Zasadniczo gotów byłbym zgodzić się z kkap'em, gdyby nie pewna sprawa.
Nie miałem czasu czytać całego wątku, ale szukacz nie wskazał, żeby ktoś użył tu frazy 'służby specjalne'. A to źle, bo jest to klucz całego problemu. Krótko o samych służbach: jak wiemy są dotowane z budżetu, jako, że są częscią systemu obrony Rzp-litej. Jednak demokracja to taki niefajny ustrój, gdzie wszystkie tego typu sprawy - czyli wywalanie na coś pieniędzy z budżetu - są pod pewną kontrola publiczną, określone wielkości muszą być odznaczone w planie, zanotowane ich przeznaczenie itd. Krótko mówiąc, demokracja znacznie sprzyja infiltracji kraju przez wroga. W związku z tym SS zmuszone są poszukiwać 'lewych pieniędzy', takich, o których wiadomości są trudno dostępne, tj. wiadomo, że są, ale ile, z jakich źródeł, gdzie są itd. nie wiadomo. "Biznes", którym zajmują się SS musi być nielegalny, żeby nikt weń nie zaglądał, dochodowy (ze służbami w sposób mniej lub bardziej związanych w Priwislanskim Kraju jest około 300 tys. osób - to blisko 1% dorosłej populacji!) aby móc wyżywić swoich i jeszcze mieć na operacje, oraz przykryty oficjalną "walką z narkomanią".
Jakmiś cudem, pomimo ustawicznej walki, potęga SS wszyskich krajów nie może dać sobie rady z bandą ćpunów, którzy w odbytnicach przemycają woreczki z amfetaminą, a przynajmniej tak to przedstawia oficjalna propaganda. Nie przypadkiem - państwa same w sobie zainteresowane są handlem narkotykami. Co więcej zainteresowane są utrzymaniem nielegalności procederu, gdyż to daje im pozycję monopolisty. Ktoś im próbuje marysię hodować na boku - to spuszczają psy ze smyczy i kasuja delikwenta. I chwalą się w dzienniku 'skuteczną akcją antynarkotykową'. Dzięki prawu antynarkotykowemu ich pozycja nie jest nigdy zagrożona.
Słuzby nie każdego kraju zajmują się narkobiznesem. O ile mi wiadomo polskie raczej robią przekręty gospodarcze, oraz zajmują się typową działalnością gangsterską - wymuszenia, porwania, haracze, prostytucja etc. Cóż, mały kraj, małe możliwości. Ale to nie oznacza, że przyzwalają na zabranie pozycji narkomonopolisty swoim kolegom z ameryki. Musi istnieć pewna 'jedność ideowa', bo ludzie mogliby zacząć się zastanawiać, o co w tym tak naprawdę chodzi.
Dochodzimy teraz do sedna - problemem nie jest czy narkotyki powinny być legalne, bo to dla normalnego człowieka jest w miarę oczywiste (państwo nie chroni mnie przed zawałem, to czemu miałoby mnie chronić przed przećpaniem?), tylko jak ułożyć się ze służbami tak, aby 'wilk był syty i owca cała'. Nie łudźmy się, SS to potęga, i nie ma ochoty oddawać raz zagarniętej władzy. Na pewno nie ma mowy o tym by zalegalizować cały rynek narkotyków, molochy pozdychałyby z głodu. Natomiast można poszukać kompromisu - przykładowo legalizacji marychy i psychodelików, z których dochód jest mniejszy, a pod zakazem postawić tzw. 'narkotyki twarde'. No jest też alternatywa - zrobić przewrót i obalić demokrację, jako, że jest to ustrój 'bohatersko walczący z problemami, nieznanymi w innych, normalnych, ustrojach'.
Nie miałem czasu czytać całego wątku, ale szukacz nie wskazał, żeby ktoś użył tu frazy 'służby specjalne'. A to źle, bo jest to klucz całego problemu. Krótko o samych służbach: jak wiemy są dotowane z budżetu, jako, że są częscią systemu obrony Rzp-litej. Jednak demokracja to taki niefajny ustrój, gdzie wszystkie tego typu sprawy - czyli wywalanie na coś pieniędzy z budżetu - są pod pewną kontrola publiczną, określone wielkości muszą być odznaczone w planie, zanotowane ich przeznaczenie itd. Krótko mówiąc, demokracja znacznie sprzyja infiltracji kraju przez wroga. W związku z tym SS zmuszone są poszukiwać 'lewych pieniędzy', takich, o których wiadomości są trudno dostępne, tj. wiadomo, że są, ale ile, z jakich źródeł, gdzie są itd. nie wiadomo. "Biznes", którym zajmują się SS musi być nielegalny, żeby nikt weń nie zaglądał, dochodowy (ze służbami w sposób mniej lub bardziej związanych w Priwislanskim Kraju jest około 300 tys. osób - to blisko 1% dorosłej populacji!) aby móc wyżywić swoich i jeszcze mieć na operacje, oraz przykryty oficjalną "walką z narkomanią".
Jakmiś cudem, pomimo ustawicznej walki, potęga SS wszyskich krajów nie może dać sobie rady z bandą ćpunów, którzy w odbytnicach przemycają woreczki z amfetaminą, a przynajmniej tak to przedstawia oficjalna propaganda. Nie przypadkiem - państwa same w sobie zainteresowane są handlem narkotykami. Co więcej zainteresowane są utrzymaniem nielegalności procederu, gdyż to daje im pozycję monopolisty. Ktoś im próbuje marysię hodować na boku - to spuszczają psy ze smyczy i kasuja delikwenta. I chwalą się w dzienniku 'skuteczną akcją antynarkotykową'. Dzięki prawu antynarkotykowemu ich pozycja nie jest nigdy zagrożona.
Słuzby nie każdego kraju zajmują się narkobiznesem. O ile mi wiadomo polskie raczej robią przekręty gospodarcze, oraz zajmują się typową działalnością gangsterską - wymuszenia, porwania, haracze, prostytucja etc. Cóż, mały kraj, małe możliwości. Ale to nie oznacza, że przyzwalają na zabranie pozycji narkomonopolisty swoim kolegom z ameryki. Musi istnieć pewna 'jedność ideowa', bo ludzie mogliby zacząć się zastanawiać, o co w tym tak naprawdę chodzi.
Dochodzimy teraz do sedna - problemem nie jest czy narkotyki powinny być legalne, bo to dla normalnego człowieka jest w miarę oczywiste (państwo nie chroni mnie przed zawałem, to czemu miałoby mnie chronić przed przećpaniem?), tylko jak ułożyć się ze służbami tak, aby 'wilk był syty i owca cała'. Nie łudźmy się, SS to potęga, i nie ma ochoty oddawać raz zagarniętej władzy. Na pewno nie ma mowy o tym by zalegalizować cały rynek narkotyków, molochy pozdychałyby z głodu. Natomiast można poszukać kompromisu - przykładowo legalizacji marychy i psychodelików, z których dochód jest mniejszy, a pod zakazem postawić tzw. 'narkotyki twarde'. No jest też alternatywa - zrobić przewrót i obalić demokrację, jako, że jest to ustrój 'bohatersko walczący z problemami, nieznanymi w innych, normalnych, ustrojach'.

