pilaster napisał(a): To jeszcze lepiej. To oznacza już blisko pół tony zapasów na jednego niewolnika Fizycznie się tyle nie zmieści.
Skąd te dane? Zakładam, że liczysz 500 kg/osobę na 100 dni, więc 5kg (woda + żywność)/osobę. Pamiętam pisałeś, 2,5l minimum na niewolnika, co jest zalecaną ilością dzisiaj w upalne dni, tylko że jest to górny przedział. Dotarłem do informacji, że wówczas przewidywano zaledwie 1l wody na niewolnika dziennie. Podawano też 2 posiłki złożone z fasoli i kukurydzy.
Są to dane ze statku Hannibal z końca XVII wieku ("As a result, the slaves were fed regularly twice a day a meal of corn meal and beans, given a litre of water per day, and given exercise for an hour every evenin to keep them fit. Despite these efforts, an average 47% of the slaves died from disease, physical injuries, or suicide on the Hannibal's voyages."; Hannibal slave ship). Dla dorosłego człowieka dzisiaj dzienne zapotrzebowanie to 2 000 kcal. Dla niewolnika tylko leżacego czy siedzącego, z zerową aktywnością fizyczną i kalorycznością na poziomie pozwalającym na utrzymanie jako-takiej kondycji szacuję dzienne zapotrzebowanie na 1 000 kcal do maksymalnie 1 500 kcal. Mężczyźni stanowili zwykle 60-70% "ładunku", reszta to kobiety i trochę dzieci z niższym zapotrzebowaniem. Myślę, że 1 200 kcal można spokojnie przyjąć jako normę (choć szczerze wątpię aby w tych czasach dbano o poczucie sytości niewolników, nawet traktowanych jako towar). Widząc, że otrzymywali fasolę i kukurydzę, niech będzie po 500g jednego i drugiego:
Pełnego wyżywienia z dwudaniowym obiadem i deserem nie zapewniono. Mamy tutaj 1 140 kcal w 1kg żywności (nawet nie, gdyż fasola przed ugotowaniem, kukurydza prawdopodobnie też). Łącznie z litrem wody mamy około 2kg ładunku dla 1 niewolnika na dzień. Brakuje mi tutaj źródła tłuszczów, trochę ich za mało ale przez powiedzmy 2-3 miesiące nie spowoduje to raczej problemów. Mamy zresztą XVII-XVIII wiek, nawet w Wersalu nie mieli pojęcia o zapotrzebowaniu na składniki odżywcze. Podróże trwały bardzo różnie od nieco ponad miesiąca do nawet 3-4 miesięcy, zależnie od pory roku a więc sprzyjających wiatrów. Weźmy średnio 2 miesiące, 60 dni. Niech ładunek wynosi 600 niewolników i 50 członków załogi. Mi wychodzi 120 kg na osobę dla niewolników i powiedzmy dwukrotnie więcej na załogę, łącznie 82 tony ładunku w żywności i wodzie. Zapewne doświadczony kapitan zaleci specjalne dożywianie wystarczające powiedzmy na 2-3 dni przed opuszczeniem portu, opić na zapas się raczej specjalnie nie da. Kolejny czynnik, niemal nieunikniona śmiertelność. Z 650 osób na pokładzie za burtą kończyło średnio 15%, więc kolejne 5-10 ton mimowolnie "zaoszczędzonych" zapasów. Ostatecznie też załoga z pewnością miała zapewnioną żywność na dłużej, w miarę wydłużającej się podróży zmniejszano przydział dzienny wody i żywności dla niewolników. Nierzadko najsłabsi i nie rokujący przeżycia byli awaryjnie wypraszani z pokładu gdzie czekały rekiny ciągnące się za takimi statkami mając zapewnione regularne dostawy świeżego mięsa. Ładunek niewolników był też ubezpieczony, bardziej opłacalne było dowieść niewolnika żywego ale za straty można było dostać też pewne uzgodnione kwoty (np. znana sytuacja masakry na Zong, z którego pokładu wyrzucono za burtę ponad 130 niewolników w celu wymuszenia odszkodowania pod pretekstem kończących się zapasów.
Nasz Brookes miał tonaż na poziomie 297 ton. Żywność i woda to wspomniane 82 tony + (650 osób x 70 kg średnia waga) = 45,5 t. Łącznie więc na to zabezpieczyć trzeba 127,5 tony. Oczywiście nie było to wszystko na pokładzie ale licząc nawet 150 ton wygląda mi, że nie jest to niemożliwe. Zapasów też dość szybko ubywało, można zakładać doświadczenie kapitanów i żywienie obfite na początku oraz stopniowe obniżanie porcji w miarę opóźniania się podróży. To przy prawdopodobieństwie wypełnionych po sufit luków na żywność i wodę.
pilaster napisał(a):Tym bardziej opłacałoby się dbać, aby towar przypłynął w jak najlepszej jakości i nieuszczuplonej ilości
Temu nikt nie przeczy, tylko że nawet upchnięcie niewolników w pozycji leżącej nie było bezpośrednią przyczyną śmiertelności tych ludzi tylko choroby i stan zdrowia przy wejściu na pokład. Gdyby nawet nie zabrano 600 a połowę z tych osób nie zmieniłoby to istotnie śmiertelności na pokładzie. Oczywiście można snuć teoretyczne wywody o doskonałej liczbie czy equilibrium opłacalności ale czynników było znacznie więcej niż bierzesz pod uwagę. Pierwotna przestrzeń 180 cm na 41 cm i ledwie szerokość człowieka dla mężczyzny, podwojona nie gwarantowałaby nic w kwestii minimalizacji śmiertelności w związku chorobami zakaźnymi. Poza tym, są to ostatecznie dane historycznie poparte z wielu źródeł, trudno z takowymi dyskutować, w takich ilościach niewolników na pokład ładowano. Niezależnie od niedoskonałości ryciny tego statku i pewnych nieścisłości.
Wciąż też pilaster nie wyjaśnił skąd wniosek, że dane odnośnie liczby niewolników przewiezionych przez Atlantyk są niewiarygodne czy jak to określił "z dupy"?
Voodoo People