Bert04 napisał(a):Wtrącę się, że mieszasz czasy powstawania. Trylogia DarkKnight to po kolei lata 2005/08/12. W roku 2008 powstaje pierwszy Ironman a kuluminacją pierwszej fazy są Avengersi, 2012 AD. Tak więc koniec jednej serii to punkt startowy dla dominacji drugiej
No ja wiem, tylko że dla mnie te Avengersy to turbokicz. Mamy prawilniaka który przesadził z odzieżą patriotyczną. Typa co trafia z łuku z kilometra. Do tego mamy jakiś kraj w Afryce który zamiast pchać technologie i na niej zarabiać, buduje imperium o którym nikt nic nie wie. Do tego trochę ckliwych tekstów i nara
B4 napisał(a):A co się stało u konkurencji? DCEU... brr... Notabene, ciekaw jestem, co sądzisz o tej franczyzie. Ponoć można ją albo kochać albo nienawidzić, ja należę do tej drugiej grupy
Chodzi Ci o te Zielone latarnie, Wonder Woman i Supermena? Idzie obejrzeć ale bez rewelacji
B4 napisał(a):Bo wiedzą, że w kinie najważniejsze nie jest CGI czy choreografie ale emocje. Albo współczujemy bohaterom, współ-czujemy z nimi. Albo nie. A w Loganie od początku do końca jesteśmy razem z figurą, tym razem w jej tragicznej odsłonie
No to stary patent. Bohater widzi Matkę później idzie na walkę i umiera. Albo w innej kolejności. W Mugen Train to było fajnie pokazane jak Regnoku włączył z Akazą
B4 napisał(a):Nie tyle wybitne ale przełomowe. Jeżeli sobie narzekasz na MCU to spróbuj kiedyś, tak dla zabawy, oglądąć jakiegoś starego Supermana. Albo Batmana z czasów, jak przypominał bardziej jakieś karnawały w Rio
Oglądałem starego Batmana. Ujdzie. Według mnie dobry motyw bohatera jest pokazany w Terminatorze 2. I mówię powaznie
B4 napisał(a):Gra pod koniec obsysa w wiarygodności (spadać z 200-piętrowego wieżowca na poduszkę wielkości łóżka wodnego, serio?), a w Siedem Kevin Spacey pod koniec wymiata. Dlatego dla mnie zdecydowanie przed tym drugim.
Wszystkie filmy Finchera to abstrakcja. Np. Fight Club kończy się w taki sposób w jaki nikt się nie spodziewał
Memento słyszałem. Ale nie patrzałem