zefciu napisał(a): Tylko że z jakiegoś dziwnego powodu liberałowie lewicowi trzymają sztamę nawet z tzw. anarchistami. A liberałowie prawicowi ciążą ku naziolom.Trochę. Przynajmniej ci z nich, którzy bardziej kierują się sercem, niż rozumem. Na emocje bardziej bowiem działają cele, niż środki. Ideałem każdej lewicy, zarówno demokratycznej, jak totalitarnej, jest społeczeństwo egalitarne, w którym jak woźny spotka się z prezesem, to stukają się głowami, bo obaj jednocześnie się kłaniają i równie nisko. Ideałem każdej prawicy jest natomiast społeczeństwo hierarchiczne, w którym ludzie naturalnie wyżsi intelektualnie i moralnie rządzą tymi niższymi, którzy z kolei bardzo są za to wdzięczni i tych wyższych całują po rękach że łzami wzruszenia w oczach. Oba ideały, rzecz jasna, nie istnieją nigdzie. Ale to właśnie, który by nam się bardziej podobał, gdyby istniał, decyduje o "lewicowości" i "prawicowości". A stąd pewna wstydliwa więź emocjonalna nawet z szurami, którzy chcieliby tego samego ideału, lecz dążą do niego w sposób nieprzyzwoity.
Natomiast to, czy ktoś jest pro- czy antyrynkowy, zależy od tego, do którego ideału według jego subiektywnego wrażenia zbliża gospodarka rynkowa. Ja na przykład jestem przekonany, że państwa, w których od wielu pokoleń działa kapitalizm są zdecydowanie bardziej zbliżone do ideału egalitarnego niż takie, w których nie działa. Albo tylko działa krócej. Zapewne nie zawsze tak było. Ktoś, kto przybywał do wielkiego przemysłowego miasta ze starej wspólnoty wiejskiej czy drobnomieszczańskiej, chyba odnosił wrażenie "prawicowości" wolnego rynku, bo wszak różnica między fabrykantem a robotnikiem była nieporównywalnie większa niż różnica między bogatym chłopem a biednym chłopem. Toteż w takiej sytuacji prawica bardzo wolny rynek chwaliła, a lewica najchętniej by go rozwaliła w drzazgi. Stąd pewne skojarzenia rodem z XIX wieku, które w państwach rozwiniętych stają się zupełnie przestarzałe.