https://subiektywnieofinansach.pl/czy-pi...y-polakow/
Cytat:Drukarki pracują? Będą efekty uboczne. Albo i nie
Reasumując: dopóki Polska ma swoją walutę, którą może dodrukowywać w miarę potrzeb (za pomocą opisanego powyżej mechanizmu) i finansować nią swoje wydatki oraz długi (i nie musi emitować obligacji w dolarach z takiego powodu, że złotowych nikt nie chce kupować), nie ma najmniejszej potrzeby nacjonalizowania niczyich depozytów. Wystarczy mieć wydajne „drukarki”.
Efektem ubocznym ich działania będzie spadek wartości oszczędności w bankach (inflacja) oraz spadek wartości nabywczej naszych pieniędzy, wyrażonej w innych walutach (osłabienie waluty). Czyli – pisząc po ludzku – za 1000 zł będzie można kupić coraz mniejszy kawałek smartfona, samochodu i telewizora (bo te rzeczy zwykle są produkowane za granicą i kupujemy je za dolary lub euro).
Jeśli chodzi o inflację, to jej nadejście nie jest przesądzone. „Wydrukowana” kasa może zostać „zbunkrowana” w aktywach takich, jak akcje, przez co nie wywoła wzrostu cen cukru i mięsa. Po drugie zaś można sobie wyobrazić scenariusz, w którym bank centralny „ściąga” z rynku nadmiar gotówki poprzez mechanizmy odwrotne do tych, które były wcześniej używane do jej „drukowania”. To podwyższenie stóp procentowych i „ściaganie” z banków nadmiaru płynności. Na dużą skalę przetestował ten mechanizm amerykański bank centralny, z sukcesem zmniejszając wartość dolarów krążących po świecie.
Lekarstwo? Cóż, od zawsze powtarzam, że warto część pieniędzy mieć w euro, dolarach, czy frankach, część zainwestować w „kawałki” spółek wypłacających dywidendy (ostatnio spadają, ale długoterminowo będą trzymały realną wartość pieniądza), część w złoto, a część w nieruchomości.
A część – i to całkiem dużo – „po bożemu” trzymać na depozytach i w polskich obligacjach, na wypadek, gdyby się okazało, że nasze drukarki są lepsze, niż „ich” drukarki. Że nasza wiarygodność jest większa, niż „ich” wiarygodność. I że nasza gospodarka stała się silniejsza, niż „ich” gospodarka.
Sebastian Flak