Wbrew pozorom Bóg i teodeycea mało mnie interesują, bo przeciętny katolik w ogóle nie wie, co to jest.
Interesują mnie, jak już wspomniałem, psychologiczne aspekty. Tzn. jak daleko można posunąć się we frajerstwie, że to Bóg, a nie natura i przypadek, zawiadują tym wszystkim, czego doświadczamy na Ziemi. Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby ludzie zauważyli, że Bóg nie istnieje.
Przypuszczam, że nawet gdy po globalnym kataklizmie zostanie parę przedstawicieli homo sapiens, będą oni wielbić "pana sprawiedliwego i miłosiernego". Mamy chyba jako gatunek jakiś zakrzywiony gen iluzji.
Interesują mnie, jak już wspomniałem, psychologiczne aspekty. Tzn. jak daleko można posunąć się we frajerstwie, że to Bóg, a nie natura i przypadek, zawiadują tym wszystkim, czego doświadczamy na Ziemi. Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby ludzie zauważyli, że Bóg nie istnieje.
Przypuszczam, że nawet gdy po globalnym kataklizmie zostanie parę przedstawicieli homo sapiens, będą oni wielbić "pana sprawiedliwego i miłosiernego". Mamy chyba jako gatunek jakiś zakrzywiony gen iluzji.