Temat penalizacji bądź legalizacji wszelkich środków psychotropowych jest bardzo ciekawy i w zasadzie wiedza na temat zjawisk socjologicznych występujących wokół decyzji administracyjnych w tym temacie jest pełna. Problemem jest jedynie tzw. wola polityczna, czyli po prostu chęć polityków (bądź jej ewentualny brak) do podlizywania się części wyborców. Występuje tu również strach przed utratą poparcia społecznego z powodu podejmowania decyzji słusznych i logicznych, ale niepopularnych (w zasadzie pełna analogia bolesnych reform gospodarczych).
Temat wygląda tak: jeśli społeczeństwo lub jej dowolny wycinek akceptuje jakąkolwiek używkę (inaczej środek psychotropowy), to wszelki zakaz spowoduje zawsze tylko i wyłącznie przesunięcie produkcji i dystrybucji w podziemie gospodarcze a nie spowoduje wyeliminowania zjawiska. Z tego właśnie powodu penalizację czegokolwiek nazywa się czasami "zamiataniem problemu pod dywan" - ten problem i tak istnieje nadal, tylko państwo traci nad nim kontrolę i możliwość obserwacji zmian w zjawisku.
Najlepszym przykładem przeniesienia produkcji i dystrybucji do gospodarczego podziemia jest znana wszystkim kwestia prohibicji w Stanach Zjednoczonych w latach 1920 - 1933: http://pl.wikipedia.org/wiki/Prohibicja
Powyższe ograniczenie spowodowało pojawienie się "odwetowych" zjawisk społecznych, na których potężne pieniądze zarobił świat przestępczy. Obecnie jeszcze o wiele większe pieniądze ten sam półświatek zarabia na wszelakich narkotykach prócz kofeiny, nikotyny i alkoholu. A są to środki psychotropowe o sile porównywalnej do kokainy, opiatów, kannabinolu czy podobnych. A w sensie oddziaływania na mózg są to w zasadzie środki identyczne. Tu polecam książkę Petera Copelanda - "Geny a charakter" - zawarty jest tam dokładny opis wpływu narkotyków (na przykładzie kawy) na funkcjonowanie mózgu i psychiki człowieka.
Odrywając się na chwilę od narkotyków - penalizacja dowolnego towaru zawsze spowoduje społeczny wzrost zainteresowania tym towarem (efekt "zakazanego owocu") i rozpocznie lawinowy wzrost zysków świata przestępczego z eksplorowania ciągot społecznych względem tego towaru. I owym towarem może być cokolwiek: płyty z muzyką "zachodnią", nagrania czy wydawnictwa pornograficzne, dżinsy, guma do żucia, Coca-Cola czy cokolwiek innego.
Idę o zakład o wszystko, że wystarczy w Polsce zakazać czytania i natychmiast wzrośnie poziom czytelnictwa, tylko, że będzie to czytelnictwo "w podziemiu".
Wnioski
1. Choć osobiście nigdy nie sięgnąłem po żadne narkotyki (wliczając kawę czy papierowy jako narkotyk), to jestem absolutnie przeciwny jakimkolwiek zakazom.
2. Podział na narkotyki "miękkie" i "twarde" uważam za sztuczny i zbędny. Pojawił się on z tego powodu, że część myślących polityków zaczęła przemycać ideę depenalizacji tej części używek, ale w połączeniu z opcją kontynuowania podlizywania się wyborcom nauczonym technik zakazów. W podobny sposób można podzielić alkohole na "miękkie" (piwo, szampan) oraz "twarde" (wódka, koniaki itp).
3. Z doświadczeń związanych ze znoszeniem prohibicji różnego rodzaju w wielu państwach dobrze wiadomo, że depenalizacja produkcji i dystrybucji środków odurzających (w tym przypadku C2H5OH, ale to nieistotne) zawsze powoduje długofalowy skutek pod postacią zmniejszenia spożycia tych środków. Co przy okazji jest przeciwieństwem haseł wszelkiej maści politycznych przeciwników.
4. Odwrotnie - zawsze pojawienie się zakazu dotyczącego dowolnego aspektu życia powoduje wzrost "konsumpcji" tego aspektu - tu doskonałym przykładem jest purytańska Anglia i zakazy obyczajowe, których skutkiem było przekształcenie się Londynu w jedną wielką "dzielnicę czerwonych latarni" (no, może lekka przesada, ale wzrost był znaczny). Podobne zjawisko zaobserwowano w USA po wprowadzeniu prohibicji - liczba alkoholików wzrosła kilkukrotnie (dlaczego nie spadła?).
[url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Prohibicja][/url]
Temat wygląda tak: jeśli społeczeństwo lub jej dowolny wycinek akceptuje jakąkolwiek używkę (inaczej środek psychotropowy), to wszelki zakaz spowoduje zawsze tylko i wyłącznie przesunięcie produkcji i dystrybucji w podziemie gospodarcze a nie spowoduje wyeliminowania zjawiska. Z tego właśnie powodu penalizację czegokolwiek nazywa się czasami "zamiataniem problemu pod dywan" - ten problem i tak istnieje nadal, tylko państwo traci nad nim kontrolę i możliwość obserwacji zmian w zjawisku.
Najlepszym przykładem przeniesienia produkcji i dystrybucji do gospodarczego podziemia jest znana wszystkim kwestia prohibicji w Stanach Zjednoczonych w latach 1920 - 1933: http://pl.wikipedia.org/wiki/Prohibicja
Powyższe ograniczenie spowodowało pojawienie się "odwetowych" zjawisk społecznych, na których potężne pieniądze zarobił świat przestępczy. Obecnie jeszcze o wiele większe pieniądze ten sam półświatek zarabia na wszelakich narkotykach prócz kofeiny, nikotyny i alkoholu. A są to środki psychotropowe o sile porównywalnej do kokainy, opiatów, kannabinolu czy podobnych. A w sensie oddziaływania na mózg są to w zasadzie środki identyczne. Tu polecam książkę Petera Copelanda - "Geny a charakter" - zawarty jest tam dokładny opis wpływu narkotyków (na przykładzie kawy) na funkcjonowanie mózgu i psychiki człowieka.
Odrywając się na chwilę od narkotyków - penalizacja dowolnego towaru zawsze spowoduje społeczny wzrost zainteresowania tym towarem (efekt "zakazanego owocu") i rozpocznie lawinowy wzrost zysków świata przestępczego z eksplorowania ciągot społecznych względem tego towaru. I owym towarem może być cokolwiek: płyty z muzyką "zachodnią", nagrania czy wydawnictwa pornograficzne, dżinsy, guma do żucia, Coca-Cola czy cokolwiek innego.
Idę o zakład o wszystko, że wystarczy w Polsce zakazać czytania i natychmiast wzrośnie poziom czytelnictwa, tylko, że będzie to czytelnictwo "w podziemiu".
Wnioski
1. Choć osobiście nigdy nie sięgnąłem po żadne narkotyki (wliczając kawę czy papierowy jako narkotyk), to jestem absolutnie przeciwny jakimkolwiek zakazom.
2. Podział na narkotyki "miękkie" i "twarde" uważam za sztuczny i zbędny. Pojawił się on z tego powodu, że część myślących polityków zaczęła przemycać ideę depenalizacji tej części używek, ale w połączeniu z opcją kontynuowania podlizywania się wyborcom nauczonym technik zakazów. W podobny sposób można podzielić alkohole na "miękkie" (piwo, szampan) oraz "twarde" (wódka, koniaki itp).
3. Z doświadczeń związanych ze znoszeniem prohibicji różnego rodzaju w wielu państwach dobrze wiadomo, że depenalizacja produkcji i dystrybucji środków odurzających (w tym przypadku C2H5OH, ale to nieistotne) zawsze powoduje długofalowy skutek pod postacią zmniejszenia spożycia tych środków. Co przy okazji jest przeciwieństwem haseł wszelkiej maści politycznych przeciwników.
4. Odwrotnie - zawsze pojawienie się zakazu dotyczącego dowolnego aspektu życia powoduje wzrost "konsumpcji" tego aspektu - tu doskonałym przykładem jest purytańska Anglia i zakazy obyczajowe, których skutkiem było przekształcenie się Londynu w jedną wielką "dzielnicę czerwonych latarni" (no, może lekka przesada, ale wzrost był znaczny). Podobne zjawisko zaobserwowano w USA po wprowadzeniu prohibicji - liczba alkoholików wzrosła kilkukrotnie (dlaczego nie spadła?).
[url=http://pl.wikipedia.org/wiki/Prohibicja][/url]