Liczba postów: 6,282
Liczba wątków: 15
Dołączył: 12.2011
Reputacja:
382 Płeć: nie wybrano
zefciu napisał(a): A czemu akurat Zielonoświątkowcem?
Bo są dynamicznym zespołem, który ciągle się rozwija i ekspanduje, ale jeszcze nie wiem ile płacą.
Roan Shiran napisał(a): 2 dziewice tygodniowo. A na sam koniec nagroda w postaci szybszej śmierci. Tylko nie mów incelom.
To jest niezła oferta. Przebija deal z Allahem w cuglach. Warta rozważenia. I nie powiem nikomu wyznającemu konieczność samoumartwiania się, żeby nie kusić go do grzechu odstępstwa od wiary. Tego dopilnuj Hrlypf!
The Phillrond napisał(a):(...)W moim umyśle nadczłowiekiem jawi się ten, kogo nie gnębi strach przed nieuniknionym i kto dąży do harmonijnego rozwoju ze świadomością stanu rzeczy
“What warrior is it?”
“A lost soul who has finished his battles somewhere on this planet. A pitiful soul who could not find his way to the lofty realm where the Great Spirit awaits us all.”
Liczba postów: 390
Liczba wątków: 71
Dołączył: 08.2013
Reputacja:
70 Płeć: mężczyzna
neuroza napisał(a): Nawracam się na chrześcijaństwo.
Najpierw nawróciłeś się na chrześcijaństwo, bo uznałeś prawdę jego kerygmatycznego przesłania, a potem zacząłeś szukać wyznania, które najbliżej się go trzyma, czy od razu zobaczyłeś, że jakiś Kościół jest tym prawdziwym, apostolskim?
Aaa, jeszcze - nawróciłeś się, czy jesteś w procesie nawracania? Bo niektórym chrześcijaństwo podoba się z papierka, a co jest po odpakowaniu, to dopiero później dokładnie sprawdzą - dlatego się dopytuję.
neuroza napisał(a): A konkretnie na starokatolicyzm.
A który konkretnie starokatolicyzm? Bo kiedyś było to co innego, później dołączali różni mariawici, polskokatolicy, a teraz jeszcze różne kierunki rozwoju teologicznego i dyscyplinarnego przed starokatolikami są otwarte - dlatego dopytuję.
neuroza napisał(a): A co mi tam szkodzi
Jeśliś głupi, to pewnie szkód żadnych nie widzisz. Mądry konwertyta rozważy, że za wyznawanie fałszywej religii może trafić do piekła na wieki.
No ale nie będę psuł dobrego samopoczucia z powodu wspólnoty z ludźmi rozmodlonymi i oddanymi przesłaniu Tego, którego uznają za Boga - wiecznymi mękami będziesz się martwił po śmierci, racja.
Edycja:
Właśnie przeczytałem aktualny podpis w stopce.
"Religion is for people who fear hell, spirituality is for people who have been there." - David Bowie
Jak to odnosisz do doktryny o piekle w starokatolicyzmie?
"Słuszna decyzja podjęta z niesłusznych powodów może nie być słuszna."
(Weatherby Swann)
The first to plead is adjudged to be upright,
until the next comes and cross-examines him.
(Proverbs 18:17)
Elbrus napisał(a): później dołączali różni mariawici, polskokatolicy
A także będzie miał neuroza w ramach Unii Utrechckiej jedność z anglikanami.
Cytat:Mądry konwertyta rozważy, że za wyznawanie fałszywej religii może trafić do piekła na wieki.
No ciężko, żeby pod tym względem konwersja z niewiadomoczego na starokatolicyzm mogła być szkodliwa…
Takie „a co mi szkodzi” w istocie dziwnie brzmi. Większość ludzi w czasie konwersji odczuwa „zakochanie” w wierze. Ale przecież takie zakochanie niczego nie gwarantuje. Przeto nie widzę powodów, aby deprecjonować jakoś prawdziwość wyznania neurozy.
Liczba postów: 1,145
Liczba wątków: 29
Dołączył: 10.2016
Reputacja:
71 Płeć: nie wybrano
zefciu napisał(a): A konkretnie co sprawiło, że wybrałeś akurat tę denominację? Z ciekawości pytam.
Szereg powodów. Najbardziej zgadza się z moim odczuciami, najbardziej mi "leży". Pewnie nie uda mi się tego dokładnie wyrazić, ale spróbuję.
Co tu ukrywać - od razu zaznaczę że najważniejsza jest dla mnie spowiedź ogólna.
Do tego największa zgodność charakterów - mam poczucie że to środowisko najbardziej do mnie pasuje, tudzież że ja do niego. Uczuciowo i intelektualnie. Najbardziej do mnie przemawia.
Byłem już kilka razy na mszy w kościele polskokatolickim (który należy do kościołów starokatolickich). Tam czuję jakby największą miłość. Czasami otwarty jest przedsionek, to przychodzę tam sobie uklęknąć na chwilę.
Czytałem też książkę "W imię Boga przeciw Kościołowi" (Jean Mathieu-Rosay) i to też ze mną "zarezonowało".
Gdy czytałem o transsubstancjacji ostatnio na wikipedii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Transsubstancjacja), to też najbardziej do mnie przemawia ichnie podejście: "Kościoły starokatolickie wierzą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, choć nie definiują jej jako „przeistoczenie”. Widzą ją jako uobecnienie ofiary Chrystusa pod znakami chleba i wina."
Generalnie, nie chcę nikogo tutaj urażać, ale w moim odczuciu jest to jedno z "najinteligentniejszych" chrześcijańskich wyznań (jeśli nie najinteligentniejsze) jakie znam.
Spodobała mi się tez osoba księdza [no homo, żeby nie było ].
Generalnie odstręcza mnie od wszelkich wyznań "agresywnych", które odbieram jako aroganckie.
Podoba mi się też odwoływanie się do kościoła niepodzielonego, sprzed wielkiej schizmy.
Podoba mi się też, że jest to kościół skromniejszy. No i czuję się w nim bardziej ceniony. Nie ma tego zatracenia w masie, w tłumie.
I jest bardziej otwarty, ekumeniczny. Kazania też były spoko (nie licząc tego że biskup mówi w taki sposób, że bolą uszy ).
Generalnie, podsumowując, darzę ten kościół największą sympatią i czuję się w nim najlepiej - także pod względem intelektualnym. W KrK miałem taki dysonans i poczucie jakbym był traktowany infantylnie.
Elbrus napisał(a): Najpierw nawróciłeś się na chrześcijaństwo, bo uznałeś prawdę jego kerygmatycznego przesłania, a potem zacząłeś szukać wyznania, które najbliżej się go trzyma, czy od razu zobaczyłeś, że jakiś Kościół jest tym prawdziwym, apostolskim?
Aaa, jeszcze - nawróciłeś się, czy jesteś w procesie nawracania? Bo niektórym chrześcijaństwo podoba się z papierka, a co jest po odpakowaniu, to dopiero później dokładnie sprawdzą - dlatego się dopytuję.
To bardziej uczuciowa decyzja. To chrześcijaństwo gdzieś tam we mnie zawsze było, ale jakby się od niego odciąłem. Generalnie można też powiedzieć, że "znudził mi się buddyzm". Tzn. zauważyłem, że jednak chrześcijański Bóg daje mi nieporównanie więcej. Jak trwoga to do Boga się zwracam. W tych wszystkich buddyzmach jednak jakaś taka pustka. A tutaj miłość i świętość i wsparcie. Stwierdziłem, że chcę to odnowić. Gdzieś tam się zagubiłem, a teraz odnalazłem z powrotem drogę do Boga.
Stwierdziłem: chromolić rozum. Odstawiam na bok pychę i wracam do wiary. "Boże, przepraszam i proszę Cię o pomoc". To jest moja najlepsza praktyka duchowa, gdy wszystko inne zawodzi, po którą sięgam w sytuacjach kryzysowych. Generalnie miałem ostatnio kryzys. Wczoraj gorliwie poprosiłem Boga o pomoc i otrzymałem ją w ciągu pół godziny. Wiem, że na Bogu mogę w ten sposób polegać.
Co do apostolskości, to jest wiele kościołów "apostolskich", a starokatolicki jest jednym z nich. I mam poczucie, jakby to własnie on najlepiej realizował naturę Boga, który jest miłością. A zarazem jest w moim odczuciu jakby najinteligentniejszy i najmądrzejszy. A przynajmniej najbardziej do siebie pasujemy.
Elbrus napisał(a): Jeśliś głupi, to pewnie szkód żadnych nie widzisz. Mądry konwertyta rozważy, że za wyznawanie fałszywej religii może trafić do piekła na wieki.
Tu już zefciu za mnie odpowiedział
"No ciężko, żeby pod tym względem konwersja z niewiadomoczego na starokatolicyzm mogła być szkodliwa…"
"Konsultuję" (nie wiem jak w tej chwili to lepiej opisać) to z Bogiem , nie mam żadnego lepszego doradcy w tych sprawach. Pewnym przybliżeniem będzie, że idę za głosem serca, inspirowanym w relacji z Bogiem.
Jaką inną religię miałbym wybrać? Islam? Taka decyzja wypływałaby u mnie z "niskich wibracji", ciężkich energii, z takiej depresyjności, zatwardziałości, arogancji, agresji. Z mroku we mnie. Wzmacniałbym swój mrok. Wybieram decyzję wypływającą z lekkości, będącą najbliżej miłości, bo Bóg jest miłością. Sorry za tę poezję.
Elbrus napisał(a): wiecznymi mękami będziesz się martwił po śmierci, racja.
Gratuluję poczucia humoru Wieczne męki, czyli że Islam miałby się okazać prawdziwy?
Bóg, który jest sadystą, miałby stworzyć świat, w którym jest tak wiele miłości, spokoju i dobra? Jak Bóg, który jest sadystą, mógłby być źródłem dobra? To mi się nie zgadza.
Oczywiście teoretycznie zawsze mogę się mylić, nigdy nic nie wiadomo. Teoretycznie więc może powinienem na wszelki wypadek podporządkować się lękowi i obstawić złego Boga? Jeśli Bóg jest miłością, to i tak wybaczy, nie? Ale takie podejście jakoś kłóci się z moim systemem uczuciowym. Z moją intuicją. Oczywiście fajnie byłoby gdyby rozum się z nią zgodził. Ale moje doświadczenie jest takie, że rozum jest u mnie z reguły kilka kroków za intuicją.
Boże, proszę Cię o pomoc...
Elbrus napisał(a): Edycja:
Właśnie przeczytałem aktualny podpis w stopce.
"Religion is for people who fear hell, spirituality is for people who have been there." - David Bowie
Jak to odnosisz do doktryny o piekle w starokatolicyzmie?
A, to mi jeszcze zostało z wcześniej. Ale w sumie mogę odnieść.
Piekło to nie jest miejsce wiecznych mąk, ale zamknięcie się na miłość, na Boga, na życie. Na przykład jeśli w obliczu niepokoju kieruję się lękiem i chowam się w sobie, to właśnie zamykam się w piekle. A jeśli wybieram wejście w niepokój, w nieznane, to mam radość i wolność. Jeśli zamykam się na miłość, to zamykam się w piekle. Jeśli wybieram miłość, to wychodzę z piekła. Po śmierci zasada jest ta sama. Warto kształtować dobre nawyki.
Piekło jest wieczne, jako możliwość. Ale to nie znaczy że nie można z niego wyjść. Mamy wolną wolę i możemy wybrać. Tylko że za każdym razem gdy wybieramy piekło, psujemy sobie duszę i coraz trudniej nam z niego wyjść. Wzmacniamy niekorzystny nawyk. Zaufanie Bogu pozwala wyjść z piekła.
Osobiście wierzę w możliwość powszechnego zbawienia - wolność nie zostanie nigdy odebrana. Po prostu konsekwencje mogą być takie że droga z piekła do nieba może być utrudniona przez nasze nawyki, które kształtujemy. I w związku z tym może najpierw nawet bardzo długo być cierpienie, płacz i zgrzytanie zębów.
Elbrus napisał(a): A który konkretnie starokatolicyzm? Bo kiedyś było to co innego, później dołączali różni mariawici, polskokatolicy, a teraz jeszcze różne kierunki rozwoju teologicznego i dyscyplinarnego przed starokatolikami są otwarte - dlatego dopytuję.
Kościół polskokatolicki jest mi najbliższy.
zefciu napisał(a): Takie „a co mi szkodzi” w istocie dziwnie brzmi. Większość ludzi w czasie konwersji odczuwa „zakochanie” w wierze. Ale przecież takie zakochanie niczego nie gwarantuje. Przeto nie widzę powodów, aby deprecjonować jakoś prawdziwość wyznania neurozy.
Takie "zakochanie" też u mnie występuje. Połączone z wdzięcznością, ulgą i radością, że rozwiązałem problem, odnalazłem drogę, tudzież zostałem obdarowany łaską odnośnie czegoś co kiedyś utraciłem/zatraciłem. I że mi się coś zintegrowało, poukładało. Że przebyłem długą drogę, ale odnalazłem coś co zatraciłem przed laty. Wyszedłem, poszedłem na około i wróciłem w pobliże, choć już pod innym kątem, na innych zasadach, na innych warunkach. Aż wzruszenie czuję, gdy o tym teraz myślę. Przeszedłem od tamtego czasu głęboką transformację, więc jakby wracam, ale wszystko jest tak naprawdę inaczej. Nie wiem jak o tym lepiej opowiedzieć w tej chwili.
Choć może nie jest jakieś mega intensywne/euforyczne "zakochanie", bardziej takie subtelne.
"A co mi tam", to taki emocjonalny wyraz. Też nie wiem jak go dokładnie w tej chwili wyjaśnić. Trochę jakby pożegnanie z pychą, ze stawiania rozumu ponad wiarą. Rozum mogę mieć wyrafinowany, ale tak naprawdę to moja wiara jest prosta jak budowa cepa. Po prostu kocham Boga. Reszta to intelektualne wygibasy, które staram się konsultować ze swoją relacją z nim, aby jak najwięcej tej relacji się w nich wyraziło.
"A co mi tam szkodzi" to zarazem w sumie takie zorientowanie się, że tak naprawdę nie ma za bardzo powodów, aby tego nie zrobić. I tak to jest mi bliskie. Takie pozytywne zdziwienie, że przecież w sumie to jest jednak takie łatwe obecnie. Że naprawdę czemu nie.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Liczba postów: 1,600
Liczba wątków: 3
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
32 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Jezus Chrystus, Pan i Zbawiciel
@ neuroza
No to fajnie, że w miarę uporałeś się z prześladującym Ciebie lękiem przed piekielnymi mękami
No i że porzuciłeś wydmuszkę zwaną buddyzmem.
Życzę wytrwałości w relacji z Bogiem, który jest Miłością i gwarantem wewnętrznego pokoju.
"Kto nie zważa na karność, gardzi własnym życiem, lecz kto słucha napomnienia, nabywa rozumu.
Bojaźń Pana jest szkołą mądrości, a pokora poprzedza chwałę"
"To głupota prowadzi człowieka na manowce, a potem jego serce wybucha gniewem na Pana"
Liczba postów: 1,600
Liczba wątków: 3
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
32 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Jezus Chrystus, Pan i Zbawiciel
Sofeicz napisał(a):
Fajnie posłuchać chciejstwa.
O chciejstwie można mówić np. wtedy, gdy ktoś chciałby zostać mistrzem olimpijskim w maratonie, ale nie chcę mu się biegać, gdyż nie wierzy, że przyniosłoby to oczekiwany skutek
"Kto nie zważa na karność, gardzi własnym życiem, lecz kto słucha napomnienia, nabywa rozumu.
Bojaźń Pana jest szkołą mądrości, a pokora poprzedza chwałę"
"To głupota prowadzi człowieka na manowce, a potem jego serce wybucha gniewem na Pana"
Liczba postów: 23,471
Liczba wątków: 241
Dołączył: 08.2005
Reputacja:
1,399 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Schabizm-kaszankizm
neuroza napisał(a): Stwierdziłem: chromolić rozum. Odstawiam na bok pychę i wracam do wiary. "Boże, przepraszam i proszę Cię o pomoc". To jest moja najlepsza praktyka duchowa, gdy wszystko inne zawodzi, po którą sięgam w sytuacjach kryzysowych. Generalnie miałem ostatnio kryzys. Wczoraj gorliwie poprosiłem Boga o pomoc i otrzymałem ją w ciągu pół godziny. Wiem, że na Bogu mogę w ten sposób polegać.
To weź Go, jeśli możesz, gorliwie poproś żeby zatrzymał już tego koronawirusa. Jeśli Bóg rzucił to wszystko i wyjechał w Bieszczady albo do Sosnowca, to mógłby już wrócić i zrobić trochę porządku w tym burdlu. Tobie pomógł, to może i innym pomoże.
Liczba postów: 7,127
Liczba wątków: 97
Dołączył: 01.2016
Reputacja:
916 Płeć: nie wybrano
@all
Przestańcie się kuźwa z neurozy nabijać. Wiara jest zawsze trochę jak miłość, racjonalnie tego nie obejmiesz, a dworowanie sobie to jak wyśmiewanie się z nowej dziewczyny kolegi. Nie podoba wam się? Wasz problem, nie kolegi, nie wasza laska. Czy też, w tym przypadku, religia.
@neuro
Podoba mi się Twoje podejście, bez wielkich entuzjazmów, fanfar i fajerwerków, ale z emocjami, bez przeintelektualizowania, ale z rozumem. Myślę, że to dobra podstawa na trwałe odnalezienie "swojej" religii. A nawet jeżeli to nie jest jakaś 100% prawdziwa, to czy jakakolwiek z istniejących jest? Ja tam coraz częściej wątpię. Tym bardziej cieszy, jak ktoś inny pewność wiary odzyskał.
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
Spoiler!
Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania,
czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania,
czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsania,
czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot i czas wstrzymania,
czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania,
czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia,
czas miłości i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.
Liczba postów: 650
Liczba wątków: 14
Dołączył: 03.2018
Reputacja:
38 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: Qualia urokliwe
Cytat:to czy jakakolwiek z istniejących jest?
Bardziej o człowieka chodzi, niż o religię. Idąc tokiem platońskim, ty, neuroza czy ja mamy tą wiarę w jakiś sposób zakodowaną już z góry. Zachęcam do tematu ''Determinizm - wasze za i przeciw'', tam poruszyłem to zagadnienie, jak i wiele innych problemów wywodzących się z naszych różnic.
Liczba postów: 21,707
Liczba wątków: 218
Dołączył: 11.2010
Reputacja:
975 Płeć: mężczyzna
Wyznanie: ate 7 stopnia
bert04 napisał(a): @all
Przestańcie się kuźwa z neurozy nabijać. Wiara jest zawsze trochę jak miłość, racjonalnie tego nie obejmiesz, a dworowanie sobie to jak wyśmiewanie się z nowej dziewczyny kolegi. Nie podoba wam się? Wasz problem, nie kolegi, nie wasza laska. Czy też, w tym przypadku, religia.
Ale kto tu się naśmiewa?
Jedynie, co my, PT ateiści, możemy rzec, to "święta naiwności".
Ale jak komu dobrze z wychcianym bogiem, to jego.
Sofeicz napisał(a): Ale jak komu dobrze z wychcianym bogiem, to jego.
Ale przecież neuroza nie wychciał sobie Boga. Już wcześniej wierzył w Boga chrześcijańskiego i tylko mu „nie grało” w rzymskim katolicyzmie. On sobie wychciał kościół taki, który w którym będzie się czuł traktowany poważnie. I znalazł ten wychciany kościół w starokatolicyzmie.
Sofeicz napisał(a): Czyli po prostu zmienił sobie klub - Cracovię na Wisłę albo na odwrót.
Raczej „miał kryzys wiary związany z Kościołem i rozwiązał go przez zmianę wspólnoty, nie porzucając ostatecznie wiary”. Ale w sumie, niech się sam wypowie.
Liczba postów: 1,145
Liczba wątków: 29
Dołączył: 10.2016
Reputacja:
71 Płeć: nie wybrano
Panzer Division napisał(a): @neuroza, a jak przestaniesz przeżywać pozytywne emocje w związku z daną religią to co wtedy?
To będę bardzo zdziwiony. Chyba we wszystkim znajduję jakieś pozytywne emocje, a ze wszystkich światopoglądów w chrześcijaństwie największe.
lumberjack napisał(a): To weź Go, jeśli możesz, gorliwie poproś żeby zatrzymał już tego koronawirusa. Jeśli Bóg rzucił to wszystko i wyjechał w Bieszczady albo do Sosnowca, to mógłby już wrócić i zrobić trochę porządku w tym burdlu. Tobie pomógł, to może i innym pomoże.
Rzecz w tym, że najpierw potrzebne jest "natchnienie" aby szczerze, z głębi, poprosić o daną sprawę. Tutaj jakoś się nie pojawia...sądzę natomiast że gdy pracuję nad sobą, to znajduje odzwierciedlenie także na zewnątrz...
freeman napisał(a): No to fajnie, że w miarę uporałeś się z prześladującym Ciebie lękiem przed piekielnymi mękami
freeman napisał(a): Życzę wytrwałości w relacji z Bogiem, który jest Miłością i gwarantem wewnętrznego pokoju.
bert04 napisał(a): Podoba mi się Twoje podejście, bez wielkich entuzjazmów, fanfar i fajerwerków, ale z emocjami, bez przeintelektualizowania, ale z rozumem. Myślę, że to dobra podstawa na trwałe odnalezienie "swojej" religii. A nawet jeżeli to nie jest jakaś 100% prawdziwa, to czy jakakolwiek z istniejących jest? Ja tam coraz częściej wątpię. Tym bardziej cieszy, jak ktoś inny pewność wiary odzyskał.
Serdecznie dziękuję za bardzo ciepłe słowa. Pozostałym również.
Choć mam teraz trochę poczucie winy, że może jednak was trochę wprowadziłem w błąd.
Trochę czuję się jakbym "wytrzeźwiał" i zastanawiał się, co ja takiego narobiłem ostatnio.
Przedstawiłem sprawę z pewnej perspektywy, ale jest to perspektywa niepełna.
W ostatnich dniach kontemplowałem nad tym.
Postaram się to trochę uporządkować i obnażyć różne (niecne?) powody które mogły mną kierować:
1) Sam do końca nie rozumiem, nie wiem
2) Cenię sobie afirmację ze strony chrześcijan ponad afirmację ze strony innych grup.
3) Mam poczucie istnienia Boga. Jego obraz.
4) Mam intuicyjne poczucie ducha chrześcijaństwa i że to co jest w nim najlepsze jednak najlepiej tego Boga wyraża.
5) Jestem wielowiercą - w pewnym sensie wierzę chyba we wszystko. Jeśli tylko poznam jakiś punkt widzenia, to nie umiem w niego na jakimś poziomie nie wierzyć. Mam chyba w sobie mnogość punktów widzenia. Każdy z nich widzi świat w określony sposób, ma swoje własne uczucia, emocje.
6) Wiem że nic nie wiem.
7) Gdy przyjmuję określone punkty widzenia, kształtuje to moje samopoczucie.
8) Moja historia relacji z chrześcijaństwem (mniej więcej):
Cytat:Chrześcijaństwo jest jak rajski ogród, w którym szczególnie lubuje się pewien wąż. Ten wąż zmuszał mnie do pewnych rzeczy. W pewnym momencie zaczął domagać się ode mnie rzeczy, których nie potrafiłem już godzić ze zdrowym rozsądkiem i swoimi wartościami (wcześniejszych też nie potrafiłem, ale jakoś na ten dysonans mogłem przymknąć oko - tym razem to było już za mocne). Wąż chciał abym się dla niego wszystkiego wyrzekł. To było za wiele. Kilka dni chodziłem jak struty, aż uciekłem z ogrodu. Możliwe że w pewnym sensie w ten sposób wylałem dziecko z kąpielą.
Starałem się nie zbliżać za bardzo do ogrodu. Czasami podchodziłem bliżej, czasami dalej, ale starałem się nie zbliżać za bardzo. Nabierałem sił. Spotkałem Buddę. Zrozumiał mój problem. I uświadomił mi, że nie muszę się słuchać węża. Nauczył mnie większej samodzielności, dodał sił mojej uważności. Pokazał jak nie ulegać wężowi. Trenowałem w tym, rozwijałem się w tym, nabierałem w tym sił.
W pewnym momencie zrozumiałem że mogę przebywać w ogrodzie. Wąż może sobie nawet po mnie chodzić. Może wchodzić mi przez usta i wychodzić nosem, uszami. Nie muszę nic z nim robić. Mogę pozwolić sobie poczuć cały ten strach, impuls do podporządkowania się, do ucieczki.
Mając tego świadomość - a jednocześnie zdając sobie sprawę, że dopóki odcinam się od ogrodu, nie będę kompletny, stwierdziłem że warto zmienić swoje nastawienie. Skarb ukryty jest w miejscu, na które najmniej chciałem spojrzeć.
Jednocześnie zrozumiałem że nie muszę się już ograniczać do ogrodu. Mogę go przygarnąć. Ogród może zamieszkać we mnie. Razem z wężem.
Właściwie to trochę wąż a trochę smok. Jego aktywność wyczuwam szczególnie w takich klimatach jak lefebryści czy Gloria Polo.
9) Ostatnio dotarło do mnie jak dobija mnie wizja przyszłości, tego co po śmierci. Nie zadowala mnie buddyjska pustka ani tym podobne. Stwierdziłem że najlepszą wizję ma chrześcijaństwo.
10) Chrześcijaństwo zawsze gdzieś tam było we mnie. Jak w tej opowieści (punkt 8), Te głębokie uczucia. Nie warto z nich rezygnować. One są bardzo dobre i nie odnajduję ich w niczym innym. Taka świętość.
Cytat:Nie zadowala mnie żadna inna wizja przyszłości - ani buddyjska, hinduistyczna, ani z nowoczesnych duchowości Bentinho Massaro, ani ateistyczna. Chrześcijańska jest najlepsza.
Mam w lewym górnym rogu chrześcijańską świetlistość, której uczucie przewyższa pozostałe. Po prawej stronie mam ten wschodni spokój i on też jest fajny, ale jednak to chrześcijańskie wygrywa. Jest to nieskończoność wyższego rodzaju. Osobowa i dająca wyższe wsparcie. Nie warto z tego najlepszego zasobu rezygnować.
11) Przypomniałem sobie że w największych kryzysach chrześcijaństwo bardzo mi pomogło.
12) Pamiętam że wiele mi dawało.
13) Inne rzeczy jakby się wypaliły, straciły swój potencjał.
14) Jakby zniknęły pewne przeszkody, które powodowały u mnie wcześniej większy konflikt z chrześcijaństwem.
15) Nie chce być na "nie". Wolę być na "tak". Nie chcę kierować się lękiem. Wolałem dokonać odwrócenia tego. Zdałem sobie sprawę, że odcinam się od chrześcijaństwa, stawiam mu opór. I po co? Lepiej obdarzyć je miłością. Przecież tak naprawdę to nie ono jest/było dla mnie problemem, ale ten wąż/smok, który się z nim wiąże. Nie ma co wylewać dziecka z kąpielą. Mogę przecież zmienić perspektywę.
16) Nie muszę się "zamykać" w chrześcijaństwie (klaustrofobicznie). Nie chcę być ograniczony i źle się z tym czuję. Ale mogę chrześcijaństwo przyjąć, przygarnąć. To jest na tym poziomie w pewnym sensie mój najlepszy zasób.
17) Tak naprawdę nie muszę się niczemu dogmatycznie podporządkowywać. Nie muszę tłumić pozostałych części siebie.
18) Starokatolicyzm bardzo mnie zachwycił i wydał się najlepszym (także ze względów pragmatycznych) naczyniem. Pojawiło się u mnie wobec niego coś w rodzaju zauroczenia/zakochania. Nie znaczy to, że muszę się w nim zamykać i kurczowo i dogmatycznie tylko i wyłącznie jego się trzymać. Tym bardziej, że to jest tak naprawdę jedna rodzina, jeden dom, choć może inny pokój w chrześcijaństwie. To wszystko jest połączone. Mogę korzystać z całej chrześcijańskiej infrastruktury, nie muszę siedzieć ciągle w jednym pokoju.
19) Tak naprawdę nie muszę nawet podejmować żadnych wielkich deklaracji, zobowiązań. Nawet nie muszę co tydzień chodzić do kościoła (zwłaszcza teraz). Choć może warto spróbować do tego wrócić. To było korzystne pod wieloma względami. Napełniało mnie to radością. Choć z drugiej strony, wystarczy że to przywołam i już to czuję znowu, co stawia nieco pod znakiem zapytania po co tam iść, skoro duchowo to przeżywam. Odpowiedź na pewno może być taka: gdybym miał to zatracić lub gdybym "nie miał i tak nic lepszego do roboty". W sumie to jestem "dość leniwy", więc nie chcę nic gwarantować
Może potem mi się jeszcze coś przypomni.
May all beings be free.
May all beings be at ease.
May all beings be happy
Liczba postów: 2,203
Liczba wątków: 22
Dołączył: 11.2018
Reputacja:
86 Płeć: mężczyzna
Neuroza
Cytat:Nie zadowala mnie buddyjska pustka ani tym podobne.
Cytat:Nie zadowala mnie smutna pustka, nicość.
Ona nie ma zadowalać. Nie jest też smutna.
Generalnie wygląda to tak, że reagujesz smutkiem na swoje wyobrażenie pustki, bo to wyobrażenie nie zapewnia twojemu ego, takiego poczucia trwałości, ważności i pocieszenia, jak wyobrażenie kochającego, wspierającego, wszechmogącego i mającego zapewnić pośmiertne Eldorado, Boga.
Wiadomo sens życia polega na poszukiwaniu szczęścia. Ale czy to jest dobry sposób?
Niedualny umysł jest szczęśliwy sam w sobie, promienieje szczęściem.