gramin napisał(a):Powyższy cytat jest odpowiedzią na pytanie FlauFly na czym ma polegać umiarkowanie.Czyżby państwowa edukacja nawet czytania ze zrozumieniem nie potrafiła nauczyć? Na to wygląda. Pisałem wyraźnie:
Z jakichś dziwnych powodów ci oświeceni i racjonalnie myślący obrońcy wolnego rynku w swoim myśleniu politycznym kierują się archaicznym, plemiennym dwubiegunowym sposobem myślenia. Jeżeli totalna kontrola państwa wszystkiego i wszystkich obecna w komunizmie jest zła to niby jedynym rozwiązaniem tego problemu jest równie totalne zanegowania kontroli czegokolwiek.hock:
Właśnie to miałem na myśli pisząc, że komunizm i libertarianizm to w gruncie rzeczy podobne ideologie, jedynie z przeciwstawnych krańców pewnego kontinuum.
"Istnieją tylko DWIE drogi. Albo ludzie mają wolny wybór w jakiejś sferze"
To znaczy, że istnieją tylko dwa rozwiązania jakiejś sfery (których, rzecz jasna, jest cała masa). Na przykład: albo ja decyduję w jakim zakładzie się ubezpieczyć (i czy w ogóle się ubezpieczyć), albo robi to za mnie państwo. Jeśli państwo ma się tym zająć to ja automatycznie tracę wolność w tym punkcie do podejmowania decyzji o SWOIM ubezpieczeniu. Nie tylko jestem w ten sposób zniewolony ale traktowany przez rząd jak ktoś nieodpowiedzialny i głupi (skoro zakłada, że musi to zrobić za mnie bo ja sam mogę sobie nie poradzić). W konsekwencji ludzie się degenerują przez taki system, zaczynają być coraz mniej odpowiedzialni, nawet za własne życie. Dodatkowo za tę przymusową przysługę rząd pobiera sporo siana dla całej bandy urzędników oraz rządzących. Nie musi się w zasadzie szczypać z kosztami bo przecież i tak każdy musi się tutaj ubezpieczyć i za to zapłacić w podatkach.
gramin napisał(a):W zupełności zgadzam się z Rotheinem, że rozwiązania należy szukać gdzieś pośrodku owych skrajnych postaw. Są obszary, w których ingerencję państwa należy ograniczać do minimum, są jednak także takie sfery (jak edukacja, wymiar sprawiedliwości czy służba zdrowia), gdzie państwo musi ingerować.Pośrednie rozwiązania mamy na przykład dziś. Dzięki temu państwo nie zabiera już sobie wszystkich naszych owoców pracy, tak jak mniejwięcej było to za PRL, tylko 70% z hakiem. To znaczy, że mamy władzę tylko nad niecałymi 30% naszych, wyrobionych przez NAS SAMYCH, dóbr. Nad resztą władzę ma rząd.
Ale przecież tak musi być... co my byśmy zrobili z całością naszych owoców pracy? Nie poradzilibyśmy sobie.... Nie, to za duża odpowiedzialność jak na takich idiotów. Rząd musi brać.
Ludzie, toż to przecież mafie są często łagodniejsze i każą sobie płacić haracz po jakieś 10% zarobków tego, kogo 'ochraniają'!
gramin napisał(a):W dzisiejszej Polsce wystarczy np. znieść obowiązek szkolny (bez wprowadzania dodatkowych opłat za szkołę), aby część rodziców przestała posyłać swoje dzieci do szkoły. Czas ich zdaniem bezsensownie tracony na naukę mogłyby "twórczo" wykorzystać pomagając dorosłym pracując w warsztacie lub w polu.Zajmij się swoimi dziećmi jak już będziesz je mieć - to przede wszystkim.
Niestety ale okrutna prawda jest taka, że dzieci takich idiotów, którzy w normalnych warunkach nie posłaliby swoich pociech do szkoły i tak marnują całą "edukację" (raczej wkuwanie na pamięć schematów przy jednoczesnym niszczeniu logicznego myślenia i wyciągania wniosków), którą pod przymusem każdy musi opłacać. Właśnie te dzieci najczęśćiej się w ogóle nie uczą, wagarują, przechodzą z klasy do klasy bo przechodzą. Po prostu nawyki z domu często determinują wszystko. Jeśli rodzina nie przekaże im pewnych wartości (chociażby tego, że nauka jest najważniejsza) to nikt im tego nie jest w stanie wbić do głów - a już tym bardziej te państwowe nauczycielki na głodowych pensjach. Co najgorsze te dzieci demoralizują normalne dzieci, które uczyć się chcą!
Miałem na przykład kolegę w gimnazjum, który praktycznie nie potrafił nawet czytać (sic!) bo po prostu z litości był w podstawówce przepychany z klasy do klasy.
Odpowiedzcie mi dlaczego rodzice, którzy ciężko pracują i starają się godnie wychować swoje dzieci mają być gnębieni przez przymusowe zagrabianie im owoców pracy na edukację dzieci z rodzin patologicznych (które i tak z tego w większosci nic nie wyniosą)? W ten sposób nie tylko przymusowo finansują edukację dzieciom kompletnie nieodpowiedzialnych meneli ale i sami zmuszeni są posyłać swoje dzieci z ich dziećmi. Wszak skoro płacą tak horrendalne podatki (z których pokrywana jest ta "darmowa edukacja") to trudno będzie im jeszcze płacić za prywatne szkoły (które są po prostu fatalne z racji istnienia nieuczciwej konkurencji w psotaci pańswowych szkół, na które i tak płacić musi każdy niezależnie czy dają dobry czy zły serwis).
Nie wspominając już o tym, że cały ten system "państwa opiekuńczego" po prostu niszczy naturalne czynniki rodzicielskie, skoro zdejmuje się z rodziców obowiązki w stosunku do ich własnych potomków i nakłada się je na państwo. Czyli klasyczny przypadek "Wielki Wódz wykształcił nasze dzieci, Wielki Wódz pokazał jak mamy wychowywać nasze dzieci".
Co ważne: przy tym wszystkim marnuje się masa pieniędzy na bezsensowną ich redystrybucję. Prywatne szkoły byłyby tańsze pod tym względem, że płąciłoby się za konkretne usługi (w tym wypadku nauczanie) bezpośrednio tym, którzy te usługi świadczą, czyli szkole. Cała na biurokratyczna machina zajmująca się ściąganiem pieniędzy i następnie przekazywaniem jej z łap do łap aż trafi do szkoły byłaby zbędną i wszystkie te koszty by się ucięły.
No ale co w tym dziwnego, to właśnie jest czwarta metoda wydawania pieniędzy w klasyfikacji ś.p. Miltona Friedmana. Czyli ta najgorsza bo wydaje się cudze pieniądze na cudze cele (rząd wydaje pieniądze podatników na cele edukacyjne ich dzieci). W ten sposób trudno by te pieniądze zaznały poszanowania, stąd masa zbędnych wydatków w koło (urzędniczych).
Ciekawe, że jakoś nikt nie burzy się na fakt, że niektórych stać na korepetycje, a innych nie? Mnie na przykład nigdy nie było na nie stać, zawsze przed sprawdzianami np. z fizyki sam się uczyłem, okres gdy znakomita większość miała korepetycje. Jakoś nie czułem się gorszy.
gramin napisał(a):Nadmierny fiskalizm czy przerost kadry urzędniczej oczywiście jest zły, rozwiązanie powinno jednak polegać na "przycięciu" owych nadmiernie rozrośniętych elementów a nie ich całkowita likwidacja.Kolego, w jaki sposób chcesz je przyciąć, skoro według Ciebie tyloma sprawami zajmować ma się rząd? Skoro pragniesz dawać takie szerokie kompetencje rządowi to nie ma bata - nadmierny fiskalizm będzie gnębił nas wszystkich tak jak gnębi teraz.
Państwo to terytorium. Żeby jakiekolwiek terytorium było utrzymane musi istnieć:
1. Ochrona przed zagrożeniami zewnętrznymi,
2. Ochrona przed zagrożeniami wewnętrznymi,
3. Prawo państwowe - obejmujące wszystkich na terytorium tego państwa,
4. Dyplomacja.
Wszystko pozostałe ze spokojem każdy obywatel może sobie zapewnić sam. Państwo jest mu tylko potrzebne po to by pilnowało aby miał taką MOŻLIWOŚĆ. Natomiast to już od niego zależy czy tę możliwość wykorzysta. Reszta do istnienia państwa prawa nie jest potrzebna. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że więcej czynników państwowych niszczy państwo prawa bo zaczyna dochodzić do rządowowego grabienia swoich obywateli.
gramin napisał(a):To niby kto ma mieć prawa wyborcze? Wyłącznie mężczyźni, ludzie bogaci, osoby z co najmniej wyższym wykształceniem?Wystarczyłoby zrobić tak aby prawa wyborcze mieli ludzie po prostu przyczyniający się do utrzymywania państwa, czyli płacący podatki. Skoro ktoś nie utrzymuje państwa to nie ma moralnego prawa decydować o jego kształcie.
gramin napisał(a):Tutaj widzimy w całej rozciągłości jak libertarianizm (lub cokolwiek innego w co Noka wierzy) uwzględnia "rzeczywistość i naturę ludzką" :lol2:Ja nie wierzę, po prostu trzymam się faktów. Życie to nie bajka i nigdy tą bajką nie będzie - a przyjęcie tego faktu do wiadomości jest strasznie trudne dla niektórych dlatego szukają jakichś rozwiązań walczących z czynnikami, których nie idzie ominąć.
gramin napisał(a):Biedny, chory i słabo wykształcony robotnik fizyczny rzeczywiście ma nieograniczoną władzę nad swoim życiem i swoją własnością. W każdej chwili może skoczyć z mostu (bo na zakup broni może go już być nie stać).Jak to bajki skoro sam przyznałeś mi rację? Ten biedny, chory i słabo wykształcony robotnik fizyczny (dobrze, że jeszcze nie jest dodatkowo na wózku i z zapaleniem opon mózgowych) de facto będzie miał nieograniczaoną władzę nad swoim życiem i swoją własnością. To, że ktoś ma mało własności i słabe życie nie zmienia faktu, że w wolnym rynku mógłby nieograniczenie tym wszystkim dysponować (wykluczając ograniczanie tej swobody innym, na co nie pozwalałoby mu prawo państwa minimalnego). Nie widzę powodu by ktoś musiał pod groźbą karną (tak jak jest teraz) płacić na kogoś tylko dlatego, że miał pecha, się nie wykształcił czy zachorował. Natomiast taki pechowiec i tak miałby większe możliwości niż w kraju socjalnym, które podtrzymuje tylko biedę.
Bajki, bajki i jeszcze raz bajki.
Jeśli mowa o przypadkach niezdolnych do pracy to poczytajcie sobie o prywatnych instytucjach charytatywnych.
Torgo napisał(a):Jeśli ktoś wpadnie w NIEWOLĘ nałogu, to koniec jego wolności.Bądźmy poważni. Wolność występuje wtedy gdy obecna jest i odpowiedzialność za swe czyny. Jeśli ktoś był na tyle nieodpowiedzialny aby dać się wciągnąć w nałóg to niech ponosi odpowiedzialność swej lekkomyślności. Na błędzie na pewno najlepiej się naczuczy. Poczucie, że ktoś ciągle za nami stoi (państwo) jak za bezradnym cielakiem zmniejsza naturalne odruchy odpowiedzialności.
A branie narkotyków nie wyrządza nikomu krzywdy prócz samego ćpającego (czyli za ten czyn odpowiedzialnego). Nie widzę zatem powodów bym musiał przymusowo finansować tę całą szopkę zwaną "wojną z narkomanią" (która i tak nie jest skuteczna bo ten kto chce się naćpać i tak dostanie narkotyki, tyle, że jak wpadnie to policja zniszczy mu całe życie... bo chciał skosztować zakazanego przez państwo owocu).
Niedługo nie do pomyślenia będzie, że przy różnych wysokościach nie ma barierek bo przecież ktoś może sobie krzywdę zrobić i skoczyć... To jest po prostu szacunek do własnego ciała i unikanie jego niszczenia - tak samo jak w przypadku unikania skakania z wysokości jak i brania do buzi wszelakich świństw. Ale cóż.. im mniej odpowiedzialne i bardziej zdziecinniałe społeczeństwo, tym łatwiej nim sterować i manipulować.


hock: