To forum używa ciasteczek.
To forum używa ciasteczek do przechowywania informacji o Twoim zalogowaniu jeśli jesteś zarejestrowanym użytkownikiem, albo o ostatniej wizycie jeśli nie jesteś. Ciasteczka są małymi plikami tekstowymi przechowywanymi na Twoim komputerze; ciasteczka ustawiane przez to forum mogą być wykorzystywane wyłącznie przez nie i nie stanowią zagrożenia bezpieczeństwa. Ciasteczka na tym forum śledzą również przeczytane przez Ciebie tematy i kiedy ostatnio je odwiedzałeś/odwiedzałaś. Proszę, potwierdź czy chcesz pozwolić na przechowywanie ciasteczek.

Niezależnie od Twojego wyboru, na Twoim komputerze zostanie ustawione ciasteczko aby nie wyświetlać Ci ponownie tego pytania. Będziesz mógł/mogła zmienić swój wybór w dowolnym momencie używając linka w stopce strony.

Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
ateizm i nadzieja
#21
hmm wiadomo że nikt istnienia duszy nie udowodnił naukowymi metodami i pewnie o ile takowa istnieje jeszcze poczekamy. Ale co byście zrobili/ pomyśleli/ zareagowali gdyby okazało się że jednak jakiś nośnik waszej świadomości, pozwalający jej jeszcze na funkcjonowanie i rejestrowanie otoczenia istniał poza mózgiem i w momencie jego obumarcia oddzielał się do ciała? UśmiechUcieszyłoby to was czy zmartwiło? anstrahuje tu od wierzeń religijnych, ale mówie o samej perspektywie dalszego istnienia.
"Hope can drown lost in thunderous sound
Fear can claim what little faith remains
But I carry strength from souls now gone
They won't let me give in...
(...)
Death will take those who fight alone
But united we can break a fate once set in stone
Just hold the line until the end
Cause we will give them hell..."


EH
Odpowiedz
#22
Mill napisał(a):mam pytanie do Was czy generalnie człowiek może żyć bez nadziei, wiadomo jest, że chrześcijanie mają nadzieję na zbawienie, na życie wieczne nie ulega wątpliwości, że jest to pogląd, który bez względu na to czy prawdziwy czy nie jest "deską ratunku" i celem do, którego warto zmierzać. moje pytanie brzmi czy ateizm niesie za sobą nadzieje, a jeśli tak to na co?


pozdrawiam
Podobno człowiek nie może żyć bez nadziei. Utrata nadziei i samoistna śmierć były przez niektórych psychiatrów określane mianem (Voodoo death)

"Śmierć Voodoo"

Tanatomania - opisana pierwotnie przez Cannona w 1942 r. jako tzw. „śmierć Voodoo”, występująca u Indian Ameryki Południowej i Murzynów Afryki Środko-wej. Tanatomania jest formą ostrej reakcji na stres, jaki stanowi złamanie tabu i lęk przed gniewem bogów oraz ostracyzmem plemiennym. Osoba, która pogwałciła tabu, opuszcza plemienną wioskę i bez konkretnej przyczyny umiera po upływie 1-2 dni; neurofizjologiczny mechanizm tej „psychologicznej śmierci” nie jest dobrze znany, ale niektórzy autorzy podkreślają współistnienie somatycznych czynników przyczynowych, jak głód i zimno (por. Yap, 1974).

Jeszcze inni podkreślają w niej aspekt kompletnej utraty nadziei (Kępiński).
Wydaje się, że wiara w cuda znika w jednej dziedzinie tylko po to, by zagnieździć się w innej. Karol Marks
Jedyne, co - jak sobie pochlebiam - zrozumiałem bardzo wcześnie, jeszcze przed dwudziestką, to to, że nie powinno się płodzić. Emil Cioran
Kapitalizm bez bankructwa jest jak chrześcijaństwo bez piekła. Frank Borman

EL Duży uśmiech
Odpowiedz
#23
Szczerze mówiąc, gdybym naprawdę wierzyła w życie po życiu, to w razie na przykład owdowienia pewnie nigdy nie wyszłabym za mąż. Przecież w tym układzie można to porównać do baaardzo długiego wyjazdu na delegację Uśmiech.

Gdyby nagle okazało się, że istnieję po śmierci, to chyba przestraszyła by mnie perspektywa zanudzenia się na śmierć. Życie jest dla mnie wielką wartością, ale jako sprawa tymczasowa. Zmienność, przemijalność nie stanowi dla mnie problemu - przynajmniej na razie, a wręcz przeciwnie, to perspektywa nagłego zniknięcia dodaje smaczku. Świadomość ogromu wolnego czasu rozleniwia mnie, a w ten sposób naprawdę spieszę się kochać ludzi.
Odpowiedz
#24
ale zadając to pytanie miałam na myśli konkret. jak się nazywa TO lub to co masz nadzieje...
Cytat:
chrześcijanie mają nadzieję na zbawienie, na życie wieczne nie ulega wątpliwości, że jest to pogląd, który bez względu na to czy prawdziwy czy nie jest "deską ratunku" i celem do, którego warto zmierzać.
A właśnie, że nie warto. Perspektywa wiecznej świadomości największym koszmarem jaki można sobie wyobrazić.


nie nazwałabym wiary w zbawienie "deską ratunku" choćby dlatego, że to właśnie dany człowiek będąc na ziemi sam w jakiś sposób przybliża się czy też oddala od zbawienia. i w zasadzie tylko od jego prawości i wierności zależy czy będzie zbawiony czy potępiony (kwestia sporna czy w ogóle ktoś zostanie potępiony...) a jeśli spojrzymy na to w kategorii opłacalności to raczej, że warto, bo jeśli jest Coś poza wygrywamy, jeśli nie ma nie tracimy nic... nie jest to żadne novum jak zapewne wiecie tylko zakład Pascala.
ja powiem tak jeśli moja świadomość ma trwać wiecznie w doskonałości gdzie nie ma już bólu ani łez to jestem zdecydowanie na TAK, jeśli miałabym żyć wiecznie na ziemi padole łez to rzeczywiście koszmar

na razie tyle
Odpowiedz
#25
Mill napisał(a):mam pytanie do Was czy generalnie człowiek może żyć bez nadziei, wiadomo jest, że chrześcijanie mają nadzieję na zbawienie, na życie wieczne nie ulega wątpliwości, że jest to pogląd, który bez względu na to czy prawdziwy czy nie jest "deską ratunku" i celem do, którego warto zmierzać. moje pytanie brzmi czy ateizm niesie za sobą nadzieje, a jeśli tak to na co?
Przewrotne pytanie. Odpowiedź jest w gruncie rzeczy dość prosta. Jeżeli masz nadzieje na coś to musisz uważać to za realne. Taktyka wg. której zamykasz uszy, gdy ktoś tłumaczy ci, że ta nadzieja to iluzja jest ryzykowna. W każdej chwili diabełek może ci podsunąć myśl, by posłuchać tych, którzy tej nadziei nie mają i w rozsądny sposób argumentują dlaczego myślą jak myślą
Odpowiedz
#26
Mill napisał(a):moje pytanie brzmi czy ateizm niesie za sobą nadzieje, a jeśli tak to na co?

Ateizm sam w sobie nie niesie żadnej nadziei, co jednak nie powstrzymuje niektórych ateistów przed odczuwaniem nadziei na coś. Człowiek bez nadziei to nie tylko ktoś kto załamuje ręce i lamentuje "nie ma już nadziei!". Nie. Człowieka bez nadziei rozpoznać można po tym że patrzy tylko jak się nażreć, gdzie nasrać, nabrudzić ile się da, bo później to już tylko nicość. Dla takiego człowieka koniec jego własnego życia oznacza także koniec świata - nie będzie już niczego, więc na co mieć nadzieję? To taki rodzaj obleśnego narcyza-nihilisty. Wielu ateistów, choć nie wszyscy, to właśnie tacy ludzie. Ja mam nadzieję na to że ludzie kiedyś się zmienią, przestaną być tak niszczycielscy na przykład, i mając nadzieję na to, sam mogę angażować się w ...nie wiem jak to nazwać...przemianę świadomości, perspektywy? Nie angażowałbym się w coś, co nie miałoby nadziei na jakiś rozwój. Musiałbym wtedy patrzeć tylko jak dobrze pożreć, gdzie nasrać i co zniszczyć (tzn. "uczynić mozliwym do użytkowania przez cywilizowane istoty").
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.
Odpowiedz
#27
Dlaczego zakładasz, że brak nadziei i hedonizm równa się same negatywy?

Egoizm owszem zakłada "nażreć, wysrać", ale wcale nie zakłada z definicji "zniszczyć".

Hedonizm rozumiem jako próba nieustannego czerpania przyjemności. Nihilizm rozumiem jako brak nadziei na to, że człowiek "jednak po coś żyje, dla wyższych celów".
I chociaż oba pojęcia są z reguły destrukcyjne, wyizolowane ze społeczeństwa, to jednak nie zakładają celowego działania na jego szkodę.

Może być nawet tak, że ów hedonistyczny egoista nie ma żadnej nadziei na nic, ale "ulepszanie" tego świata (np. w dziedzinie nauki, sportu, kultury) przynosi mu radość. Niekoniecznie chodzi o sławę, ale o przyjemność z tego, że coś ciekawego zrobił, czemuś podołał i w czymś się sprawdził, a na dodatek było to pożyteczne dla innych.

Weźmy człowieka, na którym "wyższe uczucia" (rodzina, miłość, braterstwo, przyjaźń, wrażliwość na piękno) nie robią większego wrażenia - topornego. Z drugiej strony szukającego ciągłych cielesnych i materialnych uciech (bez owych "wyższych uczuć"). A jednocześnie takiego, który rozumie, że chociaż "tam dalej nic nie ma", to jednak "tu i teraz" warto wciąż ulepszać - a choćby właśnie z pobudek egoistycznych.

Z takim człowiekiem nie pogadasz na tematy takie, jak "sens życia", bo uśnie znudzony. Ale jednocześnie tenże człowiek może być powieściopisarzem, którego dzieła przynoszą innym wiele radości. Może być lekarzem, który rzeczywiście skutecznie pomaga innym (dla własnego dobrego samopoczucia - je*ał pies pobudki, ważen jest efekt w tym przypadku). Może być inżynierem, który zaprojektował zabezpieczenie kierowcy. I tak dalej...

Nie takie to proste...
Null pointer exception
Odpowiedz
#28
Taki zupełnie suchy ateizm na gruncie racjonalizmu wrzucił mnie w kompletną pustkę. Wraz ze śmiercią kończy się wszystko, co było ważne i nieważne, tak samo umiera morderca jak i empatyczny entuzjasta dobroci, w danse macabre wszyscy są równi i nikogo się nie sądzi (hah, możnaby nawet powiedzieć, że wszyscy jesteśmy równymi zwycięzcami - naszym zwycięstwem jest śmierć, ostatnia, najwyższa rzecz którą można nas dotknąć).

Zważając na to, że ostatecznie istnieje jakaś granica bólu i 'kary' jaką jest umieranie, teoretycznie można żreć, srać i kopulować ile wlezie, bo większość krzywd, ktore można bliźnim wyrządzić jest zabroniona prawnie, a żaden hedonista nie chce stracić ani chwili życia na pokutowanie więzienne, które jest zbyt wysoką ceną za chwilę wyzwolenia chorych (lub całkiem niechorych) żądz.

W praktyce jednak wielu ludziom przynosi pewien spokój altruizm, walka dla różnych idei, bezinteresowne okruchy dobra. Jak widać, ta motywacja jest dość mocna. Ja jednak zdaję sobie sprawę, że poza poprawieniem komfortu życia (poważaniem i miłością w oczach bliźnich) nie wpłynie to zupełnie na to, jak skonczę, więc oddaję się poszukiwaniu przyjemności, trzymając równowagę i balansując na granicy norm powszechnie akceptowalnych.

Niestety sensu życia nie ma, ewentualnie można sobie wytyczać cele, które się kolejno zdobywa. Pogoń za nimi jest miła i zajmująca, odsuwa finalne rozterki na dalszy plan.
[SIZE="1"]There's a feeling I get when I look to the west
And my spirit is crying for leaving
In my thoughts I have seen rings of smoke through the trees
And the voices of those who stand looking
and it makes me wonder
really makes me wonder[/SIZE]
Odpowiedz
#29
Scully napisał(a):teoretycznie można żreć, srać i kopulować ile wlezie,
Cały ten post jest bardzo konkretną refleksją. Masz styl.

Nigdy nie wyrzekłem się swojego człowieczeństwa, czego i Tobie życzę.

Oczko


(śmierć? olewam ją..)
Odpowiedz
#30
No właśnie myślę podobnie jak Scully. Moje ideały poszły się kochać niedawny czas temu. Doszło do mnie, że moja walka nie ma sensu - nic nie zmieni. Wyznaczam sobie cele do których chcę dążyć. Przy okazji wcale nie muszę być skurwysynem. Zrobienie komuś przyjemności często daje mi po prostu jakąś wewnętrzną frajdę, satysfakcję acz celem jest osiągnięcie własnego szczęścia i do tego dążę, a po drodze nie mam wielkich skrupułów coby z debili się śmiać a na chujach odegrać. Doszło do mnie też, że ludzie głoszący pewne ideały bardzo często są hipokrytami, jedno mówią drugie działają. Staram się tego nie robić i być szczerym. Ostatnio dobrze mi to wychodzi, odbija się to rzecz jasna na popularności towarzyskiej, ale grzeje mnie to bo prawdziwi przyjaciele mnie nie opuszczą ot tak, a fałszywych rozkminię. Zaszło we mnie ostatnio sporo przemian, zrozumiałem wiele smutnych prawd, ale nareszcie cieszę się, że żyję w realiach i wiem co mogę robić żeby się samorealizować.

A co ma ateizm wspólnego z nadzieją? Hmmm... To zależy od podejścia człowieka. Ja staram się terminu nadzieja nie używać. Bardziej lubię planowanie oraz ocenianie szans na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa. Wielu ateistów jednak często tworzy sobie taką własną mini-religię, która polega na działaniu wg zasad i wartości przyjętych odgórnie, nie na zasadzie własnego wyboru. Sam jestem dość zimny. Acz każdy człowiek u mnie opinię o sobie wyrabia sam. Z początku zawsze bywam miły (robię to czego sam po ludziach oczekuję - to moja jedna z tzw. żelaznych zasad) acz opinia się kształtuje. Jeśli ktoś zasługuje dostaje ode mnie całą masę pozytywnych emocji i może liczyć na moje poświęcenia. Natomiast jeżeli ktoś prezentuje postawę przeciwną może liczyć z mojej strony w łagodnym wypadku na olew a w ostrym na wszystko co najgorsze (nie zostawiam swoich ani moich przyjaciół czy rodziny krzywd nierozliczonych - zasada nr 2).
Odpowiedz
#31
Scully napisał(a):Taki zupełnie suchy ateizm na gruncie racjonalizmu wrzucił mnie w kompletną pustkę.
Scully napisał(a):Jak widać, ta motywacja jest dość mocna. Ja jednak zdaję sobie sprawę, że poza poprawieniem komfortu życia (poważaniem i miłością w oczach bliźnich)
Próbujesz mnie obrazić, czy jak?
[SIZE="2"]0 wyruchanych kóz + 153 wyruchane kozy = 134 obsrane jelenie i kupa spamujących kamieni. No i Goebbels oczywiście.[/SIZE]
Odpowiedz
#32
Enkidu napisał(a):Próbujesz mnie obrazić, czy jak?

Wybacz I'm sorry! :-?
Odpowiedz
#33
kkap napisał(a):Wielu ateistów jednak często tworzy sobie taką własną mini-religię, która polega na działaniu wg zasad i wartości przyjętych odgórnie, nie na zasadzie własnego wyboru.

Jak "nie na zasadzie własnego wyboru"? Czy to już z własnego wyboru można zostać tylko ateistą? No bo z taką opinią się spotykam. Ja z własnego wyboru przestałem być ateistą.

Scully pisze że "niestety zycie sensu nie ma". Nie zgodzę się. Życie generalnie okazuje się być pozbawione sensu kiedy patrzysz na nie tylko z jednej strony. Ale z której? Która jest na tyle uprzywilejowana by miała mi odbierać sens życia? Z tej bardziej "rozumnej","racjonalnej"? Mam w tej kwestii podobny pogląd do tego który przedstawiłem w temacie "auri sacra fames". Jeżeli doprowadzimy coś do skrajności, to to zaczyna zamieniać się w swoje przeciwieństwo. "Kiedy rozum śpi, budzą się demony". Nieprawda. Pamiętacie temat "Rotheinowy test"? Zimna kalkulacja, zimny rozum, bezwzględny. Bez irracjonalnych zasad i wartości. Dziwne, ale właśnie te "irracjonalne" zasady i wartości czynią nas ludźmi. W przeciwnym wypadku bylibyśmy tylko inteligentnymi bestiami. Jeżeli doprowadzimy coś do skrajności, to to zaczyna zamieniać się w swoje przeciwieństwo. Kiedy rozum budzi się dostatecznie, rodzi nowe demony.

Żadna mysz czy gołąb nie może liczyć na litość kota [milusińskiego kotka domowego:]] który torturuje je do śmierci. Dumny i potężny lew, król dżungli, to zaledwie bydle które wykształciło w sobie zdolność do zakradania się do swoich ofiar [najczęściej tych najsłabszych lub chorych] na tyle by móc je dogonić i zabić. Krokodyl wyczekuje spokojnie przyczajony by rzucić się na zaskoczoną i bezbronną ofiarę. Orzeł wypatruje z wysokości niczego nieświadomej ofiary, dużo słabszej od niego samego, by niczym grom z jasnego nieba spaść na nią i chwycić w ostre szpony. To świat zwierząt. Świat fizycznych potrzeb i popędów. Świat w którym dominuje dążenie do przetrwania, jednak jest to dążenie które nie posiada celu. Uczciwość, męstwo, honor, wierność, życzliwość, empatia, miłosierdzie, itd., to wszystko jest nienaturalne, lub raczej nadnaturalne. O ile brak tych cech w móżdżku aligatora czy tygrysa nie jest niczym złym, o tyle wypchnięcie tych cnót z umysłu człowieka i pozostawienie mu tylko zwierzęcych potrzeb połączonych z wysokim poziomem inteligencji czyni zeń idealnego potwora. Bezcelowa egzystencja superinteligentnego potwora zdolnego do zimnej kalkulacji lecz niezdolnego do zastanowienia się "co będzie kiedyś tam". Bo i po co? Lepiej zaspokoić się póki można, nieważne jakim kosztem.

Może łatwiej będzie mnie zrozumieć jeżeli powiem że dotarłem do jądra nicości i odechciało mi się tam przebywać. W nicości wszystko jest na równi uprawomocnione - zarówno umiłowanie człowieka, jak i poćwiartowanie go, usmażenie i zjedzenie. Bo "dlaczego nie?" Starożytni wierzyli że z Niego i Niej (Ask i Embla, Adam i Ewa, "Dąb i Lipa splecione razem", nasienie i łono) wywodzi się ludzkość. Całkiem słusznie. W wszechprzytłaczającej nicości jednak, ucieleśnione szyderstwo, przyjmując postać cynicznego filozofa-schyłkowca, pyta "a dlaczego nie Ask i Ask, Lipa i Lipa? Co w tym złego?". Nicość nie jest nawet zła. To szare prochy i popioły. Dekadencja. Schyłek. Jestesmy "ostatnimi ludźmi" o których pisał Nietzsche a którzy mrugają ślepiami i mlaszcząc jęzorem powtarzają "myśmy szczęście wynaleźli". Sadyczny libertyn jako ostateczny efekt czystego rozumu. Bo nie chodzi tylko o zabobony. Dominacja rozumu [a ma rozum być narzędziem nie panem ani batem] wymazuje wszystko, łącznie z tym co wartościowe i dobre. W końcu przyczynia się do tego co najgorsze, jednocześnie pozostawiając to w ściśle racjonalnych, rozumnych ramach, przeciw którym nie sposób się przeciwstawić, ponieważ nie widać innej drogi. Dopóki jednak widać, to ja wybrałem inną.

Zaprezentuję trochę mojej nowoodkrytej religijnosciUśmiech

"Kiedyś gdym młody był, jechałem samotny
I zabłądziłem w drodze;
Poczułem się bogaty, gdym spotkał drugiego:
Człowiek jest człowiekowi szczęściem.
"
Havamal - 47

Jednak teraz pojawiły się inne trendy. Człowiek od człowieka chce uciec, uwolnić się. Swoje szczęście widzi gdzie indziej. Swój "najdddrożższszyyy skaaarrrb". W mitologii germańskiej wojna pomiędzy Bogami dwóch klanów - Asami i Wanami - nie miała charakteru religijnego. Przyczyną waśni było naruszenie nietykalności poselskiej i prawa gościnności przez Bogów Asgardu. Przyczyną tego zaś - rozbudzona żądza złota. Asowie na różne sposoby próbowali wyciągnąć od wysłanniczki Wanów, Bogini Gullweig, tajemnicę złota - torturowali ją, przebijali włóczniami, trzykrotnie palili na stosie, hańbiąc tym samym siebie i swoje prawa. W końcu nawet sam Odyn przeraził sie uświadamiając sobie jak bardzo zaślepiła go żądza bogactwa. "Najdddrożższszyyy skaaarrrb". Mitologiczna lekcja. Inna podobna historia pojawia się w micie o pierścieniu Andvariego (pierwowzór "jedynego pierścienia" z "Władcy Pierścieni"). I tam "najdddrożższszyyy skaaarrrb" staje się przyczyną tragedii. Być może tolkienowski Gollum [Andvari] jest obrazem cywilizowanego człowieka - człowieka zapatrzonego jedynie w swój "najdddrożższszyyy skaaarrrb" i ślepego na to wszystko co go otacza. Człowiek-Gollum z jednej strony, kiedy ślepo gna za swym skarbem lub pazernie chowa się z nim po jamach, i ten sam człowiek jako ork, kiedy zabiera się za "przekształcanie oblicza Ziemi". Każdy kto czytał Tolkiena wie w jaki sposób orki "przekształcały" otaczające je środowisko. Czy to nie Mordor, w wymiarze zarówno materialnym jak i duchowym, mógłby być światem przyszłości, światem popiołów nicości i odrażających kreatur unikających słońca - swietlistego Baldura, duchowego sensu życia?

Trochę chaotycznie się rozpisałem, jednak mam nadzieję ze ktoś to będzie umiał przeczytaćUśmiech
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.
Odpowiedz
#34
Ijjjej, Rothein, ależ to już skrajność. "Maaajjjj preeeszyyyz" wedle tego, co pokazałeś, to już niemal obiekt kultu. I myślę, że mimo wszystko trudno byłoby człowiekowi wejść na ten poziom rozumowania.

Inna sprawa, że obecnie każdy ślad egoizmu jest piętnowany - "ty nie wyznajesz wyższych wartości, ty samolubie patologiczny, jesteś upośledzony na tle empatii, żyjesz tylko dla siebie" i tak dalej.

Z jednej strony lansowany wyścig szczurów (mający zalety), z drugiej - pełne poświęcenie: dla narodu, dla rodziny, dla "wyższych idei".

I oba obozy walczą zajadle. Ale czy to już nie skrajności?

Czy nigdy nie zdarzyło Ci się przełożyć własnej korzyści ponad czyjąś, nawet, jeśli Ci na tej osobie zależało? (odpowiesz sam przed sobą, nie tutaj. Sam przed sobą).

oraz

Czy nigdy nie zdarzyło Ci się pomóc komuś, kto jest dla Ciebie nikim ważnym?

To, co dominuje w Twoim życiu - empatia i oddanie drugiej osobie, czy chłodna kalkulacja, owszem - tworzy Ciebie samego. Ale to nadal nie skrajność.

A słynny Test Rotheina to bardzo fajna rzecz - empatia vs. przetrwanie, gdy nie wiesz, jakie masz szanse (AFAIK dana osoba tego nie wiedziała).
Rozciąć żołądek, wyjąć klucz i spieprzać, czy najpierw zabić ofiarę, aby nie cierpiała bólu?
AFAIK było na to tylko 20 sekund.

No i przy okazji testu chyba nikt nie wspomniał o jeszcze jednej rzeczy.

O późniejszych wyrzutach sumienia.

O tym, co sprawia, że chociaż dopuściłeś się złej rzeczy, to jest Ci z tym źle. Jest to naturalna "kara", nieraz boleśniejsza i dotkliwsza, niż wszelkie "ziemskie" doczesne kary.

Oczywiście sumienie nie musi być inhibitorem złych czynów. Może ("boże, już nigdy więcej"), ale może spowodować, że życie tej osoby jest nie do pozazdroszczenia. Życie z "piętnem" to niefajne życie. Wiem coś o tym.

Ktoś powie - "no i co z tego, że ktoś ma wyrzuty sumienia, skoro NADAL czyni źle".
Tak, ale cierpi. Nie odnosi z tego tytułu korzyści na dłuższą metę. Nadal zasługuje na karę i potępienie, ale masz przynajmniej tę satysfakcję, że czuje się paskudnie i bez tego...
Null pointer exception
Odpowiedz
#35
Athei Overlord napisał(a):Czy nigdy nie zdarzyło Ci się przełożyć własnej korzyści ponad czyjąś, nawet, jeśli Ci na tej osobie zależało? (odpowiesz sam przed sobą, nie tutaj. Sam przed sobą).

Zawsze swoją korzyść stawiam na pierwszym miejscu i nie widzę w tym nic złego. Nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu - każdy jest samolubem. Jeśli nim nie jest, jest psychopatą albo samobójcą.

pzdr
Odpowiedz
#36
Tak... kazdy jest samolubem, chyba...... że z tego powodu "hipokrytą".......

Uśmiech
Null pointer exception
Odpowiedz
#37
Xenomorph napisał(a):Nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu - każdy jest samolubem. Jeśli nim nie jest, jest psychopatą albo samobójcą.

Twoja matka jest psychopatką czy samobójczynią? Oczko

Athei napisał(a):Inna sprawa, że obecnie każdy ślad egoizmu jest piętnowany - "ty nie wyznajesz wyższych wartości, ty samolubie patologiczny, jesteś upośledzony na tle empatii, żyjesz tylko dla siebie" i tak dalej.

Tak? Gdzie ten egoizm jest piętnowany? Na łamach modnych kolorowych gazetek? Albo "piętnowany" czysto deklaratywnie, ot żeby coś powiedzieć? Wiesz, na samym forum znalazłem tylko dwie osoby które naprawdę piętnowały egoizm - Gocka i Avidala. Coś ci nie wyszło.Oczko
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.
Odpowiedz
#38
Rothein napisał(a):Twoja matka jest psychopatką czy samobójczynią? Oczko.Oczko

Nie jest, ale nie znaczy to że nie dba o swoje dobro. Gdyby miała to gdzieś może nawet bym się nie urodził.

pzdr
Odpowiedz
#39
Rothein, jeśli jako wyznacznik brać forum.
Ja jako wyznacznik biorę to, z czym się spotykam w pracy.
Duża grupa ludzi.

PS: "cos ci nie wyszlo" - ale ja Cie nie atakuje. Po prostu napisalem to, co zauwazam na co dzien.
Null pointer exception
Odpowiedz
#40
Xenomorph napisał(a):Nie jest, ale nie znaczy to że nie dba o swoje dobro.

No właśnie. Jest czas i okoliczność by dbać o siebie, a jest i czas i okoliczność by zwrócić się ku innym. Nazywanie kogoś samobójcą czy psychopatą nie jest konieczne. Poza tym streszczenie wszystkich ludzkich odruchów do egoizmu sprawia że takie rzeczy jak miłość, przyjaźn czy miłosierdzie tracą całkowicie znaczenie.Uśmiech
Stalk the weak, crush their skulls, eat their hearts, and use their entrails to predict the future.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości