http://forsal.pl/artykuly/1090235,polska...kanie.html
Czyli w skrócie - chuj, dupa i kamieni kupa.
---
I jeszcze jeden ciekawy artykuł, tym razem o Szwecji:
https://www.facebook.com/IndependentTrad...sQ&fref=nf
I jeszcze jeden - o Japonii:
https://independenttrader.pl/ktory-bank-...rwszy.html
Ciekawie się zapowiadają najbliższe lata... Chyba wezmę i wybuduję se jakiś porządny spichlerz i zgromadzę zapasy na wypadek gdyby gospodarka całego świata miała w końcu jebnąć. Przynajmniej będzie co żreć
Naprawdę tak sądzisz? A jak ktoś będzie wychwalał Breivika?
Tak szczerze - jestem za możliwością publicznego wychwalania kounizmów, nazizmów, Hitlerów, Stalinów, Castrów czy innych Breivików. Przynajmniej służby bezpieczeństwa będą wiedziały kogo powinny mieć na oku.
Cytat:Przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynoszące obecnie niemal 4600 zł brutto, w praktyce ma niewiele wspólnego z realiami rynku pracy. Dlatego trzeba wspomnieć, że Główny Urząd Statystyczny niedawno opublikował dane lepiej odzwierciedlające sytuację zatrudnionych.
Według tych informacji z października 2016 roku, przynajmniej połowa polskich pracowników etatowych wówczas zarabiała mniej niż 2500 zł netto („na rękę”). Taka medianowa płaca wzrosła w porównaniu z październikiem 2014 roku. Problem polega na tym, że przez dwa lata rosły również ceny polskich mieszkań.
[...] Eksperci portalu RynekPierwotny.pl przyjrzeli się opublikowanym przez GUS wynikom badania struktury wynagrodzeń w październiku 2016 roku. Co warto zauważyć nie obejmują one podmiotów zatrudniających poniżej 10 osób. Dlatego przeciętny poziom płac „etatowców”, który obliczono dzięki wspomnianemu badaniu, na pewno jest nieco zawyżony.
Obserwując rynek pracy w ostatnich dwóch latach, można było mieć nadzieję, że wzrost wynagrodzeń poprawi niską dostępność mieszkań. Dane GUS-u wskazują jednak, że w statystycznym ujęciu nie jest widoczna żadna poprawa.
Medianowe wynagrodzenie netto wprawdzie wzrosło o 6,5% pomiędzy październikiem 2014 r. i październikiem 2016 r., ale tej zmianie towarzyszył również wzrost cen metrażu. Według Głównego Urzędu Statystycznego, w 2014 r. przeciętny koszt zakupu 1 mkw. lokalu mieszkalnego wynosił 4117 zł. Analogiczny wynik dla 2016 r. to już 4635 zł. Taki wzrost cen metrażu mógł zupełnie skompensować skutki pozytywnych zmian na rynku pracy.
Czyli w skrócie - chuj, dupa i kamieni kupa.
---
I jeszcze jeden ciekawy artykuł, tym razem o Szwecji:
Cytat:Szwedzi będą zawierać pożyczki na maksymalnie…104 lata
Kraje skandynawskie w opinii wielu ludzi uchodzą za raj na ziemi. Niesłusznie. Obywatele płacą tam bardzo wysokie podatki, otrzymując rozbudowaną pomoc socjalną. Wygląda jednak na to, że socjał nie uwzględnia wszystkich potrzeb przeciętnego Szweda czy Norwega, a już na pewno nie tych związanych z zakupem nieruchomości.
W Skandynawii mamy jedne z droższych nieruchomości w Europe. Dzieje się tak między innymi dlatego, że można tam rozłożyć kredyt hipoteczny na wiele lat oraz UWAGA – nie trzeba spłacać pożyczonej kwoty, dopóki terminowo spłaca się odsetki.
W konsekwencji zadłużenie Szwedów z tytułu nabycia nieruchomości ciągnie się w nieskończoność. Podstawowy kredyt hipoteczny obejmuje 75% wartości nieruchomości, a okres spłaty jest rozłożony średnio na 140 lat. Niespłacona kwota przechodzi na potomków lub inne osoby dziedziczące nieruchomość. Oczywiście zdarzają się kredyty stanowiące 85% czy nawet 90% wartości lokalu.
Tak niecodzienne rozwiązania w zakresie kredytów hipotecznych doprowadziły do powstania prawdziwej bańki na rynku nieruchomości, przekraczającej te, które pękały z hukiem w UK, USA czy Hiszpanii. Zadłużenie na hipotece przeciętnego gospodarstwa domowego w Szwecji jest coraz większe. Sytuacja z roku na rok się pogarsza i niebawem może dojść do tego, że dług zaciągnięty na zakup nieruchomości będzie wynosił 180% realnego rocznego dochodu przeciętnej szwedzkiej rodziny (zarobki po odciągnięciu podatków) [patrz wykres]. Dzięki specyficznemu kredytowaniu ceny nieruchomości są tak wysokie, że pomimo całkiem przyzwoitych wynagrodzeń nie każdy może sobie pozwolić na zakup lokalu za gotówkę. Większość Szwedów jest skazana na zadłużanie się w bankach. Pytanie jak długo społeczeństwo będzie wypłacalne. W 1992 szwedzkie banki jeden po drugim bankrutowały, ponieważ prowadziły zbyt luźną politykę kredytową. Wygląda na to, że ponownie popełniają ten sam błąd.
W obawie przed wytworzeniem się mega bańki spekulacyjnej Szwecja wprowadza regulacje, mające skrócić okres kredytowania do … 104 lat. Banki są oczywiście temu przeciwne.
https://www.facebook.com/IndependentTrad...sQ&fref=nf
I jeszcze jeden - o Japonii:
Cytat:Który bank centralny będzie tym który upadnie pierwszy?
Moim zdaniem będzie to Bank Japonii. Powszechnie sądzi się, że era dodruku rozpoczęła się w 2008 roku. Jest to nieprawdą. Poligonem doświadczalnym wiele lat wcześniej była Japonia, która od czasu II wojny światowej nadal znajduje się pod nieformalną okupacją.
To właśnie w Japonii bank centralny już w 1999 roku obniżył stopy do zera, a rok później zastosował jako pierwszy Quantitative Easing czyli dodruk waluty za który skupowano dług rządowy. Rzekomo miało to pomóc rozruszać gospodarkę. Nie podziałało. Mimo to destruktywną politykę stosowano przez kolejne lata. Dodruk na ograniczoną skalę prowadzono do 2012 roku kiedy to Premier Shinzo Abe rozpoczął szaleńcze działania zmierzające do zniszczenia wartości jena.
Efekt jest taki, że dług Japonii to 250% w relacji do PKB, a bilans Banku Japonii wynosi ekwiwalent 4,7 bln USD czyli ponad 100% PKB. W ujęciu dolarowym jest to trochę więcej niż nadrukował FED i jakieś 4 x więcej jeżeli odniesiemy to do wielkości gospodarki.
[...]Gigantyczny dług - 250% PKB, bilans banku centralnego przekraczający 100% PKB (4 x więcej niż FED, 3 x więcej niż EBC). Bank centralny dodrukowujący ekwiwalent 60 mld USD przy okazji ochoczo zapowiadający kontynuację destruktywnej polityki. To wszystko w Japonii - trzeciej największej gospodarce świata.
Nic dziwnego, że inwestorzy mający kapitał ulokowany w JPY coraz bardziej obawiają się krachu walutowego. Ile bowiem bank centralny może drukować walutę, skupując za nią praktycznie cały dług oraz ETF’y. Wszystko w imię osiągnięcia 2% inflacji, która gdy tylko się pojawi przekroczy 5% następnie 10% po czym bank centralny straci nad nią kontrolę. Pytanie tylko kiedy usłyszymy z ust przedstawicieli japońskiego rządu czy banku centralnego sławne „nobody saw it coming”.
Dla mnie sygnał jest czytelny. Japonia wraz z jej bankiem centralnym traci zaufanie inwestorów, którzy systematycznie ewakuują się z rynku. Jak rząd czy BOJ może reagować?
Scenariusze są dwa:
a) Gospodarka Japonii rozwija się od 1,5 roku. Mimo to BOJ drukuje co miesiąc ekwiwalent 60 mld USD aby utrzymać w ryzach dług oraz wysokie ceny akcji na świecie. Jeżeli Japończycy, w co osobiście nie wierzę ograniczą dodruk sprawią, że JPY ponownie się umocni. Jednostronne działania jednak doprowadzą najprawdopodobniej do załamania się globalnych rynków akcji, a przy okazji silnie wzrośnie koszt obsługi japońskiego długu (brak kupca w postaci BC = niższe ceny = wyższa rentowność).
Wraz ze wzrostem niepewności na rynkach finansowych inwestorzy zaczną spłacać kredyty zaciągnięte w JPY co dodatkowo podniesie jego wartość i ustabilizuje tymczasowo sytuację w Japonii (ale nie na świecie). Odcięcie od systemu 60 mld USD świeżego kapitału doprowadzi do bessy, której przebieg ciężko jest kontrolować.
Jeżeli zatem nie zamierzamy przewrócić całego systemu to lukę po dodruku BOJ musiałby wypełnić inny bank centralny, najprawdopodobniej FED, który raczej wątpię aby ochoczo skupował dług innego kraju skoro na własnym podwórku ma wiele problemów.
Mówiąc wprost scenariusz, w którym BOJ redukuje dodruk aby ratować wartość japońskiej waluty uważam za bardzo mało prawdopodobny.
b) Prezes banku Japonii Kuroda stwierdził ostatnio, że będzie kontynuował dodruk gdyż zależy mu na wywołaniu min 2% inflacji i to jak najszybciej. Co gorsza za utrzymaniem takiej polityki głosowało 8 z 9 członków BC. Oznacza to, że BOJ nadal będzie drukował jak szalony, skupując dług rządowy oraz akcje i nieruchomości poprzez ETF’y. Ostatecznie BOJ ma już prawie 70% wszyskich ETF’ów na rynku w Japonii.
[...]
Efekt dodruku będzie zapewne taki, że ceny akcji czy REIT’ów nadal bedą rosły zasilane świeżym kapitał podczas gdy wartość waluty będzie systematycznie spadać. Kluczowe jest pytanie, kiedy utrata zaufania przekroczy punkt krytyczny? Kiedy inwestorzy zaczną ewakuować się poza strefę jena? Czy jest to okres kilku miesięcy czy być może roku?
Moim zdaniem, władze BOJ mają mniej niż rok na zmianę destruktywnej polityki. Jednocześnie nie wydaje mi się aby dokonano jakichkolwiek zmian. Problem z nadmiernym zadłużeniem dotyczy dziś całego świata. USA, strefy Euro, Chin czy Japonii. Kapitał uciekający z Japonii (ogromny rynek) może przemieścić się w inne miejsce. Stany Zjednoczone czy UE z otwartymi rękoma przywitają napływający kapitał. Ostatecznie więcej chętnych na zakup obligacji tym niższe koszty rollowania długu mniej potencjalnych punktów zapalnych na własnym podwórku.
Czemu by nie poświęcić Japonii w imię ratowania strefy anglosaskiej (USA, Europa, Kanada, Australia. Moim zdaniem taki właśnie scenariusz jest dużo bardziej prawdopodobny. Nie chce mi się tylko wierzyć aby kryzys związany z utratą zaufania do japońskiej waluty udało się odseparować tak aby nie rozprzestrzenił się on na Europę czy do USA.
Zadłużenie, które w skali globalnej przekroczyło 300% PKB (rządowe, korporacyjne, osobiste) jest gigantycznym problemem. Ten dług nigdy nie będzie uczciwie spłacony. Zostanie albo odpisany po okresie masowych bankructw (mało prawdopodobne) albo też zdewaluowany w wyniku inflacji a następnie zamieniony na niższy wartościowo dług w nowej walucie.
Wielokrotnie na łamach bloga zastanawiałem się jakie wydarzenie zainicjuje kryzys na rynku obligacji. Upadek Deutsche Banku, innego banku w Europie, odejście handlu ropą z wykorzystaniem USD przez dużych graczy z Zatoki Perskiej czy może jakiś lokalny konflikt? Widząc jednak co dziej się w Japonii mam nieodparte wrażenie, że globaliści czy osoby mające największy wpływ na banki centralne zdecydowali o zniszczeniu waluty Japonii dzięki czemu pozostali najwięksi gracze będą mogli cieszyć się kilkoma dodatkowymi latami względnego spokoju. Jedyne co nam pozostaje to obserwowanie sytuacji oraz dostosowywanie się do zmieniającego się otoczenia.
Sceptycy pewnie teraz powiedzą, drukują tyle lat to i teraz dadzą sobie radę, a Trader znowu straszy. Może i tak będzie. Ostatecznie jednak prawa rynkowe zawsze wygrywają. Przykład tego mieliśmy ostatnio na uranie. Po 6 latach spadków cen tego surowca największy producent - Cammeco Corp. zawiesił produkcję w największej kopalni. Ceny uranu były już tak niskie, że nie opłacało się kontynuować wydobycia. Efekt? Inwestorzy nagle zdali sobie sprawę, że ceny spadły tak bardzo, że potencjał do dalszych spadków jest już bardzo ograniczony w efekcie ceny spółek (ETF URA) zajmujących się wydobyciem uranu wzrosły kilkanaście procent w ciągu dwóch tygodni. Na rynku mimo ogromu manipulacji czasami jednak widać rozsądek oraz prawa podaży i popytu. Czy i tak będzie w przypadku jena? Myślę że tak. Kluczowe pytanie brzmi kiedy? Dla mnie nie ma to dużego znaczenia gdyż największym przegranym zmian będzie rynek obligacji, od którego trzymam się z dala.
https://independenttrader.pl/ktory-bank-...rwszy.html
Ciekawie się zapowiadają najbliższe lata... Chyba wezmę i wybuduję se jakiś porządny spichlerz i zgromadzę zapasy na wypadek gdyby gospodarka całego świata miała w końcu jebnąć. Przynajmniej będzie co żreć
ZaKotem napisał(a): Jakich tam totalitarnych, Kuba to zwyczajna obleśna monarchia. No, a wychwalać sobie każdy może kogo zechce, jeden Pinocheta, a inny Castro albo Guevarę, do wyboru, do koloru.
Naprawdę tak sądzisz? A jak ktoś będzie wychwalał Breivika?
Tak szczerze - jestem za możliwością publicznego wychwalania kounizmów, nazizmów, Hitlerów, Stalinów, Castrów czy innych Breivików. Przynajmniej służby bezpieczeństwa będą wiedziały kogo powinny mieć na oku.
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.
Nietzsche
Nietzsche
---
Polska trwa i trwa mać
Polska trwa i trwa mać