ad Piotr 35
Sięgnąłem sobie do Wikipedii o której mam nie najlepsze zdanie ponieważ jest dość wyspowa. Tu spotkało mnie poniekąd miłe rozczarowanie, tekst jest mało emocjonalny i nawiedzony, omawia kwestie w miarę obiektywnie:
W 1933 roku przyczynił się do podpisania konkordatu z III Rzeszą. Negocjował go z Hitlerem. Traktat ten pozwalał uzyskać status prawny dla działalności niemieckich katolików w III Rzeszy. Zapewnił on ochronę prawną dla katolickich szkół i duchownych, jednak w rzeczywistości katolickie instytucje były wciąż represjonowane, jak świadczą o tym interwencje u władz hitlerowskich przewodniczącego episkopatu niemieckiego, kardynała Adolfa Bertrama. W warunkach wzrastającego terroru organizacje i gazety katolickie nie mogły prowadzić dalej normalnej działalności społecznej i politycznej[3]. Wahania wobec podpisania konkordatu oraz jego nikłe owoce opisał w wydanej parę lat później w 1937 encyklice "Mit brennender Sorge" Pius XI: "Gdy, Czcigodni Bracia, w lecie 1933 r., uwzględniając inicjatywę rządu Rzeszy, poleciliśmy wznowić pertraktacje konkordatowe (...) Pomimo wielu poważnych wątpliwości powzięliśmy jednak wtedy decyzję, by swej zgody nie odmówić"[4]. Część episkopatu Niemiec przyjęła konkordat z dużą aprobatą jako narzędzie ochrony prawnej instytucji katolickich przed szykanami ze strony nowych władz. Niektórzy biskupi, jak kard. von Faulhaber z Monachium czy Adolf Bertram z Wrocławia napisali listy dziękczynne do Hitlera, które dziś budzą duże wątpliwości. Listy te należy uznać w dużym stopniu za pragmatyczne obłaskawianie bestii, w kontekście tego, jak ogólnie zwracano się do führera, który nie dopuszczał żadnych głosów sprzeciwu, uwielbiał zaś pochwały[5]. Można to uznać też po części za przejaw wrodzonego niemieckiego patriotyzmu, któremu ulegali nawet ludzie będący w opozycji do narodowego socjalizmu[6]. Sam Führer starał się wykorzystać Konkordat, stwierdził w przemówieniu do Reichstagu, że "należy to uznać za wielkie osiągnięcie", bowiem konkordat "stworzył podstawy zaufania, szczególnie istotne w nasilającej się walce z międzynarodowym żydostwem"[7].
20 listopada 1938 - trzy tygodnie po Nocy kryształowej - Pacelli wystąpił do ponad 60 przedstawicieli Kościoła na całym świecie z prośbą o pomoc w uzyskaniu ponad 200 tys. wiz dla "niearyjskich katolików" i "żydowskich konwertytów na chrześcijaństwo", którym groziły represje a których większość była praktykującymi żydami. Kościół niemiecki miał prawo zapewnienia szczególnej ochrony dla "konwertytów" na mocy konkordatu z 1933 roku[8].
Oskarżając wszystkich polityków o dopuszczenie Hitlera do władzy pomijasz kontekst tamtego okresu, sytuacje w jakiej działali, tło i zagrożenia. Pozostaje tylko proste oskarżenie. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to, z takim wybiórczym traktowaniem historii spotykamy się na co dzień. Przypomina to programy tv tzw kilery wymierzone w określonego polityka, osobę w celu jego unicestwienia. Opierając się na jednym źródle nie spojrzysz obiektywnie (nie szukasz tego), znajdziesz tylko potwierdzenie własnych poglądów.
Jest takie powiedzenie - jak chcesz psa uderzyć, kij zawsze znajdziesz i ta stara prawda jest siłą sprawczą całego tematu.
Sięgnąłem sobie do Wikipedii o której mam nie najlepsze zdanie ponieważ jest dość wyspowa. Tu spotkało mnie poniekąd miłe rozczarowanie, tekst jest mało emocjonalny i nawiedzony, omawia kwestie w miarę obiektywnie:
W 1933 roku przyczynił się do podpisania konkordatu z III Rzeszą. Negocjował go z Hitlerem. Traktat ten pozwalał uzyskać status prawny dla działalności niemieckich katolików w III Rzeszy. Zapewnił on ochronę prawną dla katolickich szkół i duchownych, jednak w rzeczywistości katolickie instytucje były wciąż represjonowane, jak świadczą o tym interwencje u władz hitlerowskich przewodniczącego episkopatu niemieckiego, kardynała Adolfa Bertrama. W warunkach wzrastającego terroru organizacje i gazety katolickie nie mogły prowadzić dalej normalnej działalności społecznej i politycznej[3]. Wahania wobec podpisania konkordatu oraz jego nikłe owoce opisał w wydanej parę lat później w 1937 encyklice "Mit brennender Sorge" Pius XI: "Gdy, Czcigodni Bracia, w lecie 1933 r., uwzględniając inicjatywę rządu Rzeszy, poleciliśmy wznowić pertraktacje konkordatowe (...) Pomimo wielu poważnych wątpliwości powzięliśmy jednak wtedy decyzję, by swej zgody nie odmówić"[4]. Część episkopatu Niemiec przyjęła konkordat z dużą aprobatą jako narzędzie ochrony prawnej instytucji katolickich przed szykanami ze strony nowych władz. Niektórzy biskupi, jak kard. von Faulhaber z Monachium czy Adolf Bertram z Wrocławia napisali listy dziękczynne do Hitlera, które dziś budzą duże wątpliwości. Listy te należy uznać w dużym stopniu za pragmatyczne obłaskawianie bestii, w kontekście tego, jak ogólnie zwracano się do führera, który nie dopuszczał żadnych głosów sprzeciwu, uwielbiał zaś pochwały[5]. Można to uznać też po części za przejaw wrodzonego niemieckiego patriotyzmu, któremu ulegali nawet ludzie będący w opozycji do narodowego socjalizmu[6]. Sam Führer starał się wykorzystać Konkordat, stwierdził w przemówieniu do Reichstagu, że "należy to uznać za wielkie osiągnięcie", bowiem konkordat "stworzył podstawy zaufania, szczególnie istotne w nasilającej się walce z międzynarodowym żydostwem"[7].
20 listopada 1938 - trzy tygodnie po Nocy kryształowej - Pacelli wystąpił do ponad 60 przedstawicieli Kościoła na całym świecie z prośbą o pomoc w uzyskaniu ponad 200 tys. wiz dla "niearyjskich katolików" i "żydowskich konwertytów na chrześcijaństwo", którym groziły represje a których większość była praktykującymi żydami. Kościół niemiecki miał prawo zapewnienia szczególnej ochrony dla "konwertytów" na mocy konkordatu z 1933 roku[8].
Oskarżając wszystkich polityków o dopuszczenie Hitlera do władzy pomijasz kontekst tamtego okresu, sytuacje w jakiej działali, tło i zagrożenia. Pozostaje tylko proste oskarżenie. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie to, z takim wybiórczym traktowaniem historii spotykamy się na co dzień. Przypomina to programy tv tzw kilery wymierzone w określonego polityka, osobę w celu jego unicestwienia. Opierając się na jednym źródle nie spojrzysz obiektywnie (nie szukasz tego), znajdziesz tylko potwierdzenie własnych poglądów.
Jest takie powiedzenie - jak chcesz psa uderzyć, kij zawsze znajdziesz i ta stara prawda jest siłą sprawczą całego tematu.