W sumie dziwne że tego wcześniej nie zauważyłem:
Jeżeli jedynym, co masz do zarzucenia Caudillo jest rzekome bycie przez niego "kumplem Hitlera" to serio, nie powinieneś się w ogóle w jego temacie wypowiadać.
No z Twojej reakcji na wypowiedź Drwala można by wywnioskować, że tak właśnie uważasz.
Zwracam uwagę, że Franco też (na początku) stosował szeroko zakrojony interwencjonizm. Tylko że z poparciem dla niego i Pinocheta nie chodzi przecież o zachwyt nad wszystkim co robili, tylko o to, że swego czasu byli mniejszym złem i jedynym sensownym wyborem w swoich krajach. Wyobraź sobie dwie opcje:
1. Państwo w którym mieszkasz, z poszanowaniem zasad demokracji (przynajmniej z początku) pogrąża się w stagnacji albo wręcz powiela wariant wenezuelski, aż w końcu ludzie zaczną umierać z głodu na ulicach.
2. Rzutki generał robi zamach stanu, bawi się trochę w biały terror i zachowuje się nieco populistycznie, ale przynajmniej wprowadza (lub zachowuje) względną normalność, a nie kolektywizację środków produkcji i "czy się stoi czy się leży", kraj się w miarę rozwija, a na końcu dyktator schodzi ze sceny, przekazując władzę w ręce w miarę stabilnej monarchii czy republiki.
Którą opcję wolisz?
Cobras napisał(a):A, czyli koleś zrzucający ludzi z helikopterów który obalił demokratycznie wybrany rząd dzięki wsparciu USA i kumpel Hitlera. No doborowe towarzystwo.
Jeżeli jedynym, co masz do zarzucenia Caudillo jest rzekome bycie przez niego "kumplem Hitlera" to serio, nie powinieneś się w ogóle w jego temacie wypowiadać.
Vezas napisał(a):Łazarz napisał(a): @Vezas
Znaczy, jak rozumiem, Pinochet i Franco to też były ruskie szpiony/pożyteczni idioci?
O ile dobrze zrozumiałem pytanie - Pinochet byłby zwolennikiem JKMa?
No z Twojej reakcji na wypowiedź Drwala można by wywnioskować, że tak właśnie uważasz.
Zwracam uwagę, że Franco też (na początku) stosował szeroko zakrojony interwencjonizm. Tylko że z poparciem dla niego i Pinocheta nie chodzi przecież o zachwyt nad wszystkim co robili, tylko o to, że swego czasu byli mniejszym złem i jedynym sensownym wyborem w swoich krajach. Wyobraź sobie dwie opcje:
1. Państwo w którym mieszkasz, z poszanowaniem zasad demokracji (przynajmniej z początku) pogrąża się w stagnacji albo wręcz powiela wariant wenezuelski, aż w końcu ludzie zaczną umierać z głodu na ulicach.
2. Rzutki generał robi zamach stanu, bawi się trochę w biały terror i zachowuje się nieco populistycznie, ale przynajmniej wprowadza (lub zachowuje) względną normalność, a nie kolektywizację środków produkcji i "czy się stoi czy się leży", kraj się w miarę rozwija, a na końcu dyktator schodzi ze sceny, przekazując władzę w ręce w miarę stabilnej monarchii czy republiki.
Którą opcję wolisz?