Graminie, nie do końca tak.
Zobacz, tak na chłodno. Ludzie, którzy są ubodzy (nie stosuję tego jako inwektywę! nie każdy musi mieć żyłkę biznesmena i nie każdemu musi się chcieć brać udział w wyścigu szczurów), będą dążyć do socjalu. Bo jest on dla nich wygodny. Nie zdają sobie sprawy (bo po prostu nie orientują się w tej tematyce, podobnie jak ja nie orientuję się w chemii kwantowej), jakie konsekwencje pociąga za sobą ten socjał. Dla nich świat jest prosty, widzą tylko swoje być albo nie być.
Ja nie mam do NICH o to pretensji! Trudno, aby człowiek, który nie ma wiedzy na jakiś temat, nagle ogarniał całościowo złożony problem następstw ekonomicznych.
Ale co w przypadku, gdy właśnie tacy ludzie wybierają partie, które co prawda socjal oferują, ale:
a) robią wyborców w ciula (dosłownie), bo ci naprawdę potrzebujący dostają gówno. To oni są bohaterami "pod napięciem", w "centrum uwagi", artykułów w "pani domu" i tak dalej. Ci ludzie nie dostają pomocy znikąd, bo nie ma się kto za nimi ująć. Pomoc, PARADOKSALNIE, dostają ci, którzy jej nie potrzebują!
b) powiększają tylko dziurę budżetową rozdawnictwem, powiekszajacym się stale aparatem urzędniczym. Generują olbrzymie koszty, które trzeba z czegoś pokryć. Podatki na litość boską nie są od naprawiania spie...olonego systemu, nie taka miała być ich rola!
A tymczasem właśnie partie prosocjalne doskonale wiedzą, czym chwycić serca biedoty. Biedota nie ma wiele do stracenia. I tak ledwie wiąże koniec z końcem. To zamiast pokazać jej inna drogę, wysoką płacę minimalną zamienić na dofinansowanie kursów rekwalifikacyjnych, programów "rozruchowych" dla takich ludzi, dalej brnie się w obietnice. A to dlatego, że działania naprawcze wymagają od ludzi WYSIŁKU, a partie pro-socjalne doskonale wiedzą, że do tych ludzi żądaniem wysiłku nie dotrą.
Co zatem? Status quo in aeternam?
Właśnie dzięki TYM ludziom, partie "olewająco pro-socjalne" będą istnieć i mieć się dobrze. Ci ludzie sami kręcą na siebie bicz, ciągle mając nadzieję - bo tylko ona im pozostała. Te partie dobrze wiedzą, że będą istnieć tylko dzięki biednym, bo bogatsi wybierają partie liberalniejsze lub liberalne (no dobra, w Polsce można wybrać i SLD, bo można się w nim było nachapać, co pokazała rzeczywistość - i o zgrozo - potwierdza to moje słowa!)
Jeśli dać tym ludziom władzę wyborczą, to... otrzymujesz efekt psa ogrodnika. Sami nie dostaną (bo te partie im nie dadzą, no z czego?!), a innymi nie dadzą. Natomiast dadzą się genialnie zmanipulować po raz enty "pomożecie? to razem ruszymy z posad bryle swiata, bedziemy sie kochac, a do kosmosu dojdzie sie pieszo".
Jaka jest Twoja opinia?
Zobacz, tak na chłodno. Ludzie, którzy są ubodzy (nie stosuję tego jako inwektywę! nie każdy musi mieć żyłkę biznesmena i nie każdemu musi się chcieć brać udział w wyścigu szczurów), będą dążyć do socjalu. Bo jest on dla nich wygodny. Nie zdają sobie sprawy (bo po prostu nie orientują się w tej tematyce, podobnie jak ja nie orientuję się w chemii kwantowej), jakie konsekwencje pociąga za sobą ten socjał. Dla nich świat jest prosty, widzą tylko swoje być albo nie być.
Ja nie mam do NICH o to pretensji! Trudno, aby człowiek, który nie ma wiedzy na jakiś temat, nagle ogarniał całościowo złożony problem następstw ekonomicznych.
Ale co w przypadku, gdy właśnie tacy ludzie wybierają partie, które co prawda socjal oferują, ale:
a) robią wyborców w ciula (dosłownie), bo ci naprawdę potrzebujący dostają gówno. To oni są bohaterami "pod napięciem", w "centrum uwagi", artykułów w "pani domu" i tak dalej. Ci ludzie nie dostają pomocy znikąd, bo nie ma się kto za nimi ująć. Pomoc, PARADOKSALNIE, dostają ci, którzy jej nie potrzebują!
b) powiększają tylko dziurę budżetową rozdawnictwem, powiekszajacym się stale aparatem urzędniczym. Generują olbrzymie koszty, które trzeba z czegoś pokryć. Podatki na litość boską nie są od naprawiania spie...olonego systemu, nie taka miała być ich rola!
A tymczasem właśnie partie prosocjalne doskonale wiedzą, czym chwycić serca biedoty. Biedota nie ma wiele do stracenia. I tak ledwie wiąże koniec z końcem. To zamiast pokazać jej inna drogę, wysoką płacę minimalną zamienić na dofinansowanie kursów rekwalifikacyjnych, programów "rozruchowych" dla takich ludzi, dalej brnie się w obietnice. A to dlatego, że działania naprawcze wymagają od ludzi WYSIŁKU, a partie pro-socjalne doskonale wiedzą, że do tych ludzi żądaniem wysiłku nie dotrą.
Co zatem? Status quo in aeternam?
Właśnie dzięki TYM ludziom, partie "olewająco pro-socjalne" będą istnieć i mieć się dobrze. Ci ludzie sami kręcą na siebie bicz, ciągle mając nadzieję - bo tylko ona im pozostała. Te partie dobrze wiedzą, że będą istnieć tylko dzięki biednym, bo bogatsi wybierają partie liberalniejsze lub liberalne (no dobra, w Polsce można wybrać i SLD, bo można się w nim było nachapać, co pokazała rzeczywistość - i o zgrozo - potwierdza to moje słowa!)
Jeśli dać tym ludziom władzę wyborczą, to... otrzymujesz efekt psa ogrodnika. Sami nie dostaną (bo te partie im nie dadzą, no z czego?!), a innymi nie dadzą. Natomiast dadzą się genialnie zmanipulować po raz enty "pomożecie? to razem ruszymy z posad bryle swiata, bedziemy sie kochac, a do kosmosu dojdzie sie pieszo".
Jaka jest Twoja opinia?
Null pointer exception

