"Witaj w Klubie"
Oskar, 6 nominacji. Coś w nim musi być.
Film oparty jest na historii Rona Woodroofa. Bardzo lekko, ponieważ biografiści zwracają uwagę na bardzo wiele nieścisłości i dodatków autorskich scenarzysty.
O czym zatem traktuje? Teksańczyk, kowboj, luzak, który lubi sobie wypić wciągać biały proszek i uprawiać seks z dużą ilością losowych panien przypadkowo dowiaduje się o tym, że ma AIDS i został mu miesiąc życia. Nie chcąc się z tym pogodzić upatruje swojej szansy w lekach niedopuszczonych do obrotu na terenie USA i żyje jeszcze 7 lat.
Przy okazji dokonuje wewnętrznej przemiany i z homofoba zmienia się w obrońcę gejów.
Tego w Hoolywood niestety zabraknąć nie mogło, ale na szczęćcie nie to wyrasta na główny motyw tego filmu.
Obraz ten jest do bólu amerykański. Przesiąknięty "wolnym południem" i niechęcią do władzy. W filmach zza oceanu tymi złymi bardzo często jest jakaś agencja rządowa. FBI, CIA, DEA, ... (tu wstaw skróty nazw innych agencji).
Tutaj nie jest inaczej, bohater filmu walczy (a jakże) z systemem, który nie pozwala mu się leczyć lekami niedopuszczonymi do obrotu. Ładuje w niego chemię, która nie dość, że nie pomaga to jeszcze szkodzi, natomiast naturalne środki są blokowane. Dlaczego? Oczywiście ze względu na konszachty ze chciwym koncernem.
Mamy zatem w filmie buntownika, który znajduje swoje wybawienie u innego buntownika, zbiegłego do Meksyku "szamana" jak go nazywam.
Historyczna prawda jest jednak taka, że to system wypuścił jeden z pierwszych skutecznych leków hamujących namnażanie wirusa (ten, który w filmie ma robić za truciznę choć oczywiście faktycznie jak to na początku badań bywa-nie brakuje mu wad) a masa domniemanych cudownych środków (w tym te, o których mowa w filmie) okazała się zwykłymi bublami.
Obraz nam jednak tego nie wyjaśnia, nic o tym nie wspomina przez co uważam iż zakłamuje rzeczywistość.
Matthew McConaughey odegrał swoją rolę świetnie. Jego bohater klnie, jest pełen wyrazu, żywiołowy, zbuntowany. Niemal się nie mazgai tylko bierze sprawy w swoje ręce. Smutek i żal nad swoim losem zostaje zastąpiony przez złość, bluzgi, energię do działania a nawet trochę humoru.
Aktor dobrze sobie z tym poradził.
Następna dobrze zagrana postać to Rayon grany przez Jareda Leto. Transwestyta.
Miałem wrażenie, że ten aktor jest taki naprawdę toteż jego grę oceniam wysoko.
Twórcy filmu starali się ukazać tą postać jako słabą, wzbudzającą sympatię ofiarę nienawiści innych ludzi (homofobia) i złego losu (AIDS).
Mnie to nie uwiodło. Rzecz jasna zarówno ze względu na tzw. homofobiczne przekonania lecz głównie przez wzgląd na to iż Rayon był totalnym ćpunem i męską prostytutką, czyli totalne dno bez żadnego szacunku do własnej osoby.
Jak widać wytykam filmowi sporo minusów. Co zatem sprawia iż uważam, że to w gruncie rzeczy niezły film? Oczywiście kreacja głównego bohatera. Pełna oczywistych dla mnie amerykańskich schematów (które kojarzą mi się głównie z innym aktorem i jego rolami-z Woodym Harrelsonem, prywatnie anarchistą), ale mimo tego ciekawa i przykuwająca uwagę widza, który ma chęć mu kibicować.
Oskar, 6 nominacji. Coś w nim musi być.
Film oparty jest na historii Rona Woodroofa. Bardzo lekko, ponieważ biografiści zwracają uwagę na bardzo wiele nieścisłości i dodatków autorskich scenarzysty.
O czym zatem traktuje? Teksańczyk, kowboj, luzak, który lubi sobie wypić wciągać biały proszek i uprawiać seks z dużą ilością losowych panien przypadkowo dowiaduje się o tym, że ma AIDS i został mu miesiąc życia. Nie chcąc się z tym pogodzić upatruje swojej szansy w lekach niedopuszczonych do obrotu na terenie USA i żyje jeszcze 7 lat.
Przy okazji dokonuje wewnętrznej przemiany i z homofoba zmienia się w obrońcę gejów.
Tego w Hoolywood niestety zabraknąć nie mogło, ale na szczęćcie nie to wyrasta na główny motyw tego filmu.
Obraz ten jest do bólu amerykański. Przesiąknięty "wolnym południem" i niechęcią do władzy. W filmach zza oceanu tymi złymi bardzo często jest jakaś agencja rządowa. FBI, CIA, DEA, ... (tu wstaw skróty nazw innych agencji).
Tutaj nie jest inaczej, bohater filmu walczy (a jakże) z systemem, który nie pozwala mu się leczyć lekami niedopuszczonymi do obrotu. Ładuje w niego chemię, która nie dość, że nie pomaga to jeszcze szkodzi, natomiast naturalne środki są blokowane. Dlaczego? Oczywiście ze względu na konszachty ze chciwym koncernem.
Mamy zatem w filmie buntownika, który znajduje swoje wybawienie u innego buntownika, zbiegłego do Meksyku "szamana" jak go nazywam.
Historyczna prawda jest jednak taka, że to system wypuścił jeden z pierwszych skutecznych leków hamujących namnażanie wirusa (ten, który w filmie ma robić za truciznę choć oczywiście faktycznie jak to na początku badań bywa-nie brakuje mu wad) a masa domniemanych cudownych środków (w tym te, o których mowa w filmie) okazała się zwykłymi bublami.
Obraz nam jednak tego nie wyjaśnia, nic o tym nie wspomina przez co uważam iż zakłamuje rzeczywistość.
Matthew McConaughey odegrał swoją rolę świetnie. Jego bohater klnie, jest pełen wyrazu, żywiołowy, zbuntowany. Niemal się nie mazgai tylko bierze sprawy w swoje ręce. Smutek i żal nad swoim losem zostaje zastąpiony przez złość, bluzgi, energię do działania a nawet trochę humoru.
Aktor dobrze sobie z tym poradził.
Następna dobrze zagrana postać to Rayon grany przez Jareda Leto. Transwestyta.
Miałem wrażenie, że ten aktor jest taki naprawdę toteż jego grę oceniam wysoko.
Twórcy filmu starali się ukazać tą postać jako słabą, wzbudzającą sympatię ofiarę nienawiści innych ludzi (homofobia) i złego losu (AIDS).
Mnie to nie uwiodło. Rzecz jasna zarówno ze względu na tzw. homofobiczne przekonania lecz głównie przez wzgląd na to iż Rayon był totalnym ćpunem i męską prostytutką, czyli totalne dno bez żadnego szacunku do własnej osoby.
Jak widać wytykam filmowi sporo minusów. Co zatem sprawia iż uważam, że to w gruncie rzeczy niezły film? Oczywiście kreacja głównego bohatera. Pełna oczywistych dla mnie amerykańskich schematów (które kojarzą mi się głównie z innym aktorem i jego rolami-z Woodym Harrelsonem, prywatnie anarchistą), ale mimo tego ciekawa i przykuwająca uwagę widza, który ma chęć mu kibicować.
"Łatwo jest mówić o Polsce trudniej dla niej pracować jeszcze trudniej umierać a najtrudniej cierpieć"
NN
NN