Liczba postów: 1,661
Liczba wątków: 31
Dołączył: 02.2009
Reputacja:
37 Płeć: nie wybrano
Najnowsza część Piratów z Karaibów jest do bólu nieścisła, głupia i absurdalna, ale o dziwo ogląda się tak samo przyjemnie jak wszystkie poprzednie Chociaż wszystkie błędy logiczne i nieścisłości po drodze nie drażniły mnie tak mocno jak typowa hollywoodzka fabuła, którą wciskają do wszystkich tego typu produkcji. Po pierwszych 5 minutach wiadomo już jak która postać skończy i jakie "plot twisty" naszykowali twórcy. A scena po napisach niestety sugeruje, że będą tego kotleta odgrzewać aż do porzygu.
Spoiler!
...i o ile robiliby to posuwając fabułę i wątki do przodu to byłoby jeszcze do przełknięcia, ale niestety wszystko wskazuje na to, że cała historia po raz kolejny zatoczy koło, z kogo pozdejmowali klątwy tego znowu przeklną, a kto umarł tego będą wskrzeszać, żeby potem znów mógł umrzeć.
A jeśli ktoś lubi klimaty kina grozy to polecam "Uciekaj!" i "Babadook", jak na horrory/thrillery to naprawdę dobre kino.
"- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę. KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE."
Liczba postów: 22,394
Liczba wątków: 239
Dołączył: 08.2005
Reputacja:
1,332 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Schabizm-kaszankizm
Volta - dretwy film, akcja sie nie toczy, niby komedia a prawie nic smiesznego. Film jest nudny i wywoluje sennosc. Jest doslownie kilka fajnych scen/tekstow, ale ogolnie film jest niewarty 24 zl. Jedna naprawde fajna scena z Cezarym Pazura i tyle. Ogolnie nie polecam i odradzam.
Liczba postów: 1,661
Liczba wątków: 31
Dołączył: 02.2009
Reputacja:
37 Płeć: nie wybrano
W sumie bez jakiegoś większego przekonania przeszłam się wczoraj na Baby Driver i bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, jeden z lepszych filmów akcji jakie widziałam. Warto zobaczyć w kinie.
"- Chciałem powiedzieć - wyjaśnił z goryczą Ipslore - że na tym świecie jest chyba coś, dla czego warto żyć.
Śmierć zastanowił się przez chwilę. KOTY, stwierdził w końcu. KOTY SĄ MIŁE."
Liczba postów: 22,394
Liczba wątków: 239
Dołączył: 08.2005
Reputacja:
1,332 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Schabizm-kaszankizm
Nie oglądałem tego, ale może być ciekawym filmem. Szkoda tylko, że na świecznik wzięli cygańską rodzinę, a nie, na ten przykład, wahabicką. Cyganie są tylko leniwymi złodziejami żyjącymi na socjalu. Ciekawsze by było pokazanie jak standardowa rodzina miałaby współegzystować z islamskimi hardkorami.
Liczba postów: 1,589
Liczba wątków: 4
Dołączył: 04.2014
Płeć: nie wybrano
"Lekarstwo na życie" http://www.filmweb.pl/film/Lekarstwo+na+...016-739293
Film bardzo... przyjemny dla oka (w sensie świetnych zdjęć, bo akurat niektóre ujęcia chciałoby się raczej zapomnieć). Nawet sceny żywcem wyjęte z horroru przedstawiono tak, że patrzy się na nie jak na jakieś fascynujące obrazy. Recenzja na Filmwebie b. trafna.
Liczba postów: 2,105
Liczba wątków: 56
Dołączył: 10.2014
Reputacja:
247 Płeć: nie wybrano
Byłam w kinie na "It".
Nie polecam. Nuda i dłużyzna. Książkę czytałam dawno temu, więc szczegółów nie pamiętałam, idąc na film (pamiętałam, że była ok - ani najlepsza, ani najgorsza z książek Kinga, trochę za długa, ale niektóre fragmenty były całkiem dobre).
Film był żałośnie śmieszny (nie - zabawny), straszny ani trochę, kupy się nie trzymał, muzyka przeraźliwie darła się w tle, tworząc dysonans z obrazem, a ja co jakiś czas sprawdzałam ma zegarku/komórce czas, ile jeszcze tej męki zostało.
Zmarnowany czas i pieniądze.
Ale za to zobaczyłam trailer filmu, na który koniecznie chcę się wybrać: "Mother!".
Jeśli zabraknie ci argumentów - nazwij mnie kłamczynią i napisz, że łżę.
Liczba postów: 5,905
Liczba wątków: 81
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
907 Płeć: nie wybrano
To ja dla odmiany dwa stare kotlety odgrzeję (tzn. nie wiem, czy już były omawiane, ale mniejsza o to). Z filmów z Tomciem Kruzem i wciągnąłem sobie dwie pozycje. "Jack Reacher" mieszanka kryminału i kina akcji. Mieszanka nierówna, bo pierwsza część, kryminalna, jest prowadzona obiecująco i zgrabnie. Polecam zwłaszcza analizę "przypadkowych 5 ofiar" w wykonaniu głównego bohatera. Potem dochodzimy do kina akcji... i ma się wrażenie, jakby kopiowali gdzie się dało. Zły jest okropnie zły jak jakiś Blofeld, przed głównym pojedynkiem jest odłożenie broni, jak u Chucka Norrisa, zaskakujące sceny są dokładnie wtedy, kiedy być powinny... szkoda trochę. Na siłę chcieli nadmuchać do blockbustera, takie wrażenie jest na koniec.
Drugi to "Oblivion / Niepamięć". Podobało się. Owszem, ma film swoje słabe chwile, część pomysłów jest przewidywalna, ale całość jest IMHO wiarygodna, solidna i wyważona. Odnalazłem tylko jeden błąd logiczny, reszta trzyma się kupy. Nie jest aż tak dobra, żeby omawiać jako ambitny film s-f, ale jako blockbuster, który spełnia oczekiwania - owszem.
Spoiler!
Nawet końcowy happy end nie przeszkadzał mi tak mocno, jak w "Protokole Mniejszości", gdyż pasował do głównej koncepcji filmu, czyli motywu sklonowanego bohatera.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 852
Liczba wątków: 7
Dołączył: 11.2009
Płeć: nie wybrano
znaLezczyni napisał(a): Byłam w kinie na "It".
Nie polecam. Nuda i dłużyzna.
Hmm, pewnie nie było tam nic o nierównym traktowaniu kobiet w patriarchalnym społeczeństwie ... współczuję.
Ja ostatnio byłem w kinie dwa lata temu na Małym Księciu i się ... popłakałem ze wzruszenia. Trochę mi było wstyd bo przyjaciele siedzieli obok, ale cóż zrobię ...
Wiadomo nie od dziś, że generalnie większość hollywoodzkich produkcji to kompletna żenada, gdzie wartości, treść i sens zastępuje się efektami specjalnymi, więc jak ktoś chce dobre kino to polecam np. Stalkera (1979) Tarkowskiego, albo Dwunastu gniewnych ludzi (1956), gdzie niemal cała akcja filmu odbywa się w jednym pokoju.
A jeśli chodzi o kino lekkie i przyjemne to polecam np. "Mullholland Drive" Lyncha, w sam raz na niedzielne popołudnie
Liczba postów: 3,166
Liczba wątków: 13
Dołączył: 02.2016
Reputacja:
235 Płeć: nie wybrano
Wyznanie: ateusz
Bert - nie w "Protokole" a w "Raporcie" chyba nawet angielski tajtel był "Minority Report". Tomek to w ogóle agent, bo wybitnym aktorem nie jest, prywatnie odwala coś ze scjentologami (chyba, że to już przeszłość), a jednak wciskają go czasem w dobre (jak na standardy gatunku) kino sf.
Ghost in the shell, z tą całą wiadomo którą, ale mi po robocie wyleciało. Stoi u mnie w pracy na zaszczytnym pierwszym miejscu regału top 20 i choć wiem, że mało kto się tym sugeruje, to ostrzegam - nie dajcie się zwieść. Kino bardzo nieprzyjemne, bardzo nieciekawe, Scarlett nawet cyborga gra zbyt sztucznie, by dało się to znieść. Kto miałby nadzieję odmóżdżyć się przy tym z piwkiem w ręku i powspominać futurystyczne wizje z lat 90 czy dawniejszych - nie da się.
I hear the roar of big machine Two worlds and in between Hot metal and methedrine I hear empire down
Liczba postów: 2,261
Liczba wątków: 25
Dołączył: 09.2014
Reputacja:
167 Płeć: mężczyzna
Dragula napisał(a): Ghost in the shell, z tą całą wiadomo którą, ale mi po robocie wyleciało. Stoi u mnie w pracy na zaszczytnym pierwszym miejscu regału top 20 i choć wiem, że mało kto się tym sugeruje, to ostrzegam - nie dajcie się zwieść. Kino bardzo nieprzyjemne, bardzo nieciekawe, Scarlett nawet cyborga gra zbyt sztucznie, by dało się to znieść. Kto miałby nadzieję odmóżdżyć się przy tym z piwkiem w ręku i powspominać futurystyczne wizje z lat 90 czy dawniejszych - nie da się.
Jako fan animki jeszcze dodam że z oryginałem to ma niewiele wspólnego
Liczba postów: 3,166
Liczba wątków: 13
Dołączył: 02.2016
Reputacja:
235 Płeć: nie wybrano
Wyznanie: ateusz
No ten wątek kryminalny był kropka w kropkę przynajmniej gdzieś do połowy filmu (dalej nie dałem rady obejrzeć), tylko te pseudoegzystencjalne rozkminy o byciu maszyną były wyolbrzymione do porzygu. W animcu chyba tylko raz o tym rozmawiali na łódce i to w bardzo powierzchowny sposób. No i był ten jeden "czysty" agent, który wolał własne ciało od cybernetycznego i też wspominał o tym tylko raz
I hear the roar of big machine Two worlds and in between Hot metal and methedrine I hear empire down
Liczba postów: 1,110
Liczba wątków: 6
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
213 Płeć: mężczyzna
Też widziałem nowe "Ghost in the shell" i jeśli jakoś zrozumiałem oryginał i interpretację amerykańską, to najwyraźniej w tej drugiej przesłanie jest odwrócone o 180 stopni. O ile w oryginale było w pewnym momencie coś w rodzaju "manifestu egzystencjalnego A.I.", o tyle w nowej wersji tego praktycznie w ogóle nie było, a nawet główna bohaterka jakoś tam swoje człowieczeństwo podkreśla w ostatnim monologu. Prócz tego, że twórcy nie zrozumieli pierwowzoru, to nawet mi się podobało
Liczba postów: 5,905
Liczba wątków: 81
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
907 Płeć: nie wybrano
Dragula napisał(a): Bert - nie w "Protokole" a w "Raporcie" chyba nawet angielski tajtel był "Minority Report". Tomek to w ogóle agent, bo wybitnym aktorem nie jest, prywatnie odwala coś ze scjentologami (chyba, że to już przeszłość), a jednak wciskają go czasem w dobre (jak na standardy gatunku) kino sf.
Dalej kręci. I może dlatego wciskają go w s-f bo cała scjentologia to religia autora s-f, który uwierzył w to, co napisał. A i tak lepiej to wychodzi, niż Jasiowi Trawolcie z jego Battlefield Earth.
PS: Istotnie, raport, pomerdało mi się z jakimiś innymi filmami.
Cytat:Ghost in the shell, z tą całą wiadomo którą, ale mi po robocie wyleciało. Stoi u mnie w pracy na zaszczytnym pierwszym miejscu regału top 20 i choć wiem, że mało kto się tym sugeruje, to ostrzegam - nie dajcie się zwieść. Kino bardzo nieprzyjemne, bardzo nieciekawe, Scarlett nawet cyborga gra zbyt sztucznie, by dało się to znieść. Kto miałby nadzieję odmóżdżyć się przy tym z piwkiem w ręku i powspominać futurystyczne wizje z lat 90 czy dawniejszych - nie da się.
Soul popełnił obszerniejszą recenzję GitS (US) na "wierze", którą niniejszym linkuję:
Cytat:Ocena Ghost In The Shell zapewne jest kwestią podejścia. Dla mnie ten film to była jakaś tragedia. Taka, że pomimo, iż z niecierpliwością czekałem na premierę, potem nawet napisać kilku zdań w tym wątku mi się nie chciało, chociaż pisałem w tym czasie o innych filmach.
Nie zgadzam się z oceną, że to był dobry film. To był film niezły wizualnie, ale poza tym całkiem przeciętny i niezbyt ciekawy. Przeciętna fabuła, płytkie dialogi, przeciętna gra aktorska (choć ciężko byłoby zrobić więcej z takim materiałem) i fatalne zdjęcia. Na ekranie jest chaos, bardzo słabe kadry, ogólnie zbyt mało widać z tego, co się dzieje. Może to zanadto nie przeszkadza, gdy jest się bardziej spostrzegawczym, ale dla mnie takie zdjęcia nie nadają się do oglądania. Przypominają mi jakością 007 Quantum of Solace, który był za ten aspekt wyraźnie krytykowany. Chyba wynika to z jakiegoś podejścia na zasadzie "machaj kamerą, to widz będzie miał większe poczucie dynamizmu". W filmie najlepiej zrealizowane jest miasto. Niestety nie ma możliwości dobrze mu się przyjrzeć, bo nikt nie postanowił zaprezentować spokojnych ujęć panoramy miasta ani innych widoków. I wydaje się to zupełnie niezrozumiałe biorąc pod uwagę duże nakłady finansowe, jakie były potrzebne do realizacji takiego projektu miasta.
Moim zdaniem nie jest trudno zrobić dobre (czyt. zwyczajne) sceny akcji, a tutaj nawet to udało im się spartolić. Z powodu zdjęć nic dobrze nie widać i sceny te nie robią żadnego wrażenia. Pierwszy z brzegu film akcji robi to lepiej.
Podobnie jest z fabułą i dialogami. Generalnie wszystko w tym filmie robi wrażenie spłyconego. Postacie są słabo zarysowane, wiele z nich jest pozbawionych wyrazu, szczególnie w porównaniu z anime. Na przykład w filmie z 1995, nawet pomimo, iż szef Aramaki pojawiał się na krótko, od razu było widać, że jest to człowiek o określonym wyraźnie zarysowanym charakterze. Z kolei dzieło z 2017 pokazuje go mniej więcej tyle samo czasu, ale osobowości to on ma jedną dziesiątą tego, co w pierwszej ekranizacji. Częściowo dlatego, bo w ogóle niewiele konkretnego mówi. Ogólnie dialogi w całym filmie są krótkie, nierozbudowane i mało ciekawe.
Z kolei wszelkie wątki filozoficzne i technologiczne związane z cyborgizacją są niemal nieobecne. Nie są nawet omawiane kilkoma zdaniami, które w innych filmach nieraz wystarczają, aby dać widzowi coś do myślenia. Tutaj natomiast widz chyba wcale nie miał myśleć. Niestety w zamian nie otrzymuje nawet dobrej zabawy. Żadne motywy związane z duszą, czy duchem nie są rozwijane. Najwyżej zasygnalizowane. Istnieją tylko jako niejasna idea. Nie ma mowy o żadnym motywie "ghost". Może to zaskakujące przez wzgląd na tytuł ale w ogóle nie było w założeniach filmu, aby poruszać tę tematykę. Jej obecność wynika jedynie z konieczności, bo fabularnie nie dałoby się tego całkiem ominąć. I choć możliwe, że przeoczyłem coś we wszechobecnym chaosie i strzępach treści ale pewne jest to, że nie byłoby sensu dokonywać porównań do takiego filmu, jak Blade Runner. I już nawet nie dlatego, że filmy te należą do innej ligi. To w ogóle nie jest ta sama dyscyplina. Razem wypadają, jak, nie przymierzając, wrestling w zestawieniu z kick-boxingiem.
Innym problemem fabuły jest też sam świat, w którym pełna cyborgizacja jest dopiero w powijakach. Są tylko eksperymenty i pierwszym względnie udanym jest właśnie główna bohaterka. Ludzie nie mają jeszcze implantów w mózgach pozwalających na bezpośredni kontakt z siecią komputerową ani powszechnych gniazd na karku do podłączania przewodów. Właściwie mają tylko gadżety, takie jak wszczepy z nową wiedzą, czy choćby sztuczne oczy. Które to oczy jednak, niespodziewanie dla fanów GitS, stanowią tylko protezę, a nie świadomie wybrane ulepszenie. Tak, właśnie tak, otóż Batou ma... protezę. Żadne wojskowe implanty nie wchodzą w grę. Zatem bohaterowie nie mogą choćby porozmawiać na temat żadnych konsekwencji cyborgizacji społeczeństwa, ponieważ takiego tematu w ogóle nie ma. Nie ma nawet miejsca, aby go przedstawić. Jest to ledwo zasygnalizowane. Innymi słowy, aspekt "shell" również jest ograniczony do minimum.
Z pewnością mogło mi w tym filmie coś umknąć. Może było tam coś więcej. Ale, po pierwsze, nie chciało mi się oglądać filmu jeszcze raz, a po drugie, fakt, że nic więcej nie zapadło mi w pamięć również o czymś świadczy.
Generalnie najbardziej odczuwalną słabą stroną filmu, w moim mniemaniu, był cały ogrom zmarnowanego potencjału. Bo film sam w sobie nie jest zły. Raczej przeciętny i bez wyrazu. Można obejrzeć. Ale, po prostu, nie był to Ghost In The Shell.
Podsumowując, w filmie zabrakło "ghost" i zabrakło "shell". Pozostało tylko "in the".
A jeszcze ostatnim problemem filmu jako produkcji są poczynione duże nakłady finansowe, które okazały się całkowicie niewspółmierne do efektów. Film można było zrealizować za jedną trzecią tej kwoty i przy takich zdjęciach nie byłoby nawet specjalnie widać różnicy. Wtedy jednak film mógłby zarobić i byłaby szansa na kontynuację jako serial. A obecnie koszty produkcji włącznie z promocją szacuje się na 250 mln USD, a straty dla wytwórni na 60 mln. Jak ktoś zauważył, może to zniechęcić producentów filmowych do tematyki cyberpunku w ogóle.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 3,888
Liczba wątków: 28
Dołączył: 05.2012
Reputacja:
164 Płeć: nie wybrano
ITT: ludzie którzy narzekają że film z 2017 nie jest filmem z 1995. No niestety, czasy się zmieniają, kontekst zmienia się wraz z nimi.
Oczywiście, że GITS95 był ciekawy i inny, zwłaszcza przez poczucie podmiotowości AI, ale czy potrzebuję, żeby film zrobiony 22 lat później znowu to okrywał? Nie sądzę.
GITS17 jest o rozczarowaniu tą obietnicą, że w sieci będziemy mogli być kim chcemy ("Matrix" trochę był taką fantazją, nie?), a tu gówno prawda, sieć nie przyniosła wolności, tylko jej parodię: oddaliśmy naszą tożsamość i pamięć korporacjom.
Mimo pewnego sceptycyzmu ("postęp komputeryzacji i sieci nie zlikwidował podziałów narodowych i etnicznych") GITS z 1995 był pełen nadziei; sieć była w nim narzędziem transcendencji. Technika nie odbierała człowieczeństwa, ale je wzbogacała.
Taka wizja w 2017 byłaby naiwna. GITS 2017 jest pozbawiony złudzeń: korporacje zarządzają naszą tożsamością i wspomnieniami (oh hi, Mark), dyktują nam, jak się mamy nazywać (oh hi, Mark, II); i nawet nie potrzebują na to naszej zgody.
Dopóki rodzimy się i umieramy, póki światło jest w nas, warto się wkurwiać, trzeba się wkurwiać! Wciąż i wciąż od nowa.
Liczba postów: 3,166
Liczba wątków: 13
Dołączył: 02.2016
Reputacja:
235 Płeć: nie wybrano
Wyznanie: ateusz
Taki już los odgrzańców, Tron: Legacy także był tragiczny. W obu tych produkcjach mankamentem był kompletny brak jakiejkolwiek ciekawej idei w okół której film miałby się kręcić. W pewnym sensie jest to traktowanie fanów tych produkcji jak debili, którym wystarczy puścić jakikolwiek teatrzyk z postaciami z ich ulubionej bajki, żeby nabić kiesę. Tak samo było z Przebudzeniem Mocy
Najlepsze jest to, że świat SW ma mnóstwo niewyeksploatowanych wątków i ogromny świat z którego tylko maleńki ułamek przedstawiono w kinie. I np jak się Ridley Scott brał z Prometeusza, to nie trzaskał od nowa przygód Ripley, tylko rozwinął wątek na temat którego spekulacje trwały od premiery Ósmego pasażera
I hear the roar of big machine Two worlds and in between Hot metal and methedrine I hear empire down
Liczba postów: 2,261
Liczba wątków: 25
Dołączył: 09.2014
Reputacja:
167 Płeć: mężczyzna
Dragula napisał(a): Taki już los odgrzańców, Tron: Legacy także był tragiczny. W obu tych produkcjach mankamentem był kompletny brak jakiejkolwiek ciekawej idei w okół której film miałby się kręcić. W pewnym sensie jest to traktowanie fanów tych produkcji jak debili, którym wystarczy puścić jakikolwiek teatrzyk z postaciami z ich ulubionej bajki, żeby nabić kiesę.
A widzisz, mi się Tron: Legacy podobał, był przyjemny do oglądania i akcja szła całkiem przyjemnie (tylko wywaliłbym tego Zuusa czy jak mu tam było), no i miał świetną muzykę. Nawet dodał swoje trzy grosze jak motyw wirtualnego samozaistniałego życia. Obejrzałem też Tron 1 i za każdym razem coraz gorzej mi się go ogląda, poza motywem wejścia do wirtualnego świata to tam się bardzo niewiele dzieje.
Dragula napisał(a): I np jak się Ridley Scott brał z Prometeusza, to nie trzaskał od nowa przygód Ripley, tylko rozwinął wątek na temat którego spekulacje trwały od premiery Ósmego pasażera
Szkoda tylko że zrobił z tego film o bandzie niekompetentnych ludzi w kosmosie Jako fan Obcego (głównie 1 i 2) ubolewam nad Prometeuszem.