytam nauczyciele "kleją" zajęcia, żeby wyjść na pełen etat.
"All great men should be haunted by the fear of not living up to their potential.
All loyal men should be haunted by the fear of not having done enough for their country.
All honourable men should be haunted by the fear of not having lived a life worthy of those men who came before us." Sigurd
Odpowiedz
Socjopapa napisał(a): Nadal myślę, że to kwestia rodzaju problemów - uczeń, który ma z jakichś powodów nienaturalną skłonność do odpływania to zupełnie coś innego niż uczeń, który czuje przymus krzyczenia "cipa" czy "chuj" co parę minut.

No to tutaj chyba zgoda - kwestia odpowiedniej diagnozy czy uczeń może uczyć się z resztą czy musi uczyć się indywidualnie.



Cytat:To nie wiem jak Ci nauczyciele uczestniczą w tych szkoleniach, że takie ocenianie kształtujące powoduje dziki popłoch... Nie znam tego środowiska, ale czy te obowiązkowe szkolenia to nie są szkolenia na tę samą modłę co szkolenia w budżetówce, gdzie po prostu trzeba odpękać obecność?

A to już pewnie zależy od samego nauczyciela. Jak nie chce przyswajać nowej wiedzy to po prostu na szkoleniu sobie posiedzi i tyle. Z tego co wiem czasem zdarzają się szkolenia bezsensowne gdzie pani, która nigdy nie uczyła i nie ma o tym pojęcia tłumaczy po raz n-ty drabinę potrzeb Masłowa - ale są też takie z sensem.

Cytat:Znowuż, nie zamierzam nikogo atakować (zastrzegam się, bo zdarzyło się, że nieopatrznie pisywałem w tych tematach w sposób odbierany jako obraźliwy), ale to jak to możliwe, że są szkoły w Polsce w których nowe metody są stosowane?
Jak to możliwe skoro nauczyciele tych metod nie znają bo się nie szkolą Oczko

A tak na serio - nie wiem. Być może są one stosowane okazyjnie. Być może są to szkoły tzw. "elitarne" gdzie trafia lepszy uczeń z którym lepiej się pracuje. A może po prostu nauczyciele tam wybierają z podstawy tylko rzeczy wg nich niezbędne olewając całą resztę - co wydaje się być rozsądnym podejściem.  Ale w takim przypadku nauczyciel bierze ryzyko na siebie - jak się dyrektor zmieni na służbistę lub trafi się jakaś zewnętrzna kontrola (z kuratorium czy kto tam teraz szkoły kontroluje) to może mieć problemy.


Cytat:Mnie też nie, ale z drugiej strony nikt nikogo wołami na kierunki nauczycielskie nie ciągnął, a marne zarobki nauczycieli nie są tajemnicą państwową.  

No i tu pojawia się problem jak to ma wyglądać. Bo można założyć, że państwo byle jak płaci i otrzymuje za to taką pracę jaka płaca. Czyli z założenia szkoła ma być przeciętna - coś tam nauczyć ale nie za wiele. Można też iść w drugą stronę, ale tu przydałby się jakiś system różnicowania płac wg realnych kwalifikacji. Bo teraz wszyscy z danym stopniem zarabiają mniej więcej to samo - a dodatek motywacyjny zależny od oceny jakości pracy w postaci 150-200 złotych raczej swojej roli nie spełnia.


Cytat:Bo ja wiem? Z tego co czytam nauczyciele "kleją" zajęcia, żeby wyjść na pełen etat.

Każde zwiększenie liczby godzin to zwiększenie kosztów. Powiedzmy nauczyciel X będzie miał wówczas pełen etat w swojej szkole - ale wakat pojawi się w tych szkołach w których do etatu sobie dorabiał. No chyba, ze zmniejszyć oddziały ale zarazem zwiększyć pensum nauczyciela np do 22 godzin tablicowych - odciążając go za to z papierologii. Z drugiej strony pojawiają się głosy, że w większych miastach nauczycieli zaczyna brakować. I nie ma co się dziwić, skoro na początku kariery nawet praca na kasie w markecie jest bardziej atrakcyjna finansowo. A dociągnięcie do tych mniej więcej 3k na rękę po 15 latach pracy też nie wygląda zbyt atrakcyjnie.
"Wkrótce Europa przekona się, i to boleśnie, co to są polskie fobie, psychozy oraz historyczne bóle fantomowe"
Odpowiedz
Lumberjack napisał

Cytat:Na chuj to komu do życia potrzebne? Złamanego grosza bym nie dał za historyka bełkotliwej myśli postmodernistycznej.

Tak tylko w kwestii formalnej. Na ów tak pożądany przez niewiasty organ jest kondom, zwany popularnie prezerwatywą.  Bełkotliwych myśli, tudzież potrzeb nie da się naciągnąć.
Odpowiedz
Często bezwiednie zakłada się, że gdyby po 1945 r. Polska nie dostała się w sferę wpływu ZSRR, to jako kraj kapitalistyczny rozwinęłaby się jak nigdy dotąd. Sądzę jednak, że sukces takiej alternatywnej Polski wcale nie byłby pewny, z tych samych powodów dla których nasza gospodarka nie potrafiła dogonić Zachodu przez 500 lat wcześniej. (...)
Realny socjalizm świetnie sobie radził przez pierwsze 15 lat istnienia: do 1960 r. Polska rozwijała się równie szybko, jak na przykład Hiszpania. Dopiero później PRL wpadł w stagnację i skończył się gospodarczą katastrofą. Gdyby PRL skończył się w 1960 r. a nie w 1989 r., to mielibyśmy o nim całkiem dobre zdanie, podobnie jak dzisiaj mówi się o autorytarnym sukcesie Singapuru, Tajwanu czy Korei Południowej. 

Całość.

Nie potrzeba Deng Xiaopinga, aby "szukać prawdy w faktach", bo to przecież oczywiste jak Słońce na niebie. Tylko jak bez histerii mówić o  naszej obecnej gospodarce...?
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 8 gości