ARHIZ napisał(a): Poruszano tutaj kwestię okrucieństwa zwierząt i tego, dlaczego większość wegetarian na to zezwala. Kluczem jest odpowiedzialność. Jeżeli tygrys zabije turystę, nie będzie miał rozprawy w sądzie. Jako zwierzę działał instynktownie. Tak samo trudno obrazić się na węża, bo kąsa.Już było o tym pisane. Pięciolatka też nie wsadzisz do paki za to, że spróbuje zabić kolegę. Ale obowiązkiem opiekuna jest go przed tym powstrzymać, jeśli tego nie zrobi, kierując się "etyką braku odpowiedzialności", to ten opiekun idzie do paki. Jeśli dzikie zwierzę "ukradnie" rolnikom plony, to oczywiście nikt zwierzaka nie potępia, ale państwo jako "opiekun" dzikiej zwierzyny musi wypłacać odszkodowania. A leśnicy muszą w miarę możliwości zapobiegać wypadom zwierząt na pola. Jeśli życie dzikich zwierząt uznamy za wartość choćby porównywalną z własnością, to analogicznie państwo musiałoby przeciwdziałać drapieżnictwu.
lumberjack napisał(a): Tylko pytanie - czemu roślinożerne zwierzęta miałyby być ważniejsze od mięsożernych drapieżników? Drapieżniki też przecież cierpią głód jak się nie najedzą etc. Może należałoby je również chronić, a ich głód zaspokajać syntetycznym mięsem?
Wegeideolodzy są przeżarci etyką utylitaryzmu. Według utylitarystów cierpienie jednej istoty można dodać do drugiej i z tego wychodzi im większa suma cierpienia. Toteż otrucie kota jest dla nich mniejszym złem, niż zabójstwo tych tysięcy myszy, które wsiowy kot morduje w ciągu życia. W ogóle z rachunku utylitarnego wynika, że im mniej zwierząt, tym mniej cierpienia. Dość podobnie rozumowali eugenicy sto lat temu w stosunku do ludzi i trudno mi uwierzyć, że ludzie na serio traktujący utylitaryzm nie wyciągną znowu tych samych, zupełnie logicznych wniosków.