Po internecie krąży ten kreacjonistyczny tekst:
Dobór płciowy
Pomijany słaby punkt teorii ewolucji
Występują trzy duże dowody przemawiające przeciwko teorii doboru płciowego: 1) niekonkluzywność samej tej teorii, 2) jej sprzeczność z danymi empirycznymi, 3) jej sprzeczność logiczna z teorią doboru naturalnego, której częścią jest. Tymczasem teoria doboru płciowego powstała właśnie po to, by ratować teorię doboru naturalnego przed niektórymi faktami zdającymi się nie dawać się pogodzić z tą ostatnią. Zatem tylko obalenie przez jakąś formę teorii doboru płciowego wszystkich trzech dowodów przeciwko niej mogło by uratować zarówno ją jak i teorię doboru naturalnego.
Zwolennicy teorii ewolucji głoszą, że bogactwo świata roślin i zwierząt mogło powstać jedynie (i że powstało) w wyniku procesu selekcji, w którego trakcie zachodziła odpowiedniość między tym, jak korzystny efekt wywoływała dana cecha (kodowana przez dany zespół genów), a tym, jakie szanse na przetrwanie cecha ta dawała samej sobie (i kodującym ją genom). Oczywiście cecha ta (i kodujące ją geny) nie występowała oddzielnie, była częścią organizmu, który posiadał wiele takich cech (również geny kodujące je wszystkie połączone są w genom); jednak statystycznie to od każdej jednej cechy zależało, jak duży odsetek organizmów ją posiadających przetrwa. Zatem jak dotąd wszystko brzmi logicznie.
Tyle tylko, że w przyrodzie istnieją nie tylko cechy przydatne, tj. cechy zwiększające szanse przetrwania, ale też cechy organizm upośledzające (z tego, przetrwalniczego, punktu widzenia), a sprawiające, że otaczający nas świat mieni się bogactwem różnorodności i piękna. Świat powstały w wyniku doboru naturalnego musiałby być do przesady ekonomiczny, praktyczny, uproszczony, płaski i nieciekawy. Tymczasem istnieje wiele cech, takich jak ogon pawia czy poroże jelenia, które przeczą takiemu obrazowi. Ogon pawia, którego wartości przystosowawczej zwolennicy doboru naturalnego nie potrafią znaleźć, mieni się bogactwem kolorów, którymi przecież wabi drapieżniki, sam natomiast jest długi i utrudnia swojemu posiadaczowi zarówno ucieczkę przed drapieżnikiami jak i pogoń za ofiarami czy też ruch w jakiejkolwiek innej sytuacji.
Kiedy ewolucjoniści nie wyrażają oficjalnego stanowiska, lecz dyskutują między sobą, sami wątpią w możliwość powstania takiego, jakie obserwujemy, bogactwa przyrody w wyniku działania jedynie doboru naturalnego, zgodnie z którym przecież tylko to, co najprzydatniejsze, może przetrwać i zostać przekazanym następnym pokoleniom. I chociaż niektórzy z nich (nawet wielu) przez lata starali się wykazywać, że każda cecha, nawet „pozornie” upośledzająca, sprzyja przetrwaniu, to już sam Darwin w to nie wierzył.
Poczynając od Charlesa Darwina, ewolucjoniści tłumaczą powstanie cech nieprzydatnych doborem płciowym. Według nich obok doboru naturalnego miałby występować też dobór płciowy, który różniłby się od tego pierwszego tym, że w jego ramach osobniki dorodne od kiepskich selekcjonowałoby nie tylko środowisko, w którym muszą one najpierw przetrwać, aby potem przedłużyć swój ród, ale też samice (oraz samce), którym osobniki te muszą się podobać, aby mieć z kim posiadać potomstwo. To też brzmi logicznie, przecież każdy (nasz) gen, który sprawia, że wybieramy sobie właściwych partnerów, ma większe szanse na przetrwanie, bo gdy znajdzie się w ciele naszego potomka, będzie tam koegzystował z 50% genów naszego dopiero co wybranego partnera, który posiada dobre geny. Gusta mogą więc ewoluować, a następnie stać się przyczyną dodatkowej, pozaśrodowiskowej selekcji dobrych cech wybieranych partnerów.
Tyle że ewolucjoniści teorią doboru płciowego chcą wyjaśnić powstanie nieprzydatnych cech! Przecież właśnie w celu wyjaśnienia powstania tych a nie innych cech teoria ta powstała. Tymczasem zupełnie nielogiczne jest by samice (czy samce) wybierały sobie niewłaściwych partnerów. Co miałyby na tym zyskać, czemu geny sprawiające, że właśnie taki gust by posiadły, miałyby być korzystniejsze od tych, które sprawiałyby, że wybierałyby one (lub oni) tylko właściwych partnerów…?
Początkowo ewolucjoniści brali gusta samic i ich preferencje za dane z góry. Gusta samic miałyby być takie a nie inne z powodów niewyjaśnionych, ale za to przy pomocy tych gustów miało dać się wyjaśnić powstanie cech nieprzydatnych. Przypomina to trochę zarzut stawiany (między innymi przez ewolucjonistę, również płciowego, Richarda Dawkinsa[1]) teistom przez ateistów, że dla wyjaśnienia wszechświata powołują do istnienia równie niewyjaśniony ale bardziej skomplikowany byt mentalny (Boga). Jak widać w nauce, w dodatku przyrodniczej, jaką jest biologia, działania polegające na powoływaniu do istnienia skomplikowanych bytów psychicznych (gustów samic) tylko po to, by wyjaśniać powstanie mniej skomplikowanych bytów fizycznych (ogon pawia, poroże jelenia), też ma miejsce.
Branie gustów samic za dane z góry spotkało się z krytyką, jednak nie na tyle głęboką, aby odrzucić całą teorię doboru płciowego – w końcu potrzebowano jej, by nie upadła cała teoria ewolucji. Teorię dobru płciowego przeformułowano więc jedynie. Uczyniono to w taki sposób, że jedynym wydarzeniem przez nią niewyjaśnionym stało się już nie istnienie gustów samic ale tych gustów powstanie. Jest to różnica z poprzednią wersją (choć pozornie wydaje się, że to to samo), ponieważ każda cecha, aby istnieć musi nie tylko ewolucyjnie powstać ale też ewolucyjnie się utrzymywać (dlatego cechy przydatne kiedyś i powstałe dawniej ale nieprzydatne później powinny zaniknąć); zatem również po jej powstaniu musi istnieć mechanizm, który sprawi, że przypadkowe mutacje nie rozmyją tej cechy. Tak więc ustalono, że samice nabywają jeden konkretny gust przypadkowo (nie mylić z przypadkowymi mutacjami, które dotyczą pojedynczych osobników i nie ma szans, aby ta sama mutacja pojawiła się na raz u wszystkich samic) a dopiero potem pewne sprzężenie zwrotne sprawia, że kiedy już większość z nich posiada ten gust, musi go przyjąć również ta mniejszość a większość nie ma jak go zatracić.
Mechanizm tego sprzężenia zwrotnego miałby wyglądać następująco. Jeżeli większość samic gustuje w cesze x, to córki tej większości będą gustowały w tej samej cesze x. Zatem każda przypadkowa mutacja samicy nie gustującej w cesze x, która sprawiłaby, że samica ta zaczęłaby gustować w tej cesze, miałaby być korzystna; a każda mutacja samicy już gustującej w cesze x, która sprawiłaby, że samica ta przestałaby gustować w tej cesze, miałaby być niekorzystna. Miałoby się tak dziać dlatego, że gustując w cesze x samica dobiera sobie partnera posiadającego tę cechę, a zatem jej synowie (spłodzeni przez tego partnera) też będą posiadać tę cechę. Tymczasem jak napisałem dwa zdania wyżej, córki większości samic gustować będą właśnie w tej cesze. Synom owej samicy miałoby więc być łatwiej przekazać swoje geny dalej, z powodu łatwości dostępu do samic.
Teorii tej można jednak postawić trzy zarzuty. Pierwszy dotyczy braku jej konkluzywności. Drugi, jej sprzeczności z danymi empirycznymi. Trzeci natomiast dotyczy jej sprzeczności z teorią dobru naturalnego, tak, że obie te teorie na raz nie mogą być prawdziwe.
Ad.1 Teoria doboru płciowego jest niekonkluzywna, ponieważ nie wiadomo dlaczego samicom miałoby się nie opłacać posiadać gustu innego niż większość. Przecież te potencjalne „buntowniczki” posiadają nie tylko synów, a owa większość samic posiada nie tylko córki. Co więcej, skoro samice wybierają sobie partnerów o danej cesze, bo same gustują w tej cesze, to ilość synów dziedziczących po ojcach tę cechę i ilość córek dziedziczących po matkach preferencję wobec tej cechy jest taka sama niezależnie, czy mówimy o samicach należących do mniejszości posiadającej nietypowy gust, czy o samicach należących do większości posiadającej gust typowy. Na przykład, jeżeli 70% samic woli cechę x a 30% samic woli cechę y, i dobiorą sobie one partnerów posiadających takie właśnie cechy (odpowiednio x i y), to w przyszłym pokoleniu pojawi się 70% samic gustujących w cesze x i 30% samic gustujących w cesze y, ale też 70% samców posiadających cechę x i 30% samców posiadających cechę y. Konkurencja będzie identyczna!
Ad.2 Teoria doboru płciowego przeczy danym empirycznym, które mówią o tym, że samice preferują niektóre cechy tym bardziej, im bardziej intensywne one są[2]. Na przykład pawice preferują nie ogony 70 centymetrowe, 50centymetrowe, czy 90centymetrowe lecz nieskończenie długie. Tymczasem zgodnie teorią doboru płciowego, gdy dana intensywność cechy stanie się atrakcyjna dla większości samic, nie ma sposobu, aby inna intensywność tej cechy stała się dla którejkolwiek z nich atrakcyjna. Zatem zgodnie z teorią doboru płciowego, kiedy dla większości samic atrakcyjnymi stały się ogony 30centymetrowe, wszystkie samice musiały polubić ogony o tej długości i nie mogły zacząć lubić ogonów dłuższych czy krótszych, 40- czy 20centymetrowych.
Ad.3 Teoria doboru płciowego przeczy teorii doboru naturalnego, gdyż gdyby była prawdziwą, żadna ewolucja nie mogłaby mieć miejsca. Początkowo każda nowa cecha, również ta korzystna (np. przeciwstawny kciuk, pierwsze skrzydła, pierwsze płuca itd.), jest niepreferowana przez większość (wszystkie) samic. Samice preferują cechy już istniejące i świadczące o tym, że samiec jest normalny, a nowych cech, które sprawiają, że odstaje on od normy (nawet jeśli dzięki nim odstaje pozytywnie), nawet jeszcze nie znają, nie mogą ich zatem lubić. Gdyby istniało sprzężenie zwrotne sprawiające, że samice nie mogą polubić żadnej cechy innej niż cechy lubiane przez większość, nowe cechy nie mogłyby zostać przez którąkolwiek kiedykolwiek polubione, nawet gdyby były korzystne. A pamiętajmy, że teoria doboru płciowego głosi, że jeżeli dana cecha pasuje do gustów większości samic, to musi ona przetrwać nawet wtedy, gdy jest ona niekorzystna w walce o byt (dobór naturalny). Zatem gdyby dobór płciowy był faktem, to mimo że cechy zastane są mniej korzystne od tej mniejszości nowych cech, które są innowacyjne i mają podnieść gatunek na wyższy szczebel ewolucji (od większość nowych cech cechy zastane są bardziej korzystne, więc mogą wyprzeć je bez udziału doboru płciowego jedynie w wyniku doboru naturalnego), to z tymi nowymi cechami, nawet mimo ich innowacyjności, wygrałyby konkurencję. Nowe nawet innowacyjne cechy nie miałyby szansy upowszechnić się za sprawą doboru naturalnego, gdyby jednocześnie z nim działał na nie (negatywnie) dobór płciowy. Zatem te nowe innowacyjne cechy, które przecież mają podnosić gatunek na wyższy poziom rozwoju, nie mogłyby się nigdy upowszechniać, gdyby dobór płciowy był faktem. Ewolucja nie mogłaby zachodzić! Stąd sprzeczność doboru płciowego z doborem naturalnym.
Teoria doboru naturalnego i teoria doboru płciowego są zatem sprzeczne. Obie na raz być prawdziwe nie mogą. Biorąc pod uwagę, że z teorią doboru płciowego wiążą się jeszcze dwa inne – przedstawione powyżej – problemy, to ona a nie teoria doboru naturalnego zostałaby chętniej odrzucona przez ewolucjonistów. Ale wtedy teoria ewolucji pozostanie nadal z niewyjaśnionym faktem istnienia różnorodności cech nie mających swojej wartości przystosowawczej a sprawiających, że nasz świat jest tak zdumiewającym miejscem.
Przypisy:
[1] Richard Dawkins, Bóg urojony, CiS, Warszawa 2007.
[2] Malte Andersson, Female choice selects for extreme tail length in a widowbird w Nature nr 299 z 28 października 1982, str. 818 – 820.
Dobór płciowy
Pomijany słaby punkt teorii ewolucji
Występują trzy duże dowody przemawiające przeciwko teorii doboru płciowego: 1) niekonkluzywność samej tej teorii, 2) jej sprzeczność z danymi empirycznymi, 3) jej sprzeczność logiczna z teorią doboru naturalnego, której częścią jest. Tymczasem teoria doboru płciowego powstała właśnie po to, by ratować teorię doboru naturalnego przed niektórymi faktami zdającymi się nie dawać się pogodzić z tą ostatnią. Zatem tylko obalenie przez jakąś formę teorii doboru płciowego wszystkich trzech dowodów przeciwko niej mogło by uratować zarówno ją jak i teorię doboru naturalnego.
Zwolennicy teorii ewolucji głoszą, że bogactwo świata roślin i zwierząt mogło powstać jedynie (i że powstało) w wyniku procesu selekcji, w którego trakcie zachodziła odpowiedniość między tym, jak korzystny efekt wywoływała dana cecha (kodowana przez dany zespół genów), a tym, jakie szanse na przetrwanie cecha ta dawała samej sobie (i kodującym ją genom). Oczywiście cecha ta (i kodujące ją geny) nie występowała oddzielnie, była częścią organizmu, który posiadał wiele takich cech (również geny kodujące je wszystkie połączone są w genom); jednak statystycznie to od każdej jednej cechy zależało, jak duży odsetek organizmów ją posiadających przetrwa. Zatem jak dotąd wszystko brzmi logicznie.
Tyle tylko, że w przyrodzie istnieją nie tylko cechy przydatne, tj. cechy zwiększające szanse przetrwania, ale też cechy organizm upośledzające (z tego, przetrwalniczego, punktu widzenia), a sprawiające, że otaczający nas świat mieni się bogactwem różnorodności i piękna. Świat powstały w wyniku doboru naturalnego musiałby być do przesady ekonomiczny, praktyczny, uproszczony, płaski i nieciekawy. Tymczasem istnieje wiele cech, takich jak ogon pawia czy poroże jelenia, które przeczą takiemu obrazowi. Ogon pawia, którego wartości przystosowawczej zwolennicy doboru naturalnego nie potrafią znaleźć, mieni się bogactwem kolorów, którymi przecież wabi drapieżniki, sam natomiast jest długi i utrudnia swojemu posiadaczowi zarówno ucieczkę przed drapieżnikiami jak i pogoń za ofiarami czy też ruch w jakiejkolwiek innej sytuacji.
Kiedy ewolucjoniści nie wyrażają oficjalnego stanowiska, lecz dyskutują między sobą, sami wątpią w możliwość powstania takiego, jakie obserwujemy, bogactwa przyrody w wyniku działania jedynie doboru naturalnego, zgodnie z którym przecież tylko to, co najprzydatniejsze, może przetrwać i zostać przekazanym następnym pokoleniom. I chociaż niektórzy z nich (nawet wielu) przez lata starali się wykazywać, że każda cecha, nawet „pozornie” upośledzająca, sprzyja przetrwaniu, to już sam Darwin w to nie wierzył.
Poczynając od Charlesa Darwina, ewolucjoniści tłumaczą powstanie cech nieprzydatnych doborem płciowym. Według nich obok doboru naturalnego miałby występować też dobór płciowy, który różniłby się od tego pierwszego tym, że w jego ramach osobniki dorodne od kiepskich selekcjonowałoby nie tylko środowisko, w którym muszą one najpierw przetrwać, aby potem przedłużyć swój ród, ale też samice (oraz samce), którym osobniki te muszą się podobać, aby mieć z kim posiadać potomstwo. To też brzmi logicznie, przecież każdy (nasz) gen, który sprawia, że wybieramy sobie właściwych partnerów, ma większe szanse na przetrwanie, bo gdy znajdzie się w ciele naszego potomka, będzie tam koegzystował z 50% genów naszego dopiero co wybranego partnera, który posiada dobre geny. Gusta mogą więc ewoluować, a następnie stać się przyczyną dodatkowej, pozaśrodowiskowej selekcji dobrych cech wybieranych partnerów.
Tyle że ewolucjoniści teorią doboru płciowego chcą wyjaśnić powstanie nieprzydatnych cech! Przecież właśnie w celu wyjaśnienia powstania tych a nie innych cech teoria ta powstała. Tymczasem zupełnie nielogiczne jest by samice (czy samce) wybierały sobie niewłaściwych partnerów. Co miałyby na tym zyskać, czemu geny sprawiające, że właśnie taki gust by posiadły, miałyby być korzystniejsze od tych, które sprawiałyby, że wybierałyby one (lub oni) tylko właściwych partnerów…?
Początkowo ewolucjoniści brali gusta samic i ich preferencje za dane z góry. Gusta samic miałyby być takie a nie inne z powodów niewyjaśnionych, ale za to przy pomocy tych gustów miało dać się wyjaśnić powstanie cech nieprzydatnych. Przypomina to trochę zarzut stawiany (między innymi przez ewolucjonistę, również płciowego, Richarda Dawkinsa[1]) teistom przez ateistów, że dla wyjaśnienia wszechświata powołują do istnienia równie niewyjaśniony ale bardziej skomplikowany byt mentalny (Boga). Jak widać w nauce, w dodatku przyrodniczej, jaką jest biologia, działania polegające na powoływaniu do istnienia skomplikowanych bytów psychicznych (gustów samic) tylko po to, by wyjaśniać powstanie mniej skomplikowanych bytów fizycznych (ogon pawia, poroże jelenia), też ma miejsce.
Branie gustów samic za dane z góry spotkało się z krytyką, jednak nie na tyle głęboką, aby odrzucić całą teorię doboru płciowego – w końcu potrzebowano jej, by nie upadła cała teoria ewolucji. Teorię dobru płciowego przeformułowano więc jedynie. Uczyniono to w taki sposób, że jedynym wydarzeniem przez nią niewyjaśnionym stało się już nie istnienie gustów samic ale tych gustów powstanie. Jest to różnica z poprzednią wersją (choć pozornie wydaje się, że to to samo), ponieważ każda cecha, aby istnieć musi nie tylko ewolucyjnie powstać ale też ewolucyjnie się utrzymywać (dlatego cechy przydatne kiedyś i powstałe dawniej ale nieprzydatne później powinny zaniknąć); zatem również po jej powstaniu musi istnieć mechanizm, który sprawi, że przypadkowe mutacje nie rozmyją tej cechy. Tak więc ustalono, że samice nabywają jeden konkretny gust przypadkowo (nie mylić z przypadkowymi mutacjami, które dotyczą pojedynczych osobników i nie ma szans, aby ta sama mutacja pojawiła się na raz u wszystkich samic) a dopiero potem pewne sprzężenie zwrotne sprawia, że kiedy już większość z nich posiada ten gust, musi go przyjąć również ta mniejszość a większość nie ma jak go zatracić.
Mechanizm tego sprzężenia zwrotnego miałby wyglądać następująco. Jeżeli większość samic gustuje w cesze x, to córki tej większości będą gustowały w tej samej cesze x. Zatem każda przypadkowa mutacja samicy nie gustującej w cesze x, która sprawiłaby, że samica ta zaczęłaby gustować w tej cesze, miałaby być korzystna; a każda mutacja samicy już gustującej w cesze x, która sprawiłaby, że samica ta przestałaby gustować w tej cesze, miałaby być niekorzystna. Miałoby się tak dziać dlatego, że gustując w cesze x samica dobiera sobie partnera posiadającego tę cechę, a zatem jej synowie (spłodzeni przez tego partnera) też będą posiadać tę cechę. Tymczasem jak napisałem dwa zdania wyżej, córki większości samic gustować będą właśnie w tej cesze. Synom owej samicy miałoby więc być łatwiej przekazać swoje geny dalej, z powodu łatwości dostępu do samic.
Teorii tej można jednak postawić trzy zarzuty. Pierwszy dotyczy braku jej konkluzywności. Drugi, jej sprzeczności z danymi empirycznymi. Trzeci natomiast dotyczy jej sprzeczności z teorią dobru naturalnego, tak, że obie te teorie na raz nie mogą być prawdziwe.
Ad.1 Teoria doboru płciowego jest niekonkluzywna, ponieważ nie wiadomo dlaczego samicom miałoby się nie opłacać posiadać gustu innego niż większość. Przecież te potencjalne „buntowniczki” posiadają nie tylko synów, a owa większość samic posiada nie tylko córki. Co więcej, skoro samice wybierają sobie partnerów o danej cesze, bo same gustują w tej cesze, to ilość synów dziedziczących po ojcach tę cechę i ilość córek dziedziczących po matkach preferencję wobec tej cechy jest taka sama niezależnie, czy mówimy o samicach należących do mniejszości posiadającej nietypowy gust, czy o samicach należących do większości posiadającej gust typowy. Na przykład, jeżeli 70% samic woli cechę x a 30% samic woli cechę y, i dobiorą sobie one partnerów posiadających takie właśnie cechy (odpowiednio x i y), to w przyszłym pokoleniu pojawi się 70% samic gustujących w cesze x i 30% samic gustujących w cesze y, ale też 70% samców posiadających cechę x i 30% samców posiadających cechę y. Konkurencja będzie identyczna!
Ad.2 Teoria doboru płciowego przeczy danym empirycznym, które mówią o tym, że samice preferują niektóre cechy tym bardziej, im bardziej intensywne one są[2]. Na przykład pawice preferują nie ogony 70 centymetrowe, 50centymetrowe, czy 90centymetrowe lecz nieskończenie długie. Tymczasem zgodnie teorią doboru płciowego, gdy dana intensywność cechy stanie się atrakcyjna dla większości samic, nie ma sposobu, aby inna intensywność tej cechy stała się dla którejkolwiek z nich atrakcyjna. Zatem zgodnie z teorią doboru płciowego, kiedy dla większości samic atrakcyjnymi stały się ogony 30centymetrowe, wszystkie samice musiały polubić ogony o tej długości i nie mogły zacząć lubić ogonów dłuższych czy krótszych, 40- czy 20centymetrowych.
Ad.3 Teoria doboru płciowego przeczy teorii doboru naturalnego, gdyż gdyby była prawdziwą, żadna ewolucja nie mogłaby mieć miejsca. Początkowo każda nowa cecha, również ta korzystna (np. przeciwstawny kciuk, pierwsze skrzydła, pierwsze płuca itd.), jest niepreferowana przez większość (wszystkie) samic. Samice preferują cechy już istniejące i świadczące o tym, że samiec jest normalny, a nowych cech, które sprawiają, że odstaje on od normy (nawet jeśli dzięki nim odstaje pozytywnie), nawet jeszcze nie znają, nie mogą ich zatem lubić. Gdyby istniało sprzężenie zwrotne sprawiające, że samice nie mogą polubić żadnej cechy innej niż cechy lubiane przez większość, nowe cechy nie mogłyby zostać przez którąkolwiek kiedykolwiek polubione, nawet gdyby były korzystne. A pamiętajmy, że teoria doboru płciowego głosi, że jeżeli dana cecha pasuje do gustów większości samic, to musi ona przetrwać nawet wtedy, gdy jest ona niekorzystna w walce o byt (dobór naturalny). Zatem gdyby dobór płciowy był faktem, to mimo że cechy zastane są mniej korzystne od tej mniejszości nowych cech, które są innowacyjne i mają podnieść gatunek na wyższy szczebel ewolucji (od większość nowych cech cechy zastane są bardziej korzystne, więc mogą wyprzeć je bez udziału doboru płciowego jedynie w wyniku doboru naturalnego), to z tymi nowymi cechami, nawet mimo ich innowacyjności, wygrałyby konkurencję. Nowe nawet innowacyjne cechy nie miałyby szansy upowszechnić się za sprawą doboru naturalnego, gdyby jednocześnie z nim działał na nie (negatywnie) dobór płciowy. Zatem te nowe innowacyjne cechy, które przecież mają podnosić gatunek na wyższy poziom rozwoju, nie mogłyby się nigdy upowszechniać, gdyby dobór płciowy był faktem. Ewolucja nie mogłaby zachodzić! Stąd sprzeczność doboru płciowego z doborem naturalnym.
Teoria doboru naturalnego i teoria doboru płciowego są zatem sprzeczne. Obie na raz być prawdziwe nie mogą. Biorąc pod uwagę, że z teorią doboru płciowego wiążą się jeszcze dwa inne – przedstawione powyżej – problemy, to ona a nie teoria doboru naturalnego zostałaby chętniej odrzucona przez ewolucjonistów. Ale wtedy teoria ewolucji pozostanie nadal z niewyjaśnionym faktem istnienia różnorodności cech nie mających swojej wartości przystosowawczej a sprawiających, że nasz świat jest tak zdumiewającym miejscem.
Przypisy:
[1] Richard Dawkins, Bóg urojony, CiS, Warszawa 2007.
[2] Malte Andersson, Female choice selects for extreme tail length in a widowbird w Nature nr 299 z 28 października 1982, str. 818 – 820.