Łazarz napisał(a): Opłocić to się opłaca ze zwykłej potrzeby prywatności. Jak chcę się poopalać w ogródku w samych gaciach albo i bez gaci, to jednak wolę mieć płot i to porządny.
Wszystko jasne! Teraz rozumiem dlaczego Polacy "parawanują" nadbałtyckie plaże. Bez parawanów nie mogliby się osmalić. A tak, płotek czy parawanik ściąga promienie słoneczne, które sprawiają, że czerniak może dojrzewać jak mu się podoba. Głupi ja! że też nie wpadłem na tak oczywiste wytłumaczenie problemu płotów wcześniej. Ech.
Galahad napisał(a): Właśnie Buszmeni wchodzą w szkodę ludziom cywilizowanym. I fakt istnienia płotu w namacalny sposób utrudnia im włażenie w jeszcze większą szkodę. A że tak się dziwnie składa, że mentalność buszmeńska występuje na Kalahari i we wschodniej Polsce a pewnie i w innych rejonach to ja już nic nie poradzę...
Może na natrętów trzeba zastosować pastucha.
lumberjack napisał(a): Ja też za tym jestem, ale póki ideał się nie ziści, to trza podejmować jakieś środki prewencyjne.
No tak, bo liczba ataków dzikich psów jest tak wielka w skali kraju, że uzasadnia opłotowanie każdego domostwa! A ciekawe ile z tych ataków miało miejsce na drogach i terenach otwartych? Bo pewnie taki dziki pies specjalnie poluje na swoje ofiary i wybiera sobie podwórza, na które może wejść...
I tak mało powodów podaliście uzasadniających stawianie płotów dookoła działki, bo zaledwie trzy (po jednym od każdego z was; może ilość głów nie sprzyja w tym przypadku kreatywności), a przy tym i tak żaden z tych powodów nie uzasadnia stawiania płotu po całym obrysie nieruchomości.
Uzasadnieniem jest głównie lokalna kultura, a nie bezsprzeczne walory takiego rozwiązania.
lumberjack napisał(a):Cytat:W artykule zostały wymienione mankamenty tej technologii. Dodatkowym jest kiepska użyteczność od strony społecznej, która nie integruje wspólnoty (problem "blokowisk").
A to osiedla nowych bloków są blokowiskami, które lepiej integrują wspólnotę? Argument z dupy
Wracając do społecznej strony "wielkich socjalnych projektów" można przytoczyć wiele przykładów. Poniżej przykład brytyjski i holenderski. W nich wspomniane są też inne państwa, które próbowały poradzić sobie z bombą demograficzną i niedoborem mieszkań. W Polsce z pewnością uda się wskazać podobne przykłady nieudanych rozwiązań.
A na końcu podaję odsyłacz do galerii gdzie można sobie porównać warunki mieszkaniowe dawniej i dziś w Wlk. Brytanii, co prawda, ale bez problemu można odnieść sytuację do Polski, bo i w naszym kraju postęp pod tym względem jest zauważalny. I niech posłuży to też za dowód poprawy jakości życia w ogóle pośród ogółu populacji. Dowód bądź co bądź namacalny, a przez to niezaprzeczalny.
Dla dociekliwych interesujące publikacje (zasadniczo przeznaczone są dla włodarzy miast, ale mieszkaniec może się z nimi zapoznać żeby wiedzieć czego wymagać od samorządowców) o lepszym kształtowaniu ulic i rewitalizowaniu zapomnianych przestrzeni miejskich. Odsyłacze do podręczników w tekście:
Cytat:„Przepis na ulicę” oraz „Przepis na rewitalizację” – to dwie publikacje przygotowane przez Pracownię Zrównoważonego Rozwoju, z którymi warto się zapoznać.
„Przepis na ulicę” to podręcznik skierowany przede wszystkim do miast, ale również wsi, wszystkich mieszkańców, spółdzielni, wspólnot i deweloperów. Jego celem jest inspiracja do wspólnego planowania dobrych ulic.
„Przepis na Rewitalizację” to poradnik, mający na celu dostarczenie samorządom gotowych narzędzi i praktycznej wiedzy o przeprowadzeniu procesu rewitalizacji.
https://urbnews.pl/przepis-ulice-oraz-pr...talizacje/
Cytat:
W wielu europejskich miastach wskazywano wtedy na potrzebę realizacji zabudowy o dużym zagęszczeniu ludności, jednocześnie z dużą powierzchnią przestrzeni wspólnych. We Francji były to osiedla realizowane na obszarach priorytetowej urbanizacji (jak Hautepierre), w Holandii przykładem jest zabudowa Almere czy Biljmermeer. Podobne działania podejmowały również miasta brytyjskie. Jednak aby mogły się one pojawić, zniknąć musiała część dawnej zabudowy. Władze nie tylko burzyły pojedyncze, zdegradowane domy. Buldożer niszczył całe dzielnice, a wraz z budynkami ginęły relacje społeczne.
Podobnie miało stać się w Manchesterze. Miejscem realizacji projektu miały być tereny na południe od centrum ówczesnego miasta, które zostały w dużym stopniu wyczyszczone z „podupadającej” przedwojennej zabudowy. W je miejscu powstać miała nowoczesna – jak na owe czasy – dzielnica Hulme Crescents.
Hulme: Upadek osiedla mieszkaniowego w Manchesterze
Opublikowane dnia 17 lutego 2018 przez Wojciech Wojtowicz w kategorii Urbanistyka // 0 Komentarzy
Największy powstały kompleks budownictwa socjalnego w Europie zniknął z map kilkanaście lat temu. Czym było Hulme Crescents, jak upadło i dlaczego imitacja ulic w konstrukcjach galeriowców nie została pozytywnie przyjęta przez mieszkańców Manchesteru?
Hulme Crescents | fot. flickr.com | lic. CC BY-NC-SA 2.0
Jednym z większych problemów miejskich w Wielkiej Brytanii jest temat mieszkalnictwa i niedoboru powierzchni mieszkaniowej w dużych miastach. Tak jest dziś i tak samo było wielokrotnie w historii, szczególnie w Anglii. Próby rozwiązania problemu mieszkaniowego w historii tego kraju podejmowane były wielokrotnie. Za udane przykłady można wskazać miasta-ogrody w pierwsze połowie XX wieku. Wtedy to budownictwo publiczne lub przy wsparciu środków publicznych było wciąż w przewadze nad realizacjami prywatnymi.
Również lata sześćdziesiąte to okres wzrostu zapotrzebowania na powierzchnię mieszkaniową w Wielkiej Brytanii. Okres ten w wielu brytyjskich miastach to problem niedoboru mieszkań. Nakładał się na to również niski stan techniczny obiektów w całym kraju. Dlatego też uznano, że jedynym wyjściem był program budowy dużej ilości mieszkań socjalnych.
Budownictwo mieszkaniowe w Wielkiej Brytanii | opracowanie na podstawie: https://www.gov.uk/government/statistica...e-building
Miasto slumsów
Tak również działo się w Manchesterze, poprzemysłowym mieście pełnym zabudowy z poprzedniego wieku. Zdjęcia z lat 60-tych pokazują miasto z wielkimi problemami mieszkaniowymi: niskim stanem technicznym budynków, przeludnionymi lokalami, a często i pojedynczymi pokojami zamieszkanymi przez rodziny wielodzietne. Zabudowę miasta w tym czasie określa się często hasłem „slumsów”.
W wielu europejskich miastach wskazywano wtedy na potrzebę realizacji zabudowy o dużym zagęszczeniu ludności, jednocześnie z dużą powierzchnią przestrzeni wspólnych. We Francji były to osiedla realizowane na obszarach priorytetowej urbanizacji (jak Hautepierre), w Holandii przykładem jest zabudowa Almere czy Biljmermeer. Podobne działania podejmowały również miasta brytyjskie. Jednak aby mogły się one pojawić, zniknąć musiała część dawnej zabudowy. Władze nie tylko burzyły pojedyncze, zdegradowane domy. Buldożer niszczył całe dzielnice, a wraz z budynkami ginęły relacje społeczne.
Podobnie miało stać się w Manchesterze. Miejscem realizacji projektu miały być tereny na południe od centrum ówczesnego miasta, które zostały w dużym stopniu wyczyszczone z „podupadającej” przedwojennej zabudowy. W je miejscu powstać miała nowoczesna – jak na owe czasy – dzielnica Hulme Crescents.
Zdjęcie lotnicze Hulme Crescents
Ulice w niebie
Choć w osiedlu Hulme miało mieszkać ponad 13 tysięcy osób w prawie 3300 mieszkaniach, osiedle składało się jedynie z czterech budynków. Nazwano je Adam, Nash, Barry oraz Kent – upamiętniając brytyjskich architektów z XVIII oraz XIX wieku: Roberta Adama, Charlesa Barry Johna Nash oraz Williama Kenta. Innym nawiązaniem do przeszłości brytyjskiej architektury miał być ich kształt: półksiężyce (Crescents) nawiązywać miały do architektury Bath czy niektórych osiedli Londynu. Budynki zaprojektowali Hugh Wilson oraz Lewis Womersley, odpowiedzialni również m.in. za centrum handlowe Arndale, które w latach 70. zajęło znaczną część centrum Manchesteru.
Dzielnica miała jednak nawiązywać do brytyjskiej tradycji mieszkania w domach. Architekci zadawali sobie pytania jak połączyć gęstą zabudowę i przyzwyczajenie mieszkańców do życia w zabudowie wzdłuż ulic. Tak wykluła się idea „Streets in the Sky”. Budynki Hulme Crescents zaprojektowano jako galeriowce, które były połączone ze sobą pieszymi „wiaduktami”, łączącymi piętra sąsiednich konstrukcji. Galerie te miały w pierwotnych zamierzeniach pracować jak ulice miasta. Dodatkowo ich zastosowanie pozwalało również na oszczędności w budowie klatek schodowych oraz wind.
Budynki powstawały na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Otwarcie dzielnicy datuje się na rok 1972. Już dwa lata po nim miejska rada uznała Hulme Crescents za nieodpowiednie dla rodzin z dziećmi. Konstrukcja budynku sprzyjała niebezpiecznym zabawom. Zarówno w „ulicach w niebie” jak i w balkonach pojawiały się przypadki wspinaczek dzieci. Wypadki takie kończyły się nieraz śmiertelnie. Narzekali również mieszkańcy nie posiadający potomstwa. Okna mieszkań wychodziły na ulice-galerie. Według materiałów sprzed 50 lat nieodłącznym elementem mieszkania w dzielnicy był hałas bawiących się dzieci czy młodzieży jeżdżącej na deskorolkach.
Już w 1974 ponad 600 rodzin zgłosiło się do władz o przeniesienie. Według filmu z 1978, który linkujemy w artykule, mieszkańcy Hulme odczuwali znaczny stres: w porównaniu ze średnią krajową był on tam trzykrotnie częstszy. Do niechlubnych statystyk Hulme zapisać można również większą szansę na doświadczenie przestępstw, w tym morderstw.
Betonowe elementy konstrukcji oraz forma budynku utrudniały kontakty społeczne między sąsiadami. Brytyjskie społeczeństwo, przyzwyczajone do mieszkania w niskiej intensywnej zabudowie, nie przyjęło pozytywnie przyjętych rozwiązań architektonicznych i urbanistycznych. W 1975 przeprowadzono badanie, według którego aż 96,3% mieszkańców chciało wyprowadzki z Hulme Crescents.
Warto przeczytać całość, jest też nagranie
https://urbnews.pl/hulme-upadek-osiedla-...chesterze/
Przedmieścia Amsterdamu
Cytat:Podmiejskie Bijlmermeer zostać miało „miastem przyszłości”, wypełniającym ideę równości społecznej. Jednak już pierwsze dziesięciolecie pokazało, że wielkie idee przyświecające realizacji projektu musiały zderzyć się z rzeczywistością. Osiedle stało się miejscem wysokich wskaźników przestępczości i wandalizmu oraz odstawało od reszty miasta poziomem ekonomicznym mieszkańców. Dodatkowo, Bijlmermeer zamieszkiwała znaczna liczba nielegalnych imigrantów m.in. z Surinamu czy Ghany. Sytuacji osiedla nie pomagała lokalizacja na dalekich przedmieściach.
Budynki nie wypełniały wymagań większości mieszkańców. Pomimo prób podejmowania działań naprawczych, także oddolnych, w drugiej połowie lat 80-tych zwiększała się liczba opustoszałych mieszkań. Amsterdamskie osiedle wpisuje się więc w historię, znaną z wielu podobnych osiedli na całym świecie jak szkockie Hutchesontown Gorbals czy amerykańskie Prutt-Igoe.
http://urbnews.pl/bijlmermeer-w-kilka-lat-do-getta/
Brytyjski syf, kiła i mogiła połowu ub. wieku:
https://www.manchestereveningnews.co.uk/...s-10862606
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu rzeczy
“What warrior is it?”
“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”
.