Osoby przedstawiające się nickami Kkap i Aukkras poważnie wstrząsnęły moim światopoglądem... Pozwólcie, że przedstawię Wam efekty tej duchowej przemiany.
Aukkras wprowadził do debaty jakże istotne, dotychczas brakujące pojęcie genderofobii, którą, zdaje się, rozumie on jako negatywne dziedzictwo społeczne zamierzchłej epoki patriarchatu objawiające się w uporczywym przypisywaniu osobie ludzkiej cech płciowych, co oczywiście musi prowadzić do systemowej dyskryminacji tychże, ze szczególnym naciskiem na Osoby bezpłciowe.
Z kolei Kkap, idąc nieco innym torem wnioskowania, dostrzegł szansę zabezpieczenia rodzin homoseksualnych przed niedoborem potomstwa. Użył przy tym może niezbyt fortunnego określenia winowajcy takiego stanu rzeczy (złośliwy Bóg, którego nie ma). Lepszym byłoby, na pierwszy rzut oka, zastosowanie zupełnie nieteologicznego, dogłębnie ateistycznego określenia "natura", lecz jak już od czasów Żana Żaka Ruso wiadomo, natura jest dobra, więc nie pozwoliłaby sobie na taki wybryk. Prawdopodobnym winowajcą jest, po prostu, patriarchat, który z oczywistych (protofaszystowskich) powodów uwziął się na gejów i lesbijki, by pozbawić ich swobody w wyborze odpowiadającej im drogi życia.
Ale mniejsza o przyczynę takiego stanu rzeczy, chodzi o samą przełomową ideę nie-abortowania przedludzkich zlepków komórek (zwanych mylnie ludzkimi embrionami, płodami, czy w ogóle kuriozalnie: dziećmi poczętymi). Według tejże idei, staroświeckie mikro-grupy społeczne (poradź: rodzina opresyjna, dysfunkcyjna), które za sprawą teistycznego, konserwatywnego prania mózgów posiadły zwierzęcą umiejętność "zapładniania samicy przez samca" powinny zostać w najbardziej odpowiedni sposób zachęcone do oddawania potomstwa rodzinom homoseksualnym. Nie będę tu rozpisywał się o wyższości rodzin homo- nad heteroseksualnymi, bo sprawa jest oczywista, zresztą Kkap napisał na ten temat wystarczająco wiele (alkoholizm, przemoc, wpajanie "wartości" godnych ciemnego zaścianka).
Projekt Kkapa wydaje się być doskonałym, jednak ma pewną istotną wadę. Zatrzymuje się w połowie drogi, co może być spowodowane jego olbrzymią doniosłością, która mogła ogłuszyć samego autora.
Dlaczego w połowie drogi?
Żeby to zrozumieć musimy odnieść się do zapisów innego użytkownika forum - Aukkrasa. Wszak nie sposób stwierdzać czegokolwiek sensownego o socjologii małych grup, jak również psychologii społecznej, bez gruntownego odejścia od nienawistnej mowy patriarchatu oraz pojęć, które za sobą przyniosła i wbiła ludziom do umysłów. Skutkiem ich jest szereg nieuzasadnionych lęków (fobii), które praktycznie paraliżują naszą zdolność swobodnej oceny rzeczywistości społecznej.
Najważniejszym z lęków jest bezdyskusyjnie genderofobia! Dopiero oczyszczenie się z jej toksycznej wymowy pozwoli nam spojrzeć na sprawę w doskonale obiektywny sposób.
Można znaleźć masę przykładów szkodliwości genderofobicznego języka na postrzeganie Osób. Od razu po "narodzinach" nowej osoby (właściwie to niczego nie świadomej, płaczliwej pół-osoby, ale o tym napiszę innym razem), "bliscy" jej hetero-rodziców zadają sakramentalne pytanie: "chłopak", czy "dziewczynka"? Najprawdopodobniej nie są nawet świadomi krzywdy jaką czynią przyszłej Osobie w procesie jej rozwoju. Oto pół-osoba zostaje przydzielona do określonej kategorii społecznej (mężczyzna, albo kobieta), zanim nauczyła się wyrażać swój światopogląd. Zdumiewa i przeraża również kryterium na podstawie którego heterycy dokonują psycho-stygmatyzacji przyszłej Osoby (na razie pół-osoby). Jest nim posiadanie lub nie posiadanie małego zlepku komórek między nogami! Trudno znaleźć bardziej banalną cechę fizjologiczną, która miałaby decydować o całym życiu Osoby! Patriarchat równie dobrze mógł dzielić ludzi według barwy tęczówek... Poza tym wszelkie rozróżnianie Osób według ich cech fizjologicznych jest praktyką rasistowską, niosącą poważne zagrożenia dla światowego ładu i pokoju, w co wątpią chyba tylko najmniej inteligentni heteroseksualiści.
Eliminując sztuczny genderofobiczny podział na tzw. "płcie" zyskujemy zupełnie nowy, klarowny obraz rzeczywistości.
A jeśli "płciowość" traci na znaczeniu, wtedy proporcjonalnie zyskują autonomiczne dążenia każdej Osoby do samorealizacji według wzorca, który uzna za stosowny.
Stąd też, Osoba prawdziwie wyzwolona z miazmatów przeszłości, będzie dążyła do najwyższego ideału jakim jest rzeczywista bezpłciowość (agenderyzm).
Oczywiście społeczna ewolucja nie odbywa się tak szybko jak byśmy sobie tego życzyli. Nie każdy jest w stanie radykalnie wyzbyć się genetycznej pamięci o milionach pokoleń kościelno-patriarchalno-rodzinnej indoktrynacji, by zyskać wolę dążenia ku nowoczesnemu Ideałowi Osoby. Należy raczej się spodziewać, że przynajmniej na razie, większość Osób wybierze łatwiejsze metody walki z jaskiniowymi schematami (takie jak homo-, bi-, czy transseksualizm).
Motłoch na razie pozostanie "heterycki", ale będzie ilościowo słabnąć, co zresztą bystry obserwator może dostrzec już teraz (dobry znak!).
Po odrzuceniu genderofobicznego bełkotu dochodzimy do wniosku, że w społeczeństwie istnieje wyraźna hierarchia Osób oraz małych grup ("rodzin") przezeń tworzonych.
1. Aseksualiści. Tworzą grupy wielo-Osobowe złożone z Osób Bezpłciowych.
2. LGBT, czyli Osoby w połowie drogi do całkowitego wyzbycia się patriarchalnych nawyków. Możliwe grupy: co najmniej dwie lesbijki, lub co najmniej dwóch gejów, lub co najmniej trójka biseksualistów, lub co najmniej dwie osoby transseksualne.
3. Samotni heteroseksualiści, czyli tacy, którzy odeszli od nawyków związanych z opresyjnością staroświeckich "związków", ale nie potrafią oczyścić się z pociągu do osób przeciwnej płci. Nie tworzą trwałych grup.
4. Hetero-motłoch. Pijacy, awanturnicy, społeczna patologia.
(Jasno i wyraźnie widać, że ta naukowa hierarchia musi mieć zastosowanie w przypadku starań o adopcję pół-osoby.)
Oczywiście każde piętro powyższej "piramidy" dzieli wielka przepaść, więc do jej "przeskoczenia" potrzeba gigantycznej pracy nad sobą.
Pomocą w owym "skoku" może służyć nowoczesna edukacja antygenderyczna, podczas której Osoby z "wyższego piętra" hierarchii społecznej wskażą właściwe kierunki rozwoju Osobom znajdującym się jedno "piętro" niżej.
Wróćmy teraz do sprawy adopcji pół-osób.
Uważam, że znacznym ułatwieniem w oczyszczeniu zaśmieconej pamięci genetycznej pół-osoby, byłyby "adopcje etapowe". Polegałyby na tym, że pół-osoba, która przyszła na świat wśród hetero-motłochu, najpierw powinna zostać oddana samotnemu heteroseksualiście (długość czasu do ustalenia przez postępowych pedagogów), następnie grupie złożonej z Osób LGBT (czas do ustalenia, jak wyżej), by wreszcie trafić do rodziny aseksualnej, gdzie szczęśliwie dokończyłaby proces uspołecznienia i stała się Osobą Idealną.
Dziękuję wszystkim Osobom za przeczytanie tekstu. Jeszcze raz proszę o zadawanie pytań i dzielenie się wnioskami.
Aukkras wprowadził do debaty jakże istotne, dotychczas brakujące pojęcie genderofobii, którą, zdaje się, rozumie on jako negatywne dziedzictwo społeczne zamierzchłej epoki patriarchatu objawiające się w uporczywym przypisywaniu osobie ludzkiej cech płciowych, co oczywiście musi prowadzić do systemowej dyskryminacji tychże, ze szczególnym naciskiem na Osoby bezpłciowe.
Z kolei Kkap, idąc nieco innym torem wnioskowania, dostrzegł szansę zabezpieczenia rodzin homoseksualnych przed niedoborem potomstwa. Użył przy tym może niezbyt fortunnego określenia winowajcy takiego stanu rzeczy (złośliwy Bóg, którego nie ma). Lepszym byłoby, na pierwszy rzut oka, zastosowanie zupełnie nieteologicznego, dogłębnie ateistycznego określenia "natura", lecz jak już od czasów Żana Żaka Ruso wiadomo, natura jest dobra, więc nie pozwoliłaby sobie na taki wybryk. Prawdopodobnym winowajcą jest, po prostu, patriarchat, który z oczywistych (protofaszystowskich) powodów uwziął się na gejów i lesbijki, by pozbawić ich swobody w wyborze odpowiadającej im drogi życia.
Ale mniejsza o przyczynę takiego stanu rzeczy, chodzi o samą przełomową ideę nie-abortowania przedludzkich zlepków komórek (zwanych mylnie ludzkimi embrionami, płodami, czy w ogóle kuriozalnie: dziećmi poczętymi). Według tejże idei, staroświeckie mikro-grupy społeczne (poradź: rodzina opresyjna, dysfunkcyjna), które za sprawą teistycznego, konserwatywnego prania mózgów posiadły zwierzęcą umiejętność "zapładniania samicy przez samca" powinny zostać w najbardziej odpowiedni sposób zachęcone do oddawania potomstwa rodzinom homoseksualnym. Nie będę tu rozpisywał się o wyższości rodzin homo- nad heteroseksualnymi, bo sprawa jest oczywista, zresztą Kkap napisał na ten temat wystarczająco wiele (alkoholizm, przemoc, wpajanie "wartości" godnych ciemnego zaścianka).
Projekt Kkapa wydaje się być doskonałym, jednak ma pewną istotną wadę. Zatrzymuje się w połowie drogi, co może być spowodowane jego olbrzymią doniosłością, która mogła ogłuszyć samego autora.
Dlaczego w połowie drogi?
Żeby to zrozumieć musimy odnieść się do zapisów innego użytkownika forum - Aukkrasa. Wszak nie sposób stwierdzać czegokolwiek sensownego o socjologii małych grup, jak również psychologii społecznej, bez gruntownego odejścia od nienawistnej mowy patriarchatu oraz pojęć, które za sobą przyniosła i wbiła ludziom do umysłów. Skutkiem ich jest szereg nieuzasadnionych lęków (fobii), które praktycznie paraliżują naszą zdolność swobodnej oceny rzeczywistości społecznej.
Najważniejszym z lęków jest bezdyskusyjnie genderofobia! Dopiero oczyszczenie się z jej toksycznej wymowy pozwoli nam spojrzeć na sprawę w doskonale obiektywny sposób.
Można znaleźć masę przykładów szkodliwości genderofobicznego języka na postrzeganie Osób. Od razu po "narodzinach" nowej osoby (właściwie to niczego nie świadomej, płaczliwej pół-osoby, ale o tym napiszę innym razem), "bliscy" jej hetero-rodziców zadają sakramentalne pytanie: "chłopak", czy "dziewczynka"? Najprawdopodobniej nie są nawet świadomi krzywdy jaką czynią przyszłej Osobie w procesie jej rozwoju. Oto pół-osoba zostaje przydzielona do określonej kategorii społecznej (mężczyzna, albo kobieta), zanim nauczyła się wyrażać swój światopogląd. Zdumiewa i przeraża również kryterium na podstawie którego heterycy dokonują psycho-stygmatyzacji przyszłej Osoby (na razie pół-osoby). Jest nim posiadanie lub nie posiadanie małego zlepku komórek między nogami! Trudno znaleźć bardziej banalną cechę fizjologiczną, która miałaby decydować o całym życiu Osoby! Patriarchat równie dobrze mógł dzielić ludzi według barwy tęczówek... Poza tym wszelkie rozróżnianie Osób według ich cech fizjologicznych jest praktyką rasistowską, niosącą poważne zagrożenia dla światowego ładu i pokoju, w co wątpią chyba tylko najmniej inteligentni heteroseksualiści.
Eliminując sztuczny genderofobiczny podział na tzw. "płcie" zyskujemy zupełnie nowy, klarowny obraz rzeczywistości.
A jeśli "płciowość" traci na znaczeniu, wtedy proporcjonalnie zyskują autonomiczne dążenia każdej Osoby do samorealizacji według wzorca, który uzna za stosowny.
Stąd też, Osoba prawdziwie wyzwolona z miazmatów przeszłości, będzie dążyła do najwyższego ideału jakim jest rzeczywista bezpłciowość (agenderyzm).
Oczywiście społeczna ewolucja nie odbywa się tak szybko jak byśmy sobie tego życzyli. Nie każdy jest w stanie radykalnie wyzbyć się genetycznej pamięci o milionach pokoleń kościelno-patriarchalno-rodzinnej indoktrynacji, by zyskać wolę dążenia ku nowoczesnemu Ideałowi Osoby. Należy raczej się spodziewać, że przynajmniej na razie, większość Osób wybierze łatwiejsze metody walki z jaskiniowymi schematami (takie jak homo-, bi-, czy transseksualizm).
Motłoch na razie pozostanie "heterycki", ale będzie ilościowo słabnąć, co zresztą bystry obserwator może dostrzec już teraz (dobry znak!).
Po odrzuceniu genderofobicznego bełkotu dochodzimy do wniosku, że w społeczeństwie istnieje wyraźna hierarchia Osób oraz małych grup ("rodzin") przezeń tworzonych.
1. Aseksualiści. Tworzą grupy wielo-Osobowe złożone z Osób Bezpłciowych.
2. LGBT, czyli Osoby w połowie drogi do całkowitego wyzbycia się patriarchalnych nawyków. Możliwe grupy: co najmniej dwie lesbijki, lub co najmniej dwóch gejów, lub co najmniej trójka biseksualistów, lub co najmniej dwie osoby transseksualne.
3. Samotni heteroseksualiści, czyli tacy, którzy odeszli od nawyków związanych z opresyjnością staroświeckich "związków", ale nie potrafią oczyścić się z pociągu do osób przeciwnej płci. Nie tworzą trwałych grup.
4. Hetero-motłoch. Pijacy, awanturnicy, społeczna patologia.
(Jasno i wyraźnie widać, że ta naukowa hierarchia musi mieć zastosowanie w przypadku starań o adopcję pół-osoby.)
Oczywiście każde piętro powyższej "piramidy" dzieli wielka przepaść, więc do jej "przeskoczenia" potrzeba gigantycznej pracy nad sobą.
Pomocą w owym "skoku" może służyć nowoczesna edukacja antygenderyczna, podczas której Osoby z "wyższego piętra" hierarchii społecznej wskażą właściwe kierunki rozwoju Osobom znajdującym się jedno "piętro" niżej.
Wróćmy teraz do sprawy adopcji pół-osób.
Uważam, że znacznym ułatwieniem w oczyszczeniu zaśmieconej pamięci genetycznej pół-osoby, byłyby "adopcje etapowe". Polegałyby na tym, że pół-osoba, która przyszła na świat wśród hetero-motłochu, najpierw powinna zostać oddana samotnemu heteroseksualiście (długość czasu do ustalenia przez postępowych pedagogów), następnie grupie złożonej z Osób LGBT (czas do ustalenia, jak wyżej), by wreszcie trafić do rodziny aseksualnej, gdzie szczęśliwie dokończyłaby proces uspołecznienia i stała się Osobą Idealną.
Dziękuję wszystkim Osobom za przeczytanie tekstu. Jeszcze raz proszę o zadawanie pytań i dzielenie się wnioskami.