Większość z nas śmieszy z lekka, kiedy ludzie Kościoła wykorzystują w pracy duszpasterskiej nowoczesne (a w zsasadzie po prostu współczesne) narzędzia, chociażby takie jak Internet (w dziale "Humor" śmiejemy się np. z internetowej spowiedzi).
Sądzę, że Kościół jest w dużym stopniu sam sobie winien. Poprzez kurczowe trzymanie się tradycji, traktowanie jej jako wartość samą w sobie i programowy sprzeciw wobec wszelkiego postępu. Kościelne stroje, obrzędy, zwyczaje wydają mi się być przeniesione żywcem sprzed kilkuset lat. Kościół zdaje się nie spostrzegać, że świat się zmienia, i również wśród duchownych słyszy się podobne głosy.
Nie zawsze tak było. We wczesnym średniowieczu Kościół niósł kaganek oświaty (tak!), tworzył akademie, był "na czasie". Rozbrat z nauką zaczął się dopiero wtedy, gdy zagroziła ona doktrynie.
Przykład może trywialny, ale obrazowy: dzisiejsze stroje zakonników i duchownych nie zmieniły się od naprawdę długiego czasu. Jednakowoż podczas gdy 300 lat temu owe stroje nie różniły się znacznie od ogółu strojów męskich, dziś są jedynie nieuzasadnionym anachronizmem.
Inne przykłady można sobie wymóżdżyć.
A co Wy sądzicie o problemach Kościoła w zderzeniu z nowoczesnością? Może jednak jakoś sobie radzi?
Sądzę, że Kościół jest w dużym stopniu sam sobie winien. Poprzez kurczowe trzymanie się tradycji, traktowanie jej jako wartość samą w sobie i programowy sprzeciw wobec wszelkiego postępu. Kościelne stroje, obrzędy, zwyczaje wydają mi się być przeniesione żywcem sprzed kilkuset lat. Kościół zdaje się nie spostrzegać, że świat się zmienia, i również wśród duchownych słyszy się podobne głosy.
Nie zawsze tak było. We wczesnym średniowieczu Kościół niósł kaganek oświaty (tak!), tworzył akademie, był "na czasie". Rozbrat z nauką zaczął się dopiero wtedy, gdy zagroziła ona doktrynie.
Przykład może trywialny, ale obrazowy: dzisiejsze stroje zakonników i duchownych nie zmieniły się od naprawdę długiego czasu. Jednakowoż podczas gdy 300 lat temu owe stroje nie różniły się znacznie od ogółu strojów męskich, dziś są jedynie nieuzasadnionym anachronizmem.
Inne przykłady można sobie wymóżdżyć.
A co Wy sądzicie o problemach Kościoła w zderzeniu z nowoczesnością? Może jednak jakoś sobie radzi?