Hmm. Mam coś w temacie "pożegnania" przyjaciela do opowiedzenia. Pożegnałem wielu. Pierwszy to labrador (13 lat) - umarł w 3 godziny -zator w jelitach - weterynarz nie pomógł. Szybka śmierć. Ekstremalne emocje, pies zakopany, po paru dniach spokój. Drugi wilczur. 11 lat życia i nagła śmierć w nocy. Zaskoczenie, wielki ból, poczucie straty uładzone innymi problemami rzeczywitości i spokój po kilku tygodniach.Trzeci to kot, samiec, niewykastrowany, o wspaniałym charakterze - w zimie wpadł pod auto i znalazłem jego ścierwo dopiero po wiosennych roztopach - pochowałem jak trzeba - to był wspaniały samiec-kot - żył 1,5 roku. Później był ponownie wilczur- owczarek alzacki - wspaniały, piękny i najmądrzejszy pies jakiego miałem w życiu- rok temu umarł na powikłania związane z nowotworem. Był zdrowy przez 10 lat i w tydzień wszystko się skończyło. Wziąłem też psiaka ze schroniska - wesoły, przyjacielski - po roku dał się rozjechać na wiejskiej drodze - natychmiastowa śmierć. Mam kota, drugiego. Żyje z nami 15 lat. Jest zdrowy, zadowolony, ale stary - i zbliża się jego chwila. Ale nie o nim chcę wam opowiedzieć, a o innych członku mojej rodziny, który też "dobiega" swoich lat.
Jest ze mną ponad 8 lat. Tydzień temu przestała jeść. Pojechałem do wet. Przeprowadził badania RTG, USG, obserwacje zachowawcze/ behawioralne, analizę krwi i dostałem zestaw leków osłonowych na nerki, wątrobę, a także przeciwbólowe, rozluźniające, pobudzające trawienie i ogólnie na wszystko oraz antybiotyki (to oczywiste). Od tygodnia otrzymuje "karmę ratunkową" co 2 godziny. Sama nie pobiera pokarmu, muszę ją przymuszać do jedzenia, co godzinę ważę i analizuję przyrost/ubytek wagi. Straciła na wadze 100 gramów i tę obniżoną wagę utrzymuję od tygodnia - to się nazywa "terapia uporczywa" - utrzymanie przy życiu za wszelką cenę. Nie odpuszczę i będę walczył o jej życie, choć wiem, że moja w tym względzie determinacja wynika wyłącznie z egoizmu. (Ja pierdolę)
Jest ze mną ponad 8 lat. Tydzień temu przestała jeść. Pojechałem do wet. Przeprowadził badania RTG, USG, obserwacje zachowawcze/ behawioralne, analizę krwi i dostałem zestaw leków osłonowych na nerki, wątrobę, a także przeciwbólowe, rozluźniające, pobudzające trawienie i ogólnie na wszystko oraz antybiotyki (to oczywiste). Od tygodnia otrzymuje "karmę ratunkową" co 2 godziny. Sama nie pobiera pokarmu, muszę ją przymuszać do jedzenia, co godzinę ważę i analizuję przyrost/ubytek wagi. Straciła na wadze 100 gramów i tę obniżoną wagę utrzymuję od tygodnia - to się nazywa "terapia uporczywa" - utrzymanie przy życiu za wszelką cenę. Nie odpuszczę i będę walczył o jej życie, choć wiem, że moja w tym względzie determinacja wynika wyłącznie z egoizmu. (Ja pierdolę)
Śpieszmy się czytać posty, tak szybko są kasowane....
Nie piszę o tym zbyt często lecz piszę o tym raz na zawsze... a jestem tak jak delfin łagodny i mocny i nie zawsze powrócę, nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
Nie piszę o tym zbyt często lecz piszę o tym raz na zawsze... a jestem tak jak delfin łagodny i mocny i nie zawsze powrócę, nigdy nie wiadomo mówiac o miłosci czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą