O tym, że ateistyczny system moralny to potworek językowy pisałem już w pierwszym poście w temacie.
@zielony - cieszę się, że mamy chociaż jeden punkt styczny (kwestia braku wyższości życia ludzkiego nad życiem innym zwierząt).
Cały czas zwalczam twierdzenie o istnieniu moralności rozumianej tak "zbiór zasad (norm), które określają co jest dobre (prawidłowe, nieszkodliwe), a co złe (nieprawidłowe, szkodliwe)."
Tak rozumiana moralność jest systemem zasad nadanym naturalnie, powszechnym przesądzającym o tym co jest złe, a co dobre, do której przynajmniej niektórzy powinni się bezwzględnie stosować. Abstrahuje już od tego, że taka definicja to błąd ignotum per ignotum.
Nie da się stwierdzić przypadku realizacji tak rozumianej moralności. Natomiast twierdzenie, że istnieje coś czego nikt nie zaobserwował, nie wyliczył, nie potrafi uargumentować niezbędności istnienia tego w świetle innych zjawisk, jest najzwyczajniej niezasadne. Analogicznie bezzasadna jest wiara w byty nadprzyrodzone.
Pojawiła się również sugestia, że moralność jest wypełniana w poszczególnych kulturach wskutek wpływu religii, wychowania itp. wykazałem na przykładzie tłumu, który traci hamulce, że coś takiego również nie istnieje - niezależnie od tego czymbyśmy moralności nie wypełnili jej zasady będą przestrzegane tylko tak długo jak będą groziły konsekwencje za ich nieprzestrzeganie. Tym samym zasady moralności zyskują walor nie zasad, a nakazów (zasady w odróżnieniu od nakazów nie wymagają sankcji).
Pojawiła się również sugestia, że moralność powinna być rozumiana poprzez pryzmat relatywizmu moralnego. Świetnie, ale jeśli uznamy, że moralność jest relatywna, to jak można dalej twierdzić, że jest jeszcze zbiorem zasad? Zbiory zasad nie mogą się zmieniać pod wpływem okoliczności, ponieważ tracą wtedy walor powtarzalności, który decyduje o tym, że są zasadami. W istocie uznanie tego co się nazywa relatywizmem moralnym jest przyznaniem, że moralność nie istnieje - chyba że potraktujemy ją jako synonim oportunizmu. A jaki jest sens nadawania oportunizmowi innej nazwy, która jest powszechnie kojarzona jako oznaczająca coś pozytywnego w przeciwieństwie do oportunizmu? Oczywiście, jedynym celem jest próba wywyższenia ludzi nad inne zwierzęta, poprzez wskazanie, że wprawdzie małpy są naszymi kuzynami, ale my mamy oportunizm zwany też moralnością (moralność brzmi dumnie, oportunizm już nie). Natomiast używanie wyrazów, do których tworzy się pozytywne konotacje, żeby zastąpić wyrazy o negatywnych konotacjach, jest zwyczajnym zabiegiem retorycznym, który nie powoduje, że oportunizm traci swój charakter.
Mam nadzieję, że teraz moje stanowisko jest zrozumiałe.
@zielony - cieszę się, że mamy chociaż jeden punkt styczny (kwestia braku wyższości życia ludzkiego nad życiem innym zwierząt).
Cały czas zwalczam twierdzenie o istnieniu moralności rozumianej tak "zbiór zasad (norm), które określają co jest dobre (prawidłowe, nieszkodliwe), a co złe (nieprawidłowe, szkodliwe)."
Tak rozumiana moralność jest systemem zasad nadanym naturalnie, powszechnym przesądzającym o tym co jest złe, a co dobre, do której przynajmniej niektórzy powinni się bezwzględnie stosować. Abstrahuje już od tego, że taka definicja to błąd ignotum per ignotum.
Nie da się stwierdzić przypadku realizacji tak rozumianej moralności. Natomiast twierdzenie, że istnieje coś czego nikt nie zaobserwował, nie wyliczył, nie potrafi uargumentować niezbędności istnienia tego w świetle innych zjawisk, jest najzwyczajniej niezasadne. Analogicznie bezzasadna jest wiara w byty nadprzyrodzone.
Pojawiła się również sugestia, że moralność jest wypełniana w poszczególnych kulturach wskutek wpływu religii, wychowania itp. wykazałem na przykładzie tłumu, który traci hamulce, że coś takiego również nie istnieje - niezależnie od tego czymbyśmy moralności nie wypełnili jej zasady będą przestrzegane tylko tak długo jak będą groziły konsekwencje za ich nieprzestrzeganie. Tym samym zasady moralności zyskują walor nie zasad, a nakazów (zasady w odróżnieniu od nakazów nie wymagają sankcji).
Pojawiła się również sugestia, że moralność powinna być rozumiana poprzez pryzmat relatywizmu moralnego. Świetnie, ale jeśli uznamy, że moralność jest relatywna, to jak można dalej twierdzić, że jest jeszcze zbiorem zasad? Zbiory zasad nie mogą się zmieniać pod wpływem okoliczności, ponieważ tracą wtedy walor powtarzalności, który decyduje o tym, że są zasadami. W istocie uznanie tego co się nazywa relatywizmem moralnym jest przyznaniem, że moralność nie istnieje - chyba że potraktujemy ją jako synonim oportunizmu. A jaki jest sens nadawania oportunizmowi innej nazwy, która jest powszechnie kojarzona jako oznaczająca coś pozytywnego w przeciwieństwie do oportunizmu? Oczywiście, jedynym celem jest próba wywyższenia ludzi nad inne zwierzęta, poprzez wskazanie, że wprawdzie małpy są naszymi kuzynami, ale my mamy oportunizm zwany też moralnością (moralność brzmi dumnie, oportunizm już nie). Natomiast używanie wyrazów, do których tworzy się pozytywne konotacje, żeby zastąpić wyrazy o negatywnych konotacjach, jest zwyczajnym zabiegiem retorycznym, który nie powoduje, że oportunizm traci swój charakter.
Mam nadzieję, że teraz moje stanowisko jest zrozumiałe.
"All great men should be haunted by the fear of not living up to their potential.
All loyal men should be haunted by the fear of not having done enough for their country.
All honourable men should be haunted by the fear of not having lived a life worthy of those men who came before us." Sigurd
All loyal men should be haunted by the fear of not having done enough for their country.
All honourable men should be haunted by the fear of not having lived a life worthy of those men who came before us." Sigurd
