Sofeicz napisał(a): Ale w tym wszystkim jest paradoks.
Z jednej strony chcemy mieć zwierzaka-przyjaciela, i kiedy takiego znajdziemy, to przywiązujemy się, co jednocześnie prowadzi nieuchronnego bólu po jego odejściu. Błędne koło.
Chyba zastosuję podejście buddystyczne - zero przywiązania, zero bólu.
To nie jest paradoks - to jest życie. W każde szczęście i dobro wpisane są potencjalne nieszczęście i ból związane z ich ewentualną utratą. I teraz masz do wyboru:
1) Żyć pełnią życia, doświadczać radości, przyjemności ale i bólu, cierpienia i smutku
2) Odciąć się od źródeł cierpienia czyli od wszystkiego co najpierw przysparza radości i satysfakcji
Nawet stoicy nie próbowali odcinać się od korzystania z różnych dóbr, od czerpania satysfakcji z przyjaźni etc. Próbowali jedynie na przeróżne sposoby, tworząc różne konstrukcje filozoficzne i specyficzny, w pewnym sensie surowy styl życia, poradzić sobie z konsekwencjami utraty owych dóbr. Te całe rozmyślania Marka Aureliusza to próba pogodzenia się z tym co nieuchronne, z tym na co nie mamy wpływu.
A wybranie punktu nr 2 to pójście drogą ascezy, jakiegoś pustelniczego stylu życia wyzutego ze wszystkiego co nadaje temu życiu kolorytu, smaku i sensu.
To jak jedzenie pieroga bez farszu. Buddyjskie postępowanie polegające na ucieczce przed bólem jest niezgodne z prawowitą ścieżką wytyczoną przez schabizm-kaszankizm. Jestem tylko zwykłym adeptem, piewcą Słowa Sznyclowego, ale jeśli mógłbym coś zalecić, to zachęciłbym do:
- olania buddyzmu
- adopcji pieseła ze schroniska i sprawienia, żeby miał fajne życie zamiast chujowego
---
Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie. Większości ludzi taki śmiech sprawia ból.
Nietzsche
Nietzsche