Dziś miałem niebywałą nieprzyjemność spróbować skorzystać z tzw. "służby zdrowia". Co by nie rzucać za wiele wulgaryzmów przejdę od razu do rzeczy. Cała sprawa zaczęła się w środę, a właściwie w noc z wtorku na środę. Otóż zaczął mnie boleć ząb. Postanowiłem się go pozbyć poprzez ekstrakcję. Pomyślałem sobie, że skoro płace te wszystkie badziewia, a rwanie zęba to po prostu rwanie, nie ma różnicy kto rwie (no oczywiście w pewnych granicach) to skorzystam sobie z tzw. "publicznej służby zdrowia". Wstałem o 6:30 rano aby stanąć w kolejce po numerek. W ogóle to byłem lekko zdziwiony gdy dowiedziałem się od rodziny, że tak to się robi. No i stoję po ten numerek - kolejka z ogonkiem jak za komuny po mięso ale udało się. No to wróciłem do domu przespałem się trochę (akurat żab przestał jak na złość boleć) i poszedłem. Gdyby to się działo pół roku temu to cały rozdział mógł bym poświęcić samemu gabinetowi, jednak mięli niedawno remont i wymienili im część sprzętu - obecnie nawet jest spoko. Mówię pani doktór co jest na rzeczy a ona mi mówi, że ona się nie podejmie wyrwania. Cóż no zdarza się lepiej jak kobicina się uczciwie przyzna, że jej to nie idzie niż jak ma coś schrzanić. Przepisała mi antybiotyk, bo ząb bolał z powodu infekcji bakteryjnej i zasugerowała abym się w piątek (dziś) zgłosił do innej pani doktór i ona to załatwi, a przez ten czas mam jeść antybiotyk. No ok. ząb już nie boli dziś wstaje znowu 6:30 tym razem jednak nie dostałem tzw. numerka bo się towarzycho rzuciło jak na schab za komuny i niestety okazałem się być zbyt późno. Postanowiłem poszukać prywatnego stomatologa na kontrakcie z NFZ no i znalazłem. Pani powiedziała przez telefon, że ma dużo ludzi ale jeśli będzie "przerwa w pacjentach" to mnie przyjmie. Tam to samo kupa ludzi z tym, że umówionych na konkretną godzinę (+ w stosunku do numerków i państwowych przychodni). Czekam godzinę, drugą a ona tylko do 13 licząc pacjentów stwierdziłem, że nie ma sensu dłużej czekać no i idę z powrotem do przychodni gdzie nie dostałem numerka. Tam 4 osoby w kolejce w tym dwie baby, które kłócą się która pierwsza ma wchodzić. Jedna twierdzi, że wchodzi się numerkami, inna, że kolejnością przyjścia. W końcu z argumentów zeszły na wyliczanie która jest bardziej chora i którą bardziej boli - to jak sądzę miało przekonać drugą stronę konfliktu, że właśnie ta pierwsza powinna teraz wejść. Patrzę i myślę ZOO! Kurwa mać normalnie jestem w ZOO! Akurat nie pracuję dziś ale czasu też nie mam tyle aby do wątpliwej urody ZOO latać i żeby mi łaskę robili. Nie po to się pracuje, żeby potem się prosić! W tej kolejce wszyscy mieli tzw. numerki więc musiałbym czekać aż oni się "skończą" i wtedy prosić panią doktór o to by mnie przyjęła. Na moje nieszczęście przychodziły nowe osoby i ta kolejka wcale nie malała. Wróciłem do domu. No ale wróćmy do tego antybiotyku. Sprawa wygląda tak, że antybiotyki są szkodliwe oraz sprawiają, że bakterie się na nie uodparniają. Dlatego chciałem dziś ten ząb wyrwać nie przerywając terapii antybiotykowej. Do poniedziałku - kolejne 3 dni antybiotykoterapii to dla zdrowia nic dobrego. Przerwanie terapii i wznowienie to najgorsze co można zrobić. To wybicie najsłabszych bakterii i pozostawienie najbardziej odpornych na antybiotyk, to one dadzą potomstwo i w razie późniejszych problemów będę zaatakowany przez wzmocniony moją nieprawidłowo ukończoną terapią szczep.
I tak sobie myślę: pierdxxxlę tą całą państwową służbę zdrowia! Minęła godzina idę ostatni raz do tej przychodni jeśli coś pójdzie nie tak to jak zwykle zapłacę podwójnie - ubezpieczenie zdrowotne i leczenie prywatne!
Co ciekawe znajomy psa łatwiej wyleczył niż w tym chorym kraju leczy się ludzi.
I tak sobie myślę: pierdxxxlę tą całą państwową służbę zdrowia! Minęła godzina idę ostatni raz do tej przychodni jeśli coś pójdzie nie tak to jak zwykle zapłacę podwójnie - ubezpieczenie zdrowotne i leczenie prywatne!
Co ciekawe znajomy psa łatwiej wyleczył niż w tym chorym kraju leczy się ludzi.

