http://biznes.onet.pl/praca/zarobki/komu...cje/nk9gnb
Ano właśnie, podczas gdy w niektórych innych krajach na rynku pracy silnie zakorzenione są elementy korporacjonistyczne (np. udział załogi w zarządzie spółki) to w Polsce jedyna zbiorowa moc negocjacyjna pracownika zależy od tego jak wygląda podaż pracy, tzn. jak niskie jest bezrobocie.
I niestety nie należy się na tym opierać, bowiem np. niektóre organizacje najpierw deprecjonują znaczenie prawa pracy wskazując na konieczność zaistnienia niskiego bezrobocia (tzn. rynku pracownika) tylko po to aby za chwilę tenże rynek pracownika uznać za minus i gardłować o braku ludzi do często lipnej pod względem warunków i finansów pracy. Padają przy tym stwierdzenia o konieczności liberalizacji rynku pracy i prawa imigracyjnego tak aby utrzymać status quo za pomocą imigrantów z biedniejszych krajów.
A przecież największą regulacją rynku pracy (a co za tym idzie i płacy) wcale nie jest kodeks pracy czy płaca minimalna tylko właśnie prawo imigracyjne. Mało tego, skutki mieszania przy nim mogą wybiegać daleko poza rynek pracy o czym przekonują się teraz np. Niemcy z Turkami czy Francuzi z Algierczykami, Marokańczykami, itd.
Słabo to widzę. Nie dostrzegam aby jakaś opcja polityczna zauważała takie rzeczy.
Cytat:Jak jednocześnie zastrzegł, z jego punktu widzenia "wadą tego dokumentu jest to, że kompletnie nie uwzględnia on dysproporcji sił między pracodawcami a pracownikami, która jest główną przyczyną rażąco niskiego udziału płac w PKB naszego kraju (szósty najniższy wskaźnik w UE)".
Cytat:Jak powiedział, w Polsce – przy uzwiązkowieniu na poziomie 10 proc. i braku praktyki typowej np. dla Niemiec, że przedstawiciel załogi ma z zasady miejsce w zarządzie, jeśli firma zatrudnia więcej niż 500 osób – nie ma zbiorowego negocjowania lepszych warunków płacowych. "To właśnie było przyczyną spadku udziału wynagrodzeń w PKB w ostatnich latach – gospodarka wypracowywała coraz więcej, wydajność pracy rosła, a wynagrodzenia albo stały w miejscu, albo rosły, ale wolniej niż sumaryczne efekty wysiłków nas wszystkich. Marna pociecha w tym, że najnowsze dane za rok 2016 pokazują tu pewną poprawę. Nasze 47,5 proc. (relacja sumy wynagrodzeń do PKB) to 8 punktów procentowych mniej niż średnia UE, ponad 10 punktów mniej niż np. w Wielkiej Brytanii i np. 13 punktów mniej niż w Słowenii. Pokazuje to dysproporcje sił między pracodawcami a pracownikami w Polsce na tle innych krajów" - podkreślił.
Ano właśnie, podczas gdy w niektórych innych krajach na rynku pracy silnie zakorzenione są elementy korporacjonistyczne (np. udział załogi w zarządzie spółki) to w Polsce jedyna zbiorowa moc negocjacyjna pracownika zależy od tego jak wygląda podaż pracy, tzn. jak niskie jest bezrobocie.
I niestety nie należy się na tym opierać, bowiem np. niektóre organizacje najpierw deprecjonują znaczenie prawa pracy wskazując na konieczność zaistnienia niskiego bezrobocia (tzn. rynku pracownika) tylko po to aby za chwilę tenże rynek pracownika uznać za minus i gardłować o braku ludzi do często lipnej pod względem warunków i finansów pracy. Padają przy tym stwierdzenia o konieczności liberalizacji rynku pracy i prawa imigracyjnego tak aby utrzymać status quo za pomocą imigrantów z biedniejszych krajów.
A przecież największą regulacją rynku pracy (a co za tym idzie i płacy) wcale nie jest kodeks pracy czy płaca minimalna tylko właśnie prawo imigracyjne. Mało tego, skutki mieszania przy nim mogą wybiegać daleko poza rynek pracy o czym przekonują się teraz np. Niemcy z Turkami czy Francuzi z Algierczykami, Marokańczykami, itd.
Słabo to widzę. Nie dostrzegam aby jakaś opcja polityczna zauważała takie rzeczy.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN